w szyszak bije, Że mu głowę rozdzielił aż do samej szyje.
LXXXI.
Tem czasem się po mieście nowe poczynały Zamieszania i nowe rozruchy wstawały. Bo brat Birenów, który z okrętów wysadził Ludzie swe, które z kraju swojego prowadził, Przyszedszy i zastawszy otworzone brony, Wszedł w miasto, w którem tak lud został potrwożony, Tak został potrwożony od grabie mężnego, Że je przebiegł wzdłuż i wszerz bez wstrętu żadnego.
LXXXII.
Wszędzie po mieście różną uciekają drogą, Co za ludzie są, czego chcą, wiedzieć nie mogą; Ale skoro nakoniec po stroju, po mowie, Po chorągwiach poznali, że są Zelandowie, Zgodnie kartę białą
w szyszak bije, Że mu głowę rozdzielił aż do samej szyje.
LXXXI.
Tem czasem się po mieście nowe poczynały Zamieszania i nowe rozruchy wstawały. Bo brat Birenów, który z okrętów wysadził Ludzie swe, które z kraju swojego prowadził, Przyszedszy i zastawszy otworzone brony, Wszedł w miasto, w którem tak lud został potrwożony, Tak został potrwożony od grabie mężnego, Że je przebiegł wzdłuż i wszerz bez wstrętu żadnego.
LXXXII.
Wszędzie po mieście różną uciekają drogą, Co za ludzie są, czego chcą, wiedzieć nie mogą; Ale skoro nakoniec po stroju, po mowie, Po chorągwiach poznali, że są Zelandowie, Zgodnie kartę białą
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 191
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Że mu głowę rozdzielił aż do samej szyje.
LXXXI.
Tem czasem się po mieście nowe poczynały Zamieszania i nowe rozruchy wstawały. Bo brat Birenów, który z okrętów wysadził Ludzie swe, które z kraju swojego prowadził, Przyszedszy i zastawszy otworzone brony, Wszedł w miasto, w którem tak lud został potrwożony, Tak został potrwożony od grabie mężnego, Że je przebiegł wzdłuż i wszerz bez wstrętu żadnego.
LXXXII.
Wszędzie po mieście różną uciekają drogą, Co za ludzie są, czego chcą, wiedzieć nie mogą; Ale skoro nakoniec po stroju, po mowie, Po chorągwiach poznali, że są Zelandowie, Zgodnie kartę białą ich hetmanowi niosą I
Że mu głowę rozdzielił aż do samej szyje.
LXXXI.
Tem czasem się po mieście nowe poczynały Zamieszania i nowe rozruchy wstawały. Bo brat Birenów, który z okrętów wysadził Ludzie swe, które z kraju swojego prowadził, Przyszedszy i zastawszy otworzone brony, Wszedł w miasto, w którem tak lud został potrwożony, Tak został potrwożony od grabie mężnego, Że je przebiegł wzdłuż i wszerz bez wstrętu żadnego.
LXXXII.
Wszędzie po mieście różną uciekają drogą, Co za ludzie są, czego chcą, wiedzieć nie mogą; Ale skoro nakoniec po stroju, po mowie, Po chorągwiach poznali, że są Zelandowie, Zgodnie kartę białą ich hetmanowi niosą I
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 191
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
tak się trafiło, Że się tylcem żelazo grabi obróciło, Jako to często bywa; atoli tem razem Ogłuszony z siodła się pochyla zarazem.
LXXXIV.
Potem spadszy, na wznak się na ziemię wywraca, Ale się Orland mężny do niego nie wraca, Na inszych bieży; bije, wali, siecze, kole I pędzi potrwożonych przez szerokie pole. Jako więc na powietrzu rządkiem mali ptacy Przed krogulcem się kryją, wróble albo szpacy, Tak z hufców rozgromionych jedni uciekają Albo się różnie kryją, drudzy umierają.
LXXXV.
