Samo pojźrenie radzi wylekczyć naturę; Tudzież Skwiertne z Wierzchowcem, Golesz i Ptaszkowa, Oderny z Derepczynem, Kudbrzyn, Zyndranowa. Prawda, że się pszenica nie rodzi i żyto, Ale owies nagrodzi robotę sowito: Wysiejesz korzec, z korca kopa będzie pewnie, Z kopy korzec, prócz tego, co idzie do plewnie. Buk raz w dziesięć lat kwitnie; kto nachowa świni, Nuż żołądź, nuż orzechy, szkody nie uczyni. Zima na święty Michał swój miewa początek, Najeździsz się na saniach do Zielonych Świątek.
Drwa tylko w piec nie lezą. Samo się zaleca Miejsce, bo prawie wszędy może być forteca. Ptastwo krzyczy cały rok;
Samo pojźrenie radzi wylekczyć naturę; Tudzież Skwiertne z Wierzchowcem, Golesz i Ptaszkowa, Oderny z Derepczynem, Kudbrzyn, Zyndranowa. Prawda, że się pszenica nie rodzi i żyto, Ale owies nagrodzi robotę sowito: Wysiejesz korzec, z korca kopa będzie pewnie, Z kopy korzec, prócz tego, co idzie do plewnie. Buk raz w dziesięć lat kwitnie; kto nachowa świni, Nuż żołądź, nuż orzechy, szkody nie uczyni. Zima na święty Michał swój miewa początek, Najeździsz się na saniach do Zielonych Świątek.
Drwa tylko w piec nie lezą. Samo się zaleca Miejsce, bo prawie wszędy może być forteca. Ptastwo krzyczy cały rok;
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 12
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
chleba A odzienia; to kupić, gdyby za co, trzeba. 4 (F). NA OGRÓD NIE WYPLEWIONY NA FRASZKILAS
W las idąc, czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też
chleba A odzienia; to kupić, gdyby za co, trzeba. 4 (F). NA OGRÓD NIE WYPLEWIONY NA FRASZKILAS
W las idąc, czytelniku, słuszna wprzódy, że się Sprawisz ode mnie, co w tym zawiera się lesie. Im dalej weń, więcej drew, przypowieści wedle: Są tam buki, są dęby, są sośnie, są jedle. Po staremu wszytko drwa, co ten plac osięgły, Chociaż jedne na wągle, a drugie na węgły. Nie trzeba lekceważyć i leśnej jabłoni; Są maliny do smaku, są róże do woni; Tylko ostrożnie siągać, bo to nie na stole; W ostatku też
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 14
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nie miałby był przystępu do niej); I dziś was mąż przestrzega: wara, wara, węże, Nie wznoście głów do góry, gdzie mój jasion lęże. Ja bym się kiedyby w nie z Sowiźrałem zgodził: Każą mu obrać drzewo na śmierć, długo chodził, Oględował klon, jawor, oględował buka, Ten krzywy, ten wysoki, inszego on szuka; Zła korcipka, zły mu głóg, nie chce się jąć trześni;
Powie, że na bylicy wisieć mu najwcześniej. Ale jeśli chwast z drzewy nie wchodzi do braku, Bo nań piorun nie bije, dobrze na szakłaku. Najlepiej by, żadną się nie
nie miałby był przystępu do niej); I dziś was mąż przestrzega: wara, wara, węże, Nie wznoście głów do góry, gdzie mój jasion lęże. Ja bym się kiedyby w nie z Sowiźrałem zgodził: Każą mu obrać drzewo na śmierć, długo chodził, Oględował klon, jawor, oględował buka, Ten krzywy, ten wysoki, inszego on szuka; Zła korcipka, zły mu głóg, nie chce się jąć trześni;
Powie, że na bylicy wisieć mu najwcześniej. Ale jeśli chwast z drzewy nie wchodzi do braku, Bo nań piorun nie bije, dobrze na szakłaku. Najlepiej by, żadną się nie
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 198
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kosztownego wina już nie skosztujemy. Być się o wszytkie rzeczy serce troskać miało, Jużby go w nas nie stało, Jeżeli cię co boli, Wszytko szlachetnym winem zażyje powoli. Tym największy frasunek, gdy się łeb zagrzeje, Tak jako lod stopnieje. Nie zawsze Febus z łukiem; Czasem usiadszy z lutnią pod wesołym bukiem Bije w rozkoszne strony a echo w pustyni Dźwięki trojakie czyni. Mars nie zawsze srożeje, Nie zawsze srogo patrzy, czasem się rozśmieje I sam i wszytkich górnych mieszkańców rozśmieszy, Kiedy pod siecią dyszy A chromy tuż nad progiem Schyla się, by o podwoj nie zawadził rogiem. Bądźmyż tedy weseli, a lutnia cnotliwa
kosztownego wina już nie skosztujemy. Być się o wszytkie rzeczy serce troskać miało, Jużby go w nas nie stało, Jeżeli cię co boli, Wszytko szlachetnym winem zażyje powoli. Tym największy frasunek, gdy się łeb zagrzeje, Tak jako lod stopnieje. Nie zawsze Febus z łukiem; Czasem usiadszy z lutnią pod wesołym bukiem Bije w rozkoszne strony a echo w pustyni Dźwięki trojakie czyni. Mars nie zawsze srożeje, Nie zawsze srogo patrzy, czasem się rozśmieje I sam i wszytkich gornych mieszkańcow rozśmieszy, Kiedy pod siecią dyszy A chromy tuż nad progiem Schyla się, by o podwoj nie zawadził rogiem. Bądźmyż tedy weseli, a lutnia cnotliwa
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 441
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Wulkan żonę śledzi, Mniemając, że to nowe zaś kradzieży, Siecią ich nakrył i po bogów bieży. Z tymi jak przybył, i Mars, i Dyjona Zdziwią się swoim kształtom, on i ona; A Wulkan westchnął i rzekł zawstydany: „Czemużem przedtem nie tak oszukany!” DO LUTNIE
Córko starego głośnobrzmiąca buku, Wypocznij sobie od twoich strun huku I póki-ć jasna pogoda pozwoli, Wiś na topoli.
