. Widzę natura w tym idzie obłudnie; Choć natura w tym idzie obłudnie; Choć powierzchownie stworzy człeka cudnie; Wczym inszym ujmie. Stadnik maści złoty Cóż po tej sierci gdy pies do roboty. Dam. W tej powierzchownej niemiałam ja krasie Smaku/ co oczy tylko Zwierzchu pasie: Nic to choć brudny/ postacią Esopa/ Kiedy dobrego ma przymioty chłopa. P. Och. A kieby też tak jako dobra czyni Ze pustkom nieda leżeć Gospodyni? Choć jeden/ niedba i żle gospodarzy; Inszym osadza/ abosz się nadarzy? Abosz to pierwsza? abosz to nowina? Rzymska przykładem będzie Mesalina: Gdy wpowinności
. Widzę náturá w tym idźie obłudnie; Choć náturá w tym idźie obłudnie; Choć powierzchownie stworzy człeká cudnie; Wczym inszym vymie. Stádnik máśći złoty Cosz po tey śierći gdy pies do roboty. Dam. W tey powierzchowney niemiáłám ia kraśie Smáku/ co oczy tylko Zwierzchu páśie: Nic to choć brudny/ postáćią Esopá/ Kiedy dobrego ma przymioty chłopá. P. Och. A kieby tesz ták iáko dobra czyni Ze pustkom nieda leżeć Gospodyni? Choć iedęn/ niedba y żle gospodárzy; Inszym osadza/ ábosz się nádárzy? Abosz to pierwsza? abosz to nowiná? Rzymska przykłádem będźie Messáliná: Gdy wpowinnośći
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 189
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
i dzieci Wyjąwszy. Importunem nazowę go śmiele, Kto miasto trzech dni u mnie mieszka trzy niedziele. Chcesz po mnie, zażyjże sam dyskrecyjej wprzódy; Będziesz mi bez ciężaru, będziesz i bez szkody. 24 (P). NA TOŻ DRUGI RAZ DO GOŚCIA NIEDYSKRETNEGO
Lekkie się obrok widzi, wiszowate siano, Chleb brudny, piwo kwaśne i budzą cię rano. Słuchaj, gościu, mej rady: dla lepszej wygody Nie wadzi dwakroć w tydzień odmieniać gospody. Choć trzy dni u każdego z przyjaciół zabawisz, Cały rok, w swoim domu nie postawszy, strawisz. Przyjedźże znowu do mnie, będzie piwo beczką, Chleb piękny, siano
i dzieci Wyjąwszy. Importunem nazowę go śmiele, Kto miasto trzech dni u mnie mieszka trzy niedziele. Chcesz po mnie, zażyjże sam dyskrecyjej wprzódy; Będziesz mi bez ciężaru, będziesz i bez szkody. 24 (P). NA TOŻ DRUGI RAZ DO GOŚCIA NIEDYSKRETNEGO
Lekkie się obrok widzi, wiszowate siano, Chleb brudny, piwo kwaśne i budzą cię rano. Słuchaj, gościu, mej rady: dla lepszej wygody Nie wadzi dwakroć w tydzień odmieniać gospody. Choć trzy dni u każdego z przyjaciół zabawisz, Cały rok, w swoim domu nie postawszy, strawisz. Przyjedźże znowu do mnie, będzie piwo beczką, Chleb piękny, siano
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 22
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
gry, Na kufie wina siedzi, pstre go ciągną tygry; Skronie wkoło odziane z bluszczu kryje wiecha, Dmie dudy, gdzie obróci, pełno wszędy echa. Juno, wprawiwszy pawom argusowe oczy, Nimi się w nawiedziny swej Kartagi toczy, Wodze w ręku trzymając, bo on ogon cudny Zaraz spuszczą, dojźrawszy nogi sobie brudnej. Parę smukłych łabędzi do złotych łogoszy Zaprzągszy, Wenus siedzi, Kupido je płoszy; Mający nogi, pławie i skrzydła z łabęciem, Chodzi, pływa i lata ta pani z dziecięciem. Sprawiedliwa Nemezis, w jednej mieszek, w drugiej Ręce ostry miecz trzyma, z grefów sprzągszy cugi Jedzie, a w którąkolwiek stronę cugle
gry, Na kufie wina siedzi, pstre go ciągną tygry; Skronie wkoło odziane z bluszczu kryje wiecha, Dmie dudy, gdzie obróci, pełno wszędy echa. Juno, wprawiwszy pawom argusowe oczy, Nimi się w nawiedziny swej Kartagi toczy, Wodze w ręku trzymając, bo on ogon cudny Zaraz spuszczą, dojźrawszy nogi sobie brudnej. Parę smukłych łabędzi do złotych łogoszy Zaprzągszy, Wenus siedzi, Kupido je płoszy; Mający nogi, pławie i skrzydła z łabęciem, Chodzi, pływa i lata ta pani z dziecięciem. Sprawiedliwa Nemezis, w jednej mieszek, w drugiej Ręce ostry miecz trzyma, z grefów sprzągszy cugi Jedzie, a w którąkolwiek stronę cugle
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 192
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
się warkoczu I, byście w twardość równały się z stalą,
Chrońcie się pilno jej oczu, Jedno was rodzi słońce — te dwie spalą.
