dziewka dźwignie z łoża; a niż się ubierze abo narządzi, nadejdzie południe dzień w dzień, nie będzie inaczej.
Mulieri nunquam desunt verba, ut nec lusciniae cantio. Muliebris supellex est clamor immodestus.
Ba, urobi co rzemieślnik, to nie dobrze, nie wcześnie, nie tak jako u ludzi. Cóż tedy? Porzezać lepiej, o ziemię cisnąwszy, zdeptać, a temu, co robił, złe a niepoczciwe słowa zadawać. Przypatrzcież się, co to za fantazja w babiastej twarzy? Każda rzecz u niej wzgórę nogami.
Wino stare, szczuka stara, tym nie szkodzą lata, Ale kto starą żonę pojmie, temu szkoda świata.
dziewka dźwignie z łoża; a niż się ubierze abo narządzi, nadejdzie południe dzień w dzień, nie będzie inaczej.
Mulieri nunquam desunt verba, ut nec lusciniae cantio. Muliebris supellex est clamor immodestus.
Ba, urobi co rzemieślnik, to nie dobrze, nie wcześnie, nie tak jako u ludzi. Cóż tedy? Porzezać lepiej, o ziemię cisnąwszy, zdeptać, a temu, co robił, złe a niepoczciwe słowa zadawać. Przypatrzcież się, co to za fantazya w babiastej twarzy? Każda rzecz u niej wzgórę nogami.
Wino stare, szczuka stara, tym nie szkodzą lata, Ale kto starą żonę pojmie, temu szkoda świata.
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 187
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
pacierkową bindą, bo tam bez odzienia ludzie chodzą. To była rzecz uwagi godna, że nikt nie mógł poznać, czy w niej było płótno czy jedwab, czy wełna, czy kuterfin, atoli najdowało się w niej to wszytko po niemałej części. Na cóż mi wyszła — nie mogąc jej nikomu przedać, dąłem porzezać i obicia także inszych aparatów narobić. Mam jeszcze jej niemal trzecią część w zastawie u Żyda w Krełowie, którą gdy wykupię, będę chciał pokazać tym, którzy galanteryje radzi upatrują.
Mam i lóżko włosiane plecione, które potrzeba od ściany do ściany zawiesić i tam dopiero wleźć, leżeć, po stołku. Jak w kolebce
pacierkową bindą, bo tam bez odzienia ludzie chodzą. To była rzecz uwagi godna, że nikt nie mógł poznać, czy w niej było płótno czy jedwab, czy wełna, czy kuterfin, atoli najdowało się w niej to wszytko po niemałej części. Na cóż mi wyszła — nie mogąc jej nikomu przedać, dąłem porzezać i obicia także inszych aparatów narobić. Mam jeszcze jej niemal trzecią część w zastawie u Żyda w Krełowie, którą gdy wykupię, będę chciał pokazać tym, którzy galanteryje radzi upatrują.
Mam i lóżko włosiane plecione, które potrzeba od ściany do ściany zawiesić i tam dopiero wleźć, leżeć, po stołku. Jak w kolebce
Skrót tekstu: NowSakBad
Strona: 330
Tytuł:
Sakwy
Autor:
Cadasylan Nowohracki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
to wszytko złoto, które w leciech zeszli Rodzicy z przyszłym zięciem na okup przynieśli. I tąć dobrotliwością, z dziwem i z pochwałą, Od której miał przezwisko, wziął Afrykę całą. Tak haniebnej sromoty, klęski tak plugawej Nie może żadną miarą strawić Osman żwawy, Każe przywojce owe a zbiegłe hajduki W oczach swoich nożami porzezać na sztuki. Zawszeć zdrajcę każdego cicha pomsta ściga, Co się największej złości dla wziątku nie wzdryga; Żre pies psa, choć dopiero lizał go i iskał, Jeśli go kto rozdrażnił, jeśli nań kto ciskał; Albo kamień na ziemię wyrzucony chwyta I głodze go, choć mu ząb wściekły po nim zgrzyta. Osmanowa
to wszytko złoto, które w leciech zeszli Rodzicy z przyszłym zięciem na okup przynieśli. I tąć dobrotliwością, z dziwem i z pochwałą, Od której miał przezwisko, wziął Afrykę całą. Tak haniebnej sromoty, klęski tak plugawej Nie może żadną miarą strawić Osman żwawy, Każe przywojce owe a zbiegłe hajduki W oczach swoich nożami porzezać na sztuki. Zawszeć zdrajcę każdego cicha pomsta ściga, Co się największej złości dla wziątku nie wzdryga; Żre pies psa, choć dopiero lizał go i iskał, Jeśli go kto rozdrażnił, jeśli nań kto ciskał; Albo kamień na ziemię wyrzucony chwyta I głodze go, choć mu ząb wściekły po nim zgrzyta. Osmanowa
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 230
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924