pod Turcem na niedźwiedzia łowy, gdzie w ostępie niespodziany i drugi się znalazł: ale nie miałem szczęścia, bom obudwóch postrzelił, i jusząc zbytnie obławę poprzerywali. Od jednegom, do któregom w oczy bardzo blisko strzelił, był w strachu i ledwie mię nie schwytał, gdybym się w śnieg głęboki padłszy nie schował; konno potem ze psy pędziłem jednego, ale noc nastąpiła i nie marzłe błota przeszkodziły do ubicia.
28^go^ jejmość moja mając siła interesów moich, odemnie uproszona do Warszawy, do króla imci jechała. Boże jej szczęść w tej drodze i na miejscu, aby zdrowo i sprawiwszy wszystko dobrze, powróciła nazad. Przeprowadzał
pod Turcem na niedźwiedzia łowy, gdzie w ostępie niespodziany i drugi się znalazł: ale nie miałem szczęścia, bom obudwóch postrzelił, i jusząc zbytnie obławę poprzerywali. Od jednegom, do któregom w oczy bardzo blisko strzelił, był w strachu i ledwie mię nie schwytał, gdybym się w śnieg głęboki padłszy nie schował; konno potém ze psy pędziłem jednego, ale noc nastąpiła i nie marzłe błota przeszkodziły do ubicia.
28^go^ jejmość moja mając siła interesów moich, odemnie uproszona do Warszawy, do króla imci jechała. Boże jéj szczęść w téj drodze i na miejscu, aby zdrowo i sprawiwszy wszystko dobrze, powróciła nazad. Przeprowadzał
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 55
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
spodziewać nie trzeba, Że cię twoim ogrodem zbędą, miasto nieba.” „Nie dbałbym, dosyć by to — rzecze — na włodarza.” Cóż, nieboże, gdy w piekle każdy chłodnik sparza. 235 (F). SĄSIAD BOGATY Z UBOGIM
„Jam nie począł, a tyś już schował do stodoły.” A ten: „Panie, prędko się, mówią, zmyje goły.” „Prawda — rzecze ów — mniej też ubogiemu trzeba.” „Byle było — odpowie — co jeść do pogrzeba. A skoro się z nas każdy w swej położy trumnie, Nie rozeznasz chudziny z bogatym po gumnie
spodziewać nie trzeba, Że cię twoim ogrodem zbędą, miasto nieba.” „Nie dbałbym, dosyć by to — rzecze — na włodarza.” Cóż, nieboże, gdy w piekle każdy chłodnik sparza. 235 (F). SĄSIAD BOGATY Z UBOGIM
„Jam nie począł, a tyś już schował do stodoły.” A ten: „Panie, prędko się, mówią, zmyje goły.” „Prawda — rzecze ów — mniej też ubogiemu trzeba.” „Byle było — odpowie — co jeść do pogrzeba. A skoro się z nas każdy w swej położy trumnie, Nie rozeznasz chudziny z bogatym po gumnie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 106
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
by nie musiała. Teraześ prawie trafił. Wspomni jedno sobie Wiersz tegoż pisorynia: Com pisał o tobie, Nie wszytko prawda. Także i ty będziesz O mnie mówił, kiedy się do inszej przysiędziesz. Ktoby was nie znał? Ale stój bracie! cudzego Nie ruszaj, wiem żeś tam nicnie schował twojego. Dajże mi na dobrą noc tę małą wstążczynę, Coś nią pokrępowała subtelną ręczynę. Właśnie żebyś się zaś z nią wszędy popisował, Że to mam od tej, com się jej też ofiarował, Ona mnie jeszcze barziej. Siłażem ja dała Od nauki, żebym się na tych figlach znała
by nie musiała. Teraześ prawie trafił. Wspomni jedno sobie Wiersz tegoż pisorynia: Com pisał o tobie, Nie wszytko prawda. Także i ty będziesz O mnie mowił, kiedy się do inszej przysiędziesz. Ktoby was nie znał? Ale stoj bracie! cudzego Nie ruszaj, wiem żeś tam nicnie schował twojego. Dajże mi na dobrą noc tę małą wstążczynę, Coś nią pokrępowała subtelną ręczynę. Właśnie żebyś się zaś z nią wszędy popisował, Że to mam od tej, com się jej też ofiarował, Ona mnie jeszcze barziej. Siłażem ja dała Od nauki, żebym się na tych figlach znała
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 385
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, tych zaraz i z skóry obłupił. Siedmset tysięcy zabił kozactwa skocznego, Po stokroć sto tysięcy także piechotnego. Nie z kim inszym, sam jeden, głównym wiercimakiem, Zbił na piecu do sczęta, nazwać go bijakiem. Godzien jest za te dzieła, których dokazowali, By go był świat do ziemie tak prędko nie schował. Czyli to jeszcze nie moc? Gdy wypił najwiętszy Dzban piwa lub gorzałki, wtenczas był mocniejszy. Kapłona, kuropatwy tego nierad jadał, Choćbyś mu też był który garniec wina tam dał. Ledwie chudak na taką mógł patrzyć zwierzynę, Z wielką biedą, kłopotem jadał zajęczynę. Kiedy zaś począł śpiewać swym cieniuchnym głosem
