drugimi. Lecz i ty, ktoś jest kolwiek, nie wierz szczęściu swemu: Co mnie dziś, jutro tobie, pojutrze trzeciemu. Gdzież słowo, gdzież ofiary, kędy ręka dana, Gdzie boska na świadectwo powaga wezwana? Ostateczny niestatku, białej płci wrodzony, Bo nie tuszę, abym żył Bogu tak mierziony, Żebym z pod tak ciężkiego jarzma mojej głowy Nie podniosł i te wiecznie miał dźwigać okowy. Zwyciężyła uprzejmą miłość hardość twoja; Ustępuje przed pychą uniżoność moja. Wszakże obronną ręką, bo choć powiedają, Że żółci żadnej w sobie gołębie nie mają, Jednakże klują i te swoje przeciwniki I mucha przyciśniona ma też
drugimi. Lecz i ty, ktoś jest kolwiek, nie wierz szczęściu swemu: Co mnie dziś, jutro tobie, pojutrze trzeciemu. Gdzież słowo, gdzież ofiary, kędy ręka dana, Gdzie boska na świadectwo powaga wezwana? Ostateczny niestatku, białej płci wrodzony, Bo nie tuszę, abym żył Bogu tak mierziony, Żebym z pod tak ciężkiego jarzma mojej głowy Nie podniosł i te wiecznie miał dźwigać okowy. Zwyciężyła uprzejmą miłość hardość twoja; Ustępuje przed pychą uniżoność moja. Wszakże obronną ręką, bo choć powiedają, Że żołci żadnej w sobie gołębie nie mają, Jednakże klują i te swoje przeciwniki I mucha przyciśniona ma też
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 275
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
sideł chybił, nie wie drogi. Nakoniec w nie uderzył: sieć nagle skoczyła I tak umotanego na dół obaliła.
LV.
Widząc Astolf, że olbrzym nic sobą nie włada, Już bezpieczny sam o się, do niego przypada I zsiadszy z Rabikana, mieczem wyniesiony, Chce mu za tak wiele dusz wziąć żywot mierziony. Potem mu się zda, że się więźnia bić nie godzi I że to raczej z strachu, nie z męstwa przychodzi, Chcieć tego zabić, który sobie nie pomoże I szyją, ręką, nogą ruszyć się nie może.
LVI.
Tę sieć Wulkan sam zrobił z drótu subtelnego, Z co lepszego żelaza i tak
sideł chybił, nie wie drogi. Nakoniec w nie uderzył: sieć nagle skoczyła I tak umotanego na dół obaliła.
LV.
Widząc Astolf, że olbrzym nic sobą nie włada, Już bezpieczny sam o się, do niego przypada I zsiadszy z Rabikana, mieczem wyniesiony, Chce mu za tak wiele dusz wziąć żywot mierziony. Potem mu się zda, że się więźnia bić nie godzi I że to raczej z strachu, nie z męstwa przychodzi, Chcieć tego zabić, który sobie nie pomoże I szyją, ręką, nogą ruszyć się nie może.
LVI.
Tę sieć Wulkan sam zrobił z drótu subtelnego, Z co lepszego żelaza i tak
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 344
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
był nie pokazał złoty Febus na horyzoncie, jeszcze do roboty Dziennej żaden się nie miał, nawet jeszcze mała Ptaszyna z malowanem pierzem nie wszczynała Łagodniuchnych piosneczek — jako codzień zwykła, Rożana ledwie gwiazda przed słońcem wynikła Z morza —
leżąc na łóżku Włoch mówi do żony: »Skarżę się, jako to ten twój piesek mierziony Będąc małą bestyjką rzuca się na człeka«. Żona: »Małyć i człowiek — ten na tego szczeka«.
