ludzka, by z największą swoją usilnością, więcej sobie obiecować nie może, tylko tyle, iż aby mniej złego było na świecie, może nieco potrafić. Starajmy się, ile chcemy, i róbmy planty ustanowienia status bez żadnego defektu, szukajmy sposobu jak naj-
bezpieczniejszego rządzenia ludźmi i ich uczynienia lepszymi, wynajdujmy, ile myśl podnieść się może, doskonalszą rzeplitej formę niż Platona Rzplita, niż Atlantis Bakona, niż Utopia Mora, niż Miasto słoneczne Kampanelli i jeżeli można, niż Fenelona romans, zrobi się idea bardzo doskonałego rządu, ale musi zostać w samej spekulacji. Chociaż rzecz pożyteczna jest stawiać ludziom przed oczy, co być najdoskonalszego może, aby się zachęcali
ludzka, by z największą swoją usilnością, więcej sobie obiecować nie może, tylko tyle, iż aby mniej złego było na świecie, może nieco potrafić. Starajmy się, ile chcemy, i róbmy planty ustanowienia status bez żadnego defektu, szukajmy sposobu jak naj-
bezpieczniejszego rządzenia ludźmi i ich uczynienia lepszymi, wynajdujmy, ile myśl podnieść się może, doskonalszą rzeplitej formę niż Platona Rzplita, niż Atlantis Bakona, niż Utopia Mora, niż Miasto słoneczne Kampanelli i jeżeli można, niż Fenelona romans, zrobi się idea bardzo doskonałego rządu, ale musi zostać w samej spekulacyi. Chociaż rzecz pożyteczna jest stawiać ludziom przed oczy, co być najdoskonalszego może, aby się zachęcali
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 298
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
od upału słonecznego od wiatru, jest i ornamentem drzewa. Wiele bywa drzewa bardzo kwitnącego, a nic, albo mało wydającego owoców; co się dzieje, że same wiele wilgoci potrzebują, a na frukt jej nie wystarczają, choć na kwiat ile subtelny jeszcze ich stanie. Czasem soku w drzewie grubość i gęstość nie może się podnieść na owoc: czasem suchość, twardość korzenia, albo gruntu tyle zabierają soku dla siebie, ileby na owocu zawiązanie, i wzrost potrzeba. Koło urodzajnego drze wa te są observanda. Szczepienia czas najlepszy w Marcu i Kwietniu, w Październiku i Listopadzie po nowiu na świtaniu: (na co się poradź minucyj corocznych)
od upału słonecznego od wiatru, iest y ornamentem drzewa. Wiele bywa drzewa bardzo kwitnącego, á nic, albo mało wydaiącego owocow; co się dzieie, że same wiele wilgoci potrzebuią, á na frukt iey nie wystarczaią, choć na kwiat ile subtelny ieszcze ich stanie. Czasem soku w drzewie grubość y gęstość nie może się podnieść na owoc: czasem suchość, twardość korzenia, albo gruntu tyle zabieraią soku dla siebie, ileby na owocu zawiązanie, y wzrost potrzeba. Koło urodzaynego drze wa te są observanda. Szczepienia czas naylepszy w Marcu y Kwietniu, w Pazdzierniku y Listopadzie po nowiu na switaniu: (na co się poradź minucyi corocznych)
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 374
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
, mówią, ostry z młodu zaraz kole, Z młodu sokoła w bujne łowy zaprawują, Z młodu juńcom do jarzma karku nadłamują. Na początku należy! Kto ten dobrze sprawi, Połowicę wygrawa i na tym wiek trawi”. Tu Muzy przestawały, a pannę wrodzony Wstyd rumienił i wzrok jej do ziemie wlepiony Nie dał się podnieść ani przyszło jej do mowy; Taki więc stoi świetny obraz marmurowy, Gdy go pilnego mistrza ręka ugładziła I ozdobą przystojną kształtnie udarzyła. Trudno sądzić, co w skrytych myślach się taiło, Bo komu z przyjacielem rozstawać się miło? Lecz poszły zdrowe rady i tak ukochany On młodzieniec znowu jest swym Muzom oddany, A ony
, mówią, ostry z młodu zaraz kole, Z młodu sokoła w bujne łowy zaprawują, Z młodu juńcom do jarzma karku nadłamują. Na początku należy! Kto ten dobrze sprawi, Połowicę wygrawa i na tym wiek trawi”. Tu Muzy przestawały, a pannę wrodzony Wstyd rumienił i wzrok jej do ziemie wlepiony Nie dał się podnieść ani przyszło jej do mowy; Taki więc stoi świetny obraz marmurowy, Gdy go pilnego mistrza ręka ugładziła I ozdobą przystojną kształtnie udarzyła. Trudno sądzić, co w skrytych myślach się taiło, Bo komu z przyjacielem rozstawać się miło? Lecz poszły zdrowe rady i tak ukochany On młodzieniec znowu jest swym Muzom oddany, A ony
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 99
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
tych najwyższych górach znajdowali się, nie nad sobą, ale pod sobą obłoki widzieli. 3 X. Ricciolus Jezuira zmierzywszy wysokość obłoków, świadczy, iż najwyższe nic dalej, jak, o 5000, kroków od ziemi oddalają się. Według zaś P. Keplera na ćwierć mili niemieckiej. Wszakże wapory dla rzadkości swojej mogłyby się podnieść na 14 mil Angielskich gdyby podczas podnoszenia się swego powietrze ściskające gęstszeini je nie czyniło.
