w ciągnieniu, puścili się jeden za drugim grzyw końskich trzymając. Na którą cudownie wjechawszy, gdy po niej harcowali, trącił jeden drugiego, tak iż spadł z koniem, każde z nich osobno, (gałązek się przy skale wyrosłych chwytając) jak z najwyższej kamienice. Skoro tedy spadli oboje, i on i koń, otrząsnąwszy się oboje, wsiadł na konia i zaraz , po polu biegał. Zatem oni rozumiejąc, iż to tak wszyscy pospolitym obyczajem i ich konie szwankować nie mogą, co wołali póki leciał z litości najświęt. imię Jezus, skoro wpadł na konia, krzyczeli jak od powiatu winszując mu zdrowia i ciesząc się z takiego ludu na pomoc
w ciągnieniu, puścili się jeden za drugim grzyw końskich trzymając. Na którą cudownie wjechawszy, gdy po niej harcowali, trącił jeden drugiego, tak iż spadł z koniem, każde z nich osobno, (gałązek się przy skale wyrosłych chwytając) jak z najwyższej kamienice. Skoro tedy spadli oboje, i on i koń, otrząsnąwszy się oboje, wsiadł na konia i zaraz , po polu biegał. Zatem oni rozumiejąc, iż to tak wszyscy pospolitym obyczajem i ich konie szwankować nie mogą, co wołali póki leciał z litości najświęt. imie Jezus, skoro wpadł na konia, krzyczeli jak od powiatu winszując mu zdrowia i ciesząc się z takiego ludu na pomoc
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 84
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
swego jest Hektora: Z braterskich związków słuszna brać przykłady, Kto o porwankę toczyć niechce zwady. Lecz twoja płochość, tak się oczywiście Wydaje, lekkie że przechodzi liście, Które, na przykrsze Aquilona wiewy, Z gałęzi lecą, jako wiotche plewy. Mniej w tobie statku, niż gdy plenne kłosy, Z porankowej się otrząsnąwszy rosy, Palone słońcem, od upalu mdleją,, A jak wiatr nimi rządzi, tak się chwieją. Ten mi, pamiętam, zal, i te przygody, Kasandra siostra twoja piała wprzody, I kosę złotych rozsuwszy warkoczy, Pomnię, takie mi słowa rzekła w oczy: Przebóg! co czynisz OEnone? czy
swego iest Hektorá: Z bráterskich związkow słuszna bráć przykłády, Kto o porwánkę toczyć niechce zwády. Lecz twoiá płochość, ták się oczywiśćie Wydáie, lekkie że przechodźi liśćie, Ktore, ná przykrsze Aquiloná wiewy, Z gáłęźi lecą, iáko wiotche plewy. Mniey w tobie státku, niż gdy plenne kłosy, Z poránkowey się otrząsnąwszy rosy, Palone słońcem, od upálu mdleią,, A iák wiátr nimi rządźi, ták się chwieią. Ten mi, pámiętam, zál, y te przygody, Kásándrá śiostrá twoiá piałá wprzody, Y kosę złotych rozsuwszy wárkoczy, Pomnię, tákie mi słowá rzekła w oczy: Przebog! co czynisz OEnone? czy
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 63
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
swą. każdy w nogi. Oprócz niektórych a bardzo Nie wielu poczciwych i dobrych senatorów i Panów którzy albo Pańskiego trzymali się Boku albo Wojska. które jako ordyniec w knici zmykając się z miejsca na miejsce inter viscera jednak Ojczyzny Okrutnym ucinało się Brytanom. Az dopiero jak Bóg łaskawym nanas wejrzał okiem jak trochę Ojczyzna otrząsnęła się z biedy. Dopiero Panów Zelantów do Obrony Ojczyzny odzywa się ochota. Sero molunt Deorum Molae Az dopiero jak z myszej jamy przybyło zębów na chleb Lubo ex equo Troiano niebyło Rąk do obrony. Takim by to takim Łuszczy bochenkom spodziewać się że kiedy kolwiek od Wojska. a ledwie nie za tą okazją będzie na nich
swą. kozdy w nogi. Oprocz niektorych a bardzo Nie wielu poczciwych y dobrych senatorow y Panow ktorzy albo Panskiego trzymali się Boku albo Woyska. ktore iako ordyniec w knici zmykaiąc się z mieysca na mieysce inter viscera iednak Oyczyzny Okrutnym ucinało się Brytanom. Az dopiero iak Bog łaskawym nanas weyrzał okięm iak trochę Oyczyzna otrząsnęła się z biedy. Dopiero Panow Zelantow do Obrony Oyczyzny odzywa się ochota. Sero molunt Deorum Molae Az dopiero iak z myszey iamy przybyło zębow na chleb Lubo ex equo Troiano niebyło Rąk do obrony. Takim by to takim Łuszczy bochęnkom spodziewać się że kiedy kolwiek od Woyska. a ledwie nie za tą okazyią będzie na nich
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 133v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
TOTVUMFACKI.