Siódma na pułzegarzu, czas wygania Włocha Do parlamentu, a tu z gachem kuperdocha Zszedszy się, gdy tak mają rzeczy dość gruntowne W swych zamysłach — afekty wzajem sobie równe Wyświadczają. Tu Włoszka lub roznie
był nie pokazał złoty Febus na horyzoncie, jeszcze do roboty Dziennej żaden się nie miał, nawet jeszcze mała Ptaszyna z malowanem pierzem nie wszczynała Łagodniuchnych piosneczek — jako codzień zwykła, Rożana ledwie gwiazda przed słońcem wynikła Z morza —
leżąc na łożku Włoch mowi do żony: »Skarżę sie, jako to ten twoj piesek mierziony Będąc małą bestyjką rzuca się na człeka«. Żona: »Małyć i człowiek — ten na tego szczeka«.
Siodma na pułzegarzu, czas wygania Włocha Do parlamentu, a tu z gachem kuperdocha Zszedszy się, gdy tak mają rzeczy dość gruntowne W swych zamysłach — affekty wzajem sobie rowne Wyświadczają. Tu Włoszka lub roznie
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 89
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
naszych ukaran. Mów wilku pacierz! A on przecie: owca, baran, Osman znowu odmienia fantazją WOJNA CHOCIMSKA
Chce się bić do upaści i umierać, niżli Traktować, a jako więc na jeżowy wyżli Warczą łupież, jeśli ich nim kto na dwór kole, Tak pakta, tak i temu Konstantynopole, Gdzie go albo mierziony pokój albo zima Przejętymi mrozami wyżga spod Chocima. Toż ledwie, że się imię modre niebo żarzyć, Każe do nas ze wszech stron z burzących dział parzyć, Sam wywiódł wojsko w pole, sam go z góry pędzi, Czy oszalał, czy się wściekł, tak woła, tak zrzędzi! Chciałby na nas
naszych ukaran. Mów wilku pacierz! A on przecie: owca, baran, Osman znowu odmienia fantazyą WOJNA CHOCIMSKA
Chce się bić do upaści i umierać, niżli Traktować, a jako więc na jeżowy wyżli Warczą łupież, jeśli ich nim kto na dwór kole, Tak pakta, tak i temu Konstantynopole, Gdzie go albo mierziony pokój albo zima Przejętymi mrozami wyżga spod Chocima. Toż ledwie, że się imie modre niebo żarzyć, Każe do nas ze wszech stron z burzących dział parzyć, Sam wywiódł wojsko w pole, sam go z góry pędzi, Czy oszalał, czy się wściekł, tak woła, tak zrzędzi! Chciałby na nas
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 282
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
”
LXXXVII.
Tak mówiąc, wzdychał ciężko Rugier żałośliwy, A oczy, jak dwie źrzódła, pędzą strumień żywy. Już też błyszcząc, Apollo postępował złoty I promienie srebrnemi na świat ciskał wroty, Kiedy Frontyn przychodził do gaju jednego, Niewymownie i drzewem i liściem gęstego. To miejsce postrzegł Rugier wnet, a iż mierziony Żywot wzgardził, tam umrzeć pragnie, zatajony.
LXXXVIII.
Jedzie w las, gdzie najgęstsze chrusty z chwastem były I gdzie jasne promienie nigdy nie wchodziły; Tam zsiadł i uzdę zdjąwszy z Frontyna swojego, Wolność mu daje, smętny mówiąc do smętnego: Mój najmężniejszy koniu, Frontynie kochany! Czujesz i ty podomno, jako
”
LXXXVII.
Tak mówiąc, wzdychał ciężko Rugier żałośliwy, A oczy, jak dwie źrzódła, pędzą strumień żywy. Już też błyszcząc, Apollo postępował złoty I promienie srebrnemi na świat ciskał wroty, Kiedy Frontyn przychodził do gaju jednego, Niewymownie i drzewem i liściem gęstego. To miejsce postrzegł Rugier wnet, a iż mierziony Żywot wzgardził, tam umrzeć pragnie, zatajony.
LXXXVIII.
Jedzie w las, gdzie najgęstsze chrósty z chwastem były I gdzie jasne promienie nigdy nie wchodziły; Tam zsiadł i uzdę zdjąwszy z Frontyna swojego, Wolność mu daje, smętny mówiąc do smętnego: Mój najmężniejszy koniu, Frontynie kochany! Czujesz i ty podomno, jako
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 357
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905