Onoż moja uciecha, onoż moje pole! Nie zające, porwony katu i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA WESELU JEGO, HERBU LELIWA
Słońce w dzień, miesiąc z gwiazdą chociaż świecą w nocy, Potrzebują oboje ogniowej pomocy. Nie darmo go w przezwisku polski szlachcic krzesze, Mając gwiazdę z miesiącem w herbu swego cesze. Więc dopadszy krzesiwa dla swego imienia, Mój kochany Wacławie, nie żałuj krzemienia, Krzesz ogień, a postrzegszy, że się iskra chwyci,
Jako najgłębiej wtykaj knot, chociaż nie z nici. Potrzebne są do gwiazdy
Onoż moja uciecha, onoż moje pole! Nie zające, porwony katu i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA WESELU JEGO, HERBU LELIWA
Słońce w dzień, miesiąc z gwiazdą chociaż świecą w nocy, Potrzebują oboje ogniowej pomocy. Nie darmo go w przezwisku polski szlachcic krzesze, Mając gwiazdę z miesiącem w herbu swego cesze. Więc dopadszy krzesiwa dla swego imienia, Mój kochany Wacławie, nie żałuj krzemienia, Krzesz ogień, a postrzegszy, że się iskra chwyci,
Jako najgłębiej wtykaj knot, chociaż nie z nici. Potrzebne są do gwiazdy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 57
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak psuję. Męka to raczej i ból mojej głowy; Nie męka też to, co sobie smakuję; Smak być nie może, bo mię to frasuje; Przecię wraz i smak, i żal serce czuje.
Jeśli to nie żal ni smaczne ochłody, To pewnie głupstwo, którym
i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak psuję. Męka to raczej i ból mojej głowy; Nie męka też to, co sobie smakuję; Smak być nie może, bo mię to frasuje; Przecię wraz i smak, i żal serce czuje.
Jeśli to nie żal ni smaczne ochłody, To pewnie głupstwo, którym
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 184
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
cudze winy Płacząc, że na to nie dosyć dwie oczy, Z całego te łzy krwawe ciała toczy, Poci się krwią i truchleje: Wstyd święty, który czując bez przyczyny Zelżywość swoję, tak się w sercu burzy, Że się przez skórę i ze krwią wynurzy.
Poci się krwią zmordowany: Alembik, w którym ogniowa robota Płomienia, zbytniej, i wągla, miłości Wódki przepuszcza drogie i wonności; Poci się krwią sfarbowany: Wór, który pełen rubinów i złota, Wprzód, niż go gwoździe i żelazo podrze, Zapłatę grzechów ludzkich sypie szczodrze.
Poci się krwią niosąc brzemię: Grono dojrzałe, co bez depcącego Winiarza nogi i tłocznych kamieni
cudze winy Płacząc, że na to nie dosyć dwie oczy, Z całego te łzy krwawe ciała toczy, Poci się krwią i truchleje: Wstyd święty, który czując bez przyczyny Zelżywość swoję, tak się w sercu burzy, Że się przez skórę i ze krwią wynurzy.
Poci się krwią zmordowany: Alembik, w którym ogniowa robota Płomienia, zbytniej, i wągla, miłości Wódki przepuszcza drogie i wonności; Poci się krwią sfarbowany: Wór, który pełen rubinów i złota, Wprzód, niż go gwoździe i żelazo podrze, Zapłatę grzechów ludzkich sypie szczodrze.
