druszkę, i z nią współ Hymena? Bo nie ci, ale Erynny ciekawe, Zapalały mi swe pochodnie krwawe. Na co mi w oczach lud Minijski stawa? I bor, co drzewa na okręty dawa? W co Tyfis, choć był najpierwszym sternikiem? Gdym ja od ciebie zdradzona pewnikiem? Po coś się jawił w moje państwo? wszak tu O złote runa żadnego kontraktu, Ani pałacu starego Eety Nie było, a tyś stroił swe zalety. Jam chciała z razu, i już by to było, Lecz mię nieszczęście moje odwodziło; Niewieścią ręką, gdyś tu ściągnał wozy, Rozproszyć twoje na ten czas obozy.
druszkę, y z nią wspoł Hymená? Bo nie ći, ále Erynny ćiekawe, Zápaláły mi swe pochodnie krwáwe. Ná co mi w oczách lud Miniyski stáwa? Y bor, co drzewá ná okręty dáwa? W co Tyfis, choć był naypierwszym sternikiem? Gdym ia od ćiebie zdrádzona pewnikiem? Po coś się iáwił w moie páństwo? wszak tu O złote runá żadnego kontráktu, Ani páłácu stárego Æety Nie było, á tyś stroił swe zálety. Iam chćiáłá z rázu, y iuż by to było, Lecz mię nieszczęśćie moie odwodźiło; Niewieśćią ręką, gdyś tu śćiągnał wozy, Rozproszyć twoie ná ten czás obozy.
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 72
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
I jako rybę wszystkiego oblały, Że leżał chwilę jak zapamiętały. Jednak iż z nami bosmanowie byli, Przecię go wziąwszy jakkolwiek trzeźwili, Który przyszedszy do baczenia swego A bacząc się być gwałtownie zlanego — W tej swej fortunie ręce załamował, Włosy rwał, płakał i tak lamentował: ,,O, sny okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ wleciała Sroga na moję utrapioną głowę Biorąc nieszczęsne z sobą Panny owe, Które się o me włosy uganiały, A do swoich je warkoczów wpletały. Te wiatrem zowię, zowię i srogiemi Falami, które oto
I jako rybę wszystkiego oblały, Że leżał chwilę jak zapamiętały. Jednak iż z nami bosmanowie byli, Przecię go wziąwszy jakkolwiek trzeźwili, Który przyszedszy do baczenia swego A bacząc się być gwałtownie zlanego — W tej swej fortunie ręce załamował, Włosy rwał, płakał i tak lamentował: ,,O, sny okrutne! teraz się jawicie, Teraz obłudy do mnie przychodzicie! Ty pierwsza, coś mię grzebieniem czesała — Strachem cię zowię — teraześ wleciała Sroga na moję utrapioną głowę Biorąc nieszczęsne z sobą Panny owe, Które się o me włosy uganiały, A do swoich je warkoczów wpletały. Te wiatrem zowię, zowię i srogiemi Falami, które oto
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 139
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kilku/ i trzymają poty/ aż wybaczą okręty wedle potrzeby/ zaczym do wiadomości przynależące rzeczy na cedule wypisawszy/ i do szyje gołębiowi przywiązawszy/ puszczają wolno/ który nie mieszkając do stołu Admirałowego leci/ on kartę odwiązawszy/ co się na morzu dzieje/ i kto przyjeżdża czyta. Tymże sposobem/ jeśliby jeszcze/ jawiła się jaka potrzeba/ drugiego i trzeciego z kartką puszczają/ dla czego Admirał/ pierwej dobrze wie o okrętach/ niż do portu wjeżdżają. Twierdzą i to/ że ma takowe gołębie/ które aż do Kairu/ kiedy gwałtowna jaka potrzeba ukazuje/ z kartką do Sułtana posyła. Nakoniec jeśli śpiegirze nic nie mogą wybaczyć/
kilku/ y trzymáią poty/ áż wybaczą okręty wedle potrzeby/ záczym do wiadomośći przynależące rzeczy ná cedule wypisawszy/ y do szyie gołębiowi przywiązawszy/ pusczáią wolno/ ktory nie mieszkáiąc do stołu Admirałowe^o^ leći/ on kártę odwiązawszy/ co sie ná morzu dźieie/ y kto przyieżdża czyta. Tymże sposobem/ iesliby iescze/ iáwiłá sie iáka potrzebá/ drugiego y trzećiego z kártką pusczáią/ dla czego Admirał/ pierwey dobrze wie o okrętách/ niż do portu wieżdżáią. Twierdzą y to/ że ma tákowe gołębie/ ktore áż do Káiru/ kiedy gwałtowna iáka potrzebá ukázuie/ z kártką do Sułtaná posyła. Nákoniec iesli śpiegirze nic nie mogą wybáczyć/