B. NIe odważyłliby się był Bohatyr burzący, nawiedzić, urodziwszy się tych niskość ziemskich, stawa w drodze wzgardy, honor w drodze niepamięci, triumfy wstoczki podłości, szturmy w torze, ekspedytie w cień bojaźni, potrzec i przewierzgnąćby się musiały pewnie a pewnie. Lecz przy ozdobnej zwycięstwy prezencji jego, otrząsnąwszy się honor, promienia swe nakształt słonecznej jasności, szeroce rozpościera. Nawa górę jak gwiazda jasno pałająca, triumf ozdobiony zieloną Koroną świeci jak szmaragd, a Ekspedytie wojenne brzmią, huczą, palą, biją, jak górne piórony uwikłane ciemnotęskliwemi burzami. T. Awo, jak baczę, honor, sława, triumfy, i Ekspedytie
TOTVUMFACKI.
B. NIe odważyłliby się był Bohatyr burzący, náwiedźić, vrodźiwszy się tych niskość źiemskich, stawá w drodze wzgárdy, honor w drodze niepámięći, tryumfy wstoczki podłośći, szturmy w thorze, expeditie w ćień boiáźni, potrzec y przewierzgnąćby się muśiáły pewnie á pewnie. Lecz przy ozdobney zwyćięstwy prezentiey iego, otrząsnąwszy się honor, promienia swe nákształt słoneczney iásnośći, szeroce rospośćiera. Nawá gorę iák gwiazdá iásno pałáiąca, tryumf ozdobiony źieloną Koroną świeći iák szmáragd, á Expeditie woienne brzmią, huczą, palą, biią, iák gorne piorony vwikłáne ćięmnotęskliwemi burzámi. T. Awo, iák baczę, honor, sławá, tryumfy, y Expeditie
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 64
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
miłości. Z trafunku stał/ gałęziem rzadkim dąb rozpięty Z nasienia Dodońskiego/ Jowiszowi święty. Obaczę ziarnozbiernych gwałt mrówek/ przy dębie/ One/ spory unoszą ciężar/ w lichej gębie; Marszczonemi skorkami/ szlad znakując prawy. Dziwiąc się mnóstwu/ mówię: Daj ojcze łaskawy/ Tylo mieszczan/ i odadz grunt opustoszały. Otrząsnął się dab wielki/ rózgi zaswiszczały/ Lub nie był wiatr/ i sąmem zadrżał strachem zjęty: Włos wstał na głowie. Owa ziemię/ i dąb święty/ Całowałem: ani się do nadzieje znałem/ Miałem jednak nadzieję/ i tą się wspierałem. Noc przystawa: sen ciało strudzone zachodzi. Dąb
miłośći. Z tráfunku stał/ gáłęźiem rzadkim dąb rospięty Z náśienia Dodonskiego/ Iowiszowi święty. Obaczę źiárnozbiernych gwałt mrowek/ przy dębie/ One/ spory vnoszą ćiężar/ w lichey gębie; Marszczonemi skorkámi/ szlad znákuiąc práwy. Dźiwiąc się mnostwu/ mowię: Day oycze łáskáwy/ Tylo mieszczan/ y odadz grunt opustoszáły. Otrząsnął się dab wielki/ rozgi záswiszczały/ Lub nie był wiátr/ y sąmem zádrżał stráchem zięty: Włos wstał ná głowie. Owa źięmię/ y dąb święty/ Cáłowałem: áni się do nadźieie znałem/ Miałem iednák nadźieię/ y tą się wspierałem. Noc przystawa: sen ćiáło strudzone zachodźi. Dąb
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 180
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
Boże!), tu mu ostatniej dostoję potrzeby. A na tak harde tych żubrów poroże te moje piersi (żywot lub pogrzeby nieba przejźrały!) paiżem położę. Hej, komu cnota miła i ojczyzna, tu nas ostatnia czeka robocizna!”.
94 Rzekł król odważny, a wszytkiem się zdało, że na chorągwi otrząsnął się orzeł, jakoby po niem niebo dekret dało, gdy Janus wrota szerokie otworzeł.
