mnie zblizycie/ dla Boga uczyńcie miłosierdzie nademną/ a tak podajcie mi płachcinę jaką/ jako Mariej Egipskiej Błogosławiony Staruszek Zosimas suknię rzucił/ abym nagość okrył ciała mego/ gdyż wstydam się barzo tak was oglądać/ i inne rzewliwie płacząc słowa mówił. Rzucono mu potym suknię/ którą odziawszy strudzone ciało/ podjął posiniałe ręce w Niebo/ i Świętych Ojców Antoniego i Teodozego Pieczarskich wielbić począł mówiąc: iż ci Ojcowie Błogosławieniem mię rąk swoich uwolnili od brzydkiego speculatora i grzechów moich karacza. Wyszedszy ten z tej Celle swojej/ ów z ulice (miejsca ręką ukazywał) która wiedzie do Refektarza/ gdzie się potym i wrócili. Wyszedł tedy zdrowy
mnie zblizyćie/ dla Bogá vczyńćie miłośierdźie nádemną/ á ták podayćie mi płáchcinę iáką/ iáko Máriey Aegipskiey Błogosłáwiony Stáruszek Zosimás suknię rzućił/ ábym nágość okrył ćiáłá mego/ gdyż wstydam się bárzo ták was oglądáć/ y inne rzewliwie płácząc słowá mowił. Rzucono mu potym suknię/ ktorą odźiawszy strudzone ćiáło/ podiął posiniáłe ręce w Niebo/ y Swiętych Oycow Antoniego y Theodozego Pieczárskich wielbić począł mowiąc: iż ći Oycowie Błogosłáwieniem mię rąk swoich vwolnili od brzydkieg^o^ speculatorá y grzechow moich karáczá. Wyszedszy ten z tey Celle swoiey/ ow z vlice (mieyscá ręką vkázywał) ktora wiedźie do Refektarzá/ gdźie się potym y wroćili. Wyszedł tedy zdrowy
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 134.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
się duchem mógł złączyć z Tym, który się naturą moją przyodział. Iżali nie patrzysz, o dobrotliwy Ojcze, na rozkosznego i najmilszego Syna głowę z szyją prześliczną na dół zwieszoną, śmierci okropnym obrazem pokrytą? Wejrzy, najłaskawszy Twórco, na kochanego Syna człowieczeństwo, a zmiłuj się nad lichej kreatury ułomnością.
Oto nagie, posiniałe piersi, oto się czerwieni bok zraniony, oto wyciągnione wszystkie wnętrzności, oto pobladłe wargi królewskie, oto skościałe ramiona, oto siności pełne golenie, oto stopy przedziurawione, krwią obficie płynące. Patrz, najchwalebniejszy Ojcze, na ukochanego Syna
poszarpane członki, a wspomni łaskawie na mię, czym jestem. Obacz Boga będącego człowiekiem karanie
się duchem mógł złączyć z Tym, który się naturą moją przyodział. Iżali nie patrzysz, o dobrotliwy Ojcze, na rozkosznego i najmilszego Syna głowę z szyją prześliczną na dół zwieszoną, śmierci okropnym obrazem pokrytą? Wejrzy, najłaskawszy Twórco, na kochanego Syna człowieczeństwo, a zmiłuj się nad lichej kreatury ułomnością.
Oto nagie, posiniałe piersi, oto się czerwieni bok zraniony, oto wyciągnione wszystkie wnętrzności, oto pobladłe wargi królewskie, oto skościałe ramiona, oto siności pełne golenie, oto stopy przedziurawione, krwią obficie płynące. Patrz, najchwalebniejszy Ojcze, na ukochanego Syna
poszarpane członki, a wspomni łaskawie na mię, czym jestem. Obacz Boga będącego człowiekiem karanie
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 143
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
; tam do Uczniów swoich Justa, Jonasa, Jana Auryfabra, czyli Złotnika, Michała Celiusza mówił, aby się za Pana BOGA i Ewangelią jego modlili, aby na Konsylium Trydenckim dobrze powiodło. Po odejściu Uczniów, skonał nagle od wina, ale prędzej od czarta uduszony, gdyż usta wywrócone, twarz sczerniała, gardziel był posiniały. Tilmanus Brundebachius pisze, że sługa Lutra, immediatè przed śmiercią z okna patrząc, w Rezydencyj Pana, wiele diabłów skaczących widział. Tomas Bozius w Księgach de signis Ecclesie świadczy, iż od chłopca Lutrowego słyszał, że się sam na stryczku obiesił, ale pod przysięgą obligowanego tak szpetnej śmierci Doktora tego diabelskiego nie rewelować światu
; tam do Uczniow swoich Iustá, Ionasa, Iana Aurifabra, czyli Złotnika, Michałá Celiusza mowił, aby się za Pána BOGA y Ewángelią iego modlili, aby na Koncilium Trydenckim dobrze powiodło. Po odeysciu Uczniow, skonał nagle od winá, ále prędzey od czarta uduszony, gdyż usta wywrocone, twarz zczerniała, gardżiel był posiniały. Tilmanus Brundebachius pisze, że sługa Lutra, immediatè przed śmiercią z okna patrząc, w Rezydencyi Pana, wiele diábłow skaczących widział. Thomas Bozius w Księgach de signis Ecclesiae świadczy, iż od chłopca Lutrowego słyszał, że się sam na stryczku obiesił, ale pod przysięgą obligowanego tak szpetney śmierci Doktora tego diabelskiego nie rewelować światu
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 1133
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
burczynę, pewnie za to triplum weźmie dla dotrzymania zwyczajnego pobraterstwa.