Skrót tekstu: BreyWargPereg
Strona: 82
Tytuł:
Peregrynacja arabska albo do grobu św. Katarzyny
Autor:
Bernhard Breydenbach
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
, że nie chcąc iść w granice tureckie, weszli w kwatery wojska cesarskiego, które pewnie zniosą i nas wielkiego nabawią kłopotu; sami zaś tak wojnę i kampanię odprawią, że począwszy od litewskich stanowisk przeszli Polskę i Węgry ciągnieniem na drugie stanowiska i zjeść tylko dopomogą tym, co to dobrze zasłużyli. P. Wołłowicz przecie jawił się tu wczora z chorągwią, które-gom jeszcze nie widział; ale ten osobnym od nich szedł traktem. Przed niedziel trzema pozwoliłem p. de Willars, jako choremu, powrócić się nazad i dałem paszport, tą jednak kondycją, powtarzając to razów kilknaście, aby nikogo z wojska do swej nie przybierał kompanii. Nie słuchał
, że nie chcąc iść w granice tureckie, weszli w kwatery wojska cesarskiego, które pewnie zniosą i nas wielkiego nabawią kłopotu; sami zaś tak wojnę i kampanię odprawią, że począwszy od litewskich stanowisk przeszli Polskę i Węgry ciągnieniem na drugie stanowiska i zjeść tylko dopomogą tym, co to dobrze zasłużyli. P. Wołłowicz przecie jawił się tu wczora z chorągwią, które-gom jeszcze nie widział; ale ten osobnym od nich szedł traktem. Przed niedziel trzema pozwoliłem p. de Villars, jako choremu, powrócić się nazad i dałem paszport, tą jednak kondycją, powtarzając to razów kilknaście, aby nikogo z wojska do swej nie przybierał kompanii. Nie słuchał
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 582
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
litewskiego, która stała pod Lubowlą, dała nam znać o sobie; przez których dowiedzieliśmy się, żeś Wć moje serce wyprawiła do mnie Grotkowskiego z listami i że z Lubowli miał się gdzieś do mnie prosto przebierać, wyjechawszy stamtąd dniem przed nimi. Jużeśmy go tedy mieli za zgubionego, ale za łaską bożą jawił się do nas wczora, nie tylko z tymi listami, które ma do rąk oddane, ale i te, z którymi go wyjeżdżającego z Podegrodzia dogoniła pocztadu 28emenovembre. Nagrodził nam tedy P. Bóg sowicie, osobliwie mnie, który-m już ledwo żyć mógł, nie mając tak długi czas żadnej o zdrowiu Wci serca mego
litewskiego, która stała pod Lubowlą, dała nam znać o sobie; przez których dowiedzieliśmy się, żeś Wć moje serce wyprawiła do mnie Grotkowskiego z listami i że z Lubowli miał się gdzieś do mnie prosto przebierać, wyjechawszy stamtąd dniem przed nimi. Jużeśmy go tedy mieli za zgubionego, ale za łaską bożą jawił się do nas wczora, nie tylko z tymi listami, które ma do rąk oddane, ale i te, z którymi go wyjeżdżającego z Podegrodzia dogoniła pocztadu 28emenovembre. Nagrodził nam tedy P. Bóg sowicie, osobliwie mnie, który-m już ledwo żyć mógł, nie mając tak długi czas żadnej o zdrowiu Wci serca mego
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 592
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
dojźrzenia Meduzy z ludzi z zwierza kamienie. Perseus jej szyje uciął. Z jej posoki koń Pegas, i drugi brat. Przeobrażenia Król morski Neptun. Gorgony warkocz w węże. P. OWIDIVSZA NASONA METAMORFOSEON. TO JEST, PRZEOBRAŻENIA Księga Piąta.