Jaka figura jest głowy komet w samej rzeczy?
Taka jaka innych planet: to jest okrągła nakształt sfery. 1. Gdyż komety niektóre okiem widziane, wydawały się okrągłe jak Jowisz (Rozdział 2 lic: 1) a przez perspektywy
tych naywyższych gorach znaydowali się, nie nad sobą, ale pod sobą obłoki widzieli. 3 X. Ricciolus Jezuira zmierzywszy wysokośc oblokow, świadczy, iż naywyższe nic daley, iak, o 5000, kroków od ziemi oddalają się. Według zaś P. Keplera na ćwierć mili niemieckiey. Wszakże wapory dla rzadkości swoiey mogłyby się podnieść na 14 mil Angielskich gdyby podczas podnoszenia się swego powietrze ściskające gęstszeini ie nie czyniło.
Jaka figura iest głowy komet w samey rzeczy?
Taka iaka innych planet: to jest okrągła nakształt sfery. 1. Gdyż komety niektóre okiem widziane, wydawały się okrągłe iak Jowisz (Rozdział 2 lic: 1) a przez perspektywy
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 75
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
po wojnach długich/ Surowych i okrutnych/ jako niegdy drugich Trzech Punickich/ w ostatnim niemal już już zgonie Dziedzictwa Lechowego. Na koniec opłonie/ I Król znaki rozwinie triumfalne swoje Po Cymmerskie Bosfory/ i czarne podwoje Portu zastąpionego. Nie zgadniecie czemu Bóg tak igra z Mnonarchy/ że raz przypaść temu/ Raz drugiemu pozwoli podnieść się na nogi Rzuciwszy nim jak piłą: Snadź Radamant srogi Ukrył to w swej szkatule: ani ludzkie zmysły Tego pojmą. Na czym te odmiany zawisły. A to się tak przeczyści świat zrujnowany Wszytką zgruntu niecnotą; jako przetapiany Kruszec w ogniu potrzykroć. Skąd wrócone cnoty Imą znowu królować/ i wiek kwitnąć złoty.
po woynach długich/ Surowych y okrutnych/ iáko niegdy drugich Trzech Punickich/ w ostátnim niemal iuż iuż zgonie Dziedzictwá Lechowego. Ná koniec opłonie/ Y Krol znaki rozwinie tryumfalne swoie Po Cymmerskie Bosfory/ y czarne podwoie Portu zástąpionego. Nie zgádniecie czemu Bog tak igra z Mnonárchy/ że raz przypaść temu/ Raz drugiemu pozwoli podnieść się ná nogi Rzuciwszy nim iák piłą: Snadz Rádámánt srogi Vkrył to w swey szkátule: áni ludzkie zmysły Tego poymą. Ná czym te odmiány záwisły. A to się ták przeczyści świát zruinowány Wszytką zgruntu niecnotą; iáko przetapiány Kruszec w ogniu potrzykroć. Zkąd wrocone cnoty Imą znowu krolowáć/ y wiek kwitnąć złoty.
