język trzymała, „Niedoczekanie twoje, bym milczała! — Okrzyknie żona — Nie dziwkam ja twoja, Na wierzchu prawda powinna być moja!” Mąż też wzajemnie czując się być głową, Coraz to plagę podaruje nową, Ale i żona nowych słów dobywa, Którymi męża sromotnie okrywa. Przyszło do tego, że mąż utrudzony, Plunąwszy w ziemię, musiał iść od żony. Tak gdy gosposia stała przy uporze. Szwank ma na grzbiecie, lecz nie na honorze.
język trzymała, „Niedoczekanie twoje, bym milczała! — Okrzyknie żona — Nie dziwkam ja twoja, Na wierzchu prawda powinna być moja!” Mąż też wzajemnie czując się być głową, Coraz to plagę podaruje nową, Ale i żona nowych słów dobywa, Którymi męża sromotnie okrywa. Przyszło do tego, że mąż utrudzony, Plunąwszy w ziemię, musiał iść od żony. Tak gdy gosposia stała przy uporze. Szwank ma na grzbiecie, lecz nie na honorze.
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 484
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Te skoro obaczyły, że konia wodzami Nie wściągał i mijał ich suchemi piaskami Rugier, nie chcąc się bawić, wszytek uznojony Na twarzy i na suchych wargach upragniony, Mówiły mu, aby w zad wodzami powracał I tak chciwie do drogi serca nie obracał, Aby odpocznąć w cieniu i ciału swojemu Słusznych posiłków nie miał dać utrudzonemu.
XXXIX.
Zaczem jedna do konia blisko przystąpiła I do strzemienia mu się, żeby zsiadł, rzuciła; A druga mu w Krzysztale wino podawała I pragnienia mu jeszcze więcej przydawała. Ale Rugier tańcować nie chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna
Te skoro obaczyły, że konia wodzami Nie wściągał i mijał ich suchemi piaskami Rugier, nie chcąc się bawić, wszytek uznojony Na twarzy i na suchych wargach upragniony, Mówiły mu, aby w zad wodzami powracał I tak chciwie do drogi serca nie obracał, Aby odpocznąć w cieniu i ciału swojemu Słusznych posiłków nie miał dać utrudzonemu.
XXXIX.
Zaczem jedna do konia blizko przystąpiła I do strzemienia mu się, żeby zsiadł, rzuciła; A druga mu w krysztale wino podawała I pragnienia mu jeszcze więcej przydawała. Ale Rugier tańcować nie chciał po tem graniu, Bo widział, że w namniejszem jego omieszkaniu Niebezpieczeństwo było, boby go dognała Alcyna
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 206
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
aby po śmierci zażywał w niebie chwały Baranka wiecznie królująego/ gdzie już inszego bankietu i drugiej wieczerzy nigdy nie będzie/ ale tej samej tylko w widzeniu istności Boskiej zażywając/ wszyscy Błogosławieni inebriabuntur ab vbertate Domus Dei, który torrẽte voluptatis potabit eos. Tak bowiem i u nas ludzi; Caena post labores Dei datur, aby utrudzone członki pokarmem posiliwszy/ szedł na odpoczynek do spania/ bo już drugi bankiet po wieczerzy nie bywa. Stąd Glosza Ordynaria. Hoc conuiuium no prandium, sed, caena dicitur, post caenam enim nullum conuiuium restat. A gospodarz niebieski tym lepiej jeszcze ułomnościom naszym wyrozumiewając/ po pracach tego naszego mizernego żywota/ daje wiernym swoim
áby po śmierći záżywał w niebie chwały Báránká wiecznie kroluiąego/ gdźie iuż inszego bánkietu y drugiey wieczerzy nigdy nie będźie/ ále tey sámey tylko w widzeniu istnośći Boskiey záżywáiąc/ wszyscy Błogosłáwieni inebriabuntur ab vbertate Domus Dei, ktory torrẽte voluptatis potabit eos. Ták bowiem y v nas ludźi; Caena post labores Dei datur, áby vtrudzone członki pokármem pośiliwszy/ szedł ná odpoczynek do spánia/ bo iuż drugi bánkiet po wieczerzy nie bywa. Ztąd Glosza Ordinária. Hoc conuiuium no prandium, sed, caena dicitur, post caenam enim nullum conuiuium restat. A gospodarz niebieski tym lepiey ieszcze vłomnośćiom nászym wyrozumiewáiąc/ po pracách tego nászego mizernego żywotá/ dáie wiernym swoim
