na ziemi fundują: Golą głowy/ a włosy/ na peruki snują. Mówią/ że im gorąco/ gdy w swych włosach chodzą. Yola tego/ z pieszczoty/ w Perukach się chłodzą. Ale postoj/ takowych pieszczony Narodzie/ Ochłodząć was/ pod ziemią/ w płomienistej wodzie. Całe razem/ nad wami/ palić będą lasy/ Zejście/ drogie/ tak marnie obracały czasy. O jak się wiele godzin/ niepotrzebnie brało! Kiedy się do kitajki/ po włosie dziergało. Toż mówić i o Kwefach/ co z włosów robione Kupują Damy/ w strojach nader rozpieszczone. Jakoby ich jegwabie miękkie dolegały I tak większej miękkości/ we
ná źiemi funduią: Golą głowy/ á włosy/ ná peruki snuią. Mowią/ że im gorąco/ gdy w swych włosách chodzą. Yolá tego/ z pieszczoty/ w Perukách się chłodzą. Ale postoy/ tákowych pieszczony Národźie/ Ochłodząć was/ pod źiemią/ w płomienistey wodźie. Cáłe rázem/ nád wami/ pálić będą lásy/ Ześćie/ drogie/ ták márnie obrácáły czásy. O iák się wiele godźin/ niepotrzebnie bráło! Kiedy się do kitayki/ po włośie dźiergáło. Toż mowić y o Kwefách/ co z włosow robione Kupuią Dámy/ w stroiách náder rospieszczone. Iákoby ich iegwabie miękkie dolegáły Y ták większey miękkośći/ we
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: C3
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
wszy; Wielką Naso miłości część swych rymów święci. Czytają i ludzie to oddają pamięci, Co my żartem piszemy, chociaż nas stąd winią. Toż sami księża (prawda, że nie wszyscy) czynią: Źdźbła nam wyjmują, sami w oku mając kłody, Bez mała by nie lepiej sobie radzić wprzódy. Szkoda palić, lecz wedle najpierwszej spowiedzi, Niech przeczyści i niechaj autor je przecedzi. Precz plugawe paskwile, precz przymówki głupie O łysinie albo co o francuskim strupie. Wolno pisać Wenerę, wolno Kupidyna: Nie namawia, lecz przeszłe rzeczy przypomina. Niejeden mąż, niejedna żona się nauczy Cudzym przykładem lepiej swoich chować kluczy. Acz dziś
wszy; Wielką Naso miłości część swych rymów święci. Czytają i ludzie to oddają pamięci, Co my żartem piszemy, chociaż nas stąd winią. Toż sami księża (prawda, że nie wszyscy) czynią: Źdźbła nam wyjmują, sami w oku mając kłody, Bez mała by nie lepiej sobie radzić wprzódy. Szkoda palić, lecz wedle najpierwszej spowiedzi, Niech przeczyści i niechaj autor je przecedzi. Precz plugawe paskwile, precz przymówki głupie O łysinie albo co o francuskim strupie. Wolno pisać Wenerę, wolno Kupidyna: Nie namawia, lecz przeszłe rzeczy przypomina. Niejeden mąż, niejedna żona się nauczy Cudzym przykładem lepiej swoich chować kluczy. Acz dziś
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 72
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nasz Kraków zostaje estymie. Pytam o okazją, dosyć widzę miałką: „Rano — rzecze — po mieście chodząc Włoch z gorzałką, Woła: Di Cracovia aquavita bona, Choć co wiedzieć, gdzie z lagru we Włoszech palona.” To nas nie mogą z czego poczciwszego chwalić, Prócz gorzałki, że dobrze umiemy ją palić? Dopieroż by do chwały okazją mieli, Gdyby pijąc gorzałkę Polaków widzieli. 154 (P). PAN BÓG DO GOTOWEGO MŁODY ŻEBRAK
„Młodo żebrać, młodoś się, bracie, począł krzywić, Wieręć się trudno będzie na starość pożywić. Ogoliwszy te kudły, mógłbyś walić dęby.”
Na to
nasz Kraków zostaje estymie. Pytam o okazyją, dosyć widzę miałką: „Rano — rzecze — po mieście chodząc Włoch z gorzałką, Woła: Di Cracovia aquavita bona, Choć co wiedzieć, gdzie z lagru we Włoszech palona.” To nas nie mogą z czego poczciwszego chwalić, Prócz gorzałki, że dobrze umiemy ją palić? Dopieroż by do chwały okazyją mieli, Gdyby pijąc gorzałkę Polaków widzieli. 154 (P). PAN BÓG DO GOTOWEGO MŁODY ŻEBRAK
„Młodo żebrać, młodoś się, bracie, począł krzywić, Wieręć się trudno będzie na starość pożywić. Ogoliwszy te kudły, mógłbyś walić dęby.”
