W którą nie, jako Adam z Ewą żyli, Nago się nosim, atoli pieszczone Dziewczęta lekko chodzą ustrojone I przypadłyby, znając swą płeć czystą, Na materyją jaką przezroczystą. Teraz, w gorąco, Jaga grube szaty Zrzuca i stroje wdziewa Małgorzaty; Koszulka słabo gładkie ramię kryje, Włos nie w więzieniu po szyi się wije: Lub się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały, wionąwszy coś z boku, Ich mleka odkryć, mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna
W którą nie, jako Adam z Ewą żyli, Nago się nosim, atoli pieszczone Dziewczęta lekko chodzą ustrojone I przypadłyby, znając swą płeć czystą, Na materyją jaką przezroczystą. Teraz, w gorąco, Jaga grube szaty Zrzuca i stroje wdziewa Małgorzaty; Koszulka słabo gładkie ramię kryje, Włos nie w więzieniu po szyi się wije: Lub się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały, wionąwszy coś z boku, Ich mleka odkryć, mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 177
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Lecz miał kto nosić z kuchnie i piekarnie! I lubom wszytko, co masz w swej osobie I co jest twego, upodobał sobie, Ganię z tej jednak nie ciebie przyczyny, Nie matkę, ojca, mamkę, ale chrzciny. KOCHANIE
Jako kiedy przy gmachu słoneczne promienie Wdzierają się przez ściany między czarne cienie, Wiją się proszki drobne, dzieci je zławiają Do garści dla korzyści, aż wiatr w zysku mają — Tak promień, pani, twego ozdobnego lica Wkradł się w serce, chciwego wpuściła źrenica, A sen, dzieciom podobny, już temu nieblisko, Stroi ze mną tęskliwym dziecinne igrzysko: , miła, że cię mam, aż mię
Lecz miał kto nosić z kuchnie i piekarnie! I lubom wszytko, co masz w swej osobie I co jest twego, upodobał sobie, Ganię z tej jednak nie ciebie przyczyny, Nie matkę, ojca, mamkę, ale chrzciny. KOCHANIE
Jako kiedy przy gmachu słoneczne promienie Wdzierają się przez ściany między czarne cienie, Wiją się proszki drobne, dzieci je zławiają Do garści dla korzyści, aż wiatr w zysku mają — Tak promień, pani, twego ozdobnego lica Wkradł się w serce, chciwego wpuściła źrenica, A sen, dzieciom podobny, już temu nieblisko, Stroi ze mną tęskliwym dziecinne igrzysko: , miła, że cię mam, aż mię
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 251
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ścisłe obłapiania,
Przysięgłe obietnice, złości wyrządzania, Pojrżenia konające, słowa rozpalone, Dyskursy do pół sensu nie doprowadzone, Szepty zalotne w ucho, szczypania łechciwe I wszytkie psie biszkunty ręki niewstydliwe! Jedną-m ręką jej śnieżny bok w koło otoczył, Drugą-m do skrytszej cząstki i smaczniejszej skoczył; Ona się przecię broni, jako wąż się wije I twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode
ścisłe obłapiania,
Przysięgłe obietnice, złości wyrządzania, Pojrżenia konające, słowa rozpalone, Dyskursy do pół sensu nie doprowadzone, Szepty zalotne w ucho, szczypania łechciwe I wszytkie psie biszkunty ręki niewstydliwe! Jedną-m ręką jej śnieżny bok w koło otoczył, Drugą-m do skrytszej cząstki i smaczniejszej skoczył; Ona się przecię broni, jako wąż się wije I twarz przed usty mymi w poduszeczkę kryje, Jednak z takim dowcipem, że gdy się tym zbawia Całowania, niechcący rzkomo ust nadstawia I często, kiedy ust swych przed mymi umyka, Z tymiż się za szczęśliwym obrotem potyka; I kiedy się swą siłą z rąk moich wydziera, Tym się potężniej wikle i pode