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 78
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
niezliczone Mężnie znosiło animuszem stałym Zdradzieckich pułków, które spół złączone Z hordą tatarską i chłopstwem zuchwałem, Pułmiliona liczby przewyższało; Jednak stateczny odpór im dawało
Szlachetne plemie: lubo codzień prawie Nieprzyjacielską zgrają otoczeni, Trwając na srogiej Bellony zabawie, I choć na koło wojskami ściśnieni Bez odpoczynku w ustawicznej wrzawie, W różnych potrzebach byli utrudzeni: Tam niewczas srogi, szturmowania częste, Siły niezmierne, z dział strzelania gęste
Wytrzymać przyszło. Co cierpieli głodu Obrońcy naszy, jako ich trapiła
Nędza niebieska, co przykrego smrodu Znosić musieli, jak trudności siła Przy stracie koni; pierwejby ze wschodu W kraj hesperijski, bystre zapędziła Swoje woźniki żona Tytonowa, Niż to
niezliczone Mężnie znosiło animuszem stałym Zdradzieckich pułków, które spół złączone Z hordą tatarską i chłopstwem zuchwałém, Pułmiliona liczby przewyższało; Jednak stateczny odpór im dawało
Szlachetne plemie: lubo codzień prawie Nieprzyjacielską zgrają otoczeni, Trwając na srogiej Bellony zabawie, I choć na koło wojskami ściśnieni Bez odpoczynku w ustawicznej wrzawie, W różnych potrzebach byli utrudzeni: Tam niewczas srogi, szturmowania częste, Siły niezmierne, z dział strzelania gęste
Wytrzymać przyszło. Co cierpieli głodu Obrońcy naszy, jako ich trapiła
Nędza niebieska, co przykrego smrodu Znosić musieli, jak trudności siła Przy stracie koni; pierwejby ze wschodu W kraj hesperyiski, bystre zapędziła Swoje woźniki żona Thytonowa, Niż to
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 321
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
pewnie w tych sztukach ćwiczone, Z niepociechą się stamtąd powracało: Bo cny kawaler z swoim ludem mężnie, Odpierał ten gwałt strzelbą i orężnie.
Nieprzypominam inszych trudów jego, Które codziennie w oblężeniu onem Siedm niedziel znosił: niewczasu srogiego, Wycieczek częstych sercem niestrwożonem, Gdzie do wytchnienia ledwie co krótkiego Czasu mógł miewać członkom utrudzonym; Milczę i Hali murze zabitego, Także Burłaja, wodza kozackiego.
Niemniejszą potem wsławił się dzielnością Gdy ku Sokalu szedł, pod Kupczyńcami, A Chmiel niecnotą swą wierutną złością Pokój złamawszy, znowu z Tatarami Znosić się począł: i gdy usilnością Wielką, dziwnemi wichrząc praktykami, Zgubę królestwu i królowi knował: Nawet co dawno
pewnie w tych sztukach ćwiczone, Z niepociechą się ztamtąd powracało: Bo cny kawaler z swoim ludem mężnie, Odpierał ten gwałt strzelbą i orężnie.
Nieprzypominam inszych trudów jego, Które codziennie w oblężeniu oném Siedm niedziel znosił: niewczasu srogiego, Wycieczek częstych sercem niestrwożoném, Gdzie do wytchnienia ledwie co krótkiego Czasu mógł miewać członkom utrudzonym; Milczę i Hali murze zabitego, Także Burłaja, wodza kozackiego.
Niemniejszą potém wsławił się dzielnością Gdy ku Sokalu szedł, pod Kupczyńcami, A Chmiel niecnotą swą wierutną złością Pokój złamawszy, znowu z Tatarami Znosić się począł: i gdy usilnością Wielką, dziwnemi wichrząc praktykami, Zgubę królestwu i królowi knował: Nawet co dawno
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 343
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
Cię w płaczu tuliły? Przychodź, senku, przydź do cnego Syna Króla niebieskiego. Oto płacze, oto kwili, a płacząc serce me dzieli. Senku, ludzie pokojący, przychodź do Dziecięcia rączy. Zawrzy sam oczenki małe, często czujne, rzadko spałe. II.