Na to
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 74
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, co się za mąż godzi, W takiejże włosiennicy pod koszulą chodzi. 486 (F). STARY ŻOŁNIERZ
Ożenił się z panienką jeden żołnierz stary. Nie wyszedł rok, aż dziecię; rad mu był bez miary, I kiedy się chce z tego przed wszytkimi chwalić, Każe strzelać na krzcinach, każe działa palić. Aż młodszy: „Nie przesadzaj dla starego gdaku, Żeby wam na drugi raz stało w pulwersaku.” Na to żołnierz: „Nie frasuj, bo się już doznało, Co w olstrze wisi, będzie w pulwersaku stało.” 487. DO JEGOMOŚCI PANA WOJEWODY SIERADZKIEGO
Pozbywszy nogi z Szwedem w warszawskiem pogromie,
, co się za mąż godzi, W takiejże włosiennicy pod koszulą chodzi. 486 (F). STARY ŻOŁNIERZ
Ożenił się z panienką jeden żołnierz stary. Nie wyszedł rok, aż dziecię; rad mu był bez miary, I kiedy się chce z tego przed wszytkimi chwalić, Każe strzelać na krzcinach, każe działa palić. Aż młodszy: „Nie przesadzaj dla starego gdaku, Żeby wam na drugi raz stało w pulwersaku.” Na to żołnierz: „Nie frasuj, bo się już doznało, Co w olstrze wisi, będzie w pulwersaku stało.” 487. DO JEGOMOŚCI PANA WOJEWODY SIERADZKIEGO
Pozbywszy nogi z Szwedem w warszawskiem pogromie,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 216
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
piękna a w tym się szczęściu urodziła, Którymeś me fortuny nader przewyższyła, Bowiem żebyś mię ledwo chudego pachołka Przyjęła do wytarcia błotnego podołka. Dlaczego trudno to ma postać na mym sercu, Żebym kiedy o ślubnym miał myślić kobiercu. A to biedny tą tylko cieszę się wolnością, Że mi i do królewny palić się miłością Wolno, choć o to nie dba ani nie wie o tym, Z jakim się dla niej serce me biedzi kłopotem. A jeżeli, mój panie, jeszcze uznam ciebie By namniej łaskawego, posadzisz mię w niebie. Ale jeśli to darmo obiecuję sobie, Ręką mię swą zabijesz, położysz mię w grobie.
piękna a w tym się szczęściu urodziła, Ktorymeś me fortuny nader przewyższyła, Bowiem żebyś mię ledwo chudego pachołka Przyjęła do wytarcia błotnego podołka. Dlaczego trudno to ma postać na mym sercu, Żebym kiedy o ślubnym miał myślić kobiercu. A to biedny tą tylko cieszę się wolnością, Że mi i do krolewny palić się miłością Wolno, choć o to nie dba ani nie wie o tym, Z jakim się dla niej serce me biedzi kłopotem. A jeżeli, moj panie, jeszcze uznam ciebie By namniej łaskawego, posadzisz mię w niebie. Ale jeśli to darmo obiecuję sobie, Ręką mię swą zabijesz, położysz mię w grobie.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 375
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się akcje ludzkie i życie Chrześcijańskie ufundowane na Wierze w Chrystusa i Jego prawie. Przez złoto, srebro, drogie kamienie, rozumieją się dobre uczynki żadną niezarażone winą, za które człowiek na partykularnym sądzie przy śmierci godzien nadgrody wiecznej. Przez siano, źdźbło, drzewo, rozumieją się grzechy powszednie i niedoskonałości ludzkie, które ogień palić będzie. To jest człowiek poty ogień Czyscowy cierpieć, póki zadosyć wycierpiawszy według winy, przez ten ogień nie wyjdzie na zbawienie wieczne. Sam Chrystus dając naukę o gotowości na śmierć Matt: 5 tak mówi, Godź się z adwersarzem twoim, póki z nim zostajesz w drodze: aby cię nie oddał Sędziemu, Sędzia katowi
się akcye ludzkie y życie Chrześciańskie ufundowane na Wierze w Chrystusa y Iego prawie. Przez złoto, srebro, drogie kamienie, rozumieią sie dobre uczynki żadną niezarażone winą, za ktore człowiek ná partykularnym sądzie przy śmierci godzien nadgrody wieczney. Przez siano, źdźbło, drzewo, rozumieią się grzechy powszednie y niedoskonałości ludzkie, ktore ogień palić będzie. To iest człowiek poty ogień Czyscowy cierpieć, poki zadosyć wycierpiawszy według winy, przez ten ogień nie wyidzie na zbawienie wieczne. Sam Chrystus daiąc naukę o gotowości ná śmierć Matt: 5 tak mowi, Godź się z adwersarzem twoim, poki z nim zostaiesz w drodze: aby cię nie oddał Sędziemu, Sędzia katowi
