co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej l ślizkim dworów omylnych faworom, Temu wszytkiemu służbę wypowiedział A w ciszy żywot prowadząc przystojny, Ostatek zdrowia chce sobie zachować. Aczci on przecie jako łuk spuszczony, Abo jako lew odpoczywający, Nie tak w domowe ukryje się ściany, Żeby się nie miał, jeśli będzie trzeba Światu pokazać i osierociałe Szranki poselskie i górne pokoje, Co teraz po nim tęsknią, co choć w ciżbie Zda się, że stoją bez niego pustkami, Jeszcze go ujrzą. Aleć ja mu życzę I radzę cale, żeby raczej Bogu Służył niż ludziom; ten
co nie tylko sejmy Znały go, ale wojska i obozy: Już niebezpiecznym zabawom marsowym I ciężkim sprawom rzeczypospolitej l ślizkim dworow omylnych faworom, Temu wszytkiemu służbę wypowiedział A w ciszy żywot prowadząc przystojny, Ostatek zdrowia chce sobie zachować. Aczci on przecie jako łuk spuszczony, Abo jako lew odpoczywający, Nie tak w domowe ukryje się ściany, Żeby się nie miał, jeśli będzie trzeba Światu pokazać i osierociałe Szranki poselskie i gorne pokoje, Co teraz po nim tęsknią, co choć w ciżbie Zda się, że stoją bez niego pustkami, Jeszcze go ujrzą. Aleć ja mu życzę I radzę cale, żeby raczej Bogu Służył niż ludziom; ten
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 469
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
.
Ani cudowne całych wieków czyny Miast i pałaców nieporachowanym Kosztem wystawnych, ni straszne machiny W subtelnych mózgach wydystylowanym Konceptem, dziwnych fortec wystawione Nie tak są piękne, nie tak są obronne, Jak gdy postępki czyje niezganione I choć w lepiance podłej życie skromne Bezpiecznym kogo czyni, który domu Z onym cnotliwym tego potrzebuje, Żeby się ukryć w nim nie mógł nikomu. Kiedy się dobrze w każdej sprawie czuje, Temu do serca nie trzeba okienka, Bo cnotliwego niezdradnego czoła Wnętrzne afekty wydaje sukienka I choć ukryta myśl widzi się zgoła. Zawsze me oko w tobie tę widziało Cnotę, marszałku, między innych wielą, Żeć się pożycie skromne podobało,
Zaczym
.
Ani cudowne całych wiekow czyny Miast i pałacow nieporachowanym Kosztem wystawnych, ni straszne machiny W subtelnych mozgach wydystylowanym Konceptem, dziwnych fortec wystawione Nie tak są piękne, nie tak są obronne, Jak gdy postępki czyje niezganione I choć w lepiance podłej życie skromne Bezpiecznym kogo czyni, ktory domu Z onym cnotliwym tego potrzebuje, Żeby się ukryć w nim nie mogł nikomu. Kiedy się dobrze w każdej sprawie czuje, Temu do serca nie trzeba okienka, Bo cnotliwego niezdradnego czoła Wnętrzne afekty wydaje sukienka I choć ukryta myśl widzi się zgoła. Zawsze me oko w tobie tę widziało Cnotę, marszałku, między innych wielą, Żeć się pożycie skromne podobało,
Zaczym
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 470
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
me kochanie, Albo mię z sobą Weź, albo spanie Osłódź wdzięczną swoją osobą! Zawieram oczy, Czekać cię ochoczy. CZUJNOŚĆ
Niechaj ci poduszka w tę noc nie smakuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje: Żołnierz sławę traci, Gnuśniejąc w pokoju, Noc najlepiej płaci W Kupidowym boju; W cieniu się ukryją Utarczki miłości, Same gwiazdy biją Pobudkę lubości. Sam się o wygodę gnojek nie frasuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje.
