? Jeżeli ty jeden, po nim dziesiąty i dwudziesty toż po tobie czynią, że przemagają i obalają wszystkich równych i wolą, i zdania, konsekwencja ta, że nigdy równości rzetelnej między nami nie masz, ale zawsze jeden jakiś tyran nad drugich się wywyższa, wszystkich morduje, obala i musi, a my każdemu damy się przymuszać i nie co my chcemy, ale co raz ten jeden, drugi raz ów jeden chce, ślepo
czynić musiemy. Teatrum tedy ustawicznego przymuszania nas wszystkich od jednego czy kilku są wszystkie nasze sejmiki i sejmy? Toż to jest równość juris? I toż to jest wolność nasza?
Mówiemy wspaniale i sprawiedliwie, że
? Jeżeli ty jeden, po nim dziesiąty i dwudziesty toż po tobie czynią, że przemagają i obalają wszystkich równych i wolą, i zdania, konsekwencyja ta, że nigdy równości rzetelnej między nami nie masz, ale zawsze jeden jakiś tyran nad drugich się wywyższa, wszystkich morduje, obala i musi, a my każdemu damy się przymuszać i nie co my chcemy, ale co raz ten jeden, drugi raz ów jeden chce, ślepo
czynić musiemy. Teatrum tedy ustawicznego przymuszania nas wszystkich od jednego czy kilku są wszystkie nasze sejmiki i sejmy? Toż to jest równość juris? I toż to jest wolność nasza?
Mówiemy wspaniale i sprawiedliwie, że
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 219
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
ramiona/ I kopyto zanikłe na pół rozdwojone/ Na pięć bywa paznogci różnych wyrobione. I nic już bydlęcego na niej nie zostawa/ Prócz białości. Onąż się znowu Nimfą stawa/ Przestając na posłudze dwu nóg: lecz nie śmiała Przecię mówić/ bojąc się by nie zaryczała Krowim głosem. A wszakże przez gwałt się przymusza/ I z strachem zaniedbanych słów/ mówić pokusza. N A teraz ją już chwalą białym lnem odziani/ Jako wszech nazacniejszą Boginią kapłani. A Gdy jeszcze Cilleniusz. Cillenius, abo Cylleński, Merkurius; tak nazwany od Cylleny góry Arkadyiskiej, na której się był urodził. B Laską przyprawioną. Wężokrętem, którymy z piekła
rámioná/ Y kopyto zánikłe ná poł rozdwoione/ Ná pięć bywa páznogći rożnych wyrobione. Y nic iuż bydlęcego ná niey nie zostáwa/ Procz białośći. Onąż się znowu Nimphą sstawa/ Przestáiąc ná posłudze dwu nog: lecz nie śmiáłá Przećię mowić/ boiąc się by nie záryczáłá Krowim głosem. A wszákże przez gwałt się przymusza/ Y z stráchem zániedbanych słow/ mowić pokusza. N A teraz ią iuż chwalą białym lnem odźiani/ Iáko wszech nazacnieyszą Boginią kapłani. A Gdy ieszcze Cilleniusz. Cillenius, abo Cylleński, Merkuryus; ták názwány od Cylleny gory Arkadyiskiey, ná ktorey się był vrodźił. B Laską przypráwioną. Wężokrętem, ktorymy z piekła
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 44
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
ż tyle nam serca nie stawało, abyśmy go o nią pytali. Zdało się, jakoby się zgon życia jego przybliżał, który mu sami Doktorowie byli opowiedzieli. O pół nocy kazał nas nad spodziewanie do siebie zawołać. Już się z śmiercią pasował. Kazał wszystkim z izby wyniść. Zaczym pojękiwając, i na słowa się przymuszając, siebie i miłość najokropniej przeklinać zaczął. Panie! Jak nas to trwożyło. Nazwał się największym Wionwajcą, którego świat kiedy widział. Jam jest, zakrzyknął, Karlsona Mordercą. Jam mu moją własną ręką truciznę podał, żebym Mariannę dostał. Ja szalony! Co za sprawiedliwość, co za dekret mnie czeka
ż tyle nam serca nie stawało, abyśmy go o nię pytali. Zdało śię, iakoby śię zgon życia iego przybliżał, ktory mu sami Doktorowie byli opowiedzieli. O poł nocy kazał nas nad spodziewanie do śiebie zawołać. Już śię z śmiercią pasował. Kazał wszystkim z izby wyniść. Zaczym poiękiwaiąc, i na słowa śię przymuszaiąc, śiebie i miłość nayokropniey przeklinać zaczął. Panie! Jak nas to trwożyło. Nazwał śię naywiększym Wionwaycą, ktorego świat kiedy widział. Jam iest, zakrzyknął, Karlsona Mordercą. Jam mu moią własną ręką truciznę podał, żebym Maryannę dostał. Ja szalony! Co za sprawiedliwość, co za dekret mnie czeka
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 65
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
z Moskwy z towarami dla naszego Andrzeja, który nas prosił, żebyśmy z nim do okrętu poszli, i co przywiozł obaczyli. Przystaliśmy na to, i płynęliśmy prawie pół godziny na Morzu na przeciwko zbliżającemu okrętowi.
