, ale odpowiedział, że tego uczynić nie może. Tandem, gdy na dalsze prośby począł się gniewać, daliśmy mu pokój. Już to późno w noc było, poszliśmy spać. Nazajutrz książę chorąży, aby nie był molestowany instancjami, wyjechał przede dniem z Białej do Sławęcinka, o ćwierć mile, a skoro się rozedniało, kazał ściąć tego oficera Lotaryńczyka, po którego uczynionej egzekucji powrócił do Białej.
Tegoż dnia pojechał z rewizytą do Wołczyna i mnie z sobą kazał jechać. Nie ujechaliśmy dalej na noc, jak o pół mile od Białej do Roskoszy. Tamże nazajutrz, nim się księżna chorążyna i księżna krajczyna ufryzowały, jedliśmy
, ale odpowiedział, że tego uczynić nie może. Tandem, gdy na dalsze prośby począł się gniewać, daliśmy mu pokój. Już to późno w noc było, poszliśmy spać. Nazajutrz książę chorąży, aby nie był molestowany instancjami, wyjechał przede dniem z Białej do Sławęcinka, o czwierć mile, a skoro się rozedniało, kazał ściąć tego oficera Lotaryńczyka, po którego uczynionej egzekucji powrócił do Białej.
Tegoż dnia pojechał z rewizytą do Wołczyna i mnie z sobą kazał jechać. Nie ujechaliśmy dalej na noc, jak o pół mile od Białej do Roskoszy. Tamże nazajutrz, nim się księżna chorążyna i księżna krajczyna ufryzowały, jedliśmy
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 472
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
za Elearami, aż do końca lasu, potem się piechota tak rozciągnęła, iż one sześć chorągwi z pół mile w lesie zostały. Nim tedy wojsko elearskie, wprzód puszczone, Glock (na wywabienie z niego dragonów) mijało, naprzód wyprawiono dzielnego rotmistrza Jana Lubowickiego, z kilką towarzystwa z pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać do Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa,
za Elearami, aż do końca lasu, potem się piechota tak rozciągnęła, iż one sześć chorągwi z pół mile w lesie zostały. Nim tedy wojsko elearskie, wprzód puszczone, Glock (na wywabienie z niego dragonów) mijało, naprzód wyprawiono dzielnego rotmistrza Jana Lubowickiego, z kilką towarzystwa z pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać dó Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa,
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 62
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
chcąc rzkomo od przodku okrętu zarzucać kotwice/ 31. Rzekł Paweł Setnikowi i żołnierzom: Jeśli ci nie zostaną w okręcie/ wy zachowani być nie możecie. 32. Tedy żołnierze obcięli powrozy u bacika/ i dopuścili mu odpaść. Rozd. XXVII. AktA APOSTOL. Rozd. XXVIII. 33
. A Miedzy tym niż się rozedniało/ napominał Paweł wszystkie aby pokarm przyjęli/ mówiąc: Dziś temu czternasty dzień/ jako czekając trwacie bez pokarmu/ nic nie jedząc. 34. Dla tego proszę was/ abyście pokarm przyjęli/ bo to służy ku zachowaniu waszemu: gdyż żadnego z was włos z głowy nie spadnie. 35. A to rzekszy i
chcąc rzkomo od przodku okrętu zárzucáć kotwice/ 31. Rzekł Páweł Setnikowi y żołnierzom: Iesli ći nie zostáną w okręćie/ wy záchowáni być nie możećie. 32. Tedy żołnierze obćięli powrozy u baćiká/ y dopuśćili mu odpáść. Rozd. XXVII. ACTA APOSTOL. Rozd. XXVIII. 33
. A Miedzy tym niż śię rozedniáło/ nápominał Páweł wszystkie áby pokarm przyjęli/ mowiąc: Dźiś temu cżternasty dźień/ jáko cżekájąc trwaćie bez pokármu/ nic nie jedząc. 34. Dla tego proszę was/ ábyśćie pokarm przyjęli/ bo to służy ku záchowániu wászemu: gdyż żadnego z was włos z głowy nie spádnie. 35. A to rzekszy y
Skrót tekstu: BG_Dz
Strona: 158
Tytuł:
Biblia Gdańska, Dzieje apostolskie
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
