nie poznali. Mróz, głód, gorącość, niewczas w polach ponosili, Dla miłości ojczyzny chętnie to czynili. To, że teraz oziębło w sercach naszych żyje, Już nieprzyjaciel zewsząd polską szkodą tyje. Temu barzo leniwo i rzadko wstręt dacie, A wojska też o małe wiadoma rzecz macie, I to tylko borgowe; tępa w nich ochota, Dla niepłatu waszego licha jest robota. Wiecie dobrze, tym samym pan do sługi traci Wolność swoję, kiedy, co winien, nie płaci. Płaćcie, płaćcie, co wojsku należy, oddajcie, A podskarbich rachunku na czczo wysłuchajcie, Bez bankietów, inwitów deputatów onych, U których snadne latus ekspensów
nie poznali. Mróz, głód, gorącość, niewczas w polach ponosili, Dla miłości ojczyznej chętnie to czynili. To, że teraz oziębło w sercach naszych żyje, Już nieprzyjaciel zewsząd polską szkodą tyje. Temu barzo leniwo i rzadko wstręt dacie, A wojska też o małe wiadoma rzecz macie, I to tylko borgowe; tępa w nich ochota, Dla niepłatu waszego licha jest robota. Wiecie dobrze, tym samym pan do sługi traci Wolność swoję, kiedy, co winien, nie płaci. Płaćcie, płaćcie, co wojsku należy, oddajcie, A podskarbich rachunku na czczo wysłuchajcie, Bez bankietów, inwitów deputatów onych, U których snadne latus ekspensów
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 731
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
bije, Pełen świętych rozkoszy, godzien uczciwości Duchów niebieskich, wszytkie przechodząc lubości. Daj ojcze tak pięknego byśmy byli godni Kształtu, roznieć w nas ogień z niebieskiej pochodni, Zapal nas twym płomieniem. A jakiż piękniejszy, Jaki zaświeci w sercach naszych szlachetniejszy? Spraw, żeby umysł sprosną żądzą zwyciężony, Nie był tępy i na swe dobro zaślepiony. 691. Ad Chrystum Dominum.
Quae tibi digna canam meritae praeconia laudis, Christe, creaturae conditor alme, novae? Quem fore venturum longo praedixit ab aevo Arcanum facti qui reseraret opus, Quem purum voluit pura de virgine nasci, Hic tibi sciretur solus ut esse pater, Quem sine mensura
bije, Pełen świętych rozkoszy, godzien uczciwości Duchow niebieskich, wszytkie przechodząc lubości. Daj ojcze tak pięknego byśmy byli godni Kształtu, roznieć w nas ogień z niebieskiej pochodni, Zapal nas twym płomieniem. A jakiż piękniejszy, Jaki zaświeci w sercach naszych szlachetniejszy? Spraw, żeby umysł sprosną żądzą zwyciężony, Nie był tępy i na swe dobro zaślepiony. 691. Ad Christum Dominum.
