/ od drzewa/ drewniane; Lecz/ czemu nie kijowe/ są raczej nazwane? Więc/ jeżeli z tych/ Moda chce wymyślić nowe/ Niech pogładzi drewnianych/ a będą kijowe; Kolpertyny/ abo więc Pondelaryś/ daje/ Gdy nie złocista/ Krawiec/ suknią Damie kraje; A jeśli/ złotem/ Szata będzie się świeciła/ Pandywenis Korona/ będzie ją zdobiła. Ostatek/ pod Garnitur pozgarniajcie Damy/ Co samy wymyślacie/ nażywajcież samy. A kolor jaki płaci? Dyfe/ czy Aurora? Może każdy sam postrzec/ tak dziś jak i wczora. Jest w cenie Sosenkowy/ jest Blamurantowy/ Saladynowy dobry/ nie zły Gryglinowy. Tych Kolorów
/ od drzewá/ drewniáne; Lecz/ czemu nie kiiowe/ są ráczey názwáne? Więc/ ieżeli z tych/ Modá chce wymyślić nowe/ Niech pogłádźi drewniánych/ á będą kijowe; Kolpertyny/ ábo więc Pondelariś/ dáie/ Gdy nie złoćista/ Kráwiec/ suknią Dámie kráie; A ieśli/ złotem/ Szátá będźie się świećiłá/ Pándiwenis Koroná/ będźie ią zdobiłá. Ostátek/ pod Gárnitur pozgárniáyćie Dámy/ Co sámy wymyślaćie/ nażywayćież samy. A kolor iáki płáći? Dife/ czy Aurorá? Może káżdy sam postrzedz/ ták dźiś iák y wczorá. Iest w cenie Sosenkowy/ iest Blamurántowy/ Sáládinowy dobry/ nie zły Gryglinowy. Tych Kolorow
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: E
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
ustępuje. Już i pczołki pracowite Lecą na sady obfite,
Skąd swoje woskowe grody Napełnią wonnymi miody. Już z ziołek krople perłowe Zbiorą promienie febowe.
Już na królewskie pałace Gromada dworzan kołace. Już i muzyki krzykliwe Grają im na dni szczęśliwe.
Już się w dziedziniec bogaty Pańskie sypą kawalkaty; Pięknych strojów pełno wszędy, Świecą się bogate rzędy.
Pryskają konie chodziwe, Głosy podnosząc krzykliwe. Nie czują jeźdźca na sobie. Najweselsze o tej dobie.
Już wszędzie ogromne dzwony Roznoszą dźwięk w rożne strony. Już i kościelne chorały Śpiewają święte hejnały.
Już się waleczni hetmani Między dzielnymi pułkami Dodawając im ochoty Do gradywowej roboty
Przejeżdżają a wesoło Mężnego rycerstwa koło Dzień
ustępuje. Już i pczołki pracowite Lecą na sady obfite,
Zkąd swoje woskowe grody Napełnią wonnymi miody. Już z ziołek krople perłowe Zbiorą promienie febowe.
Już na krolewskie pałace Gromada dworzan kołace. Już i muzyki krzykliwe Grają im na dni szczęśliwe.
Już się w dziedziniec bogaty Pańskie sypą kawalkaty; Pięknych strojow pełno wszędy, Świecą się bogate rzędy.
Pryskają konie chodziwe, Głosy podnosząc krzykliwe. Nie czują jeźdźca na sobie. Najweselsze o tej dobie.
Już wszędzie ogromne dzwony Roznoszą dźwięk w rożne strony. Już i kościelne chorały Śpiewają święte hejnały.
Już się waleczni hetmani Między dzielnymi pułkami Dodawając im ochoty Do gradywowej roboty
Przejeżdżają a wesoło Mężnego rycerstwa koło Dzień
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 377
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
na tego, co to zajuszony I niepohamowany jako lew srożeje A nieuchronną ręką krwie potoki leje. Pięknać rzecz i przystojna za ojczyznę miłą Polec i własną jej być przykryty mogiłą. Zwłaszcza, że też lękliwy przed nią nie uciecze, Tak w grzbiet tchorza, jak w piersi śmiałego ta siecze. Cnota niefarbowana i męstwo wrodzone Świeci się, zasłużoną sławą ozdobione
I tak niewzruszonego zawsze animuszu, Że do baśni pospólstwa nie nakłania uszu. Czy nie piękniejszaż zawsze dzielność i ochota Niżeli próżnowanie gnuśnego żywota? Poty póki świat stoi, męstwo Hektorowe Nie będzie zapomniane i Achillesowe. Tym Alcyd i z Polluksem są między bogami, Takimi wyżej słońca wzbili się piorami.