Nie próżnuje krwawa broń, aż pouciekali Wszyscy a wszyscy z pola, co żywo zostali. Orland, gdzie się ma udać,
tak się trafiło, Że się tylcem żelazo grabi obróciło, Jako to często bywa; atoli tem razem Ogłuszony z siodła się pochyla zarazem.
LXXXIV.
Potem spadszy, na wznak się na ziemię wywraca, Ale się Orland mężny do niego nie wraca, Na inszych bieży; bije, wali, siecze, kole I pędzi potrwożonych przez szerokie pole. Jako więc na powietrzu rządkiem mali ptacy Przed krogulcem się kryją, wróble albo szpacy, Tak z hufców rozgromionych jedni uciekają Albo się różnie kryją, drudzy umierają.
LXXXV.
Nie próżnuje krwawa broń, aż pouciekali Wszyscy a wszyscy z pola, co żywo zostali. Orland, gdzie się ma udać,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 269
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prędko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty I na wierzchu wysokie rozrzucone baszty, Bo nakoniec wpędził nas tam, gdzie ostre skały Niedaleko Rocelle wierzch ukazowały; I by się beł nad nami sam Bóg nie zmiłował Abo wichru nie wściągnął i
miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prętko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty I na wierzchu wysokie rozrzucone baszty, Bo nakoniec wpędził nas tam, gdzie ostre skały Niedaleko Rocelle wierzch ukazowały; I by się beł nad nami sam Bóg nie zmiłował Abo wichru nie wściągnął i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 277
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
XLIV.
W tem swojem okrucieństwie myśliwstwem się bawi I to jego najwiętsza uciecha: sieć stawi Foremnie urobioną przy domu na ziemi I potem ją nakrywa piaskami drobnemi. Kto nie wie, nie ujźrzy jej, aż kiedy pochwyci: Tak jest z cienkich, drótowych urobiona nici. Potem między nakryte sidła rozstawione Strasznem głosem pielgrzymy pędzi potrwożone.
XLV.
I z wielkiem śmiechem ludzie nieszczęsne, wegnane, Do swojego mieszkania wlecze uwikłane; Lubo rycerz, lubo jest biała płeć, nikomu Nie przepuszcza podłego lub zacnego domu. Skoro ciało zje, wyssie mózg i krew wypije, Kości po wielkiem lesie tam i sam pokryje, A skórami tych, co je żywo
XLIV.
W tem swojem okrucieństwie myśliwstwem się bawi I to jego najwiętsza uciecha: sieć stawi Foremnie urobioną przy domu na ziemi I potem ją nakrywa piaskami drobnemi. Kto nie wie, nie ujźrzy jej, aż kiedy pochwyci: Tak jest z cienkich, drótowych urobiona nici. Potem między nakryte sidła rozstawione Strasznem głosem pielgrzymy pędzi potrwożone.
XLV.
I z wielkiem śmiechem ludzie nieszczęsne, wegnane, Do swojego mieszkania wlecze uwikłane; Lubo rycerz, lubo jest biała płeć, nikomu Nie przepuszcza podłego lub zacnego domu. Skoro ciało zje, wyssie mózg i krew wypije, Kości po wielkiem lesie tam i sam pokryje, A skórami tych, co je żywo
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 341
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Co będą czynić, jeśli dostaną Francjej?
XXXVIII.
Ale, choćby was sława sama nie ruszała, Choćby was do tej sprawy cześć nie zagrzewała, Pospolita powinność jest jeden drugiego Ratować, co słuchamy kościoła jednego. Ja upewniam, że jeśli siły przyłożycie Jaką trochę, przeciwną stronę zwyciężycie: Widzę ludzie nikczemne, marne, potrwożone, Bez serca i bez siły, nagie, niećwiczone”.
XXXIX.
Takiemi w one czasy i lepszemi słowy, Będąc dobrego głosu i dobrej wymowy, Cny Rynald jeszcze więcej do boju onemu Przydał żądzy i chęci rycerstwu zacnemu, Co było, jako mówi przypowieść, koniowi Przydać bojca, co rączo bieży ku kresowi.
