/ które Panu Chrystusowi tak jest wieczne/ jak jest temu wieczne i człowieczeństwo. Na wieki abowiem jest Kapłanem według porządku Melchisedechowego: na wieki i pośrzednikiem/ na wieki Bogiem i człowiekiem. I acz Złotoustego Z. nauki w podporę tej swej omylnej opiniej świadectwo przywiódł/ ale obłudnie. Gdyż się ni natym przezeń ukazanym miejscu/ i nigdzie indzie w pismach ś. Złotoustego/ tak sprosna Hereticka opinia/ i namniejszym słowem nie najduje. Taką wiernością on tu z Błog. Złotoustym postąpił/ przypisawszy mu ujmę wiecznego urzędu Pana Chrystusowego Kapłańskiego/ jaką wiernością w tymże swym skrypcie/ owo do pism jego przydał/ tam Przaśnik/ a tu
/ ktore Pánu Christusowi ták iest wieczne/ iák iest temu wiecżne y człowiecżeństwo. Ná wieki ábowiem iest Kapłanem według porządku Melchisedechowego: ná wieki y pośrzednikiem/ ná wieki Bogiem y cżłowiekiem. Y ácż Złotoustego S. náuki w podporę tey swey omylney opiniey świádectwo przywiodł/ ale obłudnie. Gdyż sie ni nátym przezeń vkazanym mieyscu/ y nigdźie indźie w pismách ś. Złotouste^o^/ ták sprosna Hereticka opinia/ y namnieyszym słowem nie náyduie. Táką wiernośćią on tu z Błog. Złotoustym postąpił/ przypisawszy mu vymę wiecznego vrzędu Páná Christusowego Kápłáńskiego/ iáką wiernośćią w tymże swym scripćie/ owo do pism iego przydał/ tám Przáśnik/ á tu
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 40
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
cię krew potem zlewała, nie woda.
Czy z ciernia, które od Boga przeklęta Ziemia nam dawać miała, miłość święta Ostry wieniec uwiła I na twój warkocz niewinny wtłoczyła?
O, jako śliczną dobry pasterz tkankę, O, jako uwił ozdobną równiankę, Na którą jadowniki I same krwawe przebierał gwoździki.
Oto baranek ukazany w krzaku Na miejsce twoje, mały Izaaku; Oto kierz zapalony Mojżeszów, w którym sam Bóg utajony.
Zmyśla Helikon, że mając przebite Nogi od ciernia, śliczna Afrodytę Zmieniła kwiat cierniowy I białym różom dała szkarłat nowy,
Ale bardziej jest tej krwie potok żyzny, Bo z każdej kropli, z każdej świeżej blizny,
cię krew potem zlewała, nie woda.
Czy z ciernia, które od Boga przeklęta Ziemia nam dawać miała, miłość święta Ostry wieniec uwiła I na twój warkocz niewinny wtłoczyła?
O, jako śliczną dobry pasterz tkankę, O, jako uwił ozdobną równiankę, Na którą jadowniki I same krwawe przebierał gwoździki.
Oto baranek ukazany w krzaku Na miejsce twoje, mały Izaaku; Oto kierz zapalony Mojżeszów, w którym sam Bóg utajony.
Zmyśla Helikon, że mając przebite Nogi od ciernia, śliczna Afrodytę Zmieniła kwiat cierniowy I białym różom dała szkarłat nowy,
Ale bardziej jest tej krwie potok żyzny, Bo z każdej kropli, z każdej świeżej blizny,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 214
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nią wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C.
W tem straszliwy, niezmierny dziw, mało widziany, W pół pod wodą, a w poły z wody ukazany, Jako okręt od wiatrów pogodnych popchniony, Z daleka wielkiem pędem bieżał w port przestrony, Skoro zajźrzał zwyczajnej z daleka potrawy, Wyciągając ku brzegom sprosny pysk plugawy: Panna na poły martwa od strachu została, Kiedy blisko swoję śmierć przed sobą widziała.
