nie dbać o klejnoty — To jest wiek złoty.
Przy dobrej myśli, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości zasłona, Któreście w ręku cudzych nigdy nie postały, Których i własne ręce rzadko piastowały, Trudno zgadnąć
nie dbać o klejnoty — To jest wiek złoty.
Przy dobrej myśli, kto ma żyzne pługi, Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;
Gdzie laka wolność, pokój i zabawa, Fraszka Warszawa.
Sam mu Kupido zadaje niewczasy, Sam go na smętne myśli pędzi w lasy, Ani jest wolen przed Wenerą płochą Pod wiejską sochą.
Dlatego i ja ciebie tam prowadzę, Jago, aza twej twardości co radzę, Aza cię w polu, którą wszytko tleje, Gwiazda zagrzeje. JABŁKA
Drażnięta, których strzeże płócienna obrona I słaba oczom naszym zazdrości zasłona, Któreście w ręku cudzych nigdy nie postały, Których i własne ręce rzadko piastowały, Trudno zgadnąć
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 165
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wiosnę zieleni, Co przez lato dojźreje, zbieramy w jesieni. Trzeszczą piętra pod żytem, Są i pszenice przy tem.
Są owsy, są jęczmiony, grochy i tatarki, Za ziarko dał Bóg dziesięć, bodaj z nim frymarki! Że nawieziono szumno, Ledwie nie puknie gumno.
Leżą drzewa w połogu i nie darmo sochy Stawiał pod nie gospodarz, opatrował lochy, Słusznie się cieszył sadem — Lecą owoce gradem.
Jedne na strychy, drugie wynoszą na lasy; Kto się umie z tym obejść, może i do prasy. Te chowa, drugie suszy: I jabłecznik nie puszy.
Toż gdy w sadach z gałęzi owoc zbierze gibkiej,
wiosnę zieleni, Co przez lato dojźreje, zbieramy w jesieni. Trzeszczą piętra pod żytem, Są i pszenice przy tem.
Są owsy, są jęczmiony, grochy i tatarki, Za ziarko dał Bóg dziesięć, bodaj z nim frymarki! Że nawieziono szumno, Ledwie nie puknie gumno.
Leżą drzewa w połogu i nie darmo sochy Stawiał pod nie gospodarz, opatrował lochy, Słusznie się cieszył sadem — Lecą owoce gradem.
Jedne na strychy, drugie wynoszą na lasy; Kto się umie z tym obejść, może i do prasy. Te chowa, drugie suszy: I jabłecznik nie puszy.
Toż gdy w sadach z gałęzi owoc zbierze gibkiej,
Skrót tekstu: PotNabKuk_I
Strona: 526
Tytuł:
Pieśni nabożne ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
swój porzucić wóz musi w kałuży. Miłość boska złotym jest do nieba powrozem, Wiara i cnota końmi, grzech błotem, człek wozem. Kto złoty w grzechu urwał, na cóż, pytam, bawi? Złotego szukać trzeba; łykiem nie nadstawi. Wszytkie wymysły ludzkie, pozwierzchowne fochy Łykiem, mizernym łykiem są z lipowej sochy: Niech się dyscyplinuje, niech trudzi, niech suszy, Niechaj od stopy złoci obrazy po uszy, Niech dźwiga relikwije worem, niech je liże, Świec ztem tysięcy stawia, czci drewniane krzyże; Jeśli w grzechowym błocie wóz uwiązł i konie, Łyka to; serdecznej by liny trzeba po nie. Może tym wiązać
swój porzucić wóz musi w kałuży. Miłość boska złotym jest do nieba powrozem, Wiara i cnota końmi, grzech błotem, człek wozem. Kto złoty w grzechu urwał, na cóż, pytam, bawi? Złotego szukać trzeba; łykiem nie nadstawi. Wszytkie wymysły ludzkie, pozwierzchowne fochy Łykiem, mizernym łykiem są z lipowej sochy: Niech się dyscyplinuje, niech trudzi, niech suszy, Niechaj od stopy złoci obrazy po uszy, Niech dźwiga relikwije worem, niech je liże, Świec stem tysięcy stawia, czci drewniane krzyże; Jeśli w grzechowym błocie wóz uwiązł i konie, Łyka to; serdecznej by liny trzeba po nie. Może tym wiązać
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 83
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dwóch? B. Będzie i udziec naśpikowany pieczysto, młodego Słonia Indyjskiego, przy Pomarańczach z Ogrodu Hesperyiskiego. KONIEC BOHATYRA STRASZNEGO. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. Bohatyr i Totumfacki. BOHATYR STRASZNY Do Zoila.
