tłuką.
A kiedy już noc czarnymi skrzydłami Świat ten okryje, nie między ścianami, Lecz w sadzie abo otwartej stodole Spoczywać wolę.
Tam niepodobnym swej urodzie huczy Bąk wodny głosem; to niedźwiadek kruczy, To powtarzają pieśni ulubione Żabki zielone.
To szumią drzewa powoli ruszone, Gdy nimi chwieją zefiry pieszczone. To wonność z rosy dają wszytkie zioła, Pociechy zgoła.
To czyste wody w przejrzystym strumieniu Szemrzą spadając z góry po kamieniu, Aż i na młyńskie woda lecąc koło Szumi wesoło.
Kiedy też księżyc swe pełne kieruje Koła, że ledwie dniowi ustępuje, Jakie przechadzki lub między łąkami Lub nad stawami?
A skoro słońce lwa srogiego mija, Tam
tłuką.
A kiedy już noc czarnymi skrzydłami Świat ten okryje, nie między ścianami, Lecz w sadzie abo otwartej stodole Spoczywać wolę.
Tam niepodobnym swej urodzie huczy Bąk wodny głosem; to niedźwiadek kruczy, To powtarzają pieśni ulubione Żabki zielone.
To szumią drzewa powoli ruszone, Gdy nimi chwieją zefiry pieszczone. To wonność z rosy dają wszytkie zioła, Pociechy zgoła.
To czyste wody w przejrzystym strumieniu Szemrzą spadając z gory po kamieniu, Aż i na młyńskie woda lecąc koło Szumi wesoło.
Kiedy też księżyc swe pełne kieruje Koła, że ledwie dniowi ustępuje, Jakie przechadzki lub między łąkami Lub nad stawami?
A skoro słońce lwa srogiego mija, Tam
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 349
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica wzdycha Na żadnej nie usiądzie Rozdze zielonej W żałości onej.
Ja śpiewam, a me siły Tak długim więzieniem Już się prawie zwątliły, Żem już prawie cieniem; Mną gdy wiatr wieje, Jak trzciną chwieje.
Śpiewam ci, lecz me głosy, Głosy żałośliwe, Echo porannej rosy Rozbija płaczliwe, Gdy po dolinie Dźwięk się rozwinie.
Ja śpiewam, choć o wodzie I o samym chlebie Trwać muszę w takim głodzie, W tak ciężkiej potrzebie, Patrząc, azali Kto się użali?
Śpiewam ci, lecz obfite Z serca zranionego Co w nim były zakryte, Kształtem dżdża ranego, Łzy wypadają,
jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica wzdycha Na żadnej nie usiędzie Rozdze zielonej W żałości onej.
Ja śpiewam, a me siły Tak długim więzieniem Już się prawie zwątliły, Żem już prawie cieniem; Mną gdy wiatr wieje, Jak trzciną chwieje.
Śpiewam ci, lecz me głosy, Głosy źałośliwe, Echo porannej rosy Rozbija płaczliwe, Gdy po dolinie Dźwięk się rozwinie.
Ja śpiewam, choć o wodzie I o samym chlebie Trwać muszę w takim głodzie, W tak ciężkiej potrzebie, Patrząc, azali Kto się użali?
Śpiewam ci, lecz obfite Z serca zranionego Co w nim były zakryte, Kształtem dżdża ranego, Łzy wypadają,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 372
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
późnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u kądziele, Prostą pieśnią pracowita Czeladka świtanie wita.
Albo też gdy wznidzie słonie, Ciągnie sierpem po zagonie. Już i pasterz nieuśpiony Lubo na bujne zagony,
Lubo między gęste bory Pędzi bydełko z obory, Które mu się o tym czasie Najlepiej z rosą napasie.
Już i myśliwy w tej chwili, Gdy mu tylko ptak zakwili, Do zwykłej uciechy wstaje, Dniowi leniwemu łaje,
Jadąc na łanie pierzchliwe Lub na zające lękliwe. Inszy w gaiku zielonym Ptaszętom nie postrzeżonym
Okryte postawi siatki A waby wsadzone w klatki Pospołu z szparami pieją Z dobrą obłowu nadzieją.
Już i więzień
poźnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u kądziele, Prostą pieśnią pracowita Czeladka świtanie wita.
Albo też gdy wznidzie słonie, Ciągnie sierpem po zagonie. Już i pasterz nieuśpiony Lubo na bujne zagony,
Lubo między gęste bory Pędzi bydełko z obory, Ktore mu się o tym czasie Najlepiej z rosą napasie.