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 327
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Bianki nabitej dołoży szkatuły, Jest i sława, i honor, ani mu co wadzi Urodzenie, wszytkich tych w kozi rożek wsadzi. Złota wprzód, o Polacy, radzę szukać złota, Ponieważ wszytko za nim, sama nawet cnota! 204. POPIELEC
Wąż, piszą, jesionowym posuty popiołem, Aże zdechnie, tak długo wić się będzie kołem. Gdy w wstępną środę pójdę na popieleć, księże, Wiedząc, że rajskich grzechów okazją węże, Żebyś wiecznie umorzył wszytkie moje winy, Warujże mi inszego wsypać do czupryny. 205. DOKTOR Z JURYSTĄ, ALE NIE W PolscĘ
Do tego przyszło, że poszli za dworem O pierwsze miejsce jurysta z
Bianki nabitej dołoży szkatuły, Jest i sława, i honor, ani mu co wadzi Urodzenie, wszytkich tych w kozi rożek wsadzi. Złota wprzód, o Polacy, radzę szukać złota, Ponieważ wszytko za nim, sama nawet cnota! 204. POPIELEC
Wąż, piszą, jesionowym posuty popiołem, Aże zdechnie, tak długo wić się będzie kołem. Gdy w wstępną środę pójdę na popieleć, księże, Wiedząc, że rajskich grzechów okazyją węże, Żebyś wiecznie umorzył wszytkie moje winy, Warujże mi inszego wsypać do czupryny. 205. DOKTOR Z JURYSTĄ, ALE NIE W POLSZCZĘ
Do tego przyszło, że poszli za dworem O pierwsze miejsce jurysta z
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 287
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
bogi: A słodkim zabawiwszy dźwiękiem Persefonę, Utraconą z pod ziemie nazad uwiódł żonę. Jaka erytrejskiemi strojna ozdobami, Między w Rzymie pysznemi jeździ pałacami, Na trygyjskiej karocy we Iwy zaprzężonej, Matka bogów, koło niej, z tej i z owej strony Zgraja wnuków niebieskich. Tym złote ubiory, Tym i z ramion pieszczone wiją się kędziory. Czoła farbą tyryjską zamazane krwawą, Włosem złotym podobni bogom i postawą. Tych nieba ważą sobie, tych sfery wysokie, Tym wsiąść dawa na konie Febus złotookie. Wieczna Polski ozdobo! o sieradzka ziemi, Domie cnocie dziedziczny! ciebieli takiemi Bóg uczcił bohatyry? których i w pasterskim Masz tak wielkich, w senacie
bogi: A słodkim zabawiwszy dźwiękiem Persefonę, Utraconą z pod ziemie nazad uwiódł żonę. Jaka erytrejskiemi strojna ozdobami, Między w Rzymie pysznemi jezdzi pałacami, Na trygyjskiej karocy we Iwy zaprzężonej, Matka bogów, koło niej, z tej i z owej strony Zgraja wnuków niebieskich. Tym złote ubiory, Tym i z ramion pieszczone wiją się kędziory. Czoła farbą tyryjską zamazane krwawą, Włosem złotym podobni bogom i postawą. Tych nieba ważą sobie, tych sfery wysokie, Tym wsieść dawa na konie Febus złotookie. Wieczna Polski ozdobo! o sieradzka ziemi, Domie cnocie dziedziczny! ciebieli takiemi Bóg uczcił bohatyry? których i w pasterskim Masz tak wielkich, w senacie
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 75
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
, na gołej skale w gromadzie leżącem, Po zimie nowe skóry na słońcu grzejącem;
XXXIX.
Nie jeden się przypadek, a każdy przydawa Różny: ten zdycha, ten bez ogona zostawa; Ten przodkiem tylko władnie i na kamień gładki Ledwie wciąga za sobą spłaszczone ostatki; Ten, co miał lepsze szczęście, po ziemi się wije I świszcząc, naruszone członki w trawie kryje. Straszliwy to beł pocisk, lecz dziwu żadnego Niemasz, bo wyszedł z ręki Orlanda mężnego.