A choćby się wam i to przytrafiło, Piękną wam szczęście wasze śmierć przybiera, I niech wam mdleć będzie miło Dla tej, dla której wszytek świat umiera. NA KOSZULĘ BRUDNĄ
Jadwisiu, ja-ć już wierzę ku twej sławie, Że masz tysiącem młodzieńców w rękawie; Nie męcz ich jednak i służbie ich gwóli Przynamniej w białej chowaj ich koszuli.
Możesz-ci, idąc za zwycięstwa prawem, Więzieniem onych karać niełaskawem, Lecz nie tak ciemnym i niech jętych ludzi Turma twa więzi tylko, a nie
się warkoczu I, byście w twardość równały się z stalą,
Chrońcie się pilno jej oczu, Jedno was rodzi słońce — te dwie spalą.
A choćby się wam i to przytrafiło, Piękną wam szczęście wasze śmierć przybiera, I niech wam mdleć będzie miło Dla tej, dla której wszytek świat umiera. NA KOSZULĘ BRUDNĄ
Jadwisiu, ja-ć już wierzę ku twej sławie, Że masz tysiącem młodzieńców w rękawie; Nie męcz ich jednak i służbie ich gwóli Przynamniej w białej chowaj ich koszuli.
Możesz-ci, idąc za zwycięstwa prawem, Więzieniem onych karać niełaskawem, Lecz nie tak ciemnym i niech jętych ludzi Turma twa więzi tylko, a nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 44
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż w
nie śpię, jam tylko sam czuły. Wszytkie te gwiazdy widzą me niewczasy, Kiedy wieńcami zdobię twe zawiasy Albo-ć sen słodzę śpiewaczymi głosy, Albo skrzypkami, choć się boją rosy. Otwórzże okno, uchyl okiennice, Rozśmieje się noc, jako gdy z łożnice Rumiana Zorza od Tytona wstaje
I świetną barwę brudnym cieniom daje; W dzień się opalisz, ale nocy chłodnej Nie kryj mi, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 183
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Owa co-ć panna przypnie, krawiec zrobi, Wszytko-ć przystoi i wszytko cię zdobi; Wolałbym przecię, moja droga Jago, Nie w tych cię strojach widzieć, ale nago. GWIAZDY
Patrz, moja dziewko, jako w nocy chłodne Niebo swe ognie rozświeca pogodne, Jako tak gęste gwiazdy i promienie Brudne Hekaty zwyciężają cienie. Przypatrz się liczbie, przypatrz ich ozdobie, A najdziesz więcej we mnie albo w sobie: Jasne są gwiazdy, ale z twoich oczy Miłość nierównie większą jasność toczy; Siła gwiazd, ale przy dobrym rachunku Mąk ty mnie więcej dajesz bez ratunku. Tak ty światłość ich światłem swym przechodzisz; Ja liczbę
Owa co-ć panna przypnie, krawiec zrobi, Wszytko-ć przystoi i wszytko cię zdobi; Wolałbym przecię, moja droga Jago, Nie w tych cię strojach widzieć, ale nago. GWIAZDY
Patrz, moja dziewko, jako w nocy chłodne Niebo swe ognie rozświeca pogodne, Jako tak gęste gwiazdy i promienie Brudne Hekaty zwyciężają cienie. Przypatrz się liczbie, przypatrz ich ozdobie, A najdziesz więcej we mnie albo w sobie: Jasne są gwiazdy, ale z twoich oczy Miłość nierównie większą jasność toczy; Siła gwiazd, ale przy dobrym rachunku Mąk ty mnie więcej dajesz bez ratunku. Tak ty światłość ich światłem swym przechodzisz; Ja liczbę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 247
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
sercu i w nocy czas głuchy Schodziłaś z nieba i żeś w utajonem Cieniu siadała z swym Endymijonem, Uśmierz twe blaski, użycz swego cienia, Boć nocny gamrat inszego płomienia I ognia nie chce i nie potrzebuje
Prócz tego, który w sercu swym piastuje. Ach, okrutnico, straty mej przyczyno, Hekate brudna, brzydka Próżerpino, Aniś ty piękna, aniś ty powinna Tak bliska słońcu, kiedyś nieuczynna! Dobrześ za żonę dana Plutonowi, Kiedy cię prośba niska nie namówi; I to twój lepszy mąż, bo za muzykę Pozwolił z piekła wywieść Eurydykę, A ty, zazdrosna, nie chcesz ciemnej nocy Przyczernić
sercu i w nocy czas głuchy Schodziłaś z nieba i żeś w utajonem Cieniu siadała z swym Endymijonem, Uśmierz twe blaski, użycz swego cienia, Boć nocny gamrat inszego płomienia I ognia nie chce i nie potrzebuje
Prócz tego, który w sercu swym piastuje. Ach, okrutnico, straty mej przyczyno, Hekate brudna, brzydka Prozerpino, Aniś ty piękna, aniś ty powinna Tak bliska słońcu, kiedyś nieuczynna! Dobrześ za żonę dana Plutonowi, Kiedy cię prośba niska nie namówi; I to twój lepszy mąż, bo za muzykę Pozwolił z piekła wywieść Eurydykę, A ty, zazdrosna, nie chcesz ciemnej nocy Przyczernić
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 250
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, i serca tęsknice. Taki mój żywot, taka jest drużyna, I co jest złego od strzał Kupidyna. Ale ty, Jago, kiedy o mym zdrowiu Pytasz, miejże wraz leki pogotowiu, Bo tak i doktor wprzód pulsu spróbuje, Pyta chorego, a potem ratuje. SERENATA
Dobranoc, dziewczę moje! Już brudnym cieniem okryły się nieba I zgasły słońca zachodnie podwoje, Już się na smaczny sen udać potrzeba I w nim utopić dzienne niepokoje. Dobranoc, serce moje!
