to krwawię, A co większa, z rycerskich czynów w dobrej sławie. Serdecznie go ta krzywda rodzicielska boli, Którą od senatora szlachcic cierpi. To li Za odniesione rany z świeżego pogromu Wdzięczność od możniejszego? To pociecha w domu? Wtenczas gdy syn z pogany ugania się harcem, Nad ojcem, a co gorsza, pastwić się nad starcem? W kilka dni książę lekko wybiera się w pole, Jedno za nim i drugie, prócz psiuków, pacholę. I ten wiedząc, że knieję ojcowską nawiedzi, W sześciu sprawnych wojskowych pachołków uprzedzi, Kazawszy wszytkim, żeby, jako więc na Turki, Mieli u trojga strzelby odłożone kurki. A w tym
to krwawię, A co większa, z rycerskich czynów w dobrej sławie. Serdecznie go ta krzywda rodzicielska boli, Którą od senatora szlachcic cierpi. To li Za odniesione rany z świeżego pogromu Wdzięczność od możniejszego? To pociecha w domu? Wtenczas gdy syn z pogany ugania się harcem, Nad ojcem, a co gorsza, pastwić się nad starcem? W kilka dni książę lekko wybiera się w pole, Jedno za nim i drugie, prócz psiuków, pacholę. I ten wiedząc, że knieję ojcowską nawiedzi, W sześciu sprawnych wojskowych pachołków uprzedzi, Kazawszy wszytkim, żeby, jako więc na Turki, Mieli u trojga strzelby odłożone kurki. A w tym
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 207
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Jakie za nimi idą przeklinania, Które samego dosięgają nieba, Że miasto chleba
Łzami ludzkimi napełniają wozy, Którymi swoje taborzą obozy. Skąd też częstokroć przywodzi Bóg na nie Ciężkie karanie.
Drudzy już chłopa dobrze nie obłupią, Za jego zboże wina sobie kupią, Wezmą mu woły, zabiorą mu wszytek Z domu pożytek.
Jeszcze się pastwią mękami rożnymi, Żeby powiedział, gdzie zakopał w ziemi Lubo pieniądze lubo w jamie zboże, Powiedz, nieboże!
A skoro powie, to wszytko zabiorą, Jeszcze nałają, czasem i dopiorą, Że przed nimi jak przed zbojcy jakimi Chowasz się w ziemi.
A gdy odjeżdża choć z napchanym brzuchem, Jeszcze cię za cześć
Jakie za nimi idą przeklinania, Ktore samego dosięgają nieba, Że miasto chleba
Łzami ludzkimi napełniają wozy, Ktorymi swoje taborzą obozy. Zkąd też częstokroć przywodzi Bog na nie Ciężkie karanie.
Drudzy już chłopa dobrze nie obłupią, Za jego zboże wina sobie kupią, Wezmą mu woły, zabiorą mu wszytek Z domu pożytek.
Jeszcze się pastwią mękami rożnymi, Żeby powiedział, gdzie zakopał w ziemi Lubo pieniądze lubo w jamie zboże, Powiedz, nieboże!
A skoro powie, to wszytko zabiorą, Jeszcze nałają, czasem i dopiorą, Że przed nimi jak przed zbojcy jakimi Chowasz się w ziemi.
