mu czarne cztery białe stopki Nog, kasztanowatemi upisanych kropki. Lat nie znam, lecz od mego mi się nie umyka Jak wzrostem tak i składem, co mię srodze tyka. Jeszcze kiedyśmy tu szli, głos trochę chrypliwy Słysząc ochapiał mi się mego być prawdziwy. Owo zgoła i piesek i z obrożką dzwonki Cale weprzeć się mogę, że są mojej żonki!«,
Uczciciel na to rzecze (jak to sprawa każda Ma obronę): »Musi być jednego są gniazda. A w ostatku — ponieważ też w odmianach znaczki, Mogą być bracia sobie od jednej sobaczki. Jest ci tu gwałt tych piesków! Głupia kobiecina Rozumiała, iż piesek
mu czarne cztery białe stopki Nog, kasztanowatemi upisanych kropki. Lat nie znam, lecz od mego mi sie nie umyka Jak wzrostem tak i składem, co mię srodze tyka. Jeszcze kiedyśmy tu szli, głos trochę chrypliwy Słysząc ochapiał mi sie mego być prawdziwy. Owo zgoła i piesek i z obrożką dzwonki Cale weprzeć sie mogę, że są mojej żonki!«,
Uczciciel na to rzecze (jak to sprawa każda Ma obronę): »Musi być jednego są gniazda. A w ostatku — ponieważ też w odmianach znaczki, Mogą być bracia sobie od jednej sobaczki. Jest ci tu gwałt tych pieskow! Głupia kobiecina Rozumiała, iż piesek
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 78
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
Karmił serce pociechą cały lat dziesiątek; Aleć się minął z końcem niestotyż początek! Kto by był rzekł, mój zacny starosto, w tym czasie, Kiedy wojną gorzała w straszliwym hałasie, Kiedy byś w niej wolnego nie namacał kąta, Że się z tak złych terminów Korona wypląta? Wziął Rusin Ukrainę, Tatarzyn się weprze W Podole, Moskwa w całą Litwę i Zadnieprze; Węgrzyna nam w Podgórze wrzuciły pokusy; Zażął Szwed Wielkąpolskę, Brandenburczyk Prusy; Niemiec przypadł do ziemie, jako wilk na jagnię; Już mu się blejwas przejadł, pewnie soli pragnie; Jakoż miało-li by przyść do tej szarpaniny, Woli to zjeść z onym
Karmił serce pociechą cały lat dziesiątek; Aleć się minął z końcem niestotyż początek! Kto by był rzekł, mój zacny starosto, w tym czasie, Kiedy wojną gorzała w straszliwym hałasie, Kiedy byś w niej wolnego nie namacał kąta, Że się z tak złych terminów Korona wypląta? Wziął Rusin Ukrainę, Tatarzyn się weprze W Podole, Moskwa w całą Litwę i Zadnieprze; Węgrzyna nam w Podgórze wrzuciły pokusy; Zażął Szwed Wielkąpolskę, Brandeburczyk Prusy; Niemiec przypadł do ziemie, jako wilk na jagnię; Już mu się blejwas przejadł, pewnie soli pragnie; Jakoż miało-li by przyść do tej szarpaniny, Woli to zjeść z onym
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 400
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
góry wedle brzegu. Nad morzem wierzch wysoki/ w szczyt jeden zemkniony Ku wodom pod drzewami stoi przysklepiony Tam stanęła/ i miejscem bezpieczna patrzała: Czy dziw? czy Bóg? barwie się jego dziwowała. Włosom nie mniej/ ramionom/ zad jako nakrywał/ Jako gnącą się rybą od pasa popływał. Pojął rzecz/ i wparszy się rogu bliskiej skały/ Rzekł: o Panno/ jam nie dziw/ nie zwierz zadziczały. Lecz wodny Bóg: nic nad mię Proteus z Trytonem Nie ma/ i z Atamanty synem Palemonem. Byłem też człekiem zrazu/ latam trawił swoje Na morzu; tożrzemięsło wszytko było moje. Bo czasemem niewody z rybami
gory wedle brzegu. Nád morzem wierzch wysoki/ w szczyt ieden zemkniony Ku wodom pod drzewámi stoi przysklepiony Tám stánełá/ y mieyscem bespieczna pátrzáłá: Czy dźiw? czy Bog? bárwie się iego dźiwowáłá. Włosom nie mniey/ ramionom/ zad iáko nakrywał/ Iáko gnącą się rybą od pásá popływał. Poiął rzecz/ y wpárszy się rogu bliskiey skáły/ Rzekł: o Pánno/ iam nie dźiw/ nie źwierz zádźiczáły. Lecz wodny Bog: nic nád mię Proteus z Trytonem Nie ma/ y z Atámánty synem Pálemonem. Byłem też człekiem zrázu/ látám trawił swoie Ná morzu; tożrzemięsło wszytko było moie. Bo czásemem niewody z rybami
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 345
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
, nie w jednej groźna surowości. Tobie jak zwyczaj zwłosem rozpuszczonym Chodziłam boso, po lesie zaćmionym, Zsuchich obłoków wywabiałam wody, Zganiałam na dół w Oceanie brody. Tak, że refluksy nazad Ustąpiły; Zmięszanym prawem; gdy się Nieba ćmiły Świat widział gwiazdy z słońćem; niedźwiedzice W morskie nad prawo wparły się granice, Lecie zakwitła Ziemia gdym śpiewałą, Z musu Cerera Zimie żniwa miała, Tasis do źrżodła nagłe wrócił swego, Dunaj rościęty włachy, do jednego Zebrał swe wody i stanął jeziorem, Huknęły wały; stało morże sporem Choć wiatru nie masz, cienia postradały Lasy, jak moje głosy Usłyszały. Dzień opuściwszy
, nie w iedney groźna surowośći. Tobie iák zwyczay zwłosęm rospuszcżonym Chodźiłám boso, po leśie záćmionym, Zsuchich obłokow wywabiáłám wody, Zgániáłám ná doł w Oceánie brody. Ták, że refluxy názad Vstąpiły; Zmięszánym práwęm; gdy się Niebá ćmiły Swiát widźiáł gwiázdy z słońćęm; niedźwiedźice W morskie nád práwo wpárły się gránice, Lećie zákwitłá Zięmiá gdym spiewáłą, Z musu Cererá Zimie żniwá miáłá, Thasis do źrżodłá nágłe wrocił swego, Dunay rośćięty włáchy, do iednego Zebrał swe wody y stanął ieźioręm, Huknęły wáły; stáło morże sporęm Choć wiátru nie mász, ćięniá postradáły Lásy, iák moie głosy Vsłyszáły. Dźięń opuśćiwszy
Skrót tekstu: SenBardzTrag
Strona: 108
Tytuł:
Smutne Starożytności Teatrum, to jest Tragediae Seneki rzymskiego
Autor:
Seneka
Tłumacz:
Jan Alan Bardziński
Drukarnia:
Jan Christian Laurer
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696