na tego, co to zajuszony I niepohamowany jako lew srożeje A nieuchronną ręką krwie potoki leje. Pięknać rzecz i przystojna za ojczyznę miłą Polec i własną jej być przykryty mogiłą. Zwłaszcza, że też lękliwy przed nią nie uciecze, Tak w grzbiet tchorza, jak w piersi śmiałego ta siecze. Cnota niefarbowana i męstwo wrodzone Świeci się, zasłużoną sławą ozdobione
I tak niewzruszonego zawsze animuszu, Że do baśni pospolstwa nie nakłania uszu. Czy nie piękniejszaż zawsze dzielność i ochota Niżeli prożnowanie gnuśnego żywota? Poty poki świat stoi, męstwo Hektorowe Nie będzie zapomniane i Achillesowe. Tym Alcyd i z Polluksem są między bogami, Takimi wyżej słońca wzbili się piorami.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 438
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, co z ziemskiej krainy Dla złości ludzkiej w złym wieku żelaznym Do empirejskiej leciała dziedziny, Ale i stamtąd cna dziewka przyjaznym
Okiem na ziemię patrza, jeśli złota Z pierwszego wieku jaka odrobina Jeszcze została? Lecz widzi, że cnota Za nic i dobrym być największa wina.
Pojrzałam dalej, gdzie pod niedźwiadkowym Brzuchem świeci się sprawiedliwa waga, Która nie ciężkim ładowna ołowem, Lecz godność, cnota, dzielność i odwaga
Na jednej szali, na drugiej bogate Kruszce, kamienie, perły, odmiennemu
Szczęściu znikome dobre na zapłatę. A gdy się pilno przypatruję temu,
Aliści widzę, że ta, w której cnota, Jak marmur w wodę idzie w
, co z ziemskiej krainy Dla złości ludzkiej w złym wieku żelaznym Do empirejskiej leciała dziedziny, Ale i ztamtąd cna dziewka przyjaznym
Okiem na ziemię patrza, jeśli złota Z pierwszego wieku jaka odrobina Jeszcze została? Lecz widzi, że cnota Za nic i dobrym być największa wina.
Pojrzałam dalej, gdzie pod niedźwiadkowym Brzuchem świeci się sprawiedliwa waga, Ktora nie ciężkim ładowna ołowem, Lecz godność, cnota, dzielność i odwaga
Na jednej szali, na drugiej bogate Kruszce, kamienie, perły, odmiennemu
Szczęściu znikome dobre na zapłatę. A gdy się pilno przypatruję temu,
Aliści widzę, że ta, w ktorej cnota, Jak marmur w wodę idzie w
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 464
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, na drugiej bogate Kruszce, kamienie, perły, odmiennemu
Szczęściu znikome dobre na zapłatę. A gdy się pilno przypatruję temu,
Aliści widzę, że ta, w której cnota, Jak marmur w wodę idzie w niż z ciężarem, W drugiej zaś z pereł i szczyrego złota Stało się pierze; nadto ta pożarem
Jasnym się świeci; tamta zaciemniona. Kiedy się pytam, jakaby to była Przyczyna, która zrownane ramiona Jednakiej szale na dół pochyliła,
Ten mi powiedział, który wszytko z góry Widzi, posłaniec bogów nieścigniony I który wszytko wie lotny Merkury, Że człowiek jeden cnotą wyniesiony
Nad pospolity lud i roztropnością Na tę się udał szalę, która
, na drugiej bogate Kruszce, kamienie, perły, odmiennemu
Szczęściu znikome dobre na zapłatę. A gdy się pilno przypatruję temu,
Aliści widzę, że ta, w ktorej cnota, Jak marmur w wodę idzie w niż z ciężarem, W drugiej zaś z pereł i szczyrego złota Stało się pierze; nadto ta pożarem
Jasnym się świeci; tamta zaciemniona. Kiedy się pytam, jakaby to była Przyczyna, ktora zrownane ramiona Jednakiej szale na doł pochyliła,
Ten mi powiedział, ktory wszytko z gory Widzi, posłaniec bogow nieścigniony I ktory wszytko wie lotny Merkury, Że człowiek jeden cnotą wyniesiony
Nad pospolity lud i roztropnością Na tę się udał szalę, ktora
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 465
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
sobiem źle żywa. A jeszcze w czym się serce moje nie utuli, Żemci wdziać i śmiertelnej nie mogła koszuli. Nie mogłam i gorzkimi, mężu mój kochany Łzami opłokać twojej niezleczonej rany. A żeć teraz nieszczęsna tę powinność płacę, Widzi to twój szlachetny duch, który pałace Empirejskie przeniknął i pewniej niż owa Świecić się na nich będzie gwiazda Cesarzowa. Tren VI.