, tych zaraz i z skóry obłupił. Siedmset tysięcy zabił kozactwa skocznego, Po stokroć sto tysięcy także piechotnego. Nie z kim inszym, sam jeden, głównym wiercimakiem, Zbił na piecu do sczęta, nazwać go bijakiem. Godzien jest za te dzieła, których dokazowali, By go był świat do ziemie tak prędko nie schował. Czyli to jescze nie moc? Gdy wypił najwiętszy Dzban piwa lub gorzałki, wtenczas był mocniejszy. Kapłona, kuropatwy tego nierad jadał, Choćbyś mu też był który garniec wina tam dał. Ledwie chudak na taką mógł patrzyć zwierzynę, Z wielką biedą, kłopotem jadał zajęczynę. Kiedy zaś począł śpiewać swym cieniuchnym głosem
Skrót tekstu: WierszŻałBad
Strona: 10
Tytuł:
Naema abo wiersz żałosny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
; Ale co przedasz, to-ć się już nio wróci, W mieszku-ć przybywa, a sklep ci się króci. Widzę-ć handlowniej idzie z żoną praca: Co noc ją przedasz, a rano-ć się wraca. DOBRY GRUNT
Kosztowny masz grunt i płodny do woli, Boś trzecią żonę schował na swej roli, Który-ć obfitsze niż tłuste nowiny Nowe po posag zrządza przenosiny. KSIĘŻYM SYNOM
Gdy się za księdzem w kościele modlicie, Wy sami szczerze „Ojcze nasz” mówicie. NA ZAZDROSNEGO
Nigdym nie prosił o wielkie dochody; Teraz tę skromność odmieniam z przygody I chciałbym posieść hiszpańskie Indyje I co klejnotów
; Ale co przedasz, to-ć się już nió wróci, W mieszku-ć przybywa, a sklep ci się króci. Widzę-ć handlowniej idzie z żoną praca: Co noc ją przedasz, a rano-ć się wraca. DOBRY GRUNT
Kosztowny masz grunt i płodny do woli, Boś trzecią żonę schował na swej roli, Który-ć obfitsze niż tłuste nowiny Nowe po posag zrządza przenosiny. KSIĘŻYM SYNOM
Gdy się za księdzem w kościele modlicie, Wy sami szczerze „Ojcze nasz” mówicie. NA ZAZDROSNEGO
Nigdym nie prosił o wielkie dochody; Teraz tę skromność odmieniam z przygody I chciałbym posieść hiszpańskie Indyje I co klejnotów
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 85
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
i mnieć ledwie nie wywiedzie w pole, Com go tej uczył sztuki. O pojętność bystra! Jako widzę, przeszedłeś do razu magistra.” Im się ów bardziej sili, klnie, przysięga, krzywi, Śmieje ten, a jego się dowcipowi dziwi. I po długiej dyspucie niecnota weń weprze, Że schował, wedle rady ukradszy sam, wieprze. Toż kiedy miał odchodzić, klepiący go w ramię: „Jedz zdrów, sąsiadku — rzecze — a pomni też na mię.” Ten, barkami ruszywszy, wchodząc do gospody: „Bodajże go zabito! Jeszcze kpi do szkody.” 78. KOWAL I ZŁOTNIK
Kowal
i mnieć ledwie nie wywiedzie w pole, Com go tej uczył sztuki. O pojętność bystra! Jako widzę, przeszedłeś do razu magistra.” Im się ów bardziej sili, klnie, przysięga, krzywi, Śmieje ten, a jego się dowcipowi dziwi. I po długiej dyspucie niecnota weń weprze, Że schował, wedle rady ukradszy sam, wieprze. Toż kiedy miał odchodzić, klepiący go w ramię: „Jedz zdrów, sąsiadku — rzecze — a pomni też na mię.” Ten, barkami ruszywszy, wchodząc do gospody: „Bodajże go zabito! Jeszcze kpi do szkody.” 78. KOWAL I ZŁOTNIK
Kowal
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 236
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych, Które w szkaplerzu nosił zaszyte; i o tych Czując u męża chytra, niecnotliwa baba I we dnie nieboraka, i w nocy nagaba. Widząc ten, że ich żadną miarą nie ustrzeże, Lada kiedy mu szkaplerz na
: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych, Które w szkaplerzu nosił zaszyte; i o tych Czując u męża chytra, niecnotliwa baba I we dnie nieboraka, i w nocy nagaba. Widząc ten, że ich żadną miarą nie ustrzeże, Lada kiedy mu szkaplerz na
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 341
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Jeśli się kupiec trafi, przedajcież i obie.” 401. KSIĄDZ DOKTOR
Pan odjechał, a pani, chora paraliżem, Prosi, żeby do niej ksiądz w skok przychodził z krzyżem. Czuły pasterz, chorobę znając swego bydła: „Idę — rzecze — lecz trzeba do krzyża kropidła.” Jakoż ledwie oboje schował do pokrowca, Aż zaraz wyskoczyła owa chora owca. 402. KTÓRA SIĘ PANNA BOI O CNOTĘ
Nadobną dziewkę we wsi jedna miała wdowa, A postrzegszy, że igrać z parobki gotowa, Do karczmy jej i nigdzież nie puściła z domu.