W sobotę tę przeszłą p. Szymuński rezydent cesarza im. na puchlinę umarł, która lubo dość wcześnie postrzeżona, nie było jednak takiego doktora, co by ją mógł zahamować. Gdy go po śmierci pruto, trzy garnce wody z niego wyszło i co był posiniałym, gdy woda wyszła, bladym się uczynił po śmierci.
Maszkarady i podczas tej słabości zdrowia pańskiego na różnych kolacjach często gęsto bywają. Na jednej teraz kolacyjej u książęcia im. kanclerza, gdy przyjachał imp. starosta golubski, była także między nimi królowa im. ubrana za Żydówkę, tańcowała równo z drugimi. Wczora była
burczynę, pewnie za to triplum weźmie dla dotrzymania zwyczajnego pobraterstwa.
W sobotę tę przeszłą p. Szymuński rezydent cesarza jm. na puchlinę umarł, która lubo dość wcześnie postrzeżona, nie było jednak takiego doktora, co by ją mógł zahamować. Gdy go po śmierci pruto, trzy garnce wody z niego wyszło i co był posiniałym, gdy woda wyszła, bladym się uczynił po śmierci.
Maszkarady i podczas tej słabości zdrowia pańskiego na różnych kolacyjach często gęsto bywają. Na jednej teraz kolacyjej u książęcia jm. kanclerza, gdy przyjachał jmp. starosta golubski, była także między nimi królowa jm. ubrana za Żydówkę, tańcowała równo z drugimi. Wczora była
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 324
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
mały Zapłacze dzisiaj i Jowisza cory! Żywot z miłością w jednej chował cerze, Skąd miłość Tyzbie — a żywot Wenerze. 86
Upada ciało, co długo konało, Zginęły one lilije i roże, Blednieją usta, ba! i w piersiach mało Zostaje ducha, warga już nie może, Oczy w koł idą, czoło posiniało. Onę urodę wieczne zwarły mrożę. Zginął Piramus Wprzód od Kupidyna, Nie jest mu śmierci od miecza przyczyna. 87
Zawarłeś oczy i niebać się srogo Stawiły, anić pociechy życzyła Fortuna twoja. Lecz ach! jako mnogo Łez z oczu swoich wyleje twa mila! O! jakobyś to ty zapłacił drogo
mały Zapłacze dzisiaj i Jowisza cory! Żywot z miłością w jednej chował cerze, Skąd miłość Tyzbie — a żywot Wenerze. 86
Upada ciało, co długo konało, Zginęły one lilije i roże, Blednieją usta, ba! i w piersiach mało Zostaje ducha, warga już nie może, Oczy w koł idą, czoło posiniało. Onę urodę wieczne zwarły mrożę. Zginął Piramus wprzod od Kupidyna, Nie jest mu śmierci od miecza przyczyna. 87
Zawarłeś oczy i niebać się srogo Stawiły, anić pociechy życzyła Fortuna twoja. Lecz ach! jako mnogo Łez z oczu swoich wyleje twa mila! O! jakobyś to ty zapłacił drogo
Skrót tekstu: LubSPir
Strona: 31
Tytuł:
Piram i Tyzbe
Autor:
Stanisław Herakliusz Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1660 a 1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1660
Data wydania (nie później niż):
1702
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Poznań
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Księgarnia św. Wojciecha
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1929
nocy na godziny pewne. Zbierali się naprzód na medytacją/ a potym na modlitwę ku jednemu bałwanowi. Ów który był głową inszych (a ten prowadził żywot barzo ostry/ zapuszczając brodę i włosy na głowie długo/ a nigdy ich nie czesząc/ ciało wszytko popiołem posypując/ szaty podrapane nosząc/ twarzy też był suchej i posiniałej) dostąpił był tak wysokiego o sobie i o swej świątobliwości rozumienia; iż król Ormuski/ z wielkiego głupstwa i z prosnych zabobonów/ pijał tę wodę/ którą on nogi umywał. Na tego tedy nabiegł on Ociec Jezuita/ łagodnymi a wdzięcznymi postępkami swemi z nim/ zjednał sobie u niego chęć i towarzyską miłość: i