Uderz troskliwe serce w płacz i narzekanie, Wspomni sobie ostatnie nasze pożegnanie. Na wojnę jadącego swego Protesila Jako Laodameja strapiona prosiła, Przez wszytkie ścisłe spolnej miłości zadatki, Żeby nie osierocił i dzieci i matki, Żeby i okręt jego nie był pierwszy w biegu I on ostatni
sobiem źle żywa. A jeszcze w czym się serce moje nie utuli, Żemci wdziać i śmiertelnej nie mogła koszuli. Nie mogłam i gorzkimi, mężu moj kochany Łzami opłokać twojej niezleczonej rany. A żeć teraz nieszczęsna tę powinność płacę, Widzi to twoj szlachetny duch, ktory pałace Empirejskie przeniknął i pewniej niż owa Świecić się na nich będzie gwiazda Cesarzowa. Tren VI.
Uderz troskliwe serce w płacz i narzekanie, Wspomni sobie ostatnie nasze pożegnanie. Na wojnę jadącego swego Protesila Jako Laodameia strapiona prosiła, Przez wszytkie ścisłe spolnej miłości zadatki, Żeby nie osierocił i dzieci i matki, Żeby i okręt jego nie był pierwszy w biegu I on ostatni
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 507
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
wilgotności/ jako zgorzała musiał ustac. owo zgoła we wszystkim jest wielka Symbolizacja i podobieństwo jego do nas/ stąd nie dziw że ludzie sobie ukowali/ iż rzadko na dobre im ukazuje się na niebie ten obraz/ ten wizerunk ułomności naszej. Ale bliżej do natury jego. Kometanie jest inszego nic jeno fałszywa gwiazda/ która świecić się wprawdzie nad drugie/ jednak krótko: zda się coś pozornego/ chociaj w rzeczy nic nie jet jedno trochę pary i dymy smrodliwego/ czym samym jaśnie prognostykuje/ że się potrzeba obawiać ludziom którzy się wszyscy zasadzili na okazałości zwierzchnej: którzy będąc dymem i wiatrem/ gwiazdami się być poczytają: którzy będąc ciemności pełni/ jednak
wilgotnośći/ iáko zgorzáłá muśiał vstác. owo zgołá we wszystkim iest wielka Symbolizácya y podobienstwo iego do nas/ ztąd nie dźiw że ludźie sobie ukowáli/ iż rzadko ná dobre im vkázuie sie ná niebie ten obraz/ ten wizerunk vłomnośći nászey. Ale bliżey do nátury iego. Kometánie iest inszego nic ieno fałszywa gwiazdá/ ktora świećić sie wprawdźie nád drugie/ iednák krotko: zda sie coś pozornego/ choćiay w rzeczy nic nie iet iedno trochę páry y dymy smrodliwego/ czym sámym iásnie prognostykuie/ że sie potrzebá obawiáć ludźiom którzy sie wszyscy zásadźili ná okazáłosći zwierzchney: którzy będąc dymem y wiátrem/ gwiazdámi sie bydź poczytáią: ktorzy będąc ćiemnośći pełni/ iednák
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: C2
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
wdarł wąż, a tu plac goły; Tu łąka, że się trzeba chłopu z kosą silić, Ówdzie się biedne bydlę nie ma po co schylić; Raz będzie rzeka w pełni, co brzegi okryje, A drugi raz ledwie się wróbel w niej napije. W niebo pojrzysz upstrzone rozlicznych gwiazd wzorem: Każda niemal inakszym świeci się splendorem. Świat na koniec uważysz, aż nie masz nic więcej Okrom zimy a lata w dwunastu miesięcy: Deszcz zawsze za pogodą, dzień za nocą chodzi; Jedno spada z swych śniatów, a drugie się rodzi. Nic w mierze: jedno zniża, a drugie się dźwiga; Natura lotnym czasem wszytkiego pościga. Wszytko