Przychodzę teraz do obrotu życia mego, który nad wszystkie ważniejszy, o którychem dotąd powiadała. Przymuszam się gwałtownie opisując go, tak się barzo serce moje wzbrania, wspomnienie przypadków w sobie odnowić, które mu tyle zadały ucierpienia. Wiem, że to jedna jest z największych cnot dobrego opisania, kiedy się tak opowiada, że Czytelnicy rozumieją, nie żeby dzieje czytali, jako raczej, żeje sami widzą, i przez poniewolne poczuwanie
z Moskwy z towarami dla naszego Andrzeia, ktory nas prośił, żebyśmy z nim do okrętu poszli, i co przywiozł obaczyli. Przystaliśmy na to, i płynęliśmy prawie poł godziny na Morzu na przeciwko zbliżaiącemu okrętowi.
Przychodzę teraz do obrotu życia mego, ktory nad wszystkie ważnieyszy, o ktorychem dotąd powiadała. Przymuszam śię gwałtownie opisuiąc go, tak śię barzo serce moie wzbrania, wspomnienie przypadkow w sobie odnowić, ktore mu tyle zadały ućierpienia. Wiem, że to iedna iest z naywiększych cnot dobrego opisania, kiedy śię tak opowiada, że Czytelnicy rozumieią, nie żeby dzieie czytali, iako raczey, żeie sami widzą, i przez poniewolne poczuwanie
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 72
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
nic, tylko gdzieby się znajdował. Mianował nam starą żeglarkę, która go, jako słyszał, przed kilką dniami z miłosierdzia przyjęła, gdy się wczoraj nożem, przecież bez niebezieczeństwa życia, zranił. Powiedzieliśmy mu, żeby nie prosił, lecz rozkazał, czymby temu choremu dogodzić, że nam bowiem nie potrzeba się przymuszać, abyśmy nędznikowi częścią naszej fortuny służyć mieli. Posłaliśmy mu zaraz, gdy Ksiądz odszedł, pościel, i insze rzeczy. Doktor nasz przyjść musiał, i ta nieszczęśliwa dziewczyna, o którejm wyżej powiedziała, i która Szafarką w domu moim była, musiała go do chorego zaprowadzić, żeby słyszała, jakie rozporządzenie względem
nic, tylko gdzieby się znaydował. Mianował nam starą żeglarkę, ktora go, iako słyszał, przed kilką dniami z miłosierdzia przyięła, gdy się wczoray nożem, przećież bez niebezieczeństwa żyćia, zranił. Powiedzieliśmy mu, żeby nie prosił, lecz rozkazał, czymby temu choremu dogodzić, że nam bowiem nie potrzeba śię przymuszać, abyśmy nędznikowi częścią naszey fortuny służyć mieli. Posłaliśmy mu zaraz, gdy Xiądz odszedł, pościel, i insze rzeczy. Doktor nasz przyyść muśiał, i ta nieszczęśliwa dziewczyna, o ktoreym wyżey powiedziała, i ktora Szafarką w domu moim była, muśiała go do chorego zaprowadzić, żeby słyszała, iakie rozporządzenie względem
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 170
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
, gdy powiem: że gdyby mi doskonałość samę malować przyszło, Wy byście przykładem były. Śliczność albowiem Urody innym zrzodłem swywoli, Wam statku wytwornego podnietą i przedziwną okrasą Cnoty; Zacność Urodzenia innych w niepomiarkowanie wynosi o sobie rozumienie, Was do najwyższej pobudza Pokory; Umiejętność i dowcip bystry, wielu aż do uporczywego sprzeciwienia się przymusza, u Was na tym stanęły stopniu na którym wszystkim jawne we wszystkich sprawiacie podziwienie, i dobrą rodzą zazdrość. Zgoła powagę zwykłyście miarkować obyczajną grzecznością, grzeczność pomiarkowaniem, umiejętność i dowcip obojga dobrym zażywaniem, namiętności rozsądkiem, zdanie słusznością, Cnota zaś to wszystko w Was sprawuje wyśmienita; o Pobożności Waszej coć rzekę