Czujno strzeż Wenery, bo to pani płocha, Uciecze-ć, jak uśniesz, nie drzemie, kto kocha:
Kto śpi, w niepamięci Godzien umrzeć wiecznej U tej,
me kochanie, Albo mię z sobą Weź, albo spanie Osłódź wdzięczną swoją osobą! Zawieram oczy, Czekać cię ochoczy. CZUJNOŚĆ
Niechaj ci poduszka w tę noc nie smakuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje: Żołnierz sławę traci, Gnuśniejąc w pokoju, Noc najlepiej płaci W Kupidowym boju; W cieniu się ukryją Utarczki miłości, Same gwiazdy biją Pobudkę lubości. Sam się o wygodę gnojek nie frasuje, We łzach i wzdychaniu nie śpi, kto miłuje.
Czujno strzeż Wenery, bo to pani płocha, Uciecze-ć, jak uśniesz, nie drzemie, kto kocha:
Kto śpi, w niepamięci Godzien umrzeć wiecznej U tej,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 281
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przyjęła.
XXXIV.
Skoro je tak daleko piękna Angelika Odwiodła od pałacu, że od czarownika Mogli być bezpiecznemi, tak że ich onemi Dłużej tam trzymać nie mógł czarami swojemi, Pierścień, którem się nie raz i nie dwa wykradła, Zdjąwszy z palca, w różane wargi sobie kładła I zginąwszy jem z oczu, nagle się ukryła I tak je, jako błazny jakie, zostawiła.
XXXV.
I co wziąć z sobą w drogę przedtem pewnie chciała Grabię lub Sakrypanta, w którą jechać miała, Aby przez nich do państwa beła Galafrona, Do ostatecznych wschodnich granic przewiedziona, To teraz harda dziewka obiema wzgardziła I w oka mgnieniu pierwszą żądzą odmieniła, Nie
przyjęła.
XXXIV.
Skoro je tak daleko piękna Angelika Odwiodła od pałacu, że od czarownika Mogli być bezpiecznemi, tak że ich onemi Dłużej tam trzymać nie mógł czarami swojemi, Pierścień, którem się nie raz i nie dwa wykradła, Zdjąwszy z palca, w różane wargi sobie kładła I zginąwszy jem z oczu, nagle się ukryła I tak je, jako błazny jakie, zostawiła.
XXXV.
I co wziąć z sobą w drogę przedtem pewnie chciała Grabię lub Sakrypanta, w którą jechać miała, Aby przez nich do państwa beła Galafrona, Do ostatecznych wschodnich granic przewiedziona, To teraz harda dziewka obiema wzgardziła I w oka mgnieniu pierwszą żądzą odmieniła, Nie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 257
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
możesz. Z Pałacu zeszedszy/ na dół do Ogroda/ przejdziesz na pewne nazwiskiem Grotta, zbyt strasznie głębokie miejsce/ skąd insze wszytkie tak Fontanny jako i krynice/ początek swoich biorą Wód/ na koło jeden pewny Cirkuł mające/ który gdy obejść zechcesz/ na koło zewsząd cię obstąpią Wody/ ze gdzie stąpisz/ rozumiejąc się ukryć/ ty barziej jeszcze/ na gorszą trafisz łaźnią Przeciwko Pałacowi/ jest jeden Ogrodek/ odwszelakich Fruktów/ Jarzyn/ i kwiecia/ gdzie także pełno skrytych znajduje się krynic/ których trudno postrzedź i uznać/ póki się dobrze w przód nie umaczasz. Tam dalej usłyszysz/ które woda sama pędzi Organy/ naturalny głos i
możesz. Z Páłacu zeszedszy/ ná doł do Ogrodá/ przeydźiesz ná pewne názwiskiem Grotta, zbyt strásznie głębokie mieysce/ zkąd insze wszytkie ták Fontány iáko y krynice/ początek swoich biorą Wod/ ná koło ieden pewny Cirkuł máiące/ ktory gdy obeyść zechcesz/ ná koło zewsząd ćię obstąpią Wody/ ze gdźie stąpisz/ rozumieiąc się vkryć/ ty bárziey iescze/ ná gorszą tráfisz łáźnią Przećiwko Páłacowi/ iest ieden Ogrodek/ odwszelákich Fruktow/ Iárzyn/ y kwiećia/ gdźie tákże pełno skrytych znáyduie się krynic/ ktorych trudno postrzedź y vznáć/ poki się dobrze w przod nie vmaczasz. Tám dáley vsłyszysz/ ktore wodá sámá pędźi Orgány/ náturálny głos y