CI.
Miał drzewo Rugier, ale nie trzymał go w toku,
od płaczu, mdłe słowa poczęła, Słowa mdłe, słabe; ale ledwie je rozczęła, Jako się w nię wróciły, od strachu przerwane I od szumu, co z morza szedł, nazad wegnane.
C.
W tem straszliwy, niezmierny dziw, mało widziany, W pół pod wodą, a w poły z wody ukazany, Jako okręt od wiatrów pogodnych popchniony, Z daleka wielkiem pędem bieżał w port przestrony, Skoro zajźrzał zwyczajnej z daleka potrawy, Wyciągając ku brzegom sprosny pysk plugawy: Panna na poły martwa od strachu została, Kiedy blizko swoję śmierć przed sobą widziała.
CI.
Miał drzewo Rugier, ale nie trzymał go w toku,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 221
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nieprzyjaciela z obu rącz uderzył, Że padł na ziemię, ciężkiem razem okrócony. Drugi widząc, że ów już leży ogłuszony, Chcąc go zabić, szyszak mu odkrywał zawarty, Że go w twarz Rugier ujźrzał, skoro beł otwarty.
XIX.
Ujźrzał twarz Bradamanty Rugier swej kochanej; Tylko co jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
nieprzyjaciela z obu rącz uderzył, Że padł na ziemię, ciężkiem razem okrócony. Drugi widząc, że ów już leży ogłuszony, Chcąc go zabić, szyszak mu odkrywał zawarty, Że go w twarz Rugier ujźrzał, skoro beł otwarty.
XIX.
Ujźrzał twarz Bradamanty Rugier swej kochanej; Tylko co jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 231
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wszystek w sobie okrutnym pałaniem/ Karmi niepłodną miłość próżnym spodziewaniem. Widzi z pozornej szyje wisząc nie czosane Włosy/ cóżby rzekł gdyby widział ugłaskane? Widzi ogniem się łskniące/ i jasnym podobne Gwaizdom Niebieskim oczy/ nad zamiar nadobne. Widzi/ a nie dosyć jest widzieć/ i rumiane Usta/ chwali ręce i palce ukazane/ I ramiona/ i łokcie dalej zakasane/ Niźli do połowice/ a jeśli widziane Która członki nie mogły w ten czas być od niego/ Jeszcze je sobie za coś rozumie lepszego. Ucieka ona rączsza na lekki wiatr/ jego Nie słuchając tymi się słowy wabiącego. Nimfo Penejska/ postoj/ zawściągni swej nogi/ Ja
wszystek w sobie okrutnym pałániem/ Karmi niepłodną miłość proznym spodźiewániem. Widźi z pozorney szyie wisząc nie czosáne Włosy/ cożby rzekł gdyby widźiał vgłaskáne? Widźi ogniem się łskniące/ y iásnym podobne Gwaizdom Niebieskim oczy/ nád zámiar nadobne. Widźi/ á nie dosyć iest widźieć/ y rumiáne Vstá/ chwali ręce y pálce vkazáne/ Y rámioná/ y łokćie dáley zákasáne/ Niźli do połowice/ á iesli widźiáne Ktora członki nie mogły w ten czás bydź od niego/ Ieszcze ie sobie zá coś rozumie lepszego. Vćieka oná rączsza ná lekki wiátr/ iego Nie słucháiąc tymi się słowy wabiącego. Nimpho Peneyska/ postoy/ záwśćiągni swey nogi/ Ia
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 29
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
