, Których ani pies gwiazdą swą użega, Ani ojcowski płomień nie dolega, Których i czystość moc tym ogniom bierze, Dla których cały świat poddan Wenerze, Szczęśliwsze nad nas, których wszytko troje Wojuje: miłość, słońce i psie znoje — Pojrzyjcie na mnie trochę w niskie kraje, A póki jeszcze żywota co staje, Upalonemu, z hipokreńskiej wody Przywróćcie żywot, dodajcie ochłody! A ja, oczerstwion mocą waszej rosy, Nastroję lutnią w pismorymskie głosy I dowcip, zbytnią zawędzony suszą, Przyszedszy k sobie, przywita się z duszą; Skąd chwaląc i was, i waszę krynicę, Wdzięczen zawieszę z ślubu tę tablicę: Że mu się w wierszu
, Których ani pies gwiazdą swą użega, Ani ojcowski płomień nie dolega, Których i czystość moc tym ogniom bierze, Dla których cały świat poddan Wenerze, Szczęśliwsze nad nas, których wszytko troje Wojuje: miłość, słońce i psie znoje — Pojrzyjcie na mnie trochę w niskie kraje, A póki jeszcze żywota co staje, Upalonemu, z hipokreńskiej wody Przywróćcie żywot, dodajcie ochłody! A ja, oczerstwion mocą waszej rosy, Nastroję lutnią w pismorymskie głosy I dowcip, zbytnią zawędzony suszą, Przyszedszy k sobie, przywita się z duszą; Skąd chwaląc i was, i waszę krynicę, Wdzięczen zawieszę z ślubu tę tablicę: Że mu się w wierszu
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 152
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
proszę, pierwszą winę, Której ci własną odkryję przyczynę: Kanikuła to w mej głowie sprawiła, Że moja skromność toru uchybiła. Wszak wiesz, że kto się z Małgorzatą zbraci, I rozum, a cóż dyskrecyją straci.” SUSZA
Niech cię wszytek świat z chłodów swych obrany, Zła kanikuło, łaje na przemiany I upalony twym ogniom złorzeczy; Ja, swoję własną rzecz mając na pieczy, Dziękuję-ć, żeś mi wysuszywszy strugę, Suchą do Zosie zgotowała drogę. Już teraz, bystrych poprzestawszy biegów, Zawarta rzeka pilnuje swych brzegów; Już teraz, w nocy ukradszy się z domu, Przebrnę bezpiecznie, nie czekając promu; Już
proszę, pierwszą winę, Której ci własną odkryję przyczynę: Kanikuła to w mej głowie sprawiła, Że moja skromność toru uchybiła. Wszak wiesz, że kto się z Małgorzatą zbraci, I rozum, a cóż dyskrecyją straci.” SUSZA
Niech cię wszytek świat z chłodów swych obrany, Zła kanikuło, łaje na przemiany I upalony twym ogniom złorzeczy; Ja, swoję własną rzecz mając na pieczy, Dziękuję-ć, żeś mi wysuszywszy strugę, Suchą do Zosie zgotowała drogę. Już teraz, bystrych poprzestawszy biegów, Zawarta rzeka pilnuje swych brzegów; Już teraz, w nocy ukradszy się z domu, Przebrnę bezpiecznie, nie czekając promu; Już
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 161
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
napadnie. Strzeżcież się kanikuły i słońca, można-li, Bo i jabłka dojrzeją, i płeć się przypali. PRAKTYKA
Jeszczem się nie znał z Kupidynem ani Wiedziałem, jako strzała jego rani, Jeszczem był wolen, jeszcze na mnie była Zdradliwych Wenus sideł nie rzuciła, Kiedy gdy chłodu upatruję w cieniu,
Upalonemu psią gwiazdą ciemieniu, Ptaszyna lecąc słowikowym krzykiem Zastraszyła mię takim prognostykiem: „Krótko, ach, krótko po swej woli chodzisz I darmo sobie złotą wolność słodzisz! Nadchodzi ten czas i masz go za pasem, Że cię zły humor pobrata z tym lasem, Kiedy sam sobie zginiesz i od ludzi Stronić nową chęć miłość w
napadnie. Strzeżcież się kanikuły i słońca, można-li, Bo i jabłka dojrzeją, i płeć się przypali. PRAKTYKA
Jeszczem się nie znał z Kupidynem ani Wiedziałem, jako strzała jego rani, Jeszczem był wolen, jeszcze na mnie była Zdradliwych Wenus sideł nie rzuciła, Kiedy gdy chłodu upatruję w cieniu,
Upalonemu psią gwiazdą ciemieniu, Ptaszyna lecąc słowikowym krzykiem Zastraszyła mię takim prognostykiem: „Krótko, ach, krótko po swej woli chodzisz I darmo sobie złotą wolność słodzisz! Nadchodzi ten czas i masz go za pasem, Że cię zły humor pobrata z tym lasem, Kiedy sam sobie zginiesz i od ludzi Stronić nową chęć miłość w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 166
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kraju Tuszę, żeś stróżem nie piekła, lecz raju; Zaś kiedy siędziesz podle niej na ławie, A mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj litościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka polewa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz nad zwykłe mając przyrodzenie, Słońce z jej oczu