To w gromadzie Cefeńskiej gdy Perseus prawi/ Wrzawa jakaś po Carskich pałacach się jawi: Ani ten/ coby święta ogłasał godowne/ Krzyk jest? lecz który boje/ znać dawa gwałtowne. W nagłe obróciła się myśl dobra rozruchy. Przyrównaćby morzu mógł/ które szumne duchy Wiatrowe/ zamieszawszy wodą/ burze rady. Srogiej/ wściekły Fineus/ herst przedniejszy zwady/ Trząsajac jesionowy szeselin stalony/ Owo
doyźrzenia Meduzy z ludźi z źwierza kamienie. Perseus iey szyie vćiął. Z iey posoki koń Pegás, y drugi brát. Przeobráżenia Krol morski Neptun. Gorgony wárkocz w węże. P. OWIDIVSZA NASONA METAMORPHOSEON. TO IEST, PRZEOBRAŻENIA Kśięgá Piąta.
To w gromádźie Cephenskiey gdy Perseus práwi/ Wrzáwá iákaś po Cárskich páłacách się iáwi: Ani ten/ coby świętá ogłasał godowne/ Krzyk iest? lecz ktory boie/ znáć dawa gwałtowne. W nagłe obroćiłá się myśl dobra rozruchy. Przyrownaćby morzu mogł/ ktore szumne duchy Wiátrowe/ zámieszawszy wodą/ burze rády. Srogiey/ wśćiekły Phineus/ herst przednieyszy zwády/ Trząsáiac ieśionowy szeselin stalony/ Owo
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 104
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
w pozorze Ciesząc się niby; umysł mają zbrojny. A potępieńców, zbójcy w swym rankorze Rabują domy, i w targ nie przystojny Dobra ich, oraz wciągają folwarki Czyniąc jakie chcą z fortun ich jarmarki. LXXXII. Kupców się jednak nie znalazło wiele, Bo z cudzej straty, wstyd nabywać zysku, Ani pieniężny mógł się jawić śmiele Niechcący fortun przyczyniać z ucisku, I niebeszpiecznym będąc dla gabele Zaczym cisz sami, co je mieli w spisku Kiedy się nimi nikt nie myślił szczycić Odważyli się tanio je rozchwycić. LXXXIII. Skąd co na Wojnę wystarczyć im miało, Pomiarkowali zaraz Trzej Mężowie: Ze Milionów dwu nie dostawało. Więc to przy spolnej ogłosiwszy
w pozorze Ciesząc się niby; umysł maią zbroyny. A potępieńcow, zboycy w swym rankorze Rabuią domy, y w targ nie przystoyny Dobra ich, oraz wciągaią folwarki Czyniąc iakie chcą z fortun ich iarmarki. LXXXII. Kupcow się iednak nie znalazło wiele, Bo z cudzey straty, wstyd nabywać zysku, Ani pieniężny mogł się iawić smiele Niechcący fortun przyczyniać z ucisku, I niebeszpiecznym będąc dla gabele Zaczym cisż sami, co ie mieli w spisku Kiedy się nimi nikt nie myslił sżczycić Odwazyli się tanio ie rozchwycić. LXXXIII. Zkąd co na Woynę wystarczyć im miało, Pomiarkowali zaraz Trzey Mężowie: Ze Millionow dwu nie dostawało. Więc to przy spolnej ogłosiwszy
Skrót tekstu: ChrośKon
Strona: 179
Tytuł:
Pharsaliej... kontynuacja
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Klasztor Oliwski
Miejsce wydania:
Oliwa
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1693
Data wydania (nie później niż):
1693