/ a czeladzi swojej każe zostać pod górą. . Jakoż to wiedział Abraham/ że się miał do czeladzi swojej wrócić z synem swoim/ ponieważ tą intencją szedł na górę naznaczoną sobie od Pana Boga/ aby tam był ofiarował syna swego Panu Bogu/ i spalił go wszytkiego zabiwszy? Tak wiedział Chrześcijanie/ iż na górę ukazaną sobie od Pana Boga szedł całe trzy dni/ jako pismo świadczy Die autem tertio eleuatis oculis vidit locum procul. Kiedy już trzeci dzień szedł na górę onę/ a jeszcze było opodal/ począł sobie dobrze tuszyć na sercu swoim/ iż trzy dni są to znakiem dobrego szczęścia/ i nie znaczą synowi mojemu śmierci/ ale
/ á czeládźi swoiey każe zostać pod gorą. . Iakoż to wiedźiał Abráhám/ że się miał do czeládźi swoiey wroćić z synem swoim/ ponieważ tą intencyą szedł na gorę náznáczoną sobie od Pana Bogá/ aby tám był ofiárował syná swego Pánu Bogu/ y zpalił go wszytkiego zábiwszy? Ták wiedźiał Chrześcianie/ iż ná gorę vkazaną sobie od Paná Bogá szedł cáłe trzy dni/ iáko pismo świádczy Die autem tertio eleuatis oculis vidit locum procul. Kiedy iuż trzeći dźień szedł ná gorę onę/ á ieszcze było opodal/ począł sobie dobrze tuszyć ná sercu swoim/ iż trzy dni są to znákiem dobrego szczęśćia/ y nie znáczą synowi moiemu śmierći/ ále
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 13
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
na ojczyznę skądkolwiek? Chyba do szlachty i twoich własnych, jeśli kędy są, i tak przy obronie samiby się jedli i zabijali, skądinąd niczego innego dostawać nie mogąc. A to wszytko ad nostrum interitum idzie. Otóż tobie rokosz, którymeś złupił z ostatniej obrony ojczyznę miłą, od przodków naszych nam zostawionej i ukazanej, a na czas tylko gwałtowny Rzplitej uchwalonej, bo to prawa ojczyste chowały, jakoby jaki pewny skarb na poratowanie ostatnie upadającej ojczyzny, którym sposobem pewnie się ją mogło zawsze poratować. A tego nie tylko nie używali, ale i nie śmieli używać, jako srogiego i gwałtownego sposobu; a tyś go w lekkość tym
na ojczyznę skądkolwiek? Chyba do ślachty i twoich własnych, jeśli kędy są, i tak przy obronie samiby się jedli i zabijali, skądinąd niczego innego dostawać nie mogąc. A to wszytko ad nostrum interitum idzie. Otóż tobie rokosz, którymeś złupił z ostatniej obrony ojczyznę miłą, od przodków naszych nam zostawionej i ukazanej, a na czas tylko gwałtowny Rzplitej uchwalonej, bo to prawa ojczyste chowały, jakoby jaki pewny skarb na poratowanie ostatnie upadającej ojczyzny, którym sposobem pewnie się ją mogło zawsze poratować. A tego nie tylko nie używali, ale i nie śmieli używać, jako srogiego i gwałtownego sposobu; a tyś go w lekkość tym
Skrót tekstu: SkarRokCz_II
Strona: 39
Tytuł:
Otóż tobie rokosz!
Autor:
Skarga Piotr
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
sobie ominować był powinien. O czym Herodotus, Pliunius, Diodorus , Starożytni Scriptores, i Novissimus, ale primus Madrością Kircher. Rację wenerowania tego Bożka, mieli Egipcjanie, iż wierzyli errore damnato et damnando, że Dusza Osirydesa Króla ich w Wołu przeszła, co zwali Metem psicosim. Diodorus. Tego Bożka Kambyses Król Perski ukazanego sobie cioł mieczem, z kąd krew pociekła, śmiejąc się rzekł: O złe głowy! tacyli to Bogowie zekrwi i ciała! którzy rany od nieść mogą? Herodotus.