Już i myśliwy w tej chwili, Gdy mu tylko ptak zakwili, Do zwykłej uciechy wstaje, Dniowi leniwemu łaje,
Jadąc na łanie pierzchliwe Lub na zające lękliwe. Inszy w gaiku zielonym Ptaszętom nie postrzeżonym
Okryte postawi siatki A waby wsadzone w klatki Pospołu z szparami pieją Z dobrą obłowu nadzieją.
Już i więzień
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 378
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
od tegoż.
Dobranoc, moje kochanie! Śpiewałem ci na zaranie, Lecz i teraz, kiedy cienie Nocne już okryły ziemie,
Kiedy złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Diana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym dziele, Zażywa spokojnej chwile
od tegoż.
Dobranoc, moje kochanie! Śpiewałem ci na zaranie, Lecz i teraz, kiedy cienie Nocne już okryły ziemie,
Kiedy złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Dyana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym dziele, Zażywa spokojnej chwile
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 379
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
poważnej przydaje się brodzie I innym członkom, tejże nos podlega szkodzie, Ba i nierówno większej. Jakie więc chłopięta Wytrzymywają na nim stosy niebożęta, Gdy go funtami dają. Nuż w najtęższej zimie Przecię każdy członek w odzieżą uwinie, A same tylko nago pokutują nosy, Tak że z nich i w najtęższy mroz wilgotne rosy Wynikają. Nuż kiedy przyjdzie niemoc owa, Co w niej kości boleją a zaś szumi głowa, To nos przepadł na wieki. Bywa i to nieraz, Że chociaż zła ich gęba zwadzi, on nieborak Przypłaci tego piwa; bo gdy w gębę mierzą, Chybią a na dorędziu w nos prędzej uderzą.
O cny nosie
poważnej przydaje się brodzie I innym członkom, tejże nos podlega szkodzie, Ba i nierowno większej. Jakie więc chłopięta Wytrzymywają na nim stosy niebożęta, Gdy go funtami dają. Nuż w najtęższej zimie Przecię każdy członek w odzieżą uwinie, A same tylko nago pokutują nosy, Tak że z nich i w najtęższy mroz wilgotne rosy Wynikają. Nuż kiedy przyjdzie niemoc owa, Co w niej kości boleją a zaś szumi głowa, To nos przepadł na wieki. Bywa i to nieraz, Że chociaż zła ich gęba zwadzi, on nieboras Przypłaci tego piwa; bo gdy w gębę mierzą, Chybią a na dorędziu w nos prędzej uderzą.
O cny nosie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 387
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Dobrodziejstwa boże.
Ktokolwiek deszcz leje mnogi Amomu bogatego, Kto balsam i potok drogi Nektaru sabejskiego, Mirry z kadzidłem zmieszane Cassje z cynamonem, Dary jego niezrownane Z niebieskich milionem. Bóg słońcem w umyśle świeci, Stąd żywot dusze mamy; Do zdroju pragnienie nieci Świętego; w nim dychamy, W nim się ruchamy, tą rosą Serca role skropione. Co też za owoc przyniosą Panu ziemie płone? 11. Chrysti Cruks.
Jam non aquas perennes De fontibus salutis Sed haurias cruorem De fontibus doloris. Si te caro lacessit, Si bella mundus infert, Si vibrat arma daemon, Fuge Chrystiane miles Ad has petrae cavernas. Inde arma, scuta,
Dobrodziejstwa boże.
Ktokolwiek deszcz leje mnogi Amomu bogatego, Kto balsam i potok drogi Nektaru sabejskiego, Mirry z kadzidłem zmieszane Cassye z cynamonem, Dary jego niezrownane Z niebieskich millionem. Bog słońcem w umyśle świeci, Ztąd żywot dusze mamy; Do zdroju pragnienie nieci Świętego; w nim dychamy, W nim się ruchamy, tą rosą Serca role skropione. Co też za owoc przyniosą Panu ziemie płone? 11. Christi Crux.