Poci się krwią niosąc brzemię: Grono dojrzałe, co bez depcącego Winiarza nogi i tłocznych kamieni
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 219
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Wiersz na nim taki napisały: Tu legł Faeton/ sprawca woza ojcowskiego/ Nie zdołałci/ lecz przecię ważył się wielkiego. C Ale ociec żałością zjęty niezrownaną/ Zakrył był twarz swą płaczem troskliwym oblaną. I godzili się wierzyć/ udają bezpiecznie/ D Ze jeden dzień bez słońca minąć miał koniecznie: Aż pochodnie ogniowe światła dodawały/ I w tym złym jakokolwiek świata ratowały. E Więc i Klimene żalu pełna okrutnego/ I jakoby rozumu zbywszy zupełnego/ Skoro wyrzekła wszystkie słowa/ które beło Wyrzec się jej w tak ciężkim nieszczęściu godzieło: Rozszarpawszy na sobie szatę/ pobiegała Wszytek świat/ F a wprzód członków beduchych szukała/ Potym kości:
Wiersz ná nim táki nápisáły: Tu legł Pháeton/ sprawcá wozá oycowskiego/ Nie zdołáłći/ lecz przećię ważył się wielkiego. C Ale oćiec żáłośćią zięty niezrownáną/ Zákrył był twarz swą płáczem troskliwym oblaną. Y godźili się wierzyć/ vdáią bespiecznie/ D Ze ieden dźień bez słońcá minąć miał koniecznie: Aż pochodnie ogniowe świátłá dodawáły/ Y w tym złym iákokolwiek świátá rátowáły. E Więc y Klimene żalu pełná okrutnego/ Y iákoby rozumu zbywszy zupełnego/ Skoro wyrzekłá wszystkie słowá/ ktore beło Wyrzec się iey w tak ćięszkim nieszczęśćiu godźieło: Rozszárpawszy ná sobie szátę/ pobiegáłá Wszytek świát/ F á wprzod członkow beduchych szukałá/ Potym kośći:
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 70
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
światła czoła pozornego, gwiazdami i szylwachtem zowię ciała mego! Wy, co na górnym zamku jesteście stróżami, jak Farus, gdy okrętom świeci pochodniami, jak czujny strażnik, siedząc na wysokiej wieży, łatwie baczy, co z bliska, co opodal leży. Ja jednak takiej po was nie znam życzliwości, jaką czynią okrętom ogniowe światłości. Wiedzie płomień żeglarzów, gdy pochodnia świeci, lub ogień ręka zgasi, ta, co go zaświeci. Wy, jako z przykrej góry koła rozbieżane lub jak koń, gdy wędzidła czuje rozerwane, bieżycie, dokąd chcecie, ani wiedząc, kędy jeździec cuglów pozbywszy, wasze mnoży błędy. Oczy, a raczej skały
światła czoła pozornego, gwiazdami i szylwachtem zowię ciała mego! Wy, co na górnym zamku jesteście stróżami, jak Farus, gdy okrętom świeci pochodniami, jak czujny strażnik, siedząc na wysokiej wieży, łatwie baczy, co z bliska, co opodal leży. Ja jednak takiej po was nie znam życzliwości, jaką czynią okrętom ogniowe światłości. Wiedzie płomień żeglarzów, gdy pochodnia świeci, lub ogień ręka zgasi, ta, co go zaświeci. Wy, jako z przykrej góry koła rozbieżane lub jak koń, gdy wędzidła czuje rozerwane, bieżycie, dokąd chcecie, ani wiedząc, kędy jeździec cuglów pozbywszy, wasze mnoży błędy. Oczy, a raczej skały
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 89
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
ach, noc uprzykrzona, która na wieki nie będzie skończona. Nie doczeka się nikt kiedyż świtania abo zarania. O, jakby radzi by twardo posnęli nieszczęsni ludzie, a tak utracili nocy tak długiej, a sobie ulżyli przy takiej chwili! Lecz nędzny ich sen w łożnicy takowej, w siarczystych dymach, w pościeli ogniowej, między gadziną onych kąsającą, spać niedającą. Niemasz rodziców nad nędznym płaczących, krewnych, przyjaciół chorego cieszących, ani uciesznej świata kompanijej w takiej manijej. O, jakby oczy swoje ochłodzili, gdyby gwiazdeczkę jaką obaczyli! Lecz nic nie ujźrzą, co by ich cieszyło, tylko trapiło. Na czarty tylko, swe
ach, noc uprzykrzona, która na wieki nie będzie skończona. Nie doczeka się nikt kiedyż świtania abo zarania. O, jakby radzi by twardo posnęli nieszczęśni ludzie, a tak utracili nocy tak długiej, a sobie ulżyli przy takiej chwili! Lecz nędzny ich sen w łożnicy takowej, w siarczystych dymach, w pościeli ogniowej, między gadziną onych kąsającą, spać niedającą. Niemasz rodziców nad nędznym płaczących, krewnych, przyjaciół chorego cieszących, ani uciesznej świata kompanijej w takiej manijej. O, jakby oczy swoje ochłodzili, gdyby gwiazdeczkę jaką obaczyli! Lecz nic nie ujźrzą, co by ich cieszyło, tylko trapiło. Na czarty tylko, swe
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 68
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, jako świadczy Księga de Rebus Sinicis.