kraju Tuszę, żeś stróżem nie piekła, lecz raju; Zaś kiedy siędziesz podle niej na ławie, A mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj lutościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka poléwa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz nad zwykłe mając przyrodzenie, Słońce z jej oczu
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 173
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
chociażby mi z urazu lec w grobie, Życzyłbym nosić ten Olimp na sobie, Byle mi niebo pracę odwdzięczyło I wleźć mi na się wzajem dozwoliło; Wszak takim idą rzeczy ludzkie chodem, Że kto był z wierzchu, bywa i pod spodem. RZEKI
Kanikuło, promieńmi swymi uprzykrzona, Przed którymi tak mdleje głowa upalona, Jako kiedy Klimeny nierozsądne plemię Zwierzonym ogniem palił wszytkorodną ziemię, Pofolguj albo — jeśli z głodnym nie masz sprawy I trzeba-ć, niż mię wolno puścisz, nabyć strawy — Masz rzeki, z których tyle weź sobie obroku, Żebyś mi chociaż tego sfolgowała roku. Niechaj ci Wisła napój leje wszytką siłą, Królewny naszej
chociażby mi z urazu lec w grobie, Życzyłbym nosić ten Olimp na sobie, Byle mi niebo pracę odwdzięczyło I wleźć mi na się wzajem dozwoliło; Wszak takim idą rzeczy ludzkie chodem, Że kto był z wierzchu, bywa i pod spodem. RZEKI
Kanikuło, promieńmi swymi uprzykrzona, Przed którymi tak mdleje głowa upalona, Jako kiedy Klimeny nierozsądne plemię Zwierzonym ogniem palił wszytkorodną ziemię, Pofolguj albo — jeśli z głodnym nie masz sprawy I trzeba-ć, niż mię wolno puścisz, nabyć strawy — Masz rzeki, z których tyle weź sobie obroku, Żebyś mi chociaż tego sfolgowała roku. Niechaj ci Wisła napój leje wszytką siłą, Królewnej naszej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 174
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zalotach trawią czas wiosnowej flory. Tobie-ć się gwoli wiosna w swej ozdobie Pyszni i rada, że się równa tobie, Bo i ty kwitniesz jako wiosna wieczna: Takeś jak ona świeża, niestateczna, I masz jak w kwietniu, Jago, kwiat różany, Majową rzeźwość, marcowe odmiany. LATO
W kłosianym wieńcu, upalona latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w
zalotach trawią czas wiosnowej flory. Tobie-ć się gwoli wiosna w swej ozdobie Pyszni i rada, że się równa tobie, Bo i ty kwitniesz jako wiosna wieczna: Takeś jak ona świeża, niestateczna, I masz jak w kwietniu, Jago, kwiat różany, Majową rzeźwość, marcowe odmiany. LATO
W kłosianym wieńcu, upalona latem, Wywija sierpem Cerera szczerbatem I kosą wsparta, pokrzykuje dumnie, Widząc, że wszytko w stertach albo gumnie; Cieszy gospodarz, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w południowe najwiętsze gorąco; W pagórek uderzone nazad się wracały Promienie, od nich wierzchem drobne piaski wrzały Zbroja na niem od słońca tak się rozpaliła, Że się ledwo nie w ogień wszytka obróciła.
XXXVI.
Gdy go tak i strudzenie i pragnienie srodze Trapiło po piaszczystej, pustej onej drodze, Jadąc dalej, gorącem przykrem upalony I brzemieniem ognistej zbroje obciążony, Zastał przy jednej starej pustej wieży w cieniu. Podle brzegu trzy panie, piękne na wejźrzeniu, Które po obyczajach, z stroju i ubioru Znał, że beły z Alcyny rozkosznego dworu.
XXXVII.
Na perskich, złotem tkanych kobiercach siedziały I w miłem chłodzie różnych uciech zażywały; Stół miały
w południowe najwiętsze gorąco; W pagórek uderzone nazad się wracały Promienie, od nich wierzchem drobne piaski wrzały Zbroja na niem od słońca tak się rozpaliła, Że się ledwo nie w ogień wszytka obróciła.
XXXVI.
Gdy go tak i strudzenie i pragnienie srodze Trapiło po piaszczystej, pustej onej drodze, Jadąc dalej, gorącem przykrem upalony I brzemieniem ognistej zbroje obciążony, Zastał przy jednej starej pustej wieży w cieniu. Podle brzegu trzy panie, piękne na wejźrzeniu, Które po obyczajach, z stroju i ubioru Znał, że beły z Alcyny rozkosznego dworu.
XXXVII.
Na perskich, złotem tkanych kobiercach siedziały I w miłem chłodzie różnych uciech zażywały; Stół miały
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 205
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
pieczy Mając, nie tylko wszytko, co ma, ubezpieczy, Ale wszytkiego świata uczynić się panem Będzie mógł z tak przeważnem i dzielnem hetmanem.
XXX.