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 119
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
w przepaść desperacji od smutku wpadł/ iż się w tym stanie widział/ w którym żadnym sposobem zbawienia spodziewać się nie mógł/ przeto że grzechy powszednie/ bez których w tym żywocie być nie możemy/ poczytał być śmiertelne. Dla tego ani Ciała Pańskiego żadnym obyczajem przyjmować niechciał. Ten Tedy miły Zakonnik iż się nad się podnieść chciał/ mizernie przez rozpacz pod się upadł. A gdy o tej chorobie dusznej niektóry starzec nabożny się dowiedział/ aczkolwiek on i wiele innych Zakonników do Pana Boga pilnie się za im modlili/ jednak przemógł nieprzyjaciel duszny/ który go raz osiedliwszy/ bez przestanku dręczył. Aż go Opat do ś. białejgłowy Mariej de Ognies
w przepáść desperácyey od smutku wpadł/ iż sie w tym stanie widźiał/ w ktorym żadnym sposobem zbáwienia spodźiewáć sie nie mogł/ przeto że grzechy powszednie/ bez ktorych w tym żywoćie bydź nie możemy/ poczytał bydź śmiertelne. Dla tego áni Ciáłá Páńskiego żadnym obyczáiem przyimować niechćiał. Ten Tedy miły Zakonnik iż sie nád się podnieść chćiał/ mizernie przez rospácz pod śię vpadł. A gdy o tey chorobie duszney niektory stárzec nabożny sie dowiedźiał/ áczkolwiek on y wiele inych Zakonnikow do Páná Bogá pilnie sie zá im modlili/ iednák przemogł nieprzyiaćiel duszny/ ktory go raz osiedliwszy/ bez przestánku dręczył. Aż go Opát do ś. białeygłowy Máryey de Ognies
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 321.
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
procatur, i togodna uwagi, że przy tej Elekcyj wszystkie nocy dżdżyste, a dni wesołe bywały życzyli mu korony, Ocięc Z Ferdynand Cesarz Król Węgierski; a prawie cały świat. Więc że choć było na sto tysięcy Szlachty, przecież in tanta colluvie i jednego nie było co by na niego za swoim Niepozwalam miał się podnieść i odezwać, Koronowanemu nie tylko sceptrum, ale i miecz w ręce dano, więc na radzie walnej Krakowskiej. Po koronacyj pogromiwszy Heretycką złość, nie słusznie się niektórych napominającą kondycyj. Odprawiwszy Rady Koronne, i wsze rzeczy dysponowawszy. Nieopuścił, i Szkół rozrządzić miedzy Jezuitami i Akademikami. Jezuici bowiem wyjednali sobie u Papieża
procatur, y togodna uwagi, że przy tey Elekcyi wszystkie nocy dzdzyste, á dni wesołe bywały życzyli mu korony, Oćięc S Ferdinand Cesarz Krol Węgierski; á prawie cały świat. Więc że choć było na sto tysięcy Szlachty, przećiesz in tanta colluvie y iednego nie było co by na niego za swoim Niepozwalam miał się podnieść y odezwać, Koronowanemu nie tylko sceptrum, ale y miecz w ręce dano, więc na radzie walney Krakowskiey. Po koronacyi pogromiwszy Heretycką złość, nie słusznie się niektorych napominaiącą kondycyi. Odprawiwszy Rady Koronne, y wsze rzeczy disponowawszy. Nieopusćił, y Szkoł rozrządzić miedzy Iezuitami y Akademikami. Iezuići bowiem wyiednali sobie u Papieża
Skrót tekstu: KołTron
Strona: 162
Tytuł:
Tron ojczysty
Autor:
Augustyn Kołudzki
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1707
Data wydania (nie wcześniej niż):
1707
Data wydania (nie później niż):
1707
. Te, gdy znowu złączywszy się z częściami tłustemi ogień zajmują, niknąć zdają się. Plamy zaś które prawie na tymże słońca miejscu rodzą się, i giną, i których figura i wielkość odmienna jest, nic innego nie są tylko dym i obłoki. Ze zaś ani dym, ani obłoki w górę bez powietrza podnieść się nie mogą, więc słońce musi być otoczone materią jakąś naszemu powietrzu podobną.
Imaginuj jakbyś stał na śrzodku płaszczyzny, aż do Nieba w kolo rozciągającej się: ta płaszczyzna jest horyzont, albo cyrkuł dzielący Niebo na część widomą i niewidomą. Wyniesienie nad ten cyrkuł gwiazd, i słońca wschodem, zniżenie pod ten cyrkuł zachodem
. Te, gdy znowu złączywszy się z częściami tłustemi ogień zaymuią, niknąć zdaią się. Plamy zaś ktore prawie na tymże słońca mieyscu rodzą się, y giną, y ktorych figura y wielkość odmienna iest, nic innego nie są tylko dym y obłoki. Ze zaś ani dym, ani obłoki w gorę bez powietrza podnieść się nie mogą, więc słońce musi być otoczone materyą iakąś naszemu powietrzu podobną.