nocy ná godźiny pewne. Zbieráli się naprzod ná meditátią/ á potym ná modlitwę ku iednemu báłwanowi. Ow ktory był głową inszych (á ten prowádźił żywot bárzo ostry/ zápusczáiąc brodę y włosy ná głowie długo/ á nigdy ich nie czesząc/ ćiáło wszytko popiołem posypuiąc/ száty podrápáne nosząc/ twarzy też był suchey y pośiniáłey) dostąpił był ták wysokiego o sobie y o swey świątobliwośći rozumienia; iż krol Ormuski/ z wielkiego głupstwá y z prosnych zabobonow/ piiał tę wodę/ ktorą on nogi vmywał. Ná tego tedy nábiegł on Oćiec Iezuitá/ łágodnymi á wdźięcznymi postępkámi swemi z nim/ ziednał sobie v niego chęć y towárzyską miłość: y
Skrót tekstu: BotŁęczRel_IV
Strona: 194
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. IV
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
, łamanie rąk, głębokie wzdychania, Pomóżcie mi, pomóżcie żalu tak ciężkiego! Patrzcie, jako jest wielki ból serca mojego, Kjedy widzę, jako Pan mój zamordowany, Jako od okrutników srogie poniósł rany, Jako najświętsza głowa cierniem poraniona, Jako ona twarz śliczna wszytka krwią zbroczona, Jak one wdzięczne, teraz posiniałe wargi Nieme na wściekłych zbójców przekładają skargi, Jako się nad nim bycy bazańscy pastwili, Bok jego, ręce, nogi najświętsze przebili. Jako całe na krzyżu przenajświętsze ciało Od srogich się mąk jako skorupa padało. A to wszytko, o wielka, o dziwna Miłości Dla mnie, dla mojej wiecznej cierpiał szczęśliwości, Co
, łamanie rąk, głębokie wzdychania, Pomóżcie mi, pomóżcie żalu tak ciężkiego! Patrzcie, jako jest wielki ból serca mojego, Kiedy widzę, jako Pan mój zamordowany, Jako od okrutników srogie poniósł rany, Jako najświętsza głowa cierniem poraniona, Jako ona twarz śliczna wszytka krwią zbroczona, Jak one wdzięczne, teraz posiniałe wargi Nieme na wściekłych zbójców przekładają skargi, Jako się nad nim bycy bazańscy pastwili, Bok jego, ręce, nogi najświętsze przebili. Jako całe na krzyżu przenajświętsze ciało Od srogich się mąk jako skorupa padało. A to wszytko, o wielka, o dziwna Miłości Dla mnie, dla mojej wiecznej cierpiał szczęśliwości, Co
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 299
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
mojemu podobnego. Co tylko głowę małego/ onego czasu od owego człowieka przycisnęło/ ale widzę że głowy namniej nie naruszyło/ boś je też zaraz chciał pomstą strząśnąć/ i owszem bicie za słowoś oddał. Podnieś oczy na twarz moję/ na oczy moje/ na wargi moje. Tak wszytkie ujrzysz zbolałe/ tak posiniałe/ tak krwią pociekłe. V ciebie zaś twarz jak malowana/ i owszem widzę farby na niej: u ciebie nie znać by się kto palcem miał tknąć twej twarzy/ z daleka razy odbijasz? Podnieś oczy na wszystko ciało/ wszytko jest raną/ i nie obaczysz zdrowego na żadnym miejscu. Nie takie twoje/ wszytko