Po twoim stroju i przez twoje strony Będzie i Zefir przebierał pieszczony, I lepiej nowe znajdzie nut kawalce Niż nasze palce.
A ja tymczasem, wsparszy dłonią szyję, Albo się z zdroju bliskiego napiję, Albo zwabiony jego
Wulkan żonę śledzi, Mniemając, że to nowe zaś kradzieży, Siecią ich nakrył i po bogów bieży. Z tymi jak przybył, i Mars, i Dyjona Zdziwią się swoim kształtom, on i ona; A Wulkan westchnął i rzekł zawstydany: „Czemużem przedtem nie tak oszukany!” DO LUTNIE
Córko starego głośnobrzmiąca buku, Wypocznij sobie od twoich strun huku I póki-ć jasna pogoda pozwoli, Wiś na topoli.
Po twoim stroju i przez twoje strony Będzie i Zefir przebierał pieszczony, I lepiej nowe znajdzie nut kawalce Niż nasze palce.
A ja tymczasem, wsparszy dłonią szyję, Albo się z zdroju bliskiego napiję, Albo zwabiony jego
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 92
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Lwa strasznego nawiedzić napiera, W powszechnym świata znoju i spaleniu Szukałem, gdzie by głowę skłonić w cieniu. Raz się przechodzę do bliskiego gaju I żebrzę łaski zielonego maju; Tam mię wspomaga dąb chaoński cieniem I grab twardością zrównany z kamieniem, I piękny jawor fladrowanej więzi, I szkolna brzoza drobniuchnej gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej
Lwa strasznego nawiedzić napiera, W powszechnym świata znoju i spaleniu Szukałem, gdzie by głowę skłonić w cieniu. Raz się przechodzę do bliskiego gaju I żebrzę łaski zielonego maju; Tam mię wspomaga dąb chaoński cieniem I grab twardością zrównany z kamieniem, I piękny jawor fladrowanej więzi, I szkolna brzoza drobniuchnej gałęzi,
I żerne buki, i klon niewysoki, I lipa, matka pachniącej patoki, Jasion wojenny, i brzost, który naszem Krajom intraty przyczynia potaszem. Drugi raz w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 159
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
rady Kupido zmyślny na kradzież i zdrady; A ja-ć też, Jago, ani za swą rękę, Ani za cnotę w tej grze nie przyrzekę, I byłem danej dograł się nadzieje, Wpisz mię i w czarne księgi, i w złodzieje. Wtenczas więc nie tak chmiel okręca tyki, Nie tak ściskają bluszczowe patyki Buki, jako-ć ja uobłapiam szyję I jako ust twych do woli zażyję; A jeśli przydasz więcej za przegraną, Kwituję królów z ich purpurą tkaną. NA WESTCHNIENIE
Ilekroć na mię moja dziewka cicha Ukradkiem pojrzy, zarazem i wzdycha; Skąd ten wiatr ogień, co się mnie z jej trzyma Wzroku, w śmiertelny pożar
rady Kupido zmyślny na kradzież i zdrady; A ja-ć też, Jago, ani za swą rękę, Ani za cnotę w tej grze nie przyrzekę, I byłem danej dograł się nadzieje, Wpisz mię i w czarne księgi, i w złodzieje. Wtenczas więc nie tak chmiel okręca tyki, Nie tak ściskają bluszczowe patyki Buki, jako-ć ja uobłapiam szyję I jako ust twych do woli zażyję; A jeśli przydasz więcej za przegraną, Kwituję królów z ich purpurą tkaną. NA WESTCHNIENIE
Ilekroć na mię moja dziewka cicha Ukradkiem pojrzy, zarazem i wzdycha; Skąd ten wiatr ogień, co się mnie z jej trzyma Wzroku, w śmiertelny pożar
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 271
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Nemezys wyła, Nagie granice, naga obrona, A na zawodzie rętszym Korona. WIERSZ DRUGI.