Jan już rycerstwu, które kołem stało, podparł humoru i serca przysporzeł; każdy pomaca przy boku pałasza: “Niechże sam cesarz przychodzi, nie basza!”.
95 A już też zima ustąpieła wieśnie. Spłynąwszy w morze rozpuszczone śniegi
Boże!), tu mu ostatniej dostoję potrzeby. A na tak harde tych żubrów poroże te moje piersi (żywot lub pogrzeby nieba przejźrały!) paiżem położę. Hej, komu cnota miła i ojczyzna, tu nas ostatnia czeka robocizna!”.
94 Rzekł król odważny, a wszytkiem się zdało, że na chorągwi otrząsnął się orzeł, jakoby po niem niebo dekret dało, gdy Janus wrota szerokie otworzeł.
Jan już rycerstwu, które kołem stało, podparł humoru i serca przysporzeł; każdy pomaca przy boku pałasza: “Niechże sam cesarz przychodzi, nie basza!”.
95 A już też zima ustąpieła wieśnie. Spłynąwszy w morze rozpuszczone śniegi
Skrót tekstu: PotMuzaKarp
Strona: 39
Tytuł:
Muza polska
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
duchowni i któreśmy też na strażnicy Rzpltej byli posadzili, i ci się na nas zmówili, pieniądze na nas składają, wojska gotują z uchwały świeżej synodu łowickiego. Nie wiedzieliście tego? Pytajcież się. Siódma a ostatnia, że teraz wżdy jeszcze z siebie sił i potęgi macie. Czas jest, czas wielki się otrząsnąć. A chcecieli co głębszego wiedzieć, astra suadent. Tej ostatniej pogody jeszcze jeśli zamieszkacie, actum est de vobis, de fortunis et de liberis vestris, które was, żeście je na niewolą zrodzieli, złorzeczyć będą.
duchowni i któreśmy też na strażnicy Rzpltej byli posadzili, i ci się na nas zmówili, pieniądze na nas składają, wojska gotują z uchwały świeżej synodu łowickiego. Nie wiedzieliście tego? Pytajcież się. Siódma a ostatnia, że teraz wżdy jeszcze z siebie sił i potęgi macie. Czas jest, czas wielki się otrząsnąć. A chcecieli co głębszego wiedzieć, astra suadent. Tej ostatniej pogody jeszcze jeśli zamieszkacie, actum est de vobis, de fortunis et de liberis vestris, które was, żeście je na niewolą zrodzieli, złorzeczyć będą.
Skrót tekstu: TrąbaRuszCz_III
Strona: 260
Tytuł:
Trąba na pospolite ruszenie przeciw Jezuitom
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1607
Data wydania (nie wcześniej niż):
1607
Data wydania (nie później niż):
1607
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
Za łuk bierze Achilles w zawoju dziewiczem; Z tymi fraszkami przed twym stawić się obliczem Pewnie bym się nie ważył: nie szkiełka, nie wstęgi, Łuk ci niosę górnego Achillesa tęgi, Który strzały okrutnej pokruszywszy jędze, I śmierć samę ustrzelił, kiedy w tej siermiędze Ludzkiej umarł natury, a potem w dzień trzeci Otrząsnął się chwalebnie z śmiertelności śmieci. Pod zasłoną białej płci skryte serce twoje — Nie Achillesa (chociaż bez niego wziąć Troje Nie mogli, przepłynąwszy Grecy morskie wiry): Ziemskie przechodzi, górne równa bohatyry, Co nie Troję, lecz niebo gwałtownym impetem Biorą. Tym wszytkim dajesz, o Pani, szach z metem. Słuchajcie,
Za łuk bierze Achilles w zawoju dziewiczem; Z tymi fraszkami przed twym stawić się obliczem Pewnie bym się nie ważył: nie szkiełka, nie wstęgi, Łuk ci niosę górnego Achillesa tęgi, Który strzały okrutnej pokruszywszy jędze, I śmierć samę ustrzelił, kiedy w tej siermiędze Ludzkiej umarł natury, a potem w dzień trzeci Otrząsnął się chwalebnie z śmiertelności śmieci. Pod zasłoną białej płci skryte serce twoje — Nie Achillesa (chociaż bez niego wziąć Troje Nie mogli, przepłynąwszy Grecy morskie wiry): Ziemskie przechodzi, górne równa bohatyry, Co nie Troję, lecz niebo gwałtownym impetem Biorą. Tym wszytkim dajesz, o Pani, szach z metem. Słuchajcie,
Skrót tekstu: PotZmartKuk_I
Strona: 601
Tytuł:
Dialog o zmartwychwstaniu pańskim.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987