Co będą czynić, jeśli dostaną Francyej?
XXXVIII.
Ale, choćby was sława sama nie ruszała, Choćby was do tej sprawy cześć nie zagrzewała, Pospolita powinność jest jeden drugiego Ratować, co słuchamy kościoła jednego. Ja upewniam, że jeśli siły przyłożycie Jaką trochę, przeciwną stronę zwyciężycie: Widzę ludzie nikczemne, marne, potrwożone, Bez serca i bez siły, nagie, niećwiczone”.
XXXIX.
Takiemi w one czasy i lepszemi słowy, Będąc dobrego głosu i dobrej wymowy, Cny Rynald jeszcze więcej do boju onemu Przydał żądzej i chęci rycerstwu zacnemu, Co było, jako mówi przypowieść, koniowi Przydać bojca, co rączo bieży ku kresowi.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 367
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Słońca/ i przy wszystkiej mowie/ Stali około niego wkrąg wszyscy Bogowie: Przykrząc się mu prośbami swemi pokornemi/ By się nie skwapiał mnożyć ciemności na ziemi. Jowisz ogniów spuszczonych wymówki też dawa/ Lecz po królewsku przecię/ groźb do prośb przydawa. A zatym konie zbiera Febus swe szalone/ Jeszcze pierwszym przestrachem wielce potrwożone: I srodze je ostrogą i biczem morduje/ Ich bo śmierci synowskiej przyczyną najduje. A Faetonów ociec. Foebus. Przemian Owidyuszowych B Temu panu rząd woza poturzę samemu. Na Jowisza przymówka. Argument Powieści Siódmej.
PO wprzężeniu od Foebusa koni w wóz, Jupiter obchodził niebo, patrząc jeśli go kędy ogień nie naruszył.
Słońcá/ y przy wszystkiey mowie/ Stali około niego wkrąg wszyscy Bogowie: Przykrząc się mu prośbami swemi pokornemi/ By się nie zkwápiał mnożyć ćiemnośći ná źiemi. Iowisz ogniow spuszczonych wymowki też dawa/ Lecz po krolewsku przećię/ groźb do prośb przydawa. A zátym konie zbiera Phebus swe szalone/ Ieszcze pierwszym przestráchem wielce potrwożone: Y srodze ie ostrogą y biczem morduie/ Ich bo śmierći synowskiey przyczyną náyduie. A Pháetonow oćiec. Phoebus. Przemian Owidyuszowych B Temu pánu rząd wozá poturzę sámemu. Ná Iowiszá przymowká. Argument Powieśći Siodmey.
PO wprzężeniu od Phoebusá koni w woz, Iupiter obchodźił niebo, pátrząc iesli go kędy ogień nie náruszył.
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 74
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
bom z nim był wypielęgnowany. Lamentu dzień drugi. Exod: 4.
Gdy Mojżesz do Egiptu od Boga wysłany Chciał już wychodzić w drogę/ ten miał przykazany Od Boga mandat/ aby węża leżącego Na ziemi wziął za ogon ręką/ od którego On począł pierzchać w stronę ciężko wylękniony I zaraz prżybliżać się nie chciał potrwożony. Jam się nie lękał; bowiem krom żadnej bojaźni Z temim wężami mieszkał/ i żyłem w przyjaźni; I owszem bez rozsądku/ gdy mi tylo radził Nieprzyjaciel/ do tych siem jaszczurek prowadził/ I smoków jadowitych/ do onych siem kwapił/ Te węże brałem w ręce/ a gdym je ułapił
bom z nim był wyṕielęgnowány. Lámentu dźień drugi. Exod: 4.