A gdy odjeżdża choć z napchanym brzuchem, Jeszcze cię za cześć
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 346
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
które los okrutny przyniesie. Ciężka odmiana Niewolnik z pana. A jeszcze taki, że już do stolice, Z której dziś twoi zrzuceni rodzice, Już do własnego Dziedzictwa twego Nigdy nie przyjdziesz, kiedyś utrapiony U swych i obcych został ohydzony Przez pryskowanie, Zemści się Panie! O sroga ręko, okrutnym żelazem Śmiałaś się pastwić nad takim obrazem, Co mu żadnego Niemasz równego. Już to trzeci raz śniegiem zabielały Góry, trzeci raz kłos pożyna zrzały Dziłem Bellony Rolnik strwożony. Odtąd jak nasze nawiedził podwoje Zięć nieszczęśliwy, tak też oczy moje Nie osychają, Lecz we łzach tają. Teraz się jednak wszytkie wraz zmowiły Biedy i na mą głowę obaliły
ktore los okrutny przyniesie. Ciężka odmiana Niewolnik z pana. A jeszcze taki, że już do stolice, Z ktorej dziś twoi zrzuceni rodzice, Już do własnego Dziedzictwa twego Nigdy nie przyjdziesz, kiedyś utrapiony U swych i obcych został ohydzony Przez pryskowanie, Zemści się Panie! O sroga ręko, okrutnym żelazem Śmiałaś się pastwić nad takim obrazem, Co mu żadnego Niemasz rownego. Już to trzeci raz śniegiem zabielały Gory, trzeci raz kłos pożyna zrzały Dziłem Bellony Rolnik strwożony. Odtąd jak nasze nawiedził podwoje Zięć nieszczęśliwy, tak też oczy moje Nie osychają, Lecz we łzach tają. Teraz się jednak wszytkie wraz zmowiły Biedy i na mą głowę obaliły
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 436
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
szczera, I gdy mi nic do serca potem nie przywiera.” 487. KTÓRE ZWIERZĘ NIE Z ZĘBAMI, A KĄSA
Lew, pies, dzik, wilk, lis, koń, wąż — zębem kąsa srodze. Jeden tylko językiem człek człowieka głodzę. Kąsa wołu, jelenia zębami i z dzikiem; Nad bliźnim jadowitym pastwi się językiem. Wżdy wężową truciznę wysysają żaby. Kto by też rzekł, że członek tak miękki, tak słaby, Co gorsza, nie przytkniony i barzo z daleka, Miał śmiertelną trucizną ukąsić człowieka. Językiem siebie w raju, gdy jabłka kosztuje, Dziś złorzecząc językiem człek człowieka psuje; Tak i jedząc, i mówiąc zły
szczera, I gdy mi nic do serca potem nie przywiera.” 487. KTÓRE ZWIERZĘ NIE Z ZĘBAMI, A KĄSA
Lew, pies, dzik, wilk, lis, koń, wąż — zębem kąsa srodze. Jeden tylko językiem człek człowieka głodzę. Kąsa wołu, jelenia zębami i z dzikiem; Nad bliźnim jadowitym pastwi się językiem. Wżdy wężową truciznę wysysają żaby. Kto by też rzekł, że członek tak miękki, tak słaby, Co gorsza, nie przytkniony i barzo z daleka, Miał śmiertelną trucizną ukąsić człowieka. Językiem siebie w raju, gdy jabłka kosztuje, Dziś złorzecząc językiem człek człowieka psuje; Tak i jedząc, i mówiąc zły
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 400
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nieba ciężkie oczy podnosiła, Jakby skarżąc się cicho na surowe bogi, Że na nią wszytkie oraz posyłali trwogi. Chwilę stojąc bez mowy, potem się ozwała I język na żal, oczy na łzy rozwiązała:
XL.
„Cóż wżdy dalej, fortuno, chcesz poczynać ze mną? Pc co mię męczysz? Po co pastwisz się nade mną? Co mi więcej wziąć możesz, jedno ten stroskany Żywot, na więtsze męki teraz zachowany? Na coś mię z nawałności morskich wybawiła? Czemum dni nieszczęśliwych dziś nie dokończyła? Nie masz dosyć na moich żalach, że przez dzięki Żywoteś mi na cięższe przydłużyła męki?
XLI.
Nie wiem,
nieba ciężkie oczy podnosiła, Jakby skarżąc się cicho na surowe bogi, Że na nię wszytkie oraz posyłali trwogi. Chwilę stojąc bez mowy, potem się ozwała I język na żal, oczy na łzy rozwiązała:
XL.
„Cóż wżdy dalej, fortuno, chcesz poczynać ze mną? Pc co mię męczysz? Po co pastwisz się nade mną? Co mi więcej wziąć możesz, jedno ten stroskany Żywot, na więtsze męki teraz zachowany? Na coś mię z nawałności morskich wybawiła? Czemum dni nieszczęśliwych dziś nie dokończyła? Nie masz dosyć na moich żalach, że przez dzięki Żywoteś mi na cięższe przydłużyła męki?
XLI.