Quae tibi digna canam meritae praeconia laudis, Christe, creaturae conditor alme, novae? Quem fore venturum longo praedixit ab aevo Arcanum facti qui reseraret opus, Quem purum voluit pura de virgine nasci, Hic tibi sciretur solus ut esse pater, Quem sine mensura
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 410
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
masz, tam się mnie bardziej lud napiera, A mnie zaś ledwo kijem wy kołacą z domu; Póki kijem nie wezmę, nie dobra-m nikomu. Jednę mam nogę, rozum wszytek w głowie noszę, Weselsza-m, gdy ją zwieszę, niż gdy ją podnoszę. Mała-m rzecz, a ogromne wojska na mnie zwodzą, Które tępym orężem najbardziej mi szkodzą. Ani mię to obroni, że mam dla obrony Dom złotymi spisami wkoło obtoczony; A tak mój nieprzyjaciel okrutny i srogi, Że matce mojej ledwie zostawi me nogi, Ostatek sobie chowa, część zwierzom rozrzuci (Im mię bardziej morduje, tym się mniej zasmuci), Na koniec mię przez wszytkie
masz, tam się mnie bardziej lud napiera, A mnie zaś ledwo kijem wy kołacą z domu; Póki kijem nie wezmę, nie dobra-m nikomu. Jednę mam nogę, rozum wszytek w głowie noszę, Weselsza-m, gdy ją zwieszę, niż gdy ją podnoszę. Mała-m rzecz, a ogromne wojska na mnie zwodzą, Które tępym orężem najbardziej mi szkodzą. Ani mię to obroni, że mam dla obrony Dom złotymi spisami wkoło obtoczony; A tak mój nieprzyjaciel okrutny i srogi, Że matce mojej ledwie zostawi me nogi, Ostatek sobie chowa, część zwierzom rozrzuci (Im mię bardziej morduje, tym się mniej zasmuci), Na koniec mię przez wszytkie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 193
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
i niebieskich pociech wdzięcznym kwiatem Nieskończonym twe serce rozwije się latem, Które po przeszłych trudów ma nastąpić zimie, Czegoć z dusze, nie tylko w podłym życzę rymie. 307 (P). NIECHCĄCY ZJADŁA BABA PROSIĘ
Chcąc ktoś witać cesarza, uczył mówić kruka. A że mu przychodziła z trudnością nauka, Bo był tępy, zwątpiwszy o swym przywileju:
„Żal się, Boże, i prace, i mego oleju!” — Często powtarzał, że ptak onym powtarzaniem I tego się nauczył pospołu z witaniem. Więc kiedy takich ptaków na cesarskie weście Prawie z całego świata pełno było w mieście, Staniały, że też i ten osychał bez
i niebieskich pociech wdzięcznym kwiatem Nieskończonym twe serce rozwije się latem, Które po przeszłych trudów ma nastąpić zimie, Czegoć z dusze, nie tylko w podłym życzę rymie. 307 (P). NIECHCĄCY ZJADŁA BABA PROSIĘ
Chcąc ktoś witać cesarza, uczył mówić kruka. A że mu przychodziła z trudnością nauka, Bo był tępy, zwątpiwszy o swym przywileju:
„Żal się, Boże, i prace, i mego oleju!” — Często powtarzał, że ptak onym powtarzaniem I tego się nauczył pospołu z witaniem. Więc kiedy takich ptaków na cesarskie weście Prawie z całego świata pełno było w mieście, Staniały, że też i ten osychał bez
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 321
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
że wziął taler, w żarty. Pójdziem w krępą nazajutrz; ten, że jego ręka, Śmiele każąc na oko, tymfem w talerz brzęka. Trzymam i ja na takąż, a skoro na próbie: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych, Które w
że wziął taler, w żarty. Pójdziem w krępą nazajutrz; ten, że jego ręka, Śmiele każąc na oko, tymfem w talerz brzęka. Trzymam i ja na takąż, a skoro na próbie: „U ciebie jedno oko, a u mnie są obie.” Nie mógł tego od razu myślą pojąć tępą, Żem wczorajszą pikietę odwetowa! krępą. 357 (N). ŚLEPY ZGUBĘ ZNALAZŁ BEZ POMOCY
Mieszczanin jeden żonę miał pijaczkę ślepy. Nie ostały się skrzynki, nie ostały sklepy: Kędy tylko grosz schował, wszytkiego dociekła I wszytko na gorzałkę z kmoszkami wywlekła. Miał też dawnego zbioru sto czerwonych złotych, Które w
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 341
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
suszy/ na twarzy bladością/ Lubo te kompeksią wydają żółtością.
O Kompleksji Flegmatycznej, lubo wodnistej. Flegma zasię w swych ludziach insze obyczaje/ Wnosi/ i miąższą postać w ciele krótkiem daje. Dosyć ciała i więcej niźli u krwawego: Rzadko obaczysz kogo z takich więc czujnego. I rzemyka pociąga flegmatyczek ściśle. Zmysł tępy/ i nie rychłe członków poruszenie/ Gnuśność/ ziewanie/ przy tym i częste splunienie. Na twarzy białość sama/ mały glanc wydaje/ I wodniste znakuje w takich obyczaje.