MIlcz Zoile, bo cię między dwiema sochami Każę kołysac, ująwszy dech powrozami, Plejades cię uleją, Faebus cię osuszy: Po wyniściu lichej twej nie przez gardziel duszy. Oczyma zawistnemi Kruk się pastwić będzie, A na wtył wywleczonym sęp języku siędzie. Kłów twych zaś ani ścierwu siemia nie okryje. Wszytko po różnych miejscach różniosą bestie. REJESTR Rozmów zawierających się
dwoch? B. Będźie y vdźiec náśpikowány pieczysto, młodego Słoniá Indyiskiego, przy Pomarańczách z Ogrodu Hesperyiskiego. KONIEC BOHATYRA STRASZNEGO. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. Bohátyr y Totumfácki. BOHATYR STRASZNY Do Zoilá.
MIlcz Zoile, bo ćię między dwiemá sochámi Każę kołysác, viąwszy dech powrozámi, Plejades ćię vleią, Phaebus ćię osuszy: Po wyniśćiu lichey twey nie przez gardźiel duszy. Oczyma zawistnemi Kruk się pastwić będźie, A na wtył wywleczonym sęp ięzyku śiędźie. Kłow twych zaś ani ścierwu śiemiá nie okryie. Wszytko po rożnych mieyscách rozniosą bestye. REIESTR Rozmow záwieraiących się
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 163
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
tę władzą z twoich ordynansów, Być Monarchinią i Panią wakansów? Wyniosłe cedry wichrom każe kruszyć, Ciernia i głogi ani się zachwieją, Stoletne dęby z mocnych gruntów ruszyć, A trzciny stoją podparte nadzieją, Ze choć je burza aż do ziemi przygnie, Prędko powstanie, i głowę podźwignie. Ten co nie dawno pługiem, sochą, radłem, Zakopanego szukał szczęścia w roli, Żadną nauką, nawet abecadłem Głowy nie złomał, oraczem być woli, Słusznie pracował i skiby przewracał, Bo w nich Szlachectwo i Herb swój wywracał. Ten co zaś Mitry, Buławy, Infuły, Miał za dziedziczne splendory w swym Domu, Też bryły ziemie z piaskiem go
tę władzą z twoich ordynansow, Bydź Monarchinią y Pánią wákansow? Wyniosłe cedry wichrom każe kruszyć, Ciernia y głogi áni się záchwieią, Stoletne dęby z mocnych gruntow ruszyć, A trzciny stoią podparte nádzieią, Ze choć ie burza aż do ziemi przygnie, Prędko powstánie, y głowę podźwignie. Ten co nie dáwno pługiem, sochą, rádłem, Zákopanego szukał szczęścia w roli, Zádną náuką, náwet abecadłem Głowy nie złomał, oráczem bydź woli, Słusznie prácował y skiby przewrácał, Bo w nich Szláchectwo y Herb swoy wywrácał. Ten co zaś Mitry, Buławy, Infuły, Miał zá dziedziczne splendory w swym Domu, Też bryły ziemie z piaskiem go
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 268
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
. o wojnie Francuskiej.