wdarł wąż, a tu plac goły; Tu łąka, że się trzeba chłopu z kosą silić, Ówdzie się biedne bydlę nie ma po co schylić; Raz będzie rzeka w pełni, co brzegi okryje, A drugi raz ledwie się wróbel w niej napije. W niebo pojźrysz upstrzone rozlicznych gwiazd wzorem: Każda niemal inakszym świeci się splendorem. Świat na koniec uważysz, aż nie masz nic więcej Okrom zimy a lata w dwunastu miesięcy: Deszcz zawsze za pogodą, dzień za nocą chodzi; Jedno spada z swych śniatów, a drugie się rodzi. Nic w mierze: jedno zniża, a drugie się dźwiga; Natura lotnym czasem wszytkiego pościga. Wszytko
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 379
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wesołości Lat przeszłych, a szczęśliwych za męża miłości, Sandały złotem tkane, bogate obuwia,
Na nogę delikatną z podziwem zazuwia, Z klejnotami zbyt drogie na ręce manele, Kładzie także pierścienie i łańcuchów wiele. Które z swymi skarbami na jej ręku gasły, Bo bardziej chciwe oczy diamenty pasły. Na uszach zausznice jak gwiazdy się świecą I zapały w miłosnych oczach ludzkich niecą. Lilije w włos utyka i robione kwiecie, Że nic ani droższego, ni gładszego w świecie Oko ludzkie od dawnych czasów nie widziało, Jako się cnej Judycie ustroić udało. Lecz te wszystkie urody i jej przysobiema Nie czyniłyby by i te tak ozdobienia, Gdyby Bóg jej urody
wesołości Lat przeszłych, a szczęśliwych za męża miłości, Sandały złotem tkane, bogate obuwia,
Na nogę delikatną z podziwem zazuwia, Z klejnotami zbyt drogie na ręce manele, Kładzie także pierścienie i łańcuchów wiele. Które z swymi skarbami na jej ręku gasły, Bo bardziej chciwe oczy dyjamenty pasły. Na uszach zausznice jak gwiazdy się świecą I zapały w miłosnych oczach ludzkich niecą. Lilije w włos utyka i robione kwiecie, Że nic ani droższego, ni gładszego w świecie Oko ludzkie od dawnych czasów nie widziało, Jako się cnej Judycie ustroić udało. Lecz te wszystkie urody i jej przysobiema Nie czyniłyby by i te tak ozdobienia, Gdyby Bóg jej urody
Skrót tekstu: JabłJHistBar_II
Strona: 528
Tytuł:
Historie arcypiękne do wiedzenia potrzebne ...
Autor:
Jan Kajetan Jabłonowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
eś wpadł i tu nie w nieprzyjaciele, Masz Pomiańczyków i krewnych tak wiele, Którym gdzie będziesz łaskawy, Wszystkie w dom twój ścisną się Kujawy. I tak rozumiej, gdzie w poczet ich przyjmiesz, Że na ich ręku bezpiecznie się zdrzymiesz, Będziesz kwitnął między niemi Stawny rymy (zmogąli co) memi. SIERADZ SIĘ ŚWIECI POD WJAZD JAŚNIE WYMP. STANISŁAWA KONIECPOLSKIEGO Wojewody sandomierskiego, barskiego, buskiego, kowalewskiego etc starosty, na krakowską kasztelanią. Z krakowskiego kolegium Soc. Jezu. Latino Heroico POD TYTUŁEM: SIRADIA TRABEATA wydany, a piórem ojczystem przez SAMUELA Z SKRZYPNY TWARDOWSKIEGO PRZEŁOŻONY I PRZYCZYNIONY. Roku 1634. JAŚNIE WIELEBNYM ICHM. Ks. STANISŁAWOWI
eś wpadł i tu nie w nieprzyjaciele, Masz Pomiańczyków i krewnych tak wiele, Którym gdzie będziesz łaskawy, Wszystkie w dom twój ścisną się Kujawy. I tak rozumiej, gdzie w poczet ich przyjmiesz, Że na ich ręku bezpiecznie się zdrzymiesz, Będziesz kwitnął między niemi Stawny rymy (zmogąli co) memi. SIERADZ SIĘ ŚWIECI POD WJAZD JAŚNIE WJMP. STANISŁAWA KONIECPOLSKIEGO Wojewody sandomierskiego, barskiego, buskiego, kowalewskiego etc starosty, na krakowską kasztelanią. Z krakowskiego kollegium Soc. Jesu. Latino Heroico POD TYTUŁEM: SIRADIA TRABEATA wydany, a piórem ojczystem przez SAMUELA Z SKRZYPNY TWARDOWSKIEGO PRZEŁOŻONY I PRZYCZYNIONY. Roku 1634. JAŚNIE WIELEBNYM JCHM. Ks. STANISŁAWOWI
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 68
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861