BAARAS od Syreniusza Medyka wytłumaczony Płomyk, inaczej się zowie AGLAOFONDES. u Eliana CYNOSPASTUS. Jest to Ziele pod Jerozołimą od strony Północej na Dolinie Baaras zwanej, rodzące się olim, według Józefa Żydowino lib: 7. cap, 27, de Excidio Hierosolymae. Jest barwy płomienisto ogniowej: świeci wieczorem tylko, jako Zwierzęca Gwiazda: gdy kto zbliża się do niego, zniknie; chyba antecedente, płci białej Lotio było polane, dopiero dało się wziąć, ale biorącemu śmiertelne. Zaczym przez psa do niego przywiązanie bywało wyrwane, który też zaraz zdychać musiał: ale odtąd już te DRZEWKO, czyli ZIELE nie
, iako świadczy Księga de Rebus Sinicis.
BAARAS od Syreniusza Medyka wytłumaczony Płomyk, ináczey się zowie AGLAOPHONDES. u Eliana CYNOSPASTUS. Iest to Ziele pod Ierozołimą od strony Pułnocney na Dolinie Baaras zwaney, rodzące się olim, według Iozefa Zydowino lib: 7. cap, 27, de Excidio Hierosolymae. Iest barwy płomienisto ogniowey: swieci wieczorem tylko, iako Zwierzęca Gwiazda: gdy kto zbliżá się do niego, zniknie; chyba antecedente, płci białey Lotiô było polane, dopiero dało się wziąć, ale biorącemu śmiertelne. Zaczym przez psa do niego przywiązanie bywało wyrwane, ktory też zaraz zdychać musiał: ale odtąd iuż te DRZEWKO, czyli ZIELE nie
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 638
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
et Maiol tom 3. col.[...] . in fine. Cuda Mahometowe. Czytaj pilno to. Nie trzeba do Apteki po klisterę. mógłby Achmeć i Asan brodami swemi te cuda chędożyć. Tatarom wszytkim upamietania Autor życzy. § 40 i Bairam Glutioczong. vt opus istud pro pabulo animi suscipiant.
KOzińcy Tatarowie. Zapał ogniowy nigdy nie bywały na was się rozświecił: wszakże za waszą nie za moją przyczyną. W prawdzieć ogień ten był zatajony u mnie w krzemieniu/ ale jakoście stalą/ abo szablami swymi około głowy mojej poczęli krzesać/ takeście ogień wskrzesali. który acz się wam teraz małą iskierką zda/ i znieważać go będziecie:
et Maiol tom 3. col.[...] . in fine. Cudá Máchometowe. Cżytay pilno to. Nie trzebá do Apteki po klisterę. mogłby Achmeć y Assan brodámi swemi te cudá chędożyć. Tátárom wszytkim vpámietánia Autor życży. § 40 y Bairam Glutioczong. vt opus istud pro pabulo animi suscipiant.
KOźińcy Tátárowie. Zápał ogniowy nigdy nie bywáły ná was się rozświećił: wszákże zá wászą nie zá moią przycżyną. W prawdźieć ogień ten był zátáiony v mnie w krzemieniu/ ále iákośćie stalą/ ábo száblámi swymi około głowy moiey pocżęli krzesáć/ tákeśćie ogień wskrzesáli. ktory ácż się wam teraz máłą iskierką zda/ y zniewáżáć go będźiećie:
Skrót tekstu: CzyżAlf
Strona: 79
Tytuł:
Alfurkan tatarski
Autor:
Piotr Czyżewski
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
egzotyka, historia, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
. VUlcanus saci fer in nuptius. Euripides in Troadibus.