Aegrarum bone mentium
Lekarzu myśli strwożonych, ciał lekarzu utrudzonych, przychodź, senku, przychodź rączy, przychodź, senku, przydź pieszczący. Gdzie się bawisz? przydź co prędzej do kolebeczki książęcej. Przychodź, przychodź, senku rączy, przydź, senku usypiający. Oto cię sam wabi swemi źreniczkami drzymiącemi. Zaniechaj wszelkiej zabawy, a przychodź, senku łaskawy. Pospiesz się, seneczku
Cię w płaczu tuliły? Przychodź, senku, przydź do cnego Syna Króla niebieskiego. Oto płacze, oto kwili, a płacząc serce me dziéli. Senku, ludzie pokojący, przychodź do Dziecięcia rączy. Zawrzy sam oczenki małe, często czujne, rzadko spałe. II.
Aegrarum bone mentium
Lekarzu myśli strwożonych, ciał lekarzu utrudzonych, przychodź, senku, przychodź rączy, przychodź, senku, przydź pieszczący. Gdzie się bawisz? przydź co pręcej do kolebeczki książęcej. Przychodź, przychodź, senku rączy, przydź, senku usypiający. Oto cię sam wabi swemi źreniczkami drzymiącemi. Zaniechaj wszelkiej zabawy, a przychodź, senku łaskawy. Pospiesz się, seneczku
Skrót tekstu: GrochWirydarz
Strona: 58
Tytuł:
Wirydarz abo kwiatki rymów duchownych o Dziecięciu Panu Jezusie
Autor:
Stanisław Grochowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Justyna Dąbkowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
/ który to czyni/ wszelki czyniący nieprawość. Rozd. XXV. DEVTERONOM. Rozd. XXVI. 17.
POmni na to coć uczyniły Amalek w drodze/ kiedyście szli z Egiptu/ 18. Jakoć zabieżał drogę/ a pobił ostatnie wojska twego/ wszystkie mdłe idące za tobą/ gdyś ty był utrudzony i spracowany: a nie bał się Boga: 19. Przetoż gdyć da odpoczynienie PAN Bóg twój/ od wszystkich nieprzyjaciół twoich w około/ w ziemi którą PAN Bóg twój dawa tobie w dziedzictwo/ abyś ją posiadł: wygładzisz pamiątkę Amalekowę pod niebem. Nie zapominajże tego. Rozdział XXVI. Pierwociny kapłonowi
/ ktory to czyni/ wszelki cżyniący niepráwość. Rozd. XXV. DEVTERONOM. Rozd. XXVI. 17.
POmni ná to coć ucżyniły Amálek w drodze/ kiedyśćie szli z Egiptu/ 18. Iákoć zábieżał drogę/ á pobił ostátnie wojská twego/ wszystkie mdłe idące zá tobą/ gdyś ty był utrudzony y sprácowány: á nie bał śię Bogá: 19. Przetoż gdyć da odpocżynienie PAN Bog twoj/ od wszystkich nieprzyjaćioł twojich w około/ w źiemi ktorą PAN Bog twoj dawa tobie w dźiedźictwo/ ábys ją pośiadł: wygłádźisz pámiątkę Amálekowę pod niebem. Nie zápominajże tego. ROZDZIAL XXVI. Pierwoćiny kápłonowi
Skrót tekstu: BG_Pwt
Strona: 212
Tytuł:
Biblia Gdańska, Księga Powtórzonego Prawa
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
pieszczotą Ziół wybornych/ i różnych pod tą górą słynie/ A pośród jej Cydarys rzeka śliczna płynie/ Nad nią się ustanowi/ i nie pomniąc owej Macierzyńskiej przestrogi/ w nurt jej kryształowy/ Powiesiwszy na krzaku łuczek ze strzałami/ Skoczy zaraz/ i społem z tymi tam Nimfami Kąpiąc się oblektuje/ póki w tej lubości Utrudzony fatygą dziennej gorącości Sen go wdzięczny nie zmorzy. Zaczym na brzeg wyjdzie/ I niż ta smakowita chwila go odejdzie/ Położywszy na trawie skronie mlekoliczne/ Zaśnie twardo nad zwyczaj. Zapalą się śliczne Rożancem mu jagody/ tocząc pot perłowy/ Oczy słodko błyskały/ raz z niebieskiej głowy Na wierzch się dobywając/ raz mruząc obłoki