Wzdy dzień się kiedy ukazał wesoły, Gdy opłakawszy królewskie popioły, Które nieba przeźrzały, Za monarchę i pana nam dały. Wnet Apollinem napuszona Klio Wesołe w górze zakrzyczała Jo, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euksyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce
Nemezys wyła, Nagie granice, naga obrona, A na zawodzie rętszym Korona. WIERSZ DRUGI.
Wzdy dzień się kiedy ukazał wesoły, Gdy opłakawszy królewskie popioły, Które nieba przeźrzały, Za monarchę i pana nam dały. Wnet Apollinem napuszona Klio Wesołe w górze zakrzyczała Io, Wraz się odezwą jej działa, Że z ich buku Europa zadrżała. Usłyszą tęten i rum niebywały, Narody wszystkie po Eubojskie skaly, Usłyszą, i z rzeczy nowej, Zadumani pozwieszają głowy. Zaryczał Euxyn z jeziory dzikiemi Nadęty falą i wiatry nie swemi, Burzliwe cofnął wzad flagi. Wiosła świadom i jego przewagi. Ulękł się ulękł, i jako niepomny Opuścił ręce
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 5
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
waży Na skrzydłach na powietrzu, aby uszedł straży; I na czas właśnie przyszedł, gdzie Sen miał złożenie, Które wiedział, gdzie było, i nalazł Milczenie.
XCII.
Jest dolina wesoła w Arabiej suchej, Daleko od miast i wsi w pewnej puszczej głuchej, Między dwiema wielkiemi pięknemi górami, Grabami i staremi nakryta bukami; Próżno tam słońce jasny dzień wiedzie, bo cienie Gwałtem wielkiem hamują tam jego promienie, Że wniść przed gałęziami nie mogą gęstemi, Gdzie jest wielka jaskinia i głęboka w ziemi.
XCIII.
Wielka jaskinia w ziemi pod lasem wysokiem, Lasem gęstem i ludzkiem nieprzejźrzanem okiem; Pierwsze weście i czoło niedostępnej skały Kręte bluszcze wijąc
waży Na skrzydłach na powietrzu, aby uszedł straży; I na czas właśnie przyszedł, gdzie Sen miał złożenie, Które wiedział, gdzie było, i nalazł Milczenie.
XCII.
Jest dolina wesoła w Arabiej suchej, Daleko od miast i wsi w pewnej puszczej głuchej, Między dwiema wielkiemi pięknemi górami, Grabami i staremi nakryta bukami; Próżno tam słońce jasny dzień wiedzie, bo cienie Gwałtem wielkiem hamują tam jego promienie, Że wniść przed gałęziami nie mogą gęstemi, Gdzie jest wielka jaskinia i głęboka w ziemi.
XCIII.
Wielka jaskinia w ziemi pod lasem wysokiem, Lasem gęstem i ludzkiem nieprzejźrzanem okiem; Pierwsze weście i czoło niedostępnej skały Kręte bluszcze wijąc
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 318
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ich odprowadzić. Skąd nowu gotowe Oświezieją rankory. Noc nad zwyczaj była Ciemna tedy, i jako w-gruby wór zaszyła Świat niezmierny: gdy zewsząd do szturmu przypuszczą, I Orda i Kozacy, lako w-gestą puszczą. Zawali je EoJus, otworzywszy geby Wiatrom wszytkim, i tu w-puł jesiony i deby Duże łamie, tam buki i wielkie modrzewy, Swoją nie ubłaganą furią i gniewy, Zgruntów samych wywraca: z-kąd przyległe Sioła Strach ogarnie, a ruszyć żadną miarą czoła Tym zapedem nie mogąc, na Zamkowe tyły I Miasto wysfworują wszytkie swoje siły. Gdzie od Stawu Piechota Zuater tamtych strzegła, A gwałtowi nie radząc na dół aż ubiegła, Porzuciwszy
ich odprowádźić. Zkąd nowu gotowe Oświeźieią rankory. Noc nad zwyczay była Ciemna tedy, i iako w-gruby wor zaszyła Świat niezmierny: gdy zewsząd do szturmu przypuszczą, I Orda i Kozacy, láko w-gestą puszczą. Zawali ie EoIus, otworzywszy geby Wiátrom wszytkim, i tu w-puł iesiony i deby Duże łamie, tam buki i wielkie modrzewy, Swoią nie ubłaganą furyą i gniewy, Zgruntow samych wywraca: z-kąd przyległe Sioła Strach ogarnie, á ruszyć żadną miarą czoła Tym zapedem nie mogąc, na Zamkowe tyły I Miasto wysfworuią wszytkie swoie siły. Gdźie od Stawu Piechota Zuater tamtych strzegła, A gwałtowi nie radząc na doł áż ubiegła, Porzućiwszy
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 68
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681