Czwarty Deaster Egipskiej Religii był Ammon, albo Jupiter Hannon. Egipskim językiem Amun to jest Jowisza moc dzielność Figuram mu dawali od dołu hamanam,
sobie ominować był powinien. O czym Herodotus, Pliunius, Diodorus , Starożytni Scriptores, y Novissimus, ale primus Madrością Kircher. Racyę wenerowania tego Bożka, mieli Egypcyanie, iż wierzyli errore damnato et damnando, że Dusza Osiridesa Krola ich w Wołu przeszła, co zwali Metem psicosim. Diodorus. Tego Bożka Kambyses Krol Perski ukazanego sobie cioł mieczem, z kąd krew pociekła, śmieiąc się rzekł: O złe głowy! tacyli to Bogowie zekrwi y ciała! ktorzy rany od nieść moga? Herodotus.
Czwárty Deaster Egypskiey Religii był Ammon, albo Iupiter Hannon. Egypskim ięzykiem Amun to iest Iowisza moc dzielność Figuram mu dawali od dołu hamanam,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 17
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
odganiał bijąc się powrozem, po śniegu nago tarzając. Sypianie jego na gołej ziemi, potrawy popiołem posypane; strój, jedna i to gruba podarta suknia, milczenia i płaczu ustawicznego pełen, pokory dziwnej i miłości ku bliźnim, grzechy swe by był posponowany, rewelował. Kapłanem nie był tylko Diakonem, ato iż Anioł ukazanym mu kryształowym naczyniem, czystości jak kryształ, w nim pretendował,
Miał honor noc całą mieć Chrystusa maleńkiego i Marią gośćmi. Dwa razy zbierał się iść do Pogaństwa, aby tam dla Chry- Czy stoi i dziś Z. Franciszek w grobie w Asyżu?
stusa położył życie, aż za trzecim razem był pod Damiatą w Egipcie
odganiał biiąc się powrozem, po sniegu nago tarzaiąc. Sypianie iego na gołey ziemi, potrawy popiołem posypane; stròy, iedna y to gruba podarta suknia, milczenia y płaczu ustawicznego pełen, pokory dziwnèy y miłości ku bliźnim, grzechy swe by był posponowany, rewelował. Kapłanem nie był tylko Dyakonem, ato iż Anioł ukazanym mu kryształowym naczyniem, czystości iak kryształ, w nim pretendował,
Miał honor noc całą mieć Chrystusa maleńkiego y Maryą gośćmi. Dwa razy zbierał się iść do Pogaństwa, aby tam dla Chry- Czy stoi y dziś S. Franciszek w grobie w Assyżu?
stusa położył życie, aż za trzecim razem był pod Damiatą w Egipcie
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 4
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
brzegu płynąwszy, naprzód żal i wzdychanie z mniemanego utopienia, a potem wielki śmiech ukazaniem się pobudził. Różni różnych kunsztów dokazowali, a między inszemi i to piękna była, że się ich kilka obrało, którzy z pół Renu wystrzeliwali się z łuków po kilka razy w przód i w zad do dwu celów po obudwu brzegach ukazanych. Trudno wypisać z jakim afektem arcyksiążę coraz wracał się do Renu, patrzeć na one nigdy niewidane obyczaje Elearskie, różne pochwały z różnych rzeczy przed dworem swym powtarzając, a sam sobie dziwnie słodząc ich lekkość, iż wozów nie mieli, skromność iż bez pościeli, żartkość, czerstwość, strój, oręże, chód, słowa
brzegu płynąwszy, naprzód żal i wzdychanie z mniemanego utopienia, a potem wielki śmiech ukazaniem się pobudził. Różni różnych kunsztów dokazowali, a między inszemi i to piękna była, że się ich kilka obrało, którzy z pół Renu wystrzeliwali się z łuków po kilka razy w przód i w zad do dwu celów po obudwu brzegach ukazanych. Trudno wypisać z jakim afektem arcyksiążę coraz wracał się do Renu, patrzeć na one nigdy niewidane obyczaje Elearskie, różne pochwały z różnych rzeczy przed dworem swym powtarzając, a sam sobie dziwnie słodząc ich lekkość, iż wozów nie mieli, skromność iż bez pościeli, żartkość, czerstwość, strój, oręże, chód, słowa
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 93
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859