Imaginuy iakbyś stał na śrzodku płaszczyzny, aż do Nieba w kolo rozciągaiącey się: ta płaszczyzna iest horyzont, albo cyrkuł dzielący Niebo na część widomą y niewidomą. Wyniesienie nad ten cyrkuł gwiazd, y słońca wschodem, zniżenie pod ten cyrkuł zachodem
Skrót tekstu: BohJProg_I_Wstęp
Strona: 34
Tytuł:
Bohomolec Jan, Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770, wstęp
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
cóż nam inszego, tylko o Galerach, i Morzy, o kajdanach i Sucharach prawić, kiedy ostatnia nędza, i że go tak nazwę, ziemskiego piekła męki, nie tylko im sposoby przypatrzenia się czomu słusznemu odejmują, ale nawet wolą i rozum tak uciskają, że niemniej jako i ciało w łańcuchach jęcząc, nie może się podnieść do poznania i szukania potrzebnej sobie na potym wiadomości. W Księgach też dawnych, dawne zwyczaje opisują, i to tak niedoskonale, że uważywszy codzienną ludzkich rzeczy odmianę, nie więcej się z nich nauczy o teraźniejszym Państwa Ottomańskiego postanowieniu, jako gdyby kto chciał, Tacita przeczytawszy, o Rzymie dzisiejszym Dyskurować, albo Francuza ustroić z
coż nam inszego, tylko ô Gálerách, y Morzy, ô kaydanách y Sucharach práwić, kiedy ostátnia nędza, y że go ták názwę, źiemskiego piekłá męki, nie tylko im sposoby przypátrzenia sie czomu słusznemu odeymuią, ále náwet wolą y rozum ták vćiskáią, że niemniey iáko y ćiáło w łáncuchách ięcząc, nie może się podnieść do poznánia y szukánia potrzebney sobie ná potym wiádomośći. W Xięgách też dáwnych, dáwne zwyczáie opisuią, y to ták niedoskonále, że vważywszy codźienną ludzkich rzeczy odmiánę, nie więcey się z nich náuczy ô teráźnieyszym Páństwá Ottomáńskiego postánowieniu, iáko gdyby kto chćiał, Tacita przeczytáwszy, ô Rzymie dźiśieyszym diszkurowáć, álbo Fráncuzá vstroić z
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 9nlb
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
Alces/ abo Losie/ Sarnom postacią i rozmaitością podobne/ ale przecię wzrostem je przechodzą. Nie zupełne rogi mają/ golenie też bez rozdzielenia/ to jest prosto zrosłe z drugą częścią nogi/ z której miary/ ani gdy mają spać/ na ziemi leżą/ ani kiedy się im trafi upaść/ więcej wstać/ abo się podnieść mogą. Otoż drzewa im są miasto legowiska/ o nie się wspierają/ i tak trochę się wsparszy śpią/ kędy osocznicy wypatrzywszy z szladu takowe ich legowiska/ zaraz w tychże tam miejscach/ drzewa wszytkie/ abo od korzenia samego podkopywają abo więc wyższej tak podrzynają/ że tylko na ostatnej niemal skórze stojące zostawują
Alces/ abo Lośie/ Sarnom postáćią y rozmáitośćią podobne/ ale przećię wzrostem ie przechodzą. Nie zupełne rogi máią/ golenie też bez rozdźielenia/ to iest prosto zrosłe z drugą częśćią nogi/ z ktorey miáry/ áni gdy máią spáć/ ná źiemi leżą/ áni kiedy sie im tráfi vpáść/ więcey wstáć/ ábo sie podnieść mogą. Otoż drzewa im są miásto legowiská/ o nie sie wspieráią/ y tak trochę sie wspárszy spią/ kędy osocznicy wypatrzywszy z szládu tákowe ich legowiská/ záraz w tychże tám mieyscách/ drzewá wszytkie/ ábo od korzenia samego podkopywáią ábo więc wyższey ták podrzynáią/ że tylko na ostátney niemal skorze stoiące zostáwuią
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 142.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608