na wieki one niezazdrościwym okiem patrzających/ takiej jest wagi/ jakiej godzien: jak ten który prawdźwie od Rusi pisany i posyłany. Którego przepis/ po nalezionym w Krewie/ naleziony był w Cerkwi sioła Wielbojna pod Ostrogiem/ pisma starego/ molem już niemal wpół obiadły. oczym mi powiadał ten/ który go był tam z trafunku nalazł/ nieboszczyk Aleksander Putyatycki/ wielu nam znajomy. w Liście tym od wszytkiego narodu Ruskiego pisanym/ przyznany jest Synod Florencki/ pochwalony/ i przyjęty za doszły/ i w miłości spokojnie zamkniony. Po czwarte dochodzę z przywileju Duchowieństwu narodu naszego Ruskiego/ od Władysława Króla Polskiego w roku 1442. w lat po Synodzie Florenckim
ná wieki one niezazdrośćiwym okiem pátrzáiących/ tákiey iest wagi/ iákiey godźien: iák ten ktory prawdźwie od Ruśi pisány y posyłány. Ktorego przepis/ po náleźionym w Krewie/ náleźiony był w Cerkwi siołá Wielboyna pod Ostrogiem/ pismá starego/ molem iuż niemal wpoł obiádły. oczym mi powiádał ten/ ktory go był tám z tráfunku nálazł/ nieboszcżyk Alexánder Putyátycki/ wielu nam znáiomy. w Liśćie tym od wszytkiego narodu Ruskiego pisánym/ przyznány iest Synod Florentski/ pochwalony/ y przyięty zá doszły/ y w miłośći spokoynie zámkniony. Po czwarte dochodzę z przywileiu Duchowieństwu narodu nászego Ruskiego/ od Włádysłáwá Krolá Polskiego w roku 1442. w lat po Synodźie Florentskim
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 83
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
zbrygować Gdy nie mógł, kazał, skąd jest, wyszpiegować. I gdy już dociekł, gdzie i czyją była Córką, wnet mu w tym wiernie posłużyła Fortuna, także fawor gospodyni, W takowych sztukach niepodłej mistrzyni, Że ją do siebie nazajutrz zwabiła, Gdy ta o zdradzie najmniej nie myśliła. Tamże ow jakby nadszedszy z trafunku, Przysiadł się do niej, nie patrząc gatunku W miejskiej dzieweczce (gdyż go miłość wściekła, Ciężej nad płomień acherontski piekła). Całował, ściskał, prosił i namawiał, I obiecował i prawdziwie dawał Niemało, byle była mu powolną I ugasiła chęć jego swawolną. Lecz gdy ta jako skała niewzruszona, Nie mogła być
zbrygować Gdy nie mogł, kazał, zkąd jest, wyszpiegować. I gdy już dociekł, gdzie i czyją była Corką, wnet mu w tym wiernie posłużyła Fortuna, także fawor gospodyni, W takowych sztukach niepodłej mistrzyni, Że ją do siebie nazajutrz zwabiła, Gdy ta o zdradzie najmniej nie myśliła. Tamże ow jakby nadszedszy z trafunku, Przysiadł się do niej, nie patrząc gatunku W miejskiej dzieweczce (gdyż go miłość wściekła, Ciężej nad płomień acherontski piekła). Całował, ściskał, prosił i namawiał, I obiecował i prawdziwie dawał Niemało, byle była mu powolną I ugasiła chęć jego swawolną. Lecz gdy ta jako skała niewzruszona, Nie mogła być
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 303
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
jego fortuną chodzili, Chcąc główny popis wojska uczynić wszytkiego I do porządku przywieść swe rzeczy lepszego.
LXXIII.
Na to szedł król norycki i król z Tremizeny, Aby nie omieszkali tam, gdzie Sarraceny Wszytkie przed Agramantem miano popisować I które były zeszły, roty wybrakować. Z temi pułkami, gdy się na popis ruszały, Z trafunku się, jakom rzekł, potkał grabia śmiały, Szukając, jako beł zwykł, tej, co go w więzieniu Miłości w ustawicznem trzymała trapieniu.
LXXIV.