A jako z temi swemi hetmany wielkiemi Swe panowanie wszędzie rozszerzy na ziemi, Tak na morzu tem, które w śrzodku z tamtej strony Europa, z tej zawiera Afer upalony, W każdem boju zwyciężcą szczęśliwem zostanie, Skoro Jędrzej Doria do niego przystanie, Ten to Doria, który wszytkie wam tameczne Wasze morza od zbójców uczyni bezpieczne.
XXXI.
Choć wszytkie zbójce w on czas spędził zawołany Pompejus, nie może z niem być porównany; Bo oni być nie mogli równi tak możnemu Królestwu i na
pieczy Mając, nie tylko wszytko, co ma, ubezpieczy, Ale wszytkiego świata uczynić się panem Będzie mógł z tak przeważnem i dzielnem hetmanem.
XXX.
A jako z temi swemi hetmany wielkiemi Swe panowanie wszędzie rozszerzy na ziemi, Tak na morzu tem, które w śrzodku z tamtej strony Europa, z tej zawiera Afer upalony, W każdem boju zwyciężcą szczęśliwem zostanie, Skoro Jędrzej Dorya do niego przystanie, Ten to Dorya, który wszytkie wam tameczne Wasze morza od zbójców uczyni bezpieczne.
XXXI.
Choć wszytkie zbójce w on czas spędził zawołany Pompejus, nie może z niem być porównany; Bo oni być nie mogli równi tak możnemu Królestwu i na
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 338
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
czasem wiersz, czasem Rym szpecą; ale i częstokroć sens sam wszystem znoszą. Radzę tedy, Czytelniku, abyś, niż poczniesz Księgi te czytać, poprawił sobie pierwej Errorów, co łacno być może; bo wszytkie na śkończeniu Ksiąg wypisane są. Zimny przedział. Pomiarkowany ciepłem/ i zimnem. Średni przedział ziemie/ upalony ogniem Słonecznym/ podległy kołu zwierzęcemu niebieskiemu. Drugi pomiarkowany przedział. Drugi zimny przedział. Księgi Pierwsze METAMORPHOSEON, to jest Przemian, OD PUBLIVSA OWIDYVSZA NASONA Wierszem opisanych. Argument Przedmowy.
OWidyus/ zawziąwszy się zawrzeć w tych Księgach wszystkie Fabuły/ bez których Poetowie nie żyli nigdy/ i nie żyją dotąd; od początku
czásem wiersz, czásem Rym szpecą; ále y częstokroć sens sam wszystem znoszą. Rádzę tedy, Czytelniku, ábyś, niż poczniesz Kśięgi te czytać, poprawił sobie pierwey Errorow, co łácno bydź może; bo wszytkie ná śkończeniu Ksiąg wypisáne są. Zimny przedźiał. Pomiarkowany ćiepłem/ y źimnem. Srzedni przedźiał źiemie/ vpalony ogniem Słonecznym/ podległy kołu źwierzęcemu niebieskiemu. Drugi pomiárkowány przedział. Drugi źimny przedźiał. Kśięgi Pierwsze METAMORPHOSEON, to iest Przemian, OD PVBLIVSA OWIDYVSZA NASONA Wierszem opisánych. Argument Przedmowy.
OWidyus/ záwźiąwszy się záwrzeć w tych Kśięgách wszystkie Fábuły/ bez ktorych Poetowie nie żyli nigdy/ y nie żyią dotąd; od początku
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 12
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
beła/ I nijakiego w sobie kształtu nie nosieła/ Wszytka dopiero w ten czas będąc przerobiona/ Jest w nieznajome kształty ludzi obleczona. A. A jak dwa pasy z prawej tyleż lewej strony. Tu pięć Przedziałów abo pasów, wspomina Poeta, które jako na niebie tak i na ziemi znajdują się. Przedział śrzedni, upalony bywa rzeczon, podległy kołu żwierzęcemu niebieskiemu; po którym kole słońce chodząc przez cały Rok, czyni ten przedział gorącym, i do mieszkania ludziom niesposobnym. Podle przedziału upalonego z obu boków, idą insze dwa pasy na ziemi, które pomiarkowane będąc ciepłem i zimnem, są do mieszkania ludziom sposobne. Drugie zaś dwa pasy (
bełá/ Y niiákiego w sobie kształtu nie nośiełá/ Wszytká dopiero w ten czás będąc przerobiona/ Iest w nieznáiome kształty ludźi obleczoná. A. A iák dwá pásy z práwey tyleż lewey strony. Tu pięć Przedźiałow ábo pásow, wspomina Poetá, ktore iako ná niebie ták y ná źiemi znáyduią się. Przedźiał śrzedni, vpalony bywa rzeczon, podległy kołu żwierzęcemu niebieskiemu; po ktorym kole słońce chodząc przez cáły Rok, czyni ten przedźiał gorącym, y do mieszkánia ludziom niesposobnym. Podle przedźiału vpalonego z obu bokow, idą insze dwá pásy ná źiemi, ktore pomiárkowáne będąc ćiepłem y źimnem, są do mieszkánia ludźiom sposobne. Drugie záś dwá pásy (
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 7
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638