Pytana o przyczynę: „Dla wielkiego sromu, Gdybyś cnotę straciła;
Jeśli się kupiec trafi, przedajcież i obie.” 401. KSIĄDZ DOKTOR
Pan odjechał, a pani, chora paraliżem, Prosi, żeby do niej ksiądz w skok przychodził z krzyżem. Czuły pasterz, chorobę znając swego bydła: „Idę — rzecze — lecz trzeba do krzyża kropidła.” Jakoż ledwie oboje schował do pokrowca, Aż zaraz wyskoczyła owa chora owca. 402. KTÓRA SIĘ PANNA BOI O CNOTĘ
Nadobną dziewkę we wsi jedna miała wdowa, A postrzegszy, że igrać z parobki gotowa, Do karczmy jej i nigdzież nie puściła z domu.
Pytana o przyczynę: „Dla wielkiego sromu, Gdybyś cnotę straciła;
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 358
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
głupiego na to miejsce wrażę.” 550. PIJANY OKULARY KUPUJE
Idąc na Zamek podczas ktoś jubileuszu, Chce kupić okulary w kramie przy ratuszu. Żadnych przybrać nie mogąc do swych oczu, bo się Upił i każde sobie zachuchał na nosie, Obaczy w tym drut bez szkła wiszący na ćwieczku: „Wierę, dla siebieś schował najlepsze, człowieczku!” Długo się kramarz zbrania, na koniec mu poda, Że bez długiego targu doszła w kupnie zgoda. Przyszedszy do kościoła, między szlachtą siędzie, Czyta, gdy okularów i książek dobędzie. Siedząc ktoś wedle niego znajomy na rogu, Rzecze: „Panie, drwiąc z ludzi, nie złorzeczcie Bogu
głupiego na to miejsce wrażę.” 550. PIJANY OKULARY KUPUJE
Idąc na Zamek podczas ktoś jubileuszu, Chce kupić okulary w kramie przy ratuszu. Żadnych przybrać nie mogąc do swych oczu, bo się Upił i każde sobie zachuchał na nosie, Obaczy w tym drut bez szkła wiszący na ćwieczku: „Wierę, dla siebieś schował najlepsze, człowieczku!” Długo się kramarz zbrania, na koniec mu poda, Że bez długiego targu doszła w kupnie zgoda. Przyszedszy do kościoła, między szlachtą siędzie, Czyta, gdy okularów i książek dobędzie. Siedząc ktoś wedle niego znajomy na rogu, Rzecze: „Panie, drwiąc z ludzi, nie złorzeczcie Bogu
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 427
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
LXIV.
Gdy ją tak rozbójnicy leżącą zastali, Pierwej ją, niż się ze snu ocknęła, związali I mnicha, choć się na nic nie zszedł, nie odeszli, Ale go z nią pospołu do fusty zanieśli; Potem żagle na maszty wysokie włożyli I z drogą do Ebudy korzyścią przybyli, Którą do mocnej wieże warownej schowali I dnia, którego na nią los miał paść, czekali.
LXV.
Tak wiele gładkość mogła, że się do litości, Nie chcąc, skłonili ludzie tak wielkiej srogości, Którzy jej śmierć odwlekli i tej byli wolej Chować ją na dalszy czas od wielkiej niewolej; I póki jedno panny z inszych krajów mieli, Podać
LXIV.
Gdy ją tak rozbójnicy leżącą zastali, Pierwej ją, niż się ze snu ocknęła, związali I mnicha, choć się na nic nie zszedł, nie odeszli, Ale go z nią pospołu do fusty zanieśli; Potem żagle na maszty wysokie włożyli I z drogą do Ebudy korzyścią przybyli, Którą do mocnej wieże warownej schowali I dnia, którego na nię los miał paść, czekali.
LXV.
Tak wiele gładkość mogła, że się do litości, Nie chcąc, skłonili ludzie tak wielkiej srogości, Którzy jej śmierć odwlekli i tej byli wolej Chować ją na dalszy czas od wielkiej niewolej; I póki jedno panny z inszych krajów mieli, Podać
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 163
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905