pieszczotą Zioł wybornych/ y rożnych pod tą gorą słynie/ A posrod iey Cydárys rzeká śliczna płynie/ Nád nią się vstánowi/ y nie pomniąc owey Mácierzynskiey przestrogi/ w nurt iey krzyształowy/ Powiesiwszy ná krzaku łuczek ze strzáłámi/ Skoczy záraz/ y społem z tymi tám Nimfámi Kąpiąc się oblektuie/ poki w tey lubości Vtrudzony fátygą dzienney gorącości Sen go wdzięczny nie zmorzy. Záczym ná brzeg wyidzie/ Y niż tá smákowita chwilá go odeydzie/ Położywszy ná trawie skronie mlekoliczne/ Záśnie twárdo nád zwyczay. Zapalą się śliczne Rożáncem mu iágody/ tocząc pot perłowy/ Oczy słodko błyskáły/ raz z niebieskiey głowy Ná wierzch sie dobywáiąc/ raz mruząc obłoki
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 93
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
nowym powstać mogły wzorem, Jako niekiedy kwitnęły z Hektorem. Simoent widzieć, nie masz tej nadzieje, Bo tam obracasz, kędy Tyber leje; A choć się i tej dobierzesz krainy, Przyjęty będziesz jako człek z gościny. A jak się dotąd przed tobą ukrywa Ziemia ta, gdzie twa flota zamyśliwa; Tak pono ledwie utrudzony laty, Jej położenia ujrzysz, i Powiaty. Zalisz nie lepiej, przestawszy włóczęgi, Z państwa mieć posag; z poddaństwa przysięgi; Pigmaliona przeniesione zbiory, I Kartagińskie bierz swą władzą dwory. Przemień szczęśliwiej, jak radzi niewiasta, W Tyryiskie, twoje Pergameńskie miasta; I na dziedzicznym mym osiadszy Tronie, Weś poświęcone
nowym powstáć mogły wzorem, Iáko niekiedy kwitnęły z Hektorem. Simoent widźieć, nie mász tey nádźieie, Bo tám obracasz, kędy Tyber leie; A choć się y tey dobierzesz kráiny, Przyięty będźiesz iáko człek z gośćiny. A iák sie dotąd przed tobą ukrywa Ziemiá tá, gdźie twa flottá zámyśliwá; Ták pono ledwie utrudzony láty, Iey położenia uyrzysz, y Powiáty. Zalisz nie lepiey, przestawszy włoczęgi, Z páństwá mieć posag; z poddáństwa przysięgi; Pigmálioná przeniesione zbiory, Y Kártágińskie bierz swą władzą dwory. Przemień szczęśliwiey, iák radźi niewiástá, W Tyryiskie, twoie Pergámeńskie miástá; Y ná dźiedźicznym mym osiadszy Tronie, Weś poświęcone
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 95
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Bożą/ i otworzywszy drzwi nie poznała brata swego/ ale on ją poznał/ jednak słowa do niej nie przemówił/ aby go była po mowie nie poznała. Mniszy ci którzy z nim przyszli rzekli do niej. Prosimy was Pani matko/ żebyś nam kazała dać wody dla napicia/ bośmy są barzo z drogi utrudzeni. Gdy tedy wzięli i napili się wody/ modląc się i dzięki oddając Panu Bogu/ odeszli i wrócili się do Klasztoru swego. W kilka dni zaś pisała siostra jego żeby przyszedł i urzał się z nią pierwej niż ją Pan do siebie wzowie/ a żeby modlitwę uczynił w Klasztorze jej. Odpisał jej mówiąc: Iż
Bożą/ y otworzywszy drzwi nie poznáłá brátá swego/ ále on ią poznał/ iednák słowá do niey nie przemowił/ áby go byłá po mowie nie poznáłá. Mniszy ći ktorzy z nim przyszli rzekli do niey. Prośimy was Páni mátko/ żebyś nam kazáłá dáć wody dla nápićia/ bosmy są bárzo z drogi vtrudzeni. Gdy tedy wźięli y nápili sie wody/ modląc sie y dźięki oddáiąc Pánu Bogu/ odeszli y wroćili sie do Klasztoru swego. W kilká dni záś pisáłá śiostrá iego żeby przyszedł y vrzał sie z nią pierwey niż ią Pan do śiebie wzowie/ á żeby modlitwę vczynił w Klasztorze iey. Odpisał iey mowiąc: Iż
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 11
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612