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi
, na gołej skale w gromadzie leżącem, Po zimie nowe skóry na słońcu grzejącem;
XXXIX.
Nie jeden się przypadek, a każdy przydawa Różny: ten zdycha, ten bez ogona zostawa; Ten przodkiem tylko władnie i na kamień gładki Ledwie wciąga za sobą spłaszczone ostatki; Ten, co miał lepsze szczęście, po ziemi się wije I świszcząc, naruszone członki w trawie kryje. Straszliwy to beł pocisk, lecz dziwu żadnego Niemasz, bo wyszedł z ręki Orlanda mężnego.
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 283
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
bukami; Próżno tam słońce jasny dzień wiedzie, bo cienie Gwałtem wielkiem hamują tam jego promienie, Że wniść przed gałęziami nie mogą gęstemi, Gdzie jest wielka jaskinia i głęboka w ziemi.
XCIII.
Wielka jaskinia w ziemi pod lasem wysokiem, Lasem gęstem i ludzkiem nieprzejźrzanem okiem; Pierwsze weście i czoło niedostępnej skały Kręte bluszcze wijąc się, wszędzie ubierały; Tu Sen leży i tu ma zwykłe swe mieszkanie, Przy niem z jednej otyłe strony Próżnowanie, Z drugiej Lenistwo siedzi, co chodzić nie może I na nogi nie wstanie, aż mu kto pomoże.
XCIV.
Niepamięć w bramie stoi, która nie puszczała Nikogo i nikogo znać zgoła nie chciała;
bukami; Próżno tam słońce jasny dzień wiedzie, bo cienie Gwałtem wielkiem hamują tam jego promienie, Że wniść przed gałęziami nie mogą gęstemi, Gdzie jest wielka jaskinia i głęboka w ziemi.
XCIII.
Wielka jaskinia w ziemi pod lasem wysokiem, Lasem gęstem i ludzkiem nieprzejźrzanem okiem; Pierwsze weście i czoło niedostępnej skały Kręte bluszcze wijąc się, wszędzie ubierały; Tu Sen leży i tu ma zwykłe swe mieszkanie, Przy niem z jednej otyłe strony Próżnowanie, Z drugiej Lenistwo siedzi, co chodzić nie może I na nogi nie wstanie, aż mu kto pomoże.
XCIV.
Niepamięć w bramie stoi, która nie puszczała Nikogo i nikogo znać zgoła nie chciała;
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 318
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
genitivo.
W FRYGII Mniejszej, albo Troadze, gdzie było Ilium, albo Troja, już opisana, jest rzeka Scamandrus, w której się Panny kompały przed zamęściem, panieństwo swoje tej rzece ofiarując, czyli Boginiom rzecznym. W FRYGII Większej occurrit, do opisania cudna rzeka MEANDER, bardzo kręto płynąca, jako wąż, gdy się wije. Jest to jedna największa rzeka między innemi w Azyj Mniejszej, która biegiem swoim, oblewa więcej Krajów, nad wszystkie inne rzeki zakrętami swemi, snując się i kręcąc, tak gęsto, że tych odwrotów jej, nim na koniec w morze wpadnie, na sześć set rachują. Wynika z źrzodła, które niegdy nazywano Olocrene
genitivo.