O Kompleksji Melancholicznej. A gdzie zasię czarnawa króluje Cholera/ Insza jest obyczajów własność/ insza cera. Smutek tam w sercu i złość zasadza stolicę
suszy/ ná twárzy bládośćią/ Lubo te kompexią wydáią żołtośćią.
O Komplexiey Flegmátyczney, lubo wodnistey. Flegmá záśię w swych ludźiách insze obyczaie/ Wnosi/ y miąższą postáć w ćiele krotkiem dáie. Dosyć ćiáłá y więcey niźli v krwáwego: Rzadko obaczysz kogo z tákich więc czuynego. Y rzemyká poćiąga flegmátyczek śćiśle. Zmysł tępy/ y nie rychłe członkow poruszenie/ Gnusność/ źiewánie/ przy tym y częste splunienie. Ná twarzy białość sámá/ mały glánc wydáie/ Y wodniste znákuie w tákich obyczáie.
O Komplexiey Melánkoliczney. A gdźie záśię czarnawa kroluie Cholerá/ Insza iest obyczáiow własność/ insza cerá. Smutek tám w sercu y złość zásadza stolicę
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: E
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
Jako kto na Świętego Tomasza łaskaw, tak go z-tych słów sądzi. Jan Chryzostom ostry na Tomasza Świętego: O, ten Tomasz nie miał subtelnego nigdy dowcipu, zawsze wołowaty, chce żeby mu wszystko jak łopatą do głowy kładziono. Cumcrassioris esset ingenÿ, à crassissimo sensuum fidem sibi quaerit. Ze sam był tępy, niechciał nic rozumieć, tylko co mu w-oczy wlazło, nisi videro, czego dotknąć się mógł, mittam manum. I jakożci tych Tomaszów zakwasił pierwszy ten Patriarcha, że nie bardzo dowcipni się zdadzą. To Apostoł, Crassioris ingenÿ nie dowcipny; Tomasz Anielski Doktor, zdał się wprzód niedowcipny, wołem nazwany
Iáko kto ná Swiętego Tomaszá łáskaw, ták go z-tych słow sądźi. Ian Chryzostom ostry ná Tomaszá Swiętego: O, ten Tomasz nie miał subtelnego nigdy dowćipu, záwsze wołowáty, chce żeby mu wszystko iák łopátą do głowy kłádźiono. Cumcrassioris esset ingenÿ, à crassissimo sensuum fidem sibi quaerit. Ze sam był tępy, niechćiał nic rozumieć, tylko co mu w-oczy wlázło, nisi videro, czego dotknąć się mogł, mittam manum. I iákożći tych Tomaszow zákwáśił pierwszy ten Pátryárchá, że nie bárdzo dowćipni się zdádzą. To Apostoł, Crassioris ingenÿ nie dowćipny; Tomasz Anielski Doktor, zdał się wprzod niedowćipny, wołem nazwány
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 31
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
mu ze wszytkiej aż za ramię strony Pierzem porosłe okryły kołtony Tak, że gdyby się nie trzymał na pleci, Ledwo mu każdy do czarta nie zleci. Pysk jeżem obrósł, szczeka przeszła kością, Nos cale zginął wszytek między ością I gdyby czoło nie znaczyło człeka, Niedźwiedzia pozór zrobiła powieka. Oko wejzrzeniem w głupstwie przeszło tępem, Wąs się połamał niechędogim strzępem I dla obmierzłej znać w papciaku szargi Do tej i do tej przykleił się wargi. Z rąk się wydały żyły jak padalce, Miara pazurów porównała palce, Skora obrósszy rzadko włosem rudem Smołą i dawnym zatęchła się brudem. Okrycia barwę zatarł klej paskudny, Postrzępił defekt do poprawy trudny, A
mu ze wszytkiej aż za ramię strony Pierzem porosłe okryły kołtony Tak, że gdyby się nie trzymał na pleci, Ledwo mu każdy do czarta nie zleci. Pysk jeżem obrósł, szczeka przeszła kością, Nos cale zginął wszytek między ością I gdyby czoło nie znaczyło człeka, Niedźwiedzia pozór zrobiła powieka. Oko wejzrzeniem w głupstwie przeszło tępem, Wąs się połamał niechędogim strzępem I dla obmierzłej znać w papciaku szargi Do tej i do tej przykleił się wargi. Z rąk się wydały żyły jak padalce, Miara pazurów porównała palce, Skora obrósszy rzadko włosem rudem Smołą i dawnym zatęchła się brudem. Okrycia barwę zatarł klij paskudny, Postrzępił defekt do poprawy trudny, A
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 203
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
oczywiście naskakują, póty słudzy in omne nefas ochotni, póki skarb nieubogi.