, gdy powiem: że gdyby mi doskonałośc samę malować przyszło, Wy byście przykładem były. Slicznośc albowiem Vrody innym zrzodłem swywoli, Wam statku wytwornego podnietą y przedźiwną okrasą Cnoty; Zacnośc Vrodzenia innych w niepomiarkowanie wynośi o sobie rozumienie, Was do naywyższey pobudza Pokory; Vmieiętnośc y dowcip bystry, wielu aż do uporczywego sprzeciwienia się przymusza, u Was na tym stanęły stopniu na ktorym wszystkim iawne we wszystkich sprawiacie podźiwienie, y dobrą rodzą zazdrośc. Zgoła powagę zwykłyście miarkować obyczayną grzecznością, grzecznośc pomiarkowaniem, umieiętnośc y dowcip oboyga dobrym zażywaniem, namiętności rozsądkiem, zdanie słusznością, Cnota zas to wszystko w Was sprawuie wyśmienita; o Pobożności Waszey coć rzekę
Skrót tekstu: RadziwiłłowaFKom
Strona: )bv(
Tytuł:
Komedyje i tragedyje
Autor:
Franciszka Urszula Radziwiłłowa
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dedykacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
Kiedy z niem u pasterza ludzkiego mieszkała.
CIII.
Angelikę z Medorem pospołu związanych Ztem węzłów i na stu miejsc widzi napisanych; Ile słów, raczej liter, tyle gwoździ było, Któremi mu się serce żałosne dzieliło. Wynajduje sposobów sto, żeby nie wierzył Temu, czemu na wielki żal swój już uwierzył, I przymusza się wierzyć, że to insza była Angelika co w drzewie imię swe wyryła.
CIV.
Potem mówi: „Wżdyć ja znam to pismo: czy mało Tego było, co mi się widzieć go dostało I czytać? Może też być, że może zmyśliła Tego Medora tylko i mnie tak okrzciła”. Tem fałszywem mniemaniem
Kiedy z niem u pasterza ludzkiego mieszkała.
CIII.
Angelikę z Medorem pospołu związanych Stem węzłów i na stu miejsc widzi napisanych; Ile słów, raczej liter, tyle goździ było, Któremi mu się serce żałosne dzieliło. Wynajduje sposobów sto, żeby nie wierzył Temu, czemu na wielki żal swój już uwierzył, I przymusza się wierzyć, że to insza była Angelika co w drzewie imię swe wyryła.
CIV.
Potem mówi: „Wżdyć ja znam to pismo: czy mało Tego było, co mi się widzieć go dostało I czytać? Może też być, że może zmyśliła Tego Medora tylko i mnie tak okrzciła”. Tem fałszywem mniemaniem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 221
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dosyć jaśnie wyznawała. Czego taż może być przyczyna/ którąchmy wyżej powiedzieli/ dla czego czary nie zawsze bywają zleczone. Na ten czas abowiem takowe przesladowanie szatańskie jest karaniem i dosyć uczynieniem za grzechy/ jeśli będzie skromnie znoszone/ jako i insze przypadki świata tego/ które nas trapią/ ale do Pana Boga uciekać się przymuszają. Uczeń. Ponieważ białegłowy są bojaźliwe/ i łatwo dziwne rzeczy w fantazji swej sobie knują: czy przydaje się też kiedy którym? że rozumieją jakoby przenagabanie od latawca cierpiały/ choć w samej prawdzie niemasz nic/ jeno że tak ony rozumieją. Jako też niektóre są rozumiejące jakoby brzemiennemi zastąpiły od latawca/ które namniej
dosyć iáśnie wyznawáła. Czego táż może bydź przyczyná/ ktorąchmy wyżey powiedźieli/ dla czego czáry nie záwsze bywáią zleczone. Ná ten czás ábowiem tákowe przesládowánie szátáńskie iest karániem y dosyć vcżynieniem zá grzechy/ iesli będźie skromnie znoszone/ iáko y insze przypadki świátá tego/ ktore nas trapią/ ále do Páná Bogá vćiekáć się przymuszáią. Vczeń. Ponieważ białegłowy są boiáźliwe/ y łátwo dźiwne rzeczy w fántázyey swey sobie knuią: czy przydáie sie też kiedy ktorym? że rozumieią iákoby przenágábánie od latáwcá ćierpiáły/ choć w sámey prawdźie niemász nic/ ieno że ták ony rozumieią. Iáko też niektore są rozumieiące iákoby brzemiennemi zástąpiły od latáwcá/ ktore namniey
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 373
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
to inflamacja lub rozpalenie coraż bardziej rozmnaża się: skąd na ostatek konwulsye następują; albo zamiast tych, śmiertelny letarg prziłącza się. A choć pacjenci ztego niebezpieczeństwa wybrną, z zyciem swoim: od manii ustawicznej wolnemi nie będą.