Nie wiem,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 157
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
a niektórzy groźbą/ wszystkim jednak jednostajnie o żywot mój idzie: wszystkim jedna Matka w nienawiści. I mam że się bać? Mamże się lękać? By namniej. Oto stoję/ niech przyjdzie który/ a z ostrzone żelazo w zemdlone serce moje wrazi: Niech przystąpi/ a zbolały żywot Matki swej otworzy/ Niech się pastwi/ nad ciałem strapionej rodzicielki. Lepsza bowiem jest śmierć nad żywot mizerny/ i milej mi raz znagła umrzeć/ a niż prze niezbożność synów moich co dzień troskliwie umierac. Ach niestetyż opłakanemu memu żywotowi. Biada nieznosnym ciała mego boleściom. Ale abym jeszcze plugawej studnice/ z której zarażliwa ta synów moich złość
á niektorzy groźbą/ wszystkim iednák iednostáynie o żywot moy idźie: wszystkim iedná Mátká w nienawiśći. Y mam że się báć? Mamże się lękác? By namniey. Oto stoię/ niech przyidźie ktory/ á z ostrzone żelázo w zemdlone serce moie wráźi: Niech przystąpi/ á zboláły żywot Mátki swey otworzy/ Niech się pástwi/ nád ćiáłem strapioney rodźićielki. Lepsza bowiem iest śmierć nád żywot mizerny/ y miley mi raz znagłá vmrzeć/ á niż prze niezbożność synow moich co dźień troskliwie vmierác. Ach niestetysz opłákánemu memu żywotowi. Biádá nieznosnym ciáłá mego boleśćiom. Ale ábym ieszcże plugáwey studnice/ z ktorey zárázliwa tá synow moich złość
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 10
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
drugie. Nie wspominam tu szerokiej w Granicach Rosiejskiej Ziemie/ Księstw/ i Powiatów/ kosztownej onej szaty mojej/ niepoliczonemi perły/ i różnej farby kamykami upstrzonej/ którą się ja ustawicznie zdobiła. A toliście mię złoczyńcy z tak ozdobnej szaty mojej złupili/ i nad nędznym ciałem moim z któregościę wszyscy wyszli/ naśmiewiskiem i urąganiem się pastwicie: aleć przeklęty wszelki który na wzgardę nagość Matki swej odkrywa/ przeklęci i wy/ którzy się z nagości mej naśmiewacie i cieszycie. Przyjdzie ten czas/ że się wszystkiego tego wstydać będziecie. Lepiejby w prawdzie wam było nie poznać świałości prawdy/ niżli poznaną odrzucić/ zgasić i zatłumić. I tyżeś to
drugie. Nie wspominam tu szerokiey w Gránicách Rośieyskiey Ziemie/ Kśięstw/ y Powiátow/ kosztowney oney szaty moiey/ niepolicżonemi perły/ y rozney fárby kámykámi vpstrzoney/ ktorą się ia vstáwicżnie zdobiłá. A toliśćie mię złocżyńcy z ták ozdobney száty moiey złupili/ y nád nędznym ćiáłem moim z ktoregośćię wszyscy wyszli/ náśmiewiskiem y vrągániem się pástwićie: áleć przeklęty wszelki ktory ná wzgárdę nágość Mátki swey odkrywa/ przeklęći y wy/ ktorzy się z nágośći mey náśmiewaćie y cieszyćie. Przyidźie ten cżás/ że się wszystkiego tego wstydáć będźiećie. Lepieyby w prawdźie wam było nie poznáć świáłośći prawdy/ niżli poznáną odrzućić/ zgáśić y zátłumić. Y tyżeś to
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 15v
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
, a sam zniknył i duszę sieroctwa nabawił. Zaraz ją czarci jak psi hurmem otoczyli, srogie razy zadając, okrutnie ubili. Potym od nich przez ksieniec bestyjej wleczona, kto wypowie, jak ciężko była udręczona! Tam się na nią psi, wilcy, niedźwiedzie rzucili, lwi, żmije, węże, smocy nad nią się pastwili. Bestyje insze różne okrutnie szarpały, pospołu z szatanami jad swój wywierały. Tam dusza ogień i smród siarczysty cierpiała, płacząc, zębami zgrzytać mizerna musiała. Na swe się przeszłe grzechy rzewliwie żałując, jagody swe drapała, prawie desperując. A gdy się potępiona już być rozumiała, nie wiedzieć jak, się wolną od mąk