moiemu podobnego. Co tylko głowę máłego/ onego ćzásu od owego człowieka przyćisnęło/ ále widzę że głowy namniey nie náruszyło/ boś ie też záraz chćiał pomstą strząśnąć/ y owszem bićie za słowoś oddał. Podnieś oczy na twarz moię/ ná oczy moie/ ná wárgi moie. Ták wszytkie vyrzysz zboláłe/ ták pośiniáłe/ ták krwią poćiekłe. V ćiebie záś twarz iák málowáná/ y owszem widzę fárby ná niey: v ćiebie nie znáć by się kto palcem miał tknąć twey twarzy/ z dáleká razy odbiiasz? Podnieś oczy ná wszystko ćiáło/ wszytko iest ráną/ y nie obaczysz zdrowego ná żadnym mieyscu. Nie tákie twoie/ wszytko
Skrót tekstu: HinPlęsy
Strona: 649
Tytuł:
Plęsy Jezusa z aniołami
Autor:
Marcin Hińcza
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
jak straszny oczom moim blask się okazuje. Ja cię pytam i nazywam imieniem twoim/ a kiedy na cię oko me w grobie powracam/ i samego cię poznać nie mogę. Co proszę wspomina jeden jest ozdobniejszego, pozorniejszego? jako człowiek, co brzydszego, co szpetniejszego odpowiada sam sobie jako tenże człowiek. Zbledniały i posiniały usta/ oczy na wylód wypadły/ z osoby tak poczesnej już nie osoba/ zekrwi już nie krew/ z przyjaciela już nie przyjaciel/ z sąsiada już nie sąsiad/ z Ojca nie Ociec/ zdobrodzieja nie dobrodziej/ ale jedno pośmiewisko/ jedno straszydło woczach naszych Stanęło. Na które Prześwietna zbolała familia okiem
iak strászny oczom moim blask się okázuie. Ia ćię pytam y názywam imieniem twoim/ á kiedy ná ćię oko me w grobie powrácam/ y sámego ćię poznać nie mogę. Co proszę wspomina ieden iest ozdobnieyszego, pozornieyszego? iáko człowiek, co brzydszego, co szpetnieyszego odpowiádá sam sobie iako tenże człowiek. Zbledniáły y pośińiáły vstá/ oczy ná wylod wypádły/ z osoby tak poczesney iuż nie osobá/ zekrwi iuż nie krew/ z przyiaćielá iuż nie przyiaćiel/ z sąśiádá iuż nie sąśiad/ z Oycá nie Oćiec/ zdobrodźieiá nie dobrodźiey/ ále iedno pośmiewisko/ iedno strászydło woczach nászych stáneło. Ná ktore Prześwietna zboláła fámilia okiem
Skrót tekstu: WojszOr
Strona: 249
Tytuł:
Oratora politycznego [...] część pierwsza pogrzebowa
Autor:
Kazimierz Wojsznarowicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1644
Data wydania (nie wcześniej niż):
1644
Data wydania (nie później niż):
1644
pławi, że i śmierć sama ich nie zastawi. Płótnieją dziąsła, więdną jagody jako szarłatny kwiatek u wody, który poderżnie pług na uwrócie, umiera lecąc albo przy płocie gdy dżdżem gwałtownym głowę mak złoży, tak też twarz mieni w śmierci Syn Boży, a kryształowe przed tym, ach, ciało wszystko już prawie krwią posiniało. Włosy rozwiwszy tym prawie razem, płakała niema ziemia zarazem, bo i niezwykłym żalem zadrżała, gdy umarłego Pana ujźrzała. Zawarte pary rysują skały, waląc i mury, i zrosłe wały, tenże grom wewnątrz, jako na dworze, w kościele złotą zasłonę porze. Gęsty grób, kościom wróciwszy skórę, wywiódł
pławi, że i śmierć sama ich nie zastawi. Płótnieją dziąsła, więdną jagody jako szarłatny kwiatek u wody, który poderżnie pług na uwrocie, umiera lecąc albo przy płocie gdy dżdżem gwałtownym głowę mak złoży, tak też twarz mieni w śmierci Syn Boży, a kryształowe przed tym, ach, ciało wszystko już prawie krwią posiniało. Włosy rozwiwszy tym prawie razem, płakała niema ziemia zarazem, bo i niezwykłym żalem zadrżała, gdy umarłego Pana ujźrzała. Zawarte pary rysują skały, waląc i mury, i zrosłe wały, tenże grom wewnątrz, jako na dworze, w kościele złotą zasłonę porze. Gęsty grób, kościom wróciwszy skórę, wywiódł
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 92
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995