A. Wieże z groblą i wałem złączone/ jedna od drugiej stała ośmdziesiąt stop. B. Plutei abo komory: czytaj o nich naukę po Prefacjej. C. Blanki po wierzchu miedzy komorami. D. Rube/ i przy końcach budowanych komór a wału stojące drzewka/ ku wierzchu okrzosane jakoby sochy/ aby nieprzyjaciela trudniły/ jeśliby wlezć chciał. E. Wał na stop dwanaście/ kryty/ dla rozerwania i rozkopania motykami/ rydlami/ etc. F. Przekop/ stop piętnaście szeroki i głęboki/ do którego nizinami i polmi z rzeki wodę przywiódł/ i napełnił go. G. Drugi przekop także szeroki i
. o woynie Fráncuskiey.
A. Wieże z groblą y wáłem złączone/ iedná od drugiey stałá ośmdźieśiąt stop. B. Plutei ábo komory: czytay o nich náukę po Prefácyey. C. Blánki po wierzchu miedzy komorámi. D. Rube/ y przy końcách budowánych komor á wáłu stoiące drzewká/ ku wierzchu okrzosáne iákoby sochy/ áby nieprzyiaćielá trudniły/ ieśliby wleźć chćiał. E. Wał ná stop dwánaśćie/ kryty/ dla rozerwánia y roskopánia motykámi/ rydlámi/ etc. F. Przekop/ stop piętnaśćie szeroki y głęboki/ do ktorego niźinámi y polmi z rzeki wodę przywiodł/ y nápełnił go. G. Drugi przekop tákże szeroki y
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 197.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
i napełnił. Za obiema sypał groblą/ i wał na stop dwanaście/ a ten nakrył dla rozerwania i rozkopania motykami/ błanki po wierzchu zaostrzone puścił/ rube i przy końcach budowanych sklepów a wału stojące drzewa/ ku wierzchu zaostrzone puścił/ rube i przy końcach budowanych sklepów a wału stojące drzewa/ ku wierzchu okrzosane jakoby sochy przydał/ aby nieprzyjaciela trudniły jeśliby chciał wlezć: wieże też około/ jednę od drugiej stop ośmdziesiąt stawiał. Trzeba było tegoż czasu to materią na szańce zwozić/ to na picowanie jachać/ to robotę kończyć/ a ono naszych nie wiele było/ co dalej odjezdżali/ a podczas Francuzowie na obóz przybiegali/ i
y nápełnił. Zá obiemá sypał groblą/ y wał ná stop dwánaśćie/ á ten nakrył dla rozerwánia y rozkopánia motykámi/ błánki po wierzchu záostrzone puśćił/ rube y przy końcách budowánych sklepow á wáłu stoiące drzewá/ ku wierzchu záostrzone puśćił/ rube y przy końcách budowánych sklepow á wáłu stoiące drzewá/ ku wierzchu okrzosáne iákoby sochy przydał/ áby nieprzyiaćielá trudniły ieśliby chćiał wleźć: wieże też około/ iednę od drugiey stop ośmdźieśiąt stáwiał. Trzebá było tegoż czásu to máteryą na szańce zwoźić/ to ná picowánie iácháć/ to robotę kończyć/ á ono nászych nie wiele było/ co dáley odiezdżali/ á podczás Fráncuzowie ná oboz przybiegáli/ y
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 198.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
/ jednę od drugiej stop ośmdziesiąt stawiał. Trzeba było tegoż czasu to materią na szańce zwozić/ to na picowanie jachać/ to robotę kończyć/ a ono naszych nie wiele było/ co dalej odjezdżali/ a podczas Francuzowie na obóz przybiegali/ i wycieczkę kilką bran z miasta czynili. Grobla. Wał. Blanki. Sochy. Wieże. Szańce drugie dziwniejsze. Niedźwiadki drzewiane.
Otoż musiał gwoli temu Cezar jeszcze przyczynić takowych nieco szańców/ aby tym sposobem/ mniejszym ludem obozu mógł bronić. Kazał rzezać pnie z drzew/ a gałęzie do pół jako słabsze odcinać/ które z skory odzierał/ u wierzchu zaciosywał/ i ku gorze obracał. Potym
/ iednę od drugiey stop ośmdźieśiąt stáwiał. Trzebá było tegoż czásu to máteryą na szańce zwoźić/ to ná picowánie iácháć/ to robotę kończyć/ á ono nászych nie wiele było/ co dáley odiezdżali/ á podczás Fráncuzowie ná oboz przybiegáli/ y wyćieczkę kilką bran z miástá czynili. Grobla. Wał. Blánki. Sochy. Wieże. Szańce drugie dziwnieysze. Niedźwiadki drzewiane.