. A gdy jeszcze tylko był hetmanem polnym, Kantemir wpadł z niemałą kupą; on jako mógł najprędzej zabieżał z małą garścią ludzi pod Martynowem, a zapadłszy w miejscu ścisłem, jako mógł, najskromniej swoje wojsko ścisnął; przede dniem z tego miejsca (rozumieli jego ludzie, że uwodzi wojsko) ruszył się, a gdy się rozedniało, uszykował wojsko, czekał gości. Wiedział dobrze Kantemir o tem tam miejscu ścisłem. Jak się rozedniało przyszedł; niezastał go. Obaczy mały szlak, łaje swoich szpiegów, że upuścili ptaszka. Lekce sobie ważąc prawie przez sprawy po nim się puścił, jakby już po uciekającym. Przypadną Tatarowie, a on ich wita
. A gdy jeszcze tylko był hetmanem polnym, Kantemir wpadł z niemałą kupą; on jako mógł najprędzej zabieżał z małą garścią ludzi pod Martynowem, a zapadłszy w miejscu ścisłém, jako mógł, najskromniej swoje wojsko ścisnął; przede dniem z tego miejsca (rozumieli jego ludzie, że uwodzi wojsko) ruszył się, a gdy się rozedniało, uszykował wojsko, czekał gości. Wiedział dobrze Kantemir o tém tam miejscu ścisłém. Jak się rozedniało przyszedł; niezastał go. Obaczy mały szlak, łaje swoich szpiegów, że upuścili ptaszka. Lekce sobie ważąc prawie przez sprawy po nim się puścił, jakby już po uciekającym. Przypadną Tatarowie, a on ich wita
Skrót tekstu: KoniecZRod
Strona: 178
Tytuł:
Rodowód
Autor:
Zygmunt Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
zabieżał z małą garścią ludzi pod Martynowem, a zapadłszy w miejscu ścisłem, jako mógł, najskromniej swoje wojsko ścisnął; przede dniem z tego miejsca (rozumieli jego ludzie, że uwodzi wojsko) ruszył się, a gdy się rozedniało, uszykował wojsko, czekał gości. Wiedział dobrze Kantemir o tem tam miejscu ścisłem. Jak się rozedniało przyszedł; niezastał go. Obaczy mały szlak, łaje swoich szpiegów, że upuścili ptaszka. Lekce sobie ważąc prawie przez sprawy po nim się puścił, jakby już po uciekającym. Przypadną Tatarowie, a on ich wita tak dobrze, że Kantemir syna swego tam stracił, i sam sromotnie uchodzić musiał. Więc jeszcze pierwiej
zabieżał z małą garścią ludzi pod Martynowem, a zapadłszy w miejscu ścisłém, jako mógł, najskromniej swoje wojsko ścisnął; przede dniem z tego miejsca (rozumieli jego ludzie, że uwodzi wojsko) ruszył się, a gdy się rozedniało, uszykował wojsko, czekał gości. Wiedział dobrze Kantemir o tém tam miejscu ścisłém. Jak się rozedniało przyszedł; niezastał go. Obaczy mały szlak, łaje swoich szpiegów, że upuścili ptaszka. Lekce sobie ważąc prawie przez sprawy po nim się puścił, jakby już po uciekającym. Przypadną Tatarowie, a on ich wita tak dobrze, że Kantemir syna swego tam stracił, i sam sromotnie uchodzić musiał. Więc jeszcze pierwiej
Skrót tekstu: KoniecZRod
Strona: 178
Tytuł:
Rodowód
Autor:
Zygmunt Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
miał tej sprawy zaniechać, Na ostatek się zaraz namyślam wyjechać. Nikomu onej myśli swojej nie odkrywam, Niczyjej do tej sprawy rady nie zażywam; Idę w nocy tam, kędy beła świetna zbroja, Z której się rozebrała beła siostra moja, I na konia jej wsiadam i pełny nadzieje Jadę, ani chcę czekać, aż się rozednieje.
LII.
W nocy z domu wyjeżdżam, miłość ze mną jedzie, I prosto mię do pięknej Fiordyspiny wiedzie. A takem w one czasy jachał kłósem sporem, Żem na miejsce przyjachał przed samem wieczorem. Szczęśliwym się poczytał ten, który nowiny O mnie naprzód do gładkiej zaniósł Fiordyspiny, Tusząc, że mu
miał tej sprawy zaniechać, Na ostatek się zaraz namyślam wyjechać. Nikomu onej myśli swojej nie odkrywam, Niczyjej do tej sprawy rady nie zażywam; Idę w nocy tam, kędy beła świetna zbroja, Z której się rozebrała beła siostra moja, I na konia jej wsiadam i pełny nadzieje Jadę, ani chcę czekać, aż się rozednieje.
LII.
W nocy z domu wyjeżdżam, miłość ze mną jedzie, I prosto mię do pięknej Fiordyspiny wiedzie. A takem w one czasy jachał kłósem sporem, Żem na miejsce przyjachał przed samem wieczorem. Szczęśliwym się poczytał ten, który nowiny O mnie naprzód do gładkiej zaniósł Fiordyspiny, Tusząc, że mu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 273
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905