Zygmunt: Ach sromoto osób!
Wacław: Raczej obelgo narodu, w którym spekulując hipocrizis cudzoziemska notuje i urąga się z humoru podłego, uważając, jak to pierwsze jego osoby szarzają się za cackiem niepewnym jako głupie dziecka przez wzgardę nieoszacowanego klejnotu swojego w tępym oku, w bezwstydnym czole, w łatwych ustach, w całej minie i ułożeniu nosząc servilis subiecti prompti tudinem.
Zygmunt: Tedy w ten sposób nie mają dobrej fantazji więcej nad owych naszych szujów, których sumnienie ratuszowa za taler bity ma na woli potrzeba i których właśnie do niewoli przykre i podłe ułożyło przyrodzenie.
Wacław:
oczywiście naskakują, póty słudzy in omne nefas ochotni, póki skarb nieubogi.
Zygmunt: Ach sromoto osób!
Wacław: Raczej obelgo narodu, w którym spekulując hipocrizis cudzoziemska notuje i urąga się z humoru podłego, uważając, jak to pierwsze jego osoby szarzają się za cackiem niepewnym jako głupie dziecka przez wzgardę nieoszacowanego klejnotu swojego w tępym oku, w bezwstydnym czole, w łatwych ustach, w całej minie i ułożeniu nosząc servilis subiecti prompti tudinem.
Zygmunt: Tedy w ten sposób nie mają dobrej fantazyi więcej nad owych naszych szujów, których sumnienie ratuszowa za taler bity ma na woli potrzeba i których właśnie do niewoli przykre i podłe ułożyło przyrodzenie.
Wacław:
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 273
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
się ciężkich sądów Twych winna głowa boi. Właśnie jak łomną ziemię pługiem rozsypują, Tak się me utrapione kości rozsypują Strachem śmierci okrutnej, a słusznie, bom krzywy, Choć się wiercę, choć padam, nie miałbym być żywy. Bowiem co po statucie, jeśli na występy Moje przez szpary będzie patrzał urząd tępy? Nie masz wyjścia przystępu! Boże, mój obrońca, W Tobie ja samym dufam, zmiłuj się do końca! Słodkie są Twoje prawa, Boże, dane ziemi, Bo zysk, sława i pokój wszędzie idą z niemi. Wiedząc o cnocie w sobie, przedtem-em nikomu Nie zajrzał bogactw ani kosztownego domu.
się ciężkich sądów Twych winna głowa boi. Właśnie jak łomną ziemię pługiem rozsypują, Tak się me utrapione kości rozsypują Strachem śmierci okrutnej, a słusznie, bom krzywy, Choć się wiercę, choć padam, nie miałbym być żywy. Bowiem co po statucie, jeśli na występy Moje przez spary będzie patrzał urząd tępy? Nie masz wyszcia przystępu! Boże, mój obrońca, W Tobie ja samym dufam, zmiłuj się do końca! Słodkie są Twoje prawa, Boże, dane ziemi, Bo zysk, sława i pokój wszędzie idą z niemi. Wiedząc o cnocie w sobie, przedtem-em nikomu Nie zajrzał bogactw ani kosztownego domu.
Skrót tekstu: ArciszLamBar_I
Strona: 386
Tytuł:
Lament
Autor:
Krzysztof Arciszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965