In nuptias mortalium Vulcane fers Faces. Ten oto sposób takiego świecenia zmyślony Od Vulkana: jeszcze trwa u nas miedzy stany Zacnymi: którzy tym też kształtem używają Świce/ gdy młode małżonki do łożnic składają. Wielką cześć Vulkanowi na ten czas czynili/ Na co Turniej ogniowej też byli zmyślili. Wziąwszy w ręce pochodnie do kresu biegali/ A to w dzień uroczysty jego sprawowali. A gyd w biegu zagasła świeca u którego/ Musiał zejść z żelżywością wnet z placu onego. Lecz kto świece nie zgasił przez takową sprawę/ Doskoczywszy od kresu ten otrzymał sławę. Vulcani Lampadophoria. O misterstwie Wulkanowym
. VUlcanus saci fer in nuptius. Euripides in Troadibus.
In nuptias mortalium Vulcane fers Faces. Ten oto sposob tákiego świecenia zmyślony Od Vulkaná: iescze trwa u nas miedzy stany Zacnymi: ktorzy tym też kształtem vżywáią Swice/ gdy młode małżonki do łożnic skłádáią. Wielką cześć Vulkanowi ná ten czás czynili/ Ná co Turniey ogniowey też byli zmyślili. Wźiąwszy w ręce pochodnie do kresu biegáli/ A to w dzień vroczysty iego spráwowáli. A gyd w biegu zágásłá świecá v ktorego/ Muśiał zeyść z żelżywośćią wnet z plácu onego. Lecz kto świece nie zgásił przez tákową spráwę/ Doskoczywszy od kresu ten otrzymał sławę. Vulcani Lampadophoria. O misterstwie Wulkanowym
Skrót tekstu: RoźOff
Strona: C2v
Tytuł:
Officina ferraria
Autor:
Walenty Roździeński
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
hutnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
czym osobliwie Wypisali niektórzy zacni medykowie. I o tym też udają/ żeby w tej Insuli Naprzód ogień wynaleźć po Potopie mieli. A to Prometeowi właśnie przypisano/ I tę chwałę samemu w tym tylko dawano. Jednak te które ogniem robią wszytkie sztuki/ To zaś z Vulkanowej być wierzyli nauki. Którego we wszech kunszciech dzieła ogniowego/ Udawali za mistrza być naprzedniejszego. Stąd obiema spolny słup byli postanowili/ A na nim i ich twarzy wykonterfetowali. Który w ręce jako Król miał sceptrum królewskie/ A ludzie mu pokłony/ wyrządzali Boskie. I to jeszcze udają/ żeby w tej Insuli/ Naprzód zbroję żelazną zacząć kować mieli. To misterstwo samemu tylko
czym osobliwie Wypisáli niektorzy zacni medikowie. Y o tym też udáią/ żeby w tey Insuli Naprzod ogień wynaleść po Potopie mieli. A to Prometheowi własnie przypisano/ Y tę chwałę sámemu w tym tylko dawano. Iednák te ktore ogniem robią wszytkie sztuki/ To záś z Vulkanowey bydź wierzyli náuki. Ktorego we wszech kunszćiech dźiełá ogniowego/ Vdawáli zá mistrzá bydź naprzednieyszego. Stąd obiemá spolny słup byli postánowili/ A ná nim y ich twarzy wykonterfetowáłi. Ktory w ręce iáko Krol miał sceptrum krolewskie/ A ludźie mu pokłony/ wyrządzáli Boskie. Y to iescze vdáią/ żeby w tey Insuli/ Naprzod zbroię żelázną zácząć kowáć mieli. To misterstwo sámemu tylko
Skrót tekstu: RoźOff
Strona: C4
Tytuł:
Officina ferraria
Autor:
Walenty Roździeński
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
hutnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612