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 184
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665
zewlokszy z siebie zbroję własnej dufności/ i tę złamawszy/ na proch starszy/ spaliwszy; w pomocy Bożej innych zbrój na się nie bierze/ jedno prawdę Ewangeliej/ Wstrzymięźliwości/ Zbawienia/ Nadzieje/ Wiary/ Miłości: i gorzeje tym ogniem/ który Chrystus przyszedł rzucać na ziemię/ od którego gorąca nie masz ktoby się ukrył. Takie pokoje następować miały za Panem; bo wojny przecię postaremu bywały/ i będą aż do skończenia świata. Ledwie się urodził Chrystus/ a już Heród dziateczki niewinne zabija/ a Chrystus sam ucieka. Skoro kazać począł/ sprzeciwieństwa miał wiele; nawet śmiercią okrutną zszedł z tego świata. Skryli się Uczniowie jego/
zewlokszy z śiebie zbroię własney dufnośći/ y tę złamawszy/ ná proch ztárszy/ spaliwszy; w pomocy Bożey innych zbroy ná się nie bierze/ iedno prawdę Ewángeliey/ Wstrzymięźliwośći/ Zbáwienia/ Nádźieie/ Wiáry/ Miłośći: y gorzeie tym ogniem/ ktory Chrystus przyszedł rzucáć ná źiemię/ od ktorego gorącá nie mász ktoby się vkrył. Tákie pokoie nástępowáć miáły zá Pánem; bo woyny przećię postáremu bywáły/ y będą áż do skończenia świátá. Ledwie się vrodźił Chrystus/ á iuż Herod dźiateczki niewinne zábiia/ á Chrystus sam vćieka. Skoro kázáć począł/ sprzećiwieństwá miał wiele; náwet śmierćią okrutną zszedł z tego świátá. Skryli się Vczniowie iego/
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 56
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
, powiedział mu, a jako był przywiązańszy do książąt Radziwiłłów
niż do domu swego, trzymającego się z księciem Czartoryskim, teraźniejszym kanclerzem lit., rekuzował Sosnowskiemu swojej promocji. Sosnowski zawziął do mnie niechęć, żem go jakoby wydał z sekretu, a zapomniał, że przede mną samym inaczej mówiąc, a inaczej myśląc, ukrył się z tym sekretem.
Tandem zgromadziwszy tokarzewską szlachtę do Minkowicz, a jak Włodek, mój przyjaciel i jakoby wódz szlachty, pisał do mnie, że z kawalerią przyjedzie do Minkowicz, a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń, wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a
, powiedział mu, a jako był przywiązańszy do książąt Radziwiłłów
niż do domu swego, trzymającego się z księciem Czartoryskim, teraźniejszym kanclerzem lit., rekuzował Sosnowskiemu swojej promocji. Sosnowski zawziął do mnie niechęć, żem go jakoby wydał z sekretu, a zapomniał, że przede mną samym inaczej mówiąc, a inaczej myśląc, ukrył się z tym sekretem.
Tandem zgromadziwszy tokarzewską szlachtę do Minkowicz, a jak Włodek, mój przyjaciel i jakoby wódz szlachty, pisał do mnie, że z kawalerią przyjedzie do Minkowicz, a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń, wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 203
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
to nic z tego kwasu wegetalnego w węglach nie zostaje; ale ze wszystkim się wyparuje albo inszej nabywa natury, niżeli się drwa w węgle obracają. Gdyby choć cokolwiek kwasu koperwasowego w węglach się najdowało, ma nato Chymia tak wiele ścisłych doświadczeń do odkrywania przytomności jego, że najmniejsza jego cząstka przed dobrym nie mogła by się ukryć Chymistą. Wyobrażenie generalne alteracyj czyli odmian dziejących się w drzewie gdy z niego węgle palą.