Skoro Aldzyrd Orlanda ujźrzał, nad którego Na świecie bohatyra nie beło więtszego, Na twarz wściekłą i na wzrok srogi i surowy, Na harde, groźne czoło okazałej
jego fortuną chodzili, Chcąc główny popis wojska uczynić wszytkiego I do porządku przywieść swe rzeczy lepszego.
LXXIII.
Na to szedł król norycki i król z Tremizeny, Aby nie omieszkali tam, gdzie Sarraceny Wszytkie przed Agramantem miano popisować I które były zeszły, roty wybrakować. Z temi pułkami, gdy się na popis ruszały, Z trafunku się, jakom rzekł, potkał grabia śmiały, Szukając, jako beł zwykł, tej, co go w więzieniu Miłości w ustawicznem trzymała trapieniu.
LXXIV.
Skoro Aldzyrd Orlanda ujźrzał, nad którego Na świecie bohatyra nie beło więtszego, Na twarz wściekłą i na wzrok srogi i surowy, Na harde, groźne czoło okazałej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 266
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi zastąpił Orland pomieniony, A skoro ich połapał, jednego po drugiem Za ręce je powiązał opak jednem cugiem Mocnem długiem powrozem, we troje skręconem, Z trafunku w onej ciemnej jamie nalezionem.
XLI.
Potem je na dwór wywlókł, gdzie beł dąb niemały, Tuż przed samą jaskinią, stary, wypróchniały; Orland suche gałęzie mieczem okrzosuje I na nich je na pokarm krukom zostawuje. Nie beło po łańcuchu do onej potrzeby I na szyje po inszych powrozach; bo żeby Mógł świat
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi zastąpił Orland pomieniony, A skoro ich połapał, jednego po drugiem Za ręce je powiązał opak jednem cugiem Mocnem długiem powrozem, we troje skręconem, Z trafunku w onej ciemnej jamie nalezionem.
XLI.
Potem je na dwór wywlókł, gdzie beł dąb niemały, Tuż przed samą jaskinią, stary, wypróchniały; Orland suche gałęzie mieczem okrzosuje I na nich je na pokarm krukom zostawuje. Nie beło po łańcuchu do onej potrzeby I na szyje po inszych powrozach; bo żeby Mógł świat
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 283
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
jej powiadała błędzie, Który Atlant uczynił w swem pałacu wszędzie, Jako go, ukazując postać jej zmyśloną, Od olbrzyma wielkiego wrzkomo uniesioną, Wciągnął w tamten swój pałac, gdzie mu zaś zginęła Nagle z oczu i w mgnieniu oka mu zniknęła; I że tam tak rycerze i białą płeć bawi, Kto się tam lub z trafunku lub umyślnie stawi;
L.
Że tem, co na onego Atlanta patrzają, Wszytkiem się zda, że widzą to, w czem się kochają: Konia lub przyjaciela, pannę, insze rzeczy, Jaka jest własna żądza i umysł człowieczy, A wszyscy po pałacu tam i sam biegają I bez skutku żadnego swej zguby szukają
jej powiadała błędzie, Który Atlant uczynił w swem pałacu wszędzie, Jako go, ukazując postać jej zmyśloną, Od olbrzyma wielkiego wrzkomo uniesioną, Wciągnął w tamten swój pałac, gdzie mu zaś zginęła Nagle z oczu i w mgnieniu oka mu zniknęła; I że tam tak rycerze i białą płeć bawi, Kto się tam lub z trafunku lub umyślnie stawi;
L.
Że tem, co na onego Atlanta patrzają, Wszytkiem się zda, że widzą to, w czem się kochają: Konia lub przyjaciela, pannę, insze rzeczy, Jaka jest własna żądza i umysł człowieczy, A wszyscy po pałacu tam i sam biegają I bez skutku żadnego swej zguby szukają
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 285
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, leżącą sobie w południe pod gajem. Przeciwko tej zapaliwszy się, aby jej tym snadniej mógł zażyć, postawę Diany przywziął (bo też ona była służebnica Diany) czym ją podszedł, i pozbawiwszy panieństwa, brzemienia nabawił. Powieść Ośma.