Otoż muśiał gwoli temu Cezár iescze przyczynić tákowych nieco szańcow/ áby tym sposobem/ mnieyszym ludem obozu mogł bronić. Kazał rzezáć pnie z drzew/ á gáłęźie do puł iáko słábsze odćinać/ ktore z skory odźierał/ v wierzchu záćiosywał/ y ku gorze obracał. Potym
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 198.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
, nie na pociechę! Azci maci zaras okrzyknie: „A korfantegoześ się tam tak długo bawił? Ono drew krzty namniejsej nie mas, przy cym ze uwarzę pościgałków? Uscepaj ze co prędzej”! Tego nie dokońcy, to znowu: „Do roli, złodzieju! Cegoś się tu między węgły wałęsas? Idź do sochy”!
O porwonas jus niescęściu ta bieda moja! Zaprzęgęć ja sobie, jako nikt nie będzie bacył, Siwosa i Gniadosa; pojadęć ja sobie do miełej Litwy. Tam to, tam Pan Bóg i wsyscy święci mieszkaję; tamci to i nas Matysek posed był, a nie miał tak wielo, jako ja teraz z
, nie na pociechę! Azci maci zaras okrzyknie: „A korfantegoześ się tam tak długo bawił? Ono drew krzty namniejsej nie mas, przy cym ze uwarzę pościgałkow? Uscepaj ze co prędzej”! Tego nie dokońcy, to znowu: „Do roli, złodzieju! Cegoś się tu między węgły wałęsas? Idź do sochy”!
O porwonas jus niescęściu ta bieda moja! Zaprzęgęć ja sobie, jako nikt nie będzie bacył, Siwosa i Gniadosa; pojadęć ja sobie do miełej Litwy. Tam to, tam Pan Bog i wsyscy święci mieskaję; tamci to i nas Matysek posed był, a nie miał tak wielo, jako ja teraz z
Skrót tekstu: BarMazBad
Strona: 271
Tytuł:
Prawdziwa jazda Bartosza Mazura
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
śnies— druga i trzeci a, lesi zmozes. A u niescęsnej Litwy tylko boćwinę chlip, chlip, leją w się, a po staremu w końcu grzbieta pustki.
Dobrzeć wsędy, ale lepiej doma, nis kędy. Zarwona kaźni Litwa, boć mi się dała znać; lepsze nam wołecki miłe i lepsza socha. Zatem bądźcie łaskawi.
Ale postojcie jeno troskę, zabacyłem wam dziwnej rzecy pedzieć, której jakom żyw nigdy nie bacył.
Na dzień Bożego Ciała w tymże miastecku wiele dziwnego bacyłem. Stały stery ołtarze: jeden przed Bożym Janem wsytek cerwony, drugi za ratusem, trzeci przed ratusem. To tam dziwne rzecy
śnies— druga i trzeci a, lesi zmozes. A u niescęsnej Litwy tylko boćwinę chlip, chlip, leją w się, a po staremu w końcu grzbieta pustki.
Dobrzeć wsędy, ale lepiej doma, nis kędy. Zarwona kaźni Litwa, boć mi sie dała znać; lepse nam wołecki miłe i lepsa socha. Zatem bądźcie łaskawi.
Ale postojcie jeno troskę, zabacyłem wam dziwnej rzecy pedzieć, ktorej jakom zyw nigdy nie bacył.
Na dzień Bozego Ciała w tymze miastecku wiele dziwnego bacyłem. Stały stery ołtarze: jeden przed Bozym Janem wsytek cerwony, drugi za ratusem, trzeci przed ratusem. To tam dziwne rzecy
Skrót tekstu: BarMazBad
Strona: 276
Tytuł:
Prawdziwa jazda Bartosza Mazura
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950