Gdy się napełni kawałkami drzewa retorta, i gdy się pod nią poddaje ognia po stopniach, tak żeby przez długi czas był gwałtownym, wychodzi natych miast przez rury w naczynie, likwor mogący w siebie przyjąć ogień: likwor ten
to nic z tego kwasu wegetalnego w węglach nie zostaie; ale ze wszystkim się wyparuie albo inszey nabywa natury, niżeli się drwa w węgle obracaią. Gdyby choc cokolwiek kwasu koperwasowego w węglach się naydowało, ma nato Chymia tak wiele scisłych doswiadczeń do odkrywania przytomnosci iego, że naymnieysza iego cząstka przed dobrym nie mogła by się ukryć Chymistą. Wyobrażenie generalne alteracyi czyli odmian dzieiących się w drzewie gdy z niego węgle palą.
Gdy się napełni kawałkami drzewa retorta, i gdy się pod nią poddaie ognia po stopniach, tak żeby przez długi czas był gwałtownym, wychodzi natych miast przez rury w naczynie, likwor mogący w siebie przyiąć ogień: likwor ten
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 6
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
etiamsi descenderint in profundum maris, illuc mittam serpentes, et mordebunt eos, et si abierint in captivitatem coram inimicis suis, ibi mandabo gladium et occidet eos, et ponam oculum super eos in malum et non in bonum. I przyszło utrapienie, a nie będzie wybawiony, któryby wyszedł z niego, a jeżeliby się ukryli na gorze Karmelu, stamtąd ich zrzuci ręka moja, i choćby zstąpili w głębokość morską, tam zeszlę wężów, i kąsać ich będą, a jeżeliby dostali się w niewolą nieprzyjaciół swoich, tam przykażę mieczowi, a zabije ich, i będę miał oko na nich na złe nie na dobre. Co uczynił nam
etiamsi descenderint in profundum maris, illuc mittam serpentes, et mordebunt eos, et si abierint in captivitatem coram inimicis suis, ibi mandabo gladium et occidet eos, et ponam oculum super eos in malum et non in bonum. Y przyszło utrapienie, á nie będźie wybawiony, ktoryby wyszedł z niego, á ieżeliby się ukryli ná gorze Karmelu, ztamtąd ich zrzući ręka moia, y choćby zstąpili w głębokość morską, tam zeszlę wężow, y kąsać ich będą, á ieżeliby dostali się w niewolą nieprzyiaćioł swoich, tam przykażę mieczowi, á zabiie ich, y będę miał oko ná nich ná złe nie na dobre. Co uczynił nam
Skrót tekstu: SamTrakt
Strona: G3v
Tytuł:
Traktat Samuela rabina błąd żydowski pokazujący
Autor:
Samuel Rabi Marokański
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
żałości, Że się nie mógł nad jednem pomścić, dla którego Nie mógł sprawić pewnego dzieła pobożnego. PIEŚŃ XX.
CXVIII.
Zerbin długo biegając daremnie po lesie, Szukał swojego zdrajce pilnie w onem czesie; Ale on tak gnał dobrze i tak wczas uprzedził, Że go zacny królewic szocki nie dopędził, Bo i lasem się ukrył i mgłą, która była W on czas światło słoneczne z rana zasłoniła. Gonił Zerbin tak długo, aż mu z oczu zginął I aż go gniew, którem był zagrzany, ominął.
CXIX.
Choć się gniewał, gdy babie Zerbin wejźrzał w oczy, Począł się śmiać do zdechu onej szpetnej mocy. Różna mu się
żałości, Że się nie mógł nad jednem pomścić, dla którego Nie mógł sprawić pewnego dzieła pobożnego. PIEŚŃ XX.
CXVIII.
Zerbin długo biegając daremnie po lesie, Szukał swojego zdrajce pilnie w onem czesie; Ale on tak gnał dobrze i tak wczas uprzedził, Że go zacny królewic szocki nie dopędził, Bo i lasem się ukrył i mgłą, która była W on czas światło słoneczne z rana zasłoniła. Gonił Zerbin tak długo, aż mu z oczu zginął I aż go gniew, którem był zagrzany, ominął.
CXIX.
Choć się gniewał, gdy babie Zerbin wejźrzał w oczy, Począł się śmiać do zdechu onej szpetnej mocy. Różna mu się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 143
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905