A Gdy się i tam/ i sam/ wracając przechadza/ A Nonakreńską dziewicę z trefunku nadchadza: Której jako się prędko przypatrzył cudności/ Zaraz niezbyty ogie zapuścił pod kości. Nie miała ta w zwyczaju wełny prząść/ nie miała Głowy trafić/ zanklem swą szatę wskasywała. Nieugłaskane włosy czepiec ściągał biały/ W ręku pocisk/ albo łuk nosiła/ i strzały. B Żołnierką była Feby/ a nie była
, leżącą sobie w południe pod gáiem. Przećiwko tey zápaliwszy się, áby iey tym snádniey mogł záżyć, postáwę Dyány przywziął (bo też oná byłá służebnicá Dyány) czym ią podszedł, y pozbáwiwszy pánieństwa, brzemieniá nabawił. Powieść Osma.
A Gdy się y tám/ y sám/ wracáiąc przechádza/ A Nonákreńską dźiewicę z trefunku nádchádza: Ktorey iáko się prędko przypátrzył cudnośći/ Záraz niezbyty ogie zápuśćił pod kośći. Nie miáłá tá w zwyczaiu wełny prząść/ nie miáłá Głowy trafić/ zánklem swą szátę wskásywáłá. Nieugłáskáne włosy czepiec śćiągał biały/ W ręku poćisk/ albo łuk nośiłá/ y strzały. B Zołnierką była Pheby/ á nie byłá
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 75
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
i rolach niegdy swych błąkała! Ach/ ileżkroć przez skały uchodziła ona/ Sladogonnych psów głosem bywając pędzona! Przedtym sama myśliwą bywszy/ zięta trwogą/ Rączą się przed Myśliwej unosiła nogą. Częstokroć zapomniawszy sama czymby beła/ W gęstych się puszczach/ zwierzę obaczywszy/ kreła. I Niedźwiedzicą będąc/ srodze się lękała Kiedy z trefunku w górach Niedźwiedzie ujźrzała. Nakoniec się przed wilki chroniła samymi/ E Choć tam własnego miała ojca między nimi. F Tym czasem Arkas przybył/ matki nie znający/ Od Likaona poszłej; Potomek/ noszący Troje pięć lat/ na ten czas swego urodzenia: Ten gdy zwierz goni/ gdy się w dąbrowy odmienia:
y rolách niegdy swych błąkáłá! Ach/ ileżkroć przez skáły vchodźiłá oná/ Sladogonnych psow głosem bywáiąc pędzoná! Przedtym sámá myśliwą bywszy/ zięta trwogą/ Rączą się przed Myśliwey vnośiłá nogą. Częstokroć zápomniawszy sámá czymby bełá/ W gęstych się puszczách/ źwierzę obaczywszy/ krełá. Y Niedźwiedźicą będąc/ srodze się lękáłá Kiedy z trefunku w gorach Niedźwiedźie vyźrzáłá. Nákoniec się przed wilki chroniłá sámymi/ E Choć tám własnego miáłá oycá między nimi. F Tym czásem Arkás przybył/ mátki nie znáiący/ Od Likáoná poszłey; Potomek/ noszący Troie pięć lat/ ná ten czás swego vrodzenia: Ten gdy źwierz goni/ gdy się w dąbrowy odmienia:
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 79
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ś. ożywiającemu wszytkie rzeczy/ i poświęcającemu duszę nasze. Lubo tedy nie każe się w rozmowę wdawać Salomon z głupim człowiekiem/ mówiąc: Ne respondeas stulto, ne et ipse quoque videaris stultus. Na głupstwo jednak pogańskich Poetów krótko tak odpowiedzieć możem Pojźrzycie na tę machinę świata wszytkiego/ a przypatrzcie się pilno/ jeśli to z trefunku mogło się stać samo/ nie mając Autora i Stwórce swojego. Dobrze święty Antonius pustelnik mawiał/ iż ja powiada liter i pisma nie znając/ ten świat wszytek za jedne sobie księgi mam/ z których się uczę mądrości i wszechmocności Boskiej poznawać. Gdy bowiem na niebo patrzę i słońcu/ miesiącu/ i gwiazdom się przypatruję