, a sam zniknył i duszę sieroctwa nabawił. Zaraz ją czarci jak psi hurmem otoczyli, srogie razy zadając, okrutnie ubili. Potym od nich przez ksieniec bestyjej wleczona, kto wypowie, jak ciężko była udręczona! Tam się na nię psi, wilcy, niedźwiedzie rzucili, lwi, żmije, węże, smocy nad nią się pastwili. Bestyje insze różne okrutnie szarpały, pospołu z szatanami jad swój wywierały. Tam dusza ogień i smród siarczysty cierpiała, płacząc, zębami zgrzytać mizerna musiała. Na swe się przeszłe grzechy rzewliwie żałując, jagody swe drapała, prawie desperując. A gdy się potępiona już być rozumiała, nie wiedzieć jak, się wolną od mąk
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 91
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
uwięzione były, gryząc i szarpiąc ciało, aż też same żyły widać było i kości z mięsa oszarpane, zatym tu «Biada!» było po piekle słyszane. Dusze, wrzeszcząc od bólu, zębami zgrzytały, głos swój aże za samo piekło posyłały. Różne po różnych członkach rozsadzone były bestyje, które gryząc, srogo się pastwiły. Każda jakby padalec język żywy miała, tym ciało z jadem szarpiąc, aż do płuc psowała.
Wstydliwe także miejsca wężowie kąsali, niskie zaś części brzuchów na sztuki szarpali, tak mężczyzn, jak białychgłów, wywłócząc wnętrzności, płacąc im niewstydliwe ciała lubieżności. Tedy rzecze Anioł, iż to jest kanoników, biskupów,
uwięzione były, gryząc i szarpiąc ciało, aż też same żyły widać było i kości z mięsa oszarpane, zatym tu «Biada!» było po piekle słyszane. Dusze, wrzeszcząc od bólu, zębami zgrzytały, głos swój aże za samo piekło posyłały. Różne po różnych członkach rozsadzone były bestyje, które gryząc, srogo się pastwiły. Każda jakby padalec język żywy miała, tym ciało z jadem szarpiąc, aż do płuc psowała.
Wstydliwe także miejsca wężowie kąsali, niskie zaś części brzuchów na sztuki szarpali, tak mężczyzn, jak białychgłów, wywłócząc wnętrzności, płacąc im niewstydliwe ciała lubieżności. Tedy rzecze Anioł, iż to jest kanoników, biskupów,
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 94
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
ledwie przyszły, a już ich nie masz. Idzie tedy jako zmyty od Pisarzów skarbowych, iże nie ma nic w trzosie; patrzy kędyby szablą znowu chleba dostawał: nie śmie do Tatar, ani do Turek; więc się puści do swoich, ci u niego są miasto Pogańskich synów, miasto Tatar: nad tymi się pastwi, te zabija, gwałci, odziera, pląndruje. Nie wybiegą się po miasteczkach wstyd, od tych dobrych ludzi: w skrzynkach cudzych Tatarów, abo Talarów szukają; jakby napuścił owych liszek Samsonowych między zboża Filistyńskie z pochodniami. Więc nabrawszy, złupiwszy; siędą do stołu, i zbiory swe krwawe na kostki rzucą; i
ledwie przyszły, á iuż ich nie mász. Idzie tedy iáko zmyty od Pisárzow skárbowych, iże nie ma nic w trzośie; patrzy kędyby száblą znowu chlebá dostáwał: nie śmie do Tátar, áni do Turek; więc się puśći do swoich, ći v niego są miásto Pogańskich synow, miásto Tátar: nád tymi się pastwi, te zabiia, gwałći, odziera, pląndruie. Nie wybiegą się po miásteczkach wstyd, od tych dobrych ludzi: w skrzynkách cudzych Tátárow, ábo Tálárow szukáią; iákby nápuśćił owych liszek Sámsonowych między zbożá Philistyńskie z pochodniámi. Więc nábrawszy, złupiwszy; śiędą do stołu, y zbiory swe krwáwe ná kostki rzucą; y
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 5
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623