rządami: Daną sobie licencją, na wszystko mniemają cum dato imperio: zawsze się boją, nikomu nie wierząc, wszystkich szepty, za swoje poczytają cenzury, według Wiersza:
Conscius ipse sibi, se putat omnia dici.
Dionizjusz Sycylijski, i Nero Cesarz zawsze lub strażą opatrzeni, bojaźnią też otoczeni byli. Nawet włosy sobie przypalał głównią Dionizy, bojąc się zdrady od Barbierza: Kaligula i Karakalla Cesarze w skrzynkach truciznę mieli gotową, aby i siebie i innych wytruć mogli, dostawszy się Nieprzyjaciołom; Heliogabalus sznury jedwabne z sobą nosił na uduszenie, puginały złote na przebicie siebie: Caligula Cesarz życzył sobie, aby wszyscy Rzymianie jednę mieli szyję, aby za
rządami: Daną sobie licencyą, na wszystko mniemaią cum dato imperio: zawsze się boią, nikomu nie wierząc, wszystkich sżepty, za swoie poczytaią censury, według Wiersza:
Conscius ipse sibi, se putat omnia dici.
Dyonizyusz Sycyliyski, y Nero Cesarz zawsze lub strażą opátrzeni, boiaźnią też otoczeni byli. Nawet włosy sobie przypalał głownią Dyonizy, boiąc się zdrady od Barbierza: Kaligula y Karakalla Cesarze w skrzynkach truciznę mieli gotową, aby y siebie y innych wytruć mogli, dostawszy się Nieprzyiaciołom; Heliogabalus sznury iedwabne z sobą nosił ná uduszenie, puginały złote na przebicie siebie: Caligula Cesarz życzył sobie, aby wszyscy Rzymianie iednę mieli szyię, áby za
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 358
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
nosi twój u palca członek: Anuż, rzekę, zabytki starych amazonek; Tylko że nic z Bellony w swojej nie masz cerze, Ale jakobyś z oka wypadła Wenerze. Kocham cię, choć herb stawa miłości oporem, Pomniąc, co amazonki robiły toporem. Ogniem pierś, czego w starym doczytasz się druku, Przypalały w młodości dla ciągnienia łuku; U ciebie, że jednakie, jako widzę, obie: Podobno jeszcze, rzekę, nie przypiekła sobie. Znajdzie się, i niedługo tego trzeba czekać, Któryć je zechce szyną miłości przypiekać. Tamtym klęsły, tobie się odmą jak multanki, Że w której dzisia chodzisz, nie opniesz katanki
nosi twój u palca członek: Anoż, rzekę, zabytki starych amazonek; Tylko że nic z Bellony w swojej nie masz cerze, Ale jakobyś z oka wypadła Wenerze. Kocham cię, choć herb stawa miłości oporem, Pomniąc, co amazonki robiły toporem. Ogniem pierś, czego w starym doczytasz się druku, Przypalały w młodości dla ciągnienia łuku; U ciebie, że jednakie, jako widzę, obie: Podobno jeszcze, rzekę, nie przypiekła sobie. Znajdzie się, i niedługo tego trzeba czekać, Któryć je zechce szyną miłości przypiekać. Tamtym klęsły, tobie się odmą jak multanki, Że w której dzisia chodzisz, nie opniesz katanki
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 399
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Tam Heroda nawiedzili, U niego nic nie sprawili.
Za powabem jasnej gwiazdy Idą znowu na podjazdy, Ale już ich serce wieszcze Przeczuwało bliskie miejsce.
A gdy szopę oglądali, Z koni swoich pozsiadali; Słudzy skarbów dobywają, Sami szat swych przywdziewają.
Gaspar bisior kładzie na się, Malcher w drogim altembasie, A Baltazar przypalały W srebrogłów się stroi biały.
Potym w szopę zaraz proście Z nieznajomych krajów goście, Palcem Bożym prowadzeni, Do ubogiej weszli sieni.
Nie było tam złotem tkanych Drogich szpaler haftowanych Żłób z drabiną stał przy ścienie, A sam Jezus spał na sienie.
Zdumieją się, potym staną, Widzą Pannę zadumaną, Widzą Jozwa podeszłego
Tam Heroda nawiedzili, U niego nic nie sprawili.
Za powabem jasnej gwiazdy Idą znowu na podjazdy, Ale już ich serce wieszcze Przeczuwało bliskie miejsce.
A gdy szopę oglądali, Z koni swoich pozsiadali; Słudzy skarbów dobywają, Sami szat swych przywdziewają.
Gaspar bisior kładzie na się, Malcher w drogim altembasie, A Baltazar przypalały W srebrogłow się stroi biały.
Potym w szopę zaraz proście Z nieznajomych krajów goście, Palcem Bożym prowadzeni, Do ubogiej weszli sieni.
Nie było tam złotem tkanych Drogich szpaler haftowanych Żłób z drabiną stał przy ścienie, A sam Jezus spał na sienie.
Zdumieją się, potym staną, Widzą Pannę zadumaną, Widzą Jozwa podeszłego
Skrót tekstu: TwarKKolOkoń
Strona: 329
Tytuł:
Kolebka Jezusowa. Pasterze. Trzej królowie
Autor:
Kasper Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
kolędy i pastorałki
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1632 a 1635
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1635
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
czego większy go apetyt ciągnął. Głowie się przykrząc, wezgłowka twardego używał, żelaznym się grzebieniem czesał: czołem częściej był o ziemię przed Bogiem. Nad rękami pastwiąc się, paznokcie głębiej przyrzynał, ostrym łancuszkiem ich sciskał. Nogi martwiąc, umyślnie dłużej na jednej nodze stawał: kamyczki do trzewików podkładał, stopy i boki ogniem przypalał. Golenie, żywot, i piersi rozgami smagał, i żelaznym grzebieniem czesał: Język, tymże szarpał, gorącemi potrawami parzył, ziemię, cegłę, i inne chropowate rzeczy lizał. Miał i nadzwyczajne niektóre umartwienia. Przy dokończeniu każdego roku, trzysta sześćdziesiąt i pięć razy się zacinał, to jest tyle, wiele dni
czego większy go appetyt ciągnął. Głowie się przykrząc, wezgłowka twardego używał, żelaznym się grzebieniem czesał: czołem częściey był o źiemię przed Bogiem. Nad rękami pastwiąc się, paznokcie głębiey przyrzynał, ostrym łancuszkiem ich zciskał. Nogi martwiąc, umyślnie dłużey na iedney nodze stawał: kamyczki do trzewikow podkładał, stopy y boki ogniem przypalał. Golenie, żywot, y piersi rozgami smagał, y żelaznym grzebieniem czesał: Język, tymże szarpał, gorącemi potrawami parzył, ziemię, cegłę, y inne chropowate rzeczy lizał. Miał y nadzwyczayne niektore umartwienia. Przy dokończeniu każdego roku, trzysta sześćdziesiąt y pięć razy się zacinał, to iest tyle, wiele dni
Skrót tekstu: NiesKor_II
Strona: 94
Tytuł:
Korona polska, t. II
Autor:
Kasper Niesiecki
Drukarnia:
Collegium lwowskiego Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
herbarze
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1738
Data wydania (nie wcześniej niż):
1738
Data wydania (nie później niż):
1738