ś. ożywiáiącemu wszytkie rzeczy/ y poświącáiącemu duszę násze. Lubo tedy nie każe się w rozmowę wdáwáć Sálomon z głupim człowiekiem/ mowiąc: Ne respondeas stulto, ne et ipse quoque videaris stultus. Ná głupstwo iednák pogáńskich Poetow krotko ták odpowiedźieć możem Poyźrzyćie ná tę máchinę świátá wszytkiego/ á przypátrzćie się pilno/ ieśli to z trefunku mogło się sstać sámo/ nie máiąc Authora y Stworce swoiego. Dobrze święty Antonius pustelnik mawiał/ iż ia powiáda liter y pismá nie znáiąc/ ten świát wszytek zá iedne sobie kśięgi mam/ z ktorych się vczę mądrośći y wszechmocnośći Boskiey poznáwáć. Gdy bowiem ná niebo pátrzę y słońcu/ mieśiącu/ y gwiazdom się przypátruię
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 18
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
Dobrze święty Antonius pustelnik mawiał/ iż ja powiada liter i pisma nie znając/ ten świat wszytek za jedne sobie księgi mam/ z których się uczę mądrości i wszechmocności Boskiej poznawać. Gdy bowiem na niebo patrzę i słońcu/ miesiącu/ i gwiazdom się przypatruję/ i ich bieg cudowny uważam/ poznawam że się to stać z trefunku samo przez się nie mogło; ale musiał to ktoś stworzyć/ i tak pięknie rozrządzić. A kto to stworzył/ tego też i moim stwórcą być rozumiem/ i za Boga go mojego przyznawam i chwalę. Także pojżrzawszy na ziemię/ gdy uważam morza/ rzeki/ źrzodła/ lasy/ góry/ drzewa/ zioła/
Dobrze święty Antonius pustelnik mawiał/ iż ia powiáda liter y pismá nie znáiąc/ ten świát wszytek zá iedne sobie kśięgi mam/ z ktorych się vczę mądrośći y wszechmocnośći Boskiey poznáwáć. Gdy bowiem ná niebo pátrzę y słońcu/ mieśiącu/ y gwiazdom się przypátruię/ y ich bieg cudowny vważam/ poznawam że się to sstać z trefunku sámo przez się nie mogło; ále muśiał to ktoś stworzyć/ y ták pięknie rozrządźić. A kto to stworzył/ tego też y moim stworcą bydź rozumiem/ y zá Bogá go moiego przyznawam y chwalę. Tákże poyżrzawszy ná źiemię/ gdy vważam morzá/ rzeki/ źrzodłá/ lásy/ gory/ drzewá/ źiołá/
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 18
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649
i z pokorą przynależystą/ uzbrajamy się w łaski niebieskie/ przeciwko nieprzyjacielowi dusznemu. Kiedy miasto Aleksandryjskie w Egipcie zakładano/ powiada Varro, iż na tym miejscu gdzie fundamenta miano zacząć kopać muru miejskiego/ naleziono bochen chleba/ i wzięto to sobie za dobry znak/ iż to miasto będzie obfite we wszelakie dostatki/ ponieważ chleb z trefunku tam naleziono/ kędy miano to miasto założyć. Chrystus Pan zakładając miasto swoje Jeruzalem święte tu na ziemi naprzód/ a potym w niebie/ aby było we wszelkie błogosławieństwo i dostatki wiekuiste obfite/ dał mu za fundament chleb/ któregoby dusze nabożne z ołtarza jego pożywając miały żywot wieczny. Qui manducat hunc panem, viuet
y z pokorą przynależystą/ vzbraiamy się w łáski niebieskie/ przećiwko nieprzyiáćielowi dusznemu. Kiedy miásto Alexándryiskie w Egiptćie zákłádano/ powiáda Varro, iż ná tym mieyscu gdźie fundámentá miano zácząć kopáć muru mieyskiego/ náleźiono bochen chlebá/ y wzięto to sobie zá dobry znák/ iż to miásto będźie obfite we wszelákie dostátki/ ponieważ chleb z trefunku tám náleźiono/ kędy miano to miásto záłożyć. Chrystus Pan zakłádáiąc miásto swoie Ieruzalem święte tu na źięmi naprzod/ á potym w niebie/ áby było we wszelkie błogosłáwieństwo y dostátki wiekuiste obfite/ dał mu zá fundáment chleb/ ktoregoby dusze nabożne z ołtarzá iego pożywáiąc miáły żywot wieczny. Qui manducat hunc panem, viuet
Skrót tekstu: StarKaz
Strona: 30
Tytuł:
Arka testamentu zamykająca w sobie kazania niedzielne cz. 2 kazania
Autor:
Szymon Starowolski
Drukarnia:
Krzysztof Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1649