brzegom sprosny pysk plugawy: Panna na poły martwa od strachu została, Kiedy blisko swoję śmierć przed sobą widziała.
CI.
Miał drzewo Rugier, ale nie trzymał go w toku, Tylko w poły, i z góry bił morskiego smoku. Nie wiem, k czemu go równać: tylko wielkiej sztuce Jakiej góry, która się przewala i tłucze; Krom głowy kształtu nie ma zwierzęcia, a z gęby Z obu stron jej wychodzą, by u świnie, zęby. Ciężki jej raz dał z góry w czoło, między oczy, Ale darmo, chocia ją bił ze wszytkiej mocy.
CII.
Gdy pierwszem uderzeniem Rugier nic nie sprawił, Wracał się,
brzegom sprosny pysk plugawy: Panna na poły martwa od strachu została, Kiedy blizko swoję śmierć przed sobą widziała.
CI.
Miał drzewo Rugier, ale nie trzymał go w toku, Tylko w poły, i z góry bił morskiego smoku. Nie wiem, k czemu go równać: tylko wielkiej sztuce Jakiej góry, która się przewala i tłucze; Krom głowy kształtu nie ma źwierzęcia, a z gęby Z obu stron jej wychodzą, by u świnie, zęby. Ciężki jej raz dał z góry w czoło, między oczy, Ale darmo, chocia ją bił ze wszytkiej mocy.
CII.
Gdy pierwszem uderzeniem Rugier nic nie sprawił, Wracał się,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 221
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Prędko pozbędziesz swojej zieloności! Zadrżysz tysiąckroć, jękniesz razów wiele, Kiedy na cię raz w dużym padnie ciele Ten nieprzyjaciel, dla którego i ty Nie ujdziesz rany w wnętrznościach sowitej, Bo siła mogił, siła grobów w tobie W niedługiej będą wykopywać dobie. A znać, że wiele i przez grobów wszędzie Trupów na placu przewalać się będzie I pewnie sytym staną ptakom żerem Za to, iż kiedy pogardzili mirem. Dziś się wspieni Styr i zmiesza się w rzece Ludzka krew, kiedy do niego pociecze, I tak w brzegach swych gwałtownie nabrzmieje, Że się aż na dnie sam Tryton zdumieje! O! jak wiele ciał i koni popłynie I jak wiele
Prędko pozbędziesz swojej zieloności! Zadrżysz tysiąckroć, jękniesz razów wiele, Kiedy na cię raz w dużym padnie ciele Ten nieprzyjaciel, dla którego i ty Nie ujdziesz rany w wnętrznościach sowitej, Bo siła mogił, siła grobów w tobie W niedługiej będą wykopywać dobie. A znać, że wiele i przez grobów wszędzie Trupów na placu przewalać się będzie I pewnie sytym staną ptakom żerem Za to, iż kiedy pogardzili mirem. Dziś się wspieni Styr i zmiesza się w rzece Ludzka krew, kiedy do niego pociecze, I tak w brzegach swych gwałtownie nabrzmieje, Że się aż na dnie sam Tryton zdumieje! O! jak wiele ciał i koni popłynie I jak wiele
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 118
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
królestwa swego widzieć Prowincyje ale i część Szwecyjej widać tam na tę wierzą komendant i wszyscy co przynim byli uciekli i stamtąd o kwater lubo nierychło prosili co mogli by byli otrzymać ale te prochy które directe podtą wierzą zapaliły się wyniosły ich Bardzo Wysoko bo wszystkie owe porozsadzawszy piętra jak ich wziął impet to tak lecieli do góry przewalając się tylko między dymem ze ich okiem pod obłokami nie mógł dojrzeć dopiero zaś impet straciwszy, widać ich było lepiej kiedy nazad powracali a w Morze jako zaby wpadali. Chcieli niebozęta przed Polakami ucieć do Nieba alec ich tam nie puszczono zaraz Z. Piotr przywarł fortki mówiąć a zdrajcy wszak wy powiedacie że Świętych łaska
krolestwa swego widziec Prowincyje ale y częsć Szwecyiey widać tam na tę wierzą kommendant y wszyscy co przynim byli uciekli y ztamtąd o kwater lubo nierychło prosili co mogli by byli otrzymać ale te prochy ktore directe podtą wierzą zapaliły się wyniosły ich Bardzo Wysoko bo wszystkie owe porozsadzawszy piętra iak ich wziął impet to tak lecieli do gory przewalaiąc się tylko między dymem ze ich okięm pod obłokami nie mogł doyrzeć dopiero zas impet straciwszy, widać ich było lepiey kiedy nazad powracali a w Morze iako zaby wpadali. Chcieli niebozęta przed Polakami ucieć do Nieba alec ich tam nie puszczono zaraz S. Piotr przywarł fortki mowiąć a zdraycy wszak wy powiedacie że Swiętych łaska
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 60v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
tuszycie? Ojcu poslużcie: starość orężmi wyprzycie; Krew przepuśćcie żelazem. Jej taką rozprawą/ Ile która cnotliwa/; pierwsza jest nieprawą/ Bezbożną niechąc się zdać/ pełni zbrodnie srogą: Lubo wszytkei na sztychy swe patrzyć nie mogą/ I ran dodają ślepych oczy odwracając. Porwie się nagle w zgórę/ w krwi się przewalając/ I z łozka wstać się kusi/ na pół umęczony/ I wśrzód mieczów z blademi wzniowszy się ramiony/ Co dzieci/ co działacie? skąd na was przypadło Krew moję lać? tym ręce/ i serce upadło. Mówić więcej chcącemu/ Medea ucięła Z sowy głowę/ i tułów w ukrop wrzący pchnęła. Być
tuszyćie? Oycu poslużćie: stárość orężmi wyprzyćie; Krew przepuśććie żelázem. Iey táką rosprawą/ Ile ktora cnotliwa/; pierwsza iest niepráwą/ Bezbożną niechąc się zdáć/ pełni zbrodnie srogą: Lubo wszytkei ná sztychy swe pátrzyć nie mogą/ Y ran dodáią ślepych oczy odwracáiąc. Porwie śię nagle w zgorę/ w krwi się przewaláiąc/ Y z łozká wstáć się kuśi/ ná puł vmęczony/ Y wśrzod mieczow z bládemi wzniowszy się ramiony/ Co dźieći/ co dźiáłáćie? zkąd ná was przypádło Krew moię lać? tym ręce/ y serce vpádło. Mowić więcey chcącemu/ Medea vćięłá Z sowy głowę/ y tułow w vkrop wrzący pchnęłá. Być
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 171
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636