, Na którem w modrem polu ma stołek stłuczony.
LXXXII.
Jeśli chcesz liczbę wiedzieć tych, co konno jadą, Czterdzieści dwa tysiąca nieomylnie kładą; Tych zasię, którzy pieszo do boju wstępują, Tyle dwoje i pod sto tysięcy rachują. Patrz na cztery chorągwie: żółtą i zieloną, Czerwoną i z czarnych stref a z modrych złożoną; Gofred, Enryk, Odoard i Ermant pod niemi Następują za jazdą z pułkami pieszemi.
LXXXIII.
Pierwszy na Bokingamie jest książę, a drugi Powiat sarysberyski ma pod sobą długi, Krosberskie trzyma grabstwo Odoard bogaty, Kraj burgeński ma Ermant już podeszły w laty. To są wszytko Anglicy, którzy ku wschodowi Mieszkają;
, Na którem w modrem polu ma stołek stłuczony.
LXXXII.
Jeśli chcesz liczbę wiedzieć tych, co konno jadą, Czterdzieści dwa tysiąca nieomylnie kładą; Tych zasię, którzy pieszo do boju wstępują, Tyle dwoje i pod sto tysięcy rachują. Patrz na cztery chorągwie: żółtą i zieloną, Czerwoną i z czarnych stref a z modrych złożoną; Goffred, Enryk, Odoard i Ermant pod niemi Następują za jazdą z pułkami pieszemi.
LXXXIII.
Pierwszy na Bokingamie jest książę, a drugi Powiat sarysberyski ma pod sobą długi, Krosberskie trzyma grabstwo Odoard bogaty, Kraj burgeński ma Ermant już podeszły w laty. To są wszytko Anglicy, którzy ku wschodowi Mieszkają;
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 217
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zawżdy. Kuznicznym
Nie trzeba też i ognia nazbyt barzo teszyć W mielerzu: mogłoby zaś nazbyt węgle złe być. Niechaj raczej powoli/ i znienagła idzie/ A rumy ku ogniowi dawaj modre wszędzie.
Bo kiedy głucho kurzy/ tedy głąbowate Bywa węgle: nie spore i złe na robote. Ale gdy wolno ogień z modrym dymem idzie/ Tedy ostre i prawie dobre węgle będzie.
Przy robocie węgielnej jako postępować/ Abo jako się rządzić masz/ jako się sprawować. A ztymi Cyklopami trzebać się nauczyć/ Żebyś ich oobyczaje mógł prawie wybaczyć.
Bo też są miedzy nimi oszustowie sztuczni/ Zawżsy naoszukanie pana swego łuczni. Będzie drugi jakoby
záwżdy. Kuznicznym
Nie trzebá też y ogniá názbyt bárzo teszyć W mielerzu: mogłoby záś názbyt węgle złe być. Niecháy raczey powoli/ y znienagłá idźie/ A rumy ku ogniowi daway modre wszędźie.
Bo kiedy głucho kurzy/ tedy głąbowáte Bywa węgle: nie spore y złe ná robote. Ale gdy wolno ogień z modrym dymem idźie/ Tedy ostre y práwie dobre węgle będźie.
Przy roboćie węgielney iáko postępowáć/ Abo iáko sie rządźić masz/ iáko sie spráwowáć. A stymi Cyklopámi trzebáć sie náuczyć/ Zebyś ich oobyczáie mogł práwie wybaczyć.
Bo też są miedzy nimi oszustowie sztuczni/ Záwżsy náoszukánie páná swego łuczni. Będźie drugi iakoby
Skrót tekstu: RoźOff
Strona: K4v
Tytuł:
Officina ferraria
Autor:
Walenty Roździeński
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
hutnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
swoje miejsce w dole, Gorzej od sierszeniego żądła w oczy kole. Długoż wżdy po was oka, moje śliczne róże, Stefanie, Jerzy, trzecia Zofija, nie zmrużę? Spadły kwiaty, jeszcze się niedobrze rozwiną, Zostawiwszy mi w sercu ciernie z ostrężyną. GOZDAWA abo LILIA 94. NA RÓŻĄ I LILIĄ
Piękny z modra fijołek, róża z karmazynu, Nie wstyda wesołego jodła rozmarynu, Drzewo niskiego ziółka, które się tak kładzie, Że w roku o drapieżnym nie wie listopadzie; I goździk, i tulipan dań przynoszą latu, Ten cegle, ten purpurze, ten rówien szarłatu; Żółto kwitnie słonecznik, narcyz prędko mieni, Tak zimie jako
swoje miejsce w dole, Gorzej od sierszeniego żądła w oczy kole. Długoż wżdy po was oka, moje śliczne róże, Stefanie, Jerzy, trzecia Zofija, nie zmrużę? Spadły kwiaty, jeszcze się niedobrze rozwiną, Zostawiwszy mi w sercu ciernie z ostrężyną. GOZDAWA abo LILIA 94. NA RÓŻĄ I LILIĄ
Piękny z modra fijołek, róża z karmazynu, Nie wstyda wesołego jodła rozmarynu, Drzewo niskiego ziółka, które się tak kładzie, Że w roku o drapieżnym nie wie listopadzie; I goździk, i tulipan dań przynoszą latu, Ten cegle, ten purpurze, ten rówien szarłatu; Żółto kwitnie słonecznik, narcyz prędko mieni, Tak zimie jako
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 440
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
pomyśli o zwrócie do domu. Gdy Janus cisnął Gradynowi klucze, pełne humoru, pełne wojsko gromu. Biały śnieg gęstym kopytem się brucze. Choć kto nie kontent, ale po kryjomu. Wszyscy królewską rozruchani cerą do dzieł marsowych fantazyje bierą.
42 Minęły kwiatki i wesoła wiosna zwykłej kolei ustąpieła latu, wyprówszy swoje zapaszyste krosna z modrych fiołków, z róży i z szarłatu. Już tylko sama jodła, sama sosna dodaje krasy zielonością światu, bo skoro Ceres ustąpi Pomonie, wszytko z swych glanców spada, wszytko płonie.
43 Już zwierz, ptak, ryby, biedne nawet gady, co żywo na wczas i na pokój zmierza. Jeden Mars polski
pomyśli o zwrocie do domu. Gdy Janus cisnął Gradynowi klucze, pełne humoru, pełne wojsko gromu. Biały śnieg gęstym kopytem się brucze. Choć kto nie kontent, ale po kryjomu. Wszyscy królewską rozruchani cerą do dzieł marsowych fantazyje bierą.
42 Minęły kwiatki i wesoła wiosna zwykłej kolei ustąpieła latu, wyprówszy swoje zapaszyste krosna z modrych fijołków, z róży i z szarłatu. Już tylko sama jodła, sama sosna dodaje krasy zielonością światu, bo skoro Ceres ustąpi Pomonie, wszytko z swych glanców spada, wszytko płonie.
43 Już zwierz, ptak, ryby, biedne nawet gady, co żywo na wczas i na pokój zmierza. Jeden Mars polski
Skrót tekstu: PotMuzaKarp
Strona: 25
Tytuł:
Muza polska
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996