Jeszcze ten niepomyślny przypadek ztego wypływa zrzodła, gdy pacjent do potów z początku maligny przymusza się. Albo bez uwagi roztropnego leczenia tych chorób w czwartym dniu krew puścić da; co nieszczęśliwe za sobą pociąga konsekwencje, albo śmiertelne inflamacje. Niedawnemi czasy tak fatalny dowód miałem na pewnym młodym kawalerze; który zaraz z początku do potów gwałtownych naturę przymuszał w malignie; a co większa właśnie swojej szukając zguby, czwartego dnia
to inflammacya lub rozpalenie coraż bardźiey rozmnaża się: zkąd na ostatek konwulsye następuią; albo zamiast tych, smiertelny letarg prźyłącza się. A choć pacyenci ztego niebezpieczenstwa wybrną, z zyćiem swoim: od manii ustawiczney wolnemi nie będą.
Jeszcze ten niepomyślny przypadek ztego wypływa zrzodła, gdy pacyent do potow z początku maligny przymusza się. Albo bez uwagi rostropnego leczenia tych chorob w czwartym dniu krew puśćić da; co nieszczęśliwe za sobą poćiąga konsekwencye, albo smiertelne inflammacye. Niedawnemi czasy tak fatalny dowod miałem na pewnym młodym kawalerźe; ktory zaraz z początku do potow gwałtownych naturę przymuszał w malignie; a co większa własnie swoiey szukaiąc zguby, czwartego dnia
Skrót tekstu: BeimJelMed
Strona: 116
Tytuł:
Medyk domowy
Autor:
Samuel Beimler
Tłumacz:
Jan Jerzy Jelonek
Drukarnia:
Michał Wawrzyniec Presser
Miejsce wydania:
Leszno
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
, wszedł, i z radości poskakując, łagodnemi słowy do mnie mówić począł. Jam mu i słowa nie odpowiedział, anim głowy, ani oczu ku górze nie podniósł, o co rozgniewany rzekł:
— „Póki językiem dobrze możesz ruszać, Niech ciężko z ludźmi mówić ci nie będzie; Bo potem trudno zechcesz się przymuszać, Gdy goniec śmierci na wargach usiędzie.” Albo: „Mów póki możesz z chęcią bracie miły: Jutro, pojutrze odbieżą cię siły, Aż trudno będzie myśleć o mówieniu, Gdy-ć śmierć okrutna stanie na ramieniu.”
Potem jeden z mych towarzyszów, który me przedsięwzięcie wiedział, szczerze mu oznajmił, mówiąc
, wszedł, i z radości poskakując, łagodnemi słowy do mnie mówić począł. Jam mu i słowa nie odpowiedział, anim głowy, ani oczu ku górze nie podniósł, o co rozgniewany rzekł:
— „Póki językiem dobrze możesz ruszać, Niech ciężko z ludźmi mówić ci nie będzie; Bo potém trudno zechcesz się przymuszać, Gdy goniec śmierci na wargach usiędzie.” Albo: „Mów póki możesz z chęcią bracie miły: Jutro, pojutrze odbieżą cię siły, Aż trudno będzie myśleć o mówieniu, Gdy-ć śmierć okrutna stanie na ramieniu.”
Potém jeden z mych towarzyszów, który me przedsięwzięcie wiedział, szczerze mu oznajmił, mówiąc
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 7
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879