Dobranoc, dziewczę moje! Aleć ty już śpisz, bo któż ci przeszkodzi? Troska nie wstąpi na twoje pokoje, Każda-ć noc cicho w miękkim pierzu schodzi,
, i serca tęsknice. Taki mój żywot, taka jest drużyna, I co jest złego od strzał Kupidyna. Ale ty, Jago, kiedy o mym zdrowiu Pytasz, miejże wraz leki pogotowiu, Bo tak i doktor wprzód pulsu spróbuje, Pyta chorego, a potem ratuje. SERENATA
Dobranoc, dziewczę moje! Już brudnym cieniem okryły się nieba I zgasły słońca zachodnie podwoje, Już się na smaczny sen udać potrzeba I w nim utopić dzienne niepokoje. Dobranoc, serce moje!
Dobranoc, dziewczę moje! Aleć ty już śpisz, bo któż ci przeszkodzi? Troska nie wstąpi na twoje pokoje, Każda-ć noc cicho w miękkim pierzu schodzi,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 273
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Pisze do mnie, na jutro zapraszając, kartkę. Ledwie się przywitamy: „Gotuj chyżo — rzecze — Do stołu.” Tu z kolebki mamka obrus wlecze; Rzekłbym, że żółta jucha od niedziele świętej, Ale sam zapach świadczy, że to nie cymenty. Rzepę siej na talerzu, toż na brudnym trzopie. On powiedał, że w barszczu, niesie kość w ukropie Parobek, co wymiatał gnój od cieląt z grodze: Nie pożywiłaby się mysz, tak pies ogłodze; W tym coś, aleć chleb przecie na stole podobno Kładą, bowiem ośrodka od skórki osobno. Chcę ukroić — jakbym też nóż gwałtem
, Pisze do mnie, na jutro zapraszając, kartkę. Ledwie się przywitamy: „Gotuj chyżo — rzecze — Do stołu.” Tu z kolebki mamka obrus wlecze; Rzekłbym, że żółta jucha od niedziele świętej, Ale sam zapach świadczy, że to nie cymenty. Rzepę siej na talerzu, toż na brudnym trzopie. On powiedał, że w barszczu, niesie kość w ukropie Parobek, co wymiatał gnój od cieląt z grodze: Nie pożywiłaby się mysz, tak pies ogłodze; W tym coś, aleć chleb przecie na stole podobno Kładą, bowiem ośrodka od skórki osobno. Chcę ukroić — jakbym też nóż gwałtem
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 280
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Skąd jakoby ze źródła, kto by rzekł, wzrok krzywy Zawsze wyrzuca krople zielonej oliwy. Jeśli cię rzadkie zębów błękitnych szeregi Albo po ospowatej twarzy cieszą piegi, Kędy na zupnej maści lepione flejtuchy Jak żywe wyrażają owe wielkie muchy? Pyszczaszek królikowy; załamana bródka; Dołek w niej na pół palca; ostra starczy kłódka Z brudnej i chudej szyje, gdzie wszytkie kawałki,
Wszytkie przez krztań puszczone policzysz michałki. Ucho trochę obwisłe i tu, nową modą, Trzęsidło czy starego indyka pod brodą? Że rdza padnie na wargi, że ropą opuchną, Pianka zawsze w kącikach, że dziąsła kęs cuchną, Nic cię to nie odraża, kiedy bez przestanku
Skąd jakoby ze źródła, kto by rzekł, wzrok krzywy Zawsze wyrzuca krople zielonej oliwy. Jeśli cię rzadkie zębów błękitnych szeregi Albo po ospowatej twarzy cieszą piegi, Kędy na zupnej maści lepione flejtuchy Jak żywe wyrażają owe wielkie muchy? Pyszczaszek królikowy; załamana bródka; Dołek w niej na pół palca; ostra starczy kłódka Z brudnej i chudej szyje, gdzie wszytkie kawałki,
Wszytkie przez krztań puszczone policzysz michałki. Ucho trochę obwisłe i tu, nową modą, Trzęsidło czy starego indyka pod brodą? Że rdza padnie na wargi, że ropą opuchną, Pianka zawsze w kącikach, że dziąsła kęs cuchną, Nic cię to nie odraża, kiedy bez przestanku
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 395
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987