Jam non aquas perennes De fontibus salutis Sed haurias cruorem De fontibus doloris. Si te caro lacessit, Si bella mundus infert, Si vibrat arma daemon, Fuge Christiane miles Ad has petrae cavernas. Inde arma, scuta,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 418
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, jej cały Żywot niewinny i na mię ściągały Twe dobrodziejstwa. Miej już duszę moję W swojej opiece, o ziemskie nie stoję Rzeczy, umkni ich, bym lepiej uznawał, Jak wiele dobra, dla kogoś mi dawał. Lecz ten, który ma trosk i pociech losy, Starł łez obfitych z oczu jego rosy. Dobremu sercu co ciężkim frasunkiem Już usychało, pospieszył z ratunkiem. Takiego mu zaś dawszy przyjaciela, Który do swych cnot i przymiotów wielą I sławy za nie, chwalebnym skończeniem Tak wiele przydał. Idąc za sumnieniem Przy świętej prawdzie zacna białagłowa, Przy swoim panu i umrzeć gotowa, Poszła z ojczyzny i ciężkie tułactwo Za
, jej cały Żywot niewinny i na mię ściągały Twe dobrodziejstwa. Miej już duszę moję W swojej opiece, o ziemskie nie stoję Rzeczy, umkni ich, bym lepiej uznawał, Jak wiele dobra, dla kogoś mi dawał. Lecz ten, ktory ma trosk i pociech losy, Starł łez obfitych z oczu jego rosy. Dobremu sercu co ciężkim frasunkiem Już usychało, pospieszył z ratunkiem. Takiego mu zaś dawszy przyjaciela, Ktory do swych cnot i przymiotow wielą I sławy za nie, chwalebnym skończeniem Tak wiele przydał. Idąc za sumnieniem Przy świętej prawdzie zacna białagłowa, Przy swoim panu i umrzeć gotowa, Poszła z ojczyzny i ciężkie tułactwo Za
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 427
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
noty Apollo złoty, Jako więc nocił Orfeus troskliwy, Gdy go zmiękczony płakał zwierz gniewliwy, Gdy z rąk Plutona Wyrwana żona. I tyś zmiękczyła zwierzęta okrutne, Srogie niedźwiedzie i tygrysy smutne I sam lew srogi Płacze twej trwogi. Posługując też zefiry życzliwe, To gdy cię chłodzą, to gdy twe rzewliwe Z poranną rosą Głosy roznoszą. Przejrzysty strumień wody kryształowy Smutnym szemraniem dźwięk wydaje nowy I nieme wody Płaczą twej szkody. Zmiękczona nawet okropna pustyni, Gdyć z swych kupresów chłod przyjemny czyni A wonne ziele Pod twój bok ściele. O ktoś jest kolwiek! Jeśliś w swym żywocie Prowadził kiedy dni w gorzkim kłopocie, W tej
noty Apollo złoty, Jako więc nocił Orfeus troskliwy, Gdy go zmiękczony płakał zwierz gniewliwy, Gdy z rąk Plutona Wyrwana żona. I tyś zmiękczyła zwierzęta okrutne, Srogie niedźwiedzie i tygrysy smutne I sam lew srogi Płacze twej trwogi. Posługując też zefiry życzliwe, To gdy cię chłodzą, to gdy twe rzewliwe Z poranną rosą Głosy roznoszą. Przejrzysty strumień wody kryształowy Smutnym szemraniem dźwięk wydaje nowy I nieme wody Płaczą twej szkody. Zmiękczona nawet okropna pustyni, Gdyć z swych kupresow chłod przyjemny czyni A wonne ziele Pod twoj bok ściele. O ktoś jest kolwiek! Jeśliś w swym żywocie Prowadził kiedy dni w gorzkim kłopocie, W tej
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 433
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Kiedy tak wiele narodów zebrano? Nie Babel: tam się języki zmieszały, Tu zaś był każdy w swoim doskonały. Acz według pisma przecię się sprawili, Kiedy się wina młodego opili A gdy się wszyscy swym własnym słyszeli Mówiąc językiem, srodze się zdumieli I pewnie sławne imię twe zaniosą Tam, gdzie z poranną dzień nastaje rosą, Gdzie późny gaśnie i skąd akwilony I austry wieją, będziesz rozsławiony. Wszyscy weseli byli przy twym stole I Turczyn o swym zapomniał Stambole. Dopieroż Orda na swój bankiet szkapi Od smacznych potraw nie barzo pokwapi I jako widzę ser bety i kafy, Zwyczajny napój Selima Mustafy, Ochotnie z naszym przemienili winem I zgoła
Kiedy tak wiele narodow zebrano? Nie Babel: tam się języki zmieszały, Tu zaś był każdy w swoim doskonały. Acz według pisma przecię się sprawili, Kiedy się wina młodego opili A gdy się wszyscy swym własnym słyszeli Mowiąc językiem, srodze się zdumieli I pewnie sławne imię twe zaniosą Tam, gdzie z poranną dzień nastaje rosą, Gdzie poźny gaśnie i skąd akwilony I austry wieją, będziesz rozsławiony. Wszyscy weseli byli przy twym stole I Turczyn o swym zapomniał Stambole. Dopieroż Orda na swoj bankiet szkapi Od smacznych potraw nie barzo pokwapi I jako widzę ser bety i kaffy, Zwyczajny napoj Selima Mustafy, Ochotnie z naszym przemienili winem I zgoła
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 503
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie, Nie nawiedzę
liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni czekaj nadgrody.
Dobranoc tedy, mój miły ogrodzie, Nie nawiedzę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 23
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971