, gdy insze straszne odchadzają stada, U portu zwyczajnego wygląda obiada.
LVIII.
Ja nie wiem, czy to prawda, czy to tylko bają, Co o tem Proteusie ludzie powiadają; Toli na białegłowy w tamtem kraju stary Zwyczaj i na niezbożne zostawia ofiary, Że orka, co każdy dzień do portu przychodzi, Obkarmiona ich ciały pięknemi odchodzi; Acz się dziewką urodzić jest po wszytkiem świecie Nieszczęście, w tem dopiero wielkie jest powiecie.
LIX.
O nieszczęśliwe panny, które z dalekiego Kraju fortuna pędzi do brzegu srogiego! Kędy ludzie okrutni nad brzegiem czekają I krwią gładkich pielgrzymek bogi swe błagają. Bo im więcej do ofiar biorą cudzoziemek,
, gdy insze straszne odchadzają stada, U portu zwyczajnego wygląda obiada.
LVIII.
Ja nie wiem, czy to prawda, czy to tylko bają, Co o tem Proteusie ludzie powiadają; Toli na białegłowy w tamtem kraju stary Zwyczaj i na niezbożne zostawia ofiary, Że orka, co każdy dzień do portu przychodzi, Obkarmiona ich ciały pięknemi odchodzi; Acz się dziewką urodzić jest po wszytkiem świecie Nieszczęście, w tem dopiero wielkie jest powiecie.
LIX.
O nieszczęśliwe panny, które z dalekiego Kraju fortuna pędzi do brzegu srogiego! Kędy ludzie okrutni nad brzegiem czekają I krwią gładkich pielgrzymek bogi swe błagają. Bo im więcej do ofiar biorą cudzoziemek,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 162
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
tak owi Naprzeciw surowemu szli Rodomontowi, Kamienie nań to z dachów, to z okien ciskają, Drudzy nań z bliska chmury pocisków puszczają.
XVI.
Pieszych, jeznych tak wiele zewsząd każdą drogą Przybywa ze wszytkich stron, że się ledwie mogą Zmieścić w przestronem rynku; lecą, jako pszczoły Pełnem rojem, wonnemi obkarmione zioła, Że choćby beli nadzy wszyscy, nieubrani, Choćby tak, jako rzepa, mogli być krajani I choćby nie broniąc się na pował leżeli, Za dwieby ich Rodomont nie pobił niedzieli.
XVII.
Przykrzy się na ostatek już poganinowi, Radby się w zad ku swemu wrócił orszakowi; Mało co ich ubywa
tak owi Naprzeciw surowemu szli Rodomontowi, Kamienie nań to z dachów, to z okien ciskają, Drudzy nań z blizka chmury pocisków puszczają.
XVI.
Pieszych, jeznych tak wiele zewsząd każdą drogą Przybywa ze wszytkich stron, że się ledwie mogą Zmieścić w przestronem rynku; lecą, jako pszczoły Pełnem rojem, wonnemi obkarmione zioły, Że choćby beli nadzy wszyscy, nieubrani, Choćby tak, jako rzepa, mogli być krajani I choćby nie broniąc się na pował leżeli, Za dwieby ich Rodomont nie pobił niedzieli.
XVII.
Przykrzy się na ostatek już poganinowi, Radby się w zad ku swemu wrócił orszakowi; Mało co ich ubywa
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 40
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905