Gdy Moyzesz do Egyptu od Bogá wysłány Chćiał iuż wychodźić w drogę/ ten miał przykázány Od Bogá mandat/ áby węża leżącego Ná źiemi wziął żá ogon ręką/ od ktorego On pocżął pierzcháć w stronę ćięszko wylękniony Y záraz prżybliżać się nie chćiał potrwożony. Iam się nie lękał; bowiem krom żádney boiáźni Z temim wężami mieszkáł/ y żyłem w przyiaźńi; Y owszem bez rozsądku/ gdy mi tylo radźił Nieprzyiaćiel/ do tych siem iászcżurek prowádźił/ Y smokow iádowitych/ do onych siem kwápił/ Te węże brałem w ręce/ á gdym ie ułápił
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 47
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
na początku tego położył punktu. Copia Listu Senatora
Ze zaś żadem za życia panująćego, obrany być nie może, te są racje.
Pierwsza. Ze póki żyje jeden Pan, poty myślić o drugiem: Prawem, nie tylko dawnym, ale świeżym jest zakazano, i żeby to Prawo dyspensowane było, ledwie podobna, tak potrwożone są całej Polski serca, tak zgubiona między Synami Koronnemi ufność. Druga. Ze, choćby pozwoleli, niepodobna żeby ta Elekcia miała być wolna; kiedy kto nie pozwoli; gotowa zaraz jest przeciwko temu, panującego Króla zemsta, z której zaraz płynie niebezpieczeństwo. Nie potrzeba tedy o Elekcji myślić, której duszą jest wolność,
ná początku tego położył punctu. Copia Listu Senatorá
Ze zás żadem zá żyćiá pánuiąćego, obrány bydź nie może, te są rácye.
Pierwsza. Ze poki żyie ieden Pan, poty myślić o drugiem: Práwem, nie tylko dawnym, ále świeżym iest zakazano, y żeby to Práwo dispensowáne było, ledwie podobna, ták potrwożone są cáłey Polski sercá, ták zgubiona między Synámi Koronnemi vfność. Druga. Ze, choćby pozwoleli, niepodobna żeby tá Elekcia miáłá bydź wolna; kiedy kto nie pozwoli; gotowa záraz iest przećiwko temu, pánuiącego Krolá zemstá, z ktorey záraz płynie niebespieczeństwo. Nie potrzebá tedy o Elekcyey myślić, ktorey duszą iest wolność,
Skrót tekstu: PersOb
Strona: 56
Tytuł:
Perspektywa na objaśnienie niewinności
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
kręci Szyk bitnych Amazonek; albo jakim święci Zgraja Panien Laceńskich trybem fest Diany: Tu dopiero Achilles cale podejźrzany. Ani bowiem koleij, ani upatruje Z kim się kiedy ma łączyć: wszytko miesza, psuje. Już kroku nie przestrzega lekkiego, i swojem Nad zwyczaj się już brzydzi białogłowskim strojem. Tak Teby z Bachusowych były potrwożone Ofiar, gdy je Penteus odrzucił wzgardzone. Roschodzą się z szeregu, wziąwszy swe pochwały: I w pałac powracają, kędy już czekały Rozłożone po stołach w nagrodę podjętej Praca, różne podarki. Które ku zaczętej Imprezie, Diomedes rozrzuciwszy wszędzie: Prosi aby co której według myśli będzie: Brały sobie ochotnie. Więc sam nie
kręći Szyk bitnych Amázonek; álbo iákim święći Zgráiá Pánien Láceńskich trybem fest Dyány: Tu dopiero Achilles cále podeyźrzány. Ani bowiem koleij, áni upátruie Z kim się kiedy ma łączyć: wszytko miesza, psuie. Iuż kroku nie przestrzega lekkiego, y swoiem Nád zwyczay się iuż brzydźi białogłowskim stroiem. Ták Teby z Bachusowych były potrwożone Ofiar, gdy ie Penteus odrzućił wzgárdzone. Roschodzą się z szeregu, wźiąwszy swe pochwały: Y w páłác powracáią, kędy iuż czekáły Rozłożone po stołách w nagrodę podiętey Praca, rożne podárki. Ktore ku záczętey Impreźie, Diomedes rozrzućiwszy wszędźie: Prośi áby co ktorey według myśli będźie: Bráły sobie ochotnie. Więc sam nie
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 145
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700