Skrót tekstu: BystrzInfGeogr
Strona: Bv
Tytuł:
Informacja geograficzna
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
me ognie równać miały. Ustał na koniec i on ogień w Trojej, Kiedy dotrawił materyjej swojej; Tak i ten, co mię tak bezmiernie piecze, Wtenczas mi zniknie i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak psuję. Męka to raczej i ból mojej głowy; Nie męka też to, co sobie smakuję; Smak
me ognie równać miały. Ustał na koniec i on ogień w Trojej, Kiedy dotrawił materyjej swojej; Tak i ten, co mię tak bezmiernie piecze, Wtenczas mi zniknie i wtenczas uciecze, Kiedy strawiwszy me wszytkie wilgości, Pośle do grobu z alembika kości. Lecz póki stanie człowieku żywota, Twoja to, Jago, palić mię robota. VANEGGIAR D’UNA INNAMORATA
Goreję czy nie? Cóż to ja za nowy Gościnny afekt w sercu swoim czuję? Podobno ogień? Nie! Już by ogniowy Zapał zgasł w płaczu, którym się tak psuję. Męka to raczej i ból mojej głowy; Nie męka też to, co sobie smakuję; Smak
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 183
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię przyjaźń twa ochłodzi — Niech kanikuła jako chce dowodzi. Mam-li też zginąć gwałtem w ogniu
z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię przyjaźń twa ochłodzi — Niech kanikuła jako chce dowodzi. Mam-li też zginąć gwałtem w ogniu
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Porzuć, serce, służbę stroskaną, Nie znając słusznej zapłaty,
A znajdziesz, kędy bez straty Twe ognie, twa miłość przystaną! Ach, tak cię, serce, namawiam, A sam co dzień służbę wznawiam.
Żebyśmy z jej niewoli wyszli, Musim się, serce, oddalić; Nie tak będzie z dala palić, Wszak co z oczu, to więc z myśli. Ach, trudno ulać w nogi, Nosząc z sobą ogień srogi.
Wróćmyż się tedy pod jej rękę, A przez stateczną usługę Wyprosim, że swego sługę Obróci na łaskawszą mękę. Tak, choć w jej łykach już mdleję, Mam dosyć, gdy mam
Porzuć, serce, służbę stroskaną, Nie znając słusznej zapłaty,
A znajdziesz, kędy bez straty Twe ognie, twa miłość przystaną! Ach, tak cię, serce, namawiam, A sam co dzień służbę wznawiam.
Żebyśmy z jej niewoli wyszli, Musim się, serce, oddalić; Nie tak będzie z dala palić, Wszak co z oczu, to więc z myśli. Ach, trudno ulać w nogi, Nosząc z sobą ogień srogi.
Wróćmyż się tedy pod jej rękę, A przez stateczną usługę Wyprosim, że swego sługę Obróci na łaskawszą mękę. Tak, choć w jej łykach już mdleję, Mam dosyć, gdy mam
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 296
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
pijaj po pół kwarty.” 435 (N). RZEPA MIASTO PROCHU
Chcąc mój pleban na jutrzni w kiermasz triumfować, Kupiwszy prochu, dał go gospodyni schować. Więc kiedy przyszło strzelać, owa w nocy ślepej, Miasto prochu, nasiennej podała mu rzepy. Nabił ksiądz hakownicę i na długie drzewce Wetknąwszy knot, rozkaże palić na panewce. Mierzy klecha, przytyka, przeciera i dmucha; Ksiądz stoi za parkanem: jako puknie, słucha. A rzepa tylko sapi; toż, wziąwszy latarnie, Przypatruje się z bliska i dwie zgryzie ziarnie, A poznawszy omyłkę, łaje gospodyni, Że z niego żart i ludzkie śmiechowisko czyni. A owa:
pijaj po pół kwarty.” 435 (N). RZEPA MIASTO PROCHU
Chcąc mój pleban na jutrzni w kiermasz tryumfować, Kupiwszy prochu, dał go gospodyni schować. Więc kiedy przyszło strzelać, owa w nocy ślepej, Miasto prochu, nasiennej podała mu rzepy. Nabił ksiądz hakownicę i na długie drzewce Wetknąwszy knot, rozkaże palić na panewce. Mierzy klecha, przytyka, przeciera i dmucha; Ksiądz stoi za parkanem: jako puknie, słucha. A rzepa tylko sapi; toż, wziąwszy latarnie, Przypatruje się z bliska i dwie zgryzie ziarnie, A poznawszy omyłkę, łaje gospodyni, Że z niego żart i ludzkie śmiechowisko czyni. A owa:
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 376
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987