W FRYGII Mnieyszey, albo Troadze, gdzie było Ilium, albo Troia, iuż opisana, iest rzeka Scamandrus, w ktorey się Panny kompały przed zamęściem, panieństwo swoie tey rzece ofiaruiąc, czyli Boginiom rzecznym. W FRYGII Większey occurrit, do opisania cudna rzeka MEANDER, bardzo kręto płynąca, iako wąż, gdy się wiie. Iest to iedna naywieksza rzeka między innemi w Azyi Mnieyszey, ktora biegiem swoim, oblewa więcey Kraiow, nád wszystkie inne rzeki zakrętami swemi, snuiąc się y kręcąc, tak gęsto, że tych odwrotow iey, nim na koniec w morze wpadnie, na sześć set rachuią. Wynika z źrzodła, ktore niegdy nazywano Olocrene
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 456
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
Starosto, krwią siągała rodu zmarła, niegdy bieckiego Starościna grodu. Nie chce chluby, ale chce, by też miała żywą pamiątkę w sercu Twoim za cnotę poczciwą, więc ją w sercu, ponieważ w sercu Twym grób czuje, małżeńska niechaj sama miłość obrysuje. Ja na głowę Jej kładę chwalebny w Parnasie wieniec, któregom się wić uczył w Czarnolasie. XI. PANEGIRYK
Quae lingua dicere, vel qui intellectus capere potest illa supernae civitatis quanta sint gaudia; angelorum choris interesse, cum beatissimis spiritibus gloriae Conditoris assistere, praesentem Dei vultum cernere, incircumscriptum lumen videre, nullo mortis dolore affici, incorruptionis perpetuae munere laetari. Sanctus Greg orius Clio
Ach prze
Starosto, krwią siągała rodu zmarła, niegdy bieckiego Starościna grodu. Nie chce chluby, ale chce, by też miała żywą pamiątkę w sercu Twoim za cnotę poczciwą, więc ją w sercu, ponieważ w sercu Twym grób czuje, małżeńska niechaj sama miłość obrysuje. Ja na głowę Jej kładę chwalebny w Parnasie wieniec, któregom się wić uczył w Czarnolasie. XI. PANEGIRYK
Quae lingua dicere, vel qui intellectus capere potest illa supernae civitatis quanta sint gaudia; angelorum choris interesse, cum beatissimis spiritibus gloriae Conditoris assistere, praesentem Dei vultum cernere, incircumscriptum lumen videre, nullo mortis dolore affici, incorruptionis perpetuae munere laetari. Sanctus Greg orius Clio
Ach prze
Skrót tekstu: WieszczArchGur
Strona: 64
Tytuł:
Archetyp
Autor:
Adrian Wieszczycki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory poetyckie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Anna Gurowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2001
dzieł obfitych I cnót znamienitych —
A już upadasz! Dopieroś kochanym Rodzicom świecił ozdobą; wybranym Koroną będąc Achatom ojczyźnie Swej owoc dawać poczynając żyźnie, Alić już ustajesz! I tym być przestajesz! O krótkie wieki, o nadzieje płone! O z niepewności dni nasze złożone! O pomieszane z troskami radości, Co się wijecie w wiecznej odmienności W tym ziemskim obrocie, Świata kołowrócie. Zazdrosne fata! Ślepo-ście natarły, Żeście zaranną perlę nam wydarły, Żeście ozdoby, co świecić poczęły, Z kochania, z źrzenic naszych nam odjęły I fant wszech piękności Wzięły z śmiertelności! Zaledwoć jeno dociekła godzina, Gdy się dobywszy z
dzieł obfitych I cnót znamienitych —
A już upadasz! Dopieroś kochanym Rodzicom świecił ozdobą; wybranym Koroną będąc Achatom ojczyźnie Swej owoc dawać poczynając żyźnie, Alić już ustajesz! I tym być przestajesz! O krótkie wieki, o nadzieje płone! O z niepewności dni nasze złożone! O pomieszane z troskami radości, Co się wijecie w wiecznej odmienności W tym ziemskim obrocie, Świata kołowrocie. Zazdrosne fata! Ślepo-ście natarły, Żeście zaranną perlę nam wydarły, Żeście ozdoby, co świecić poczęły, Z kochania, z źrzenic naszych nam odjęły I fant wszech piękności Wzięły z śmiertelności! Zaledwoć jeno dociekła godzina, Gdy się dobywszy z
Skrót tekstu: GawPieśBar_II
Strona: 139
Tytuł:
Pieśni
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965