, ale z tyłu gębę skrzywi; Inszy, choć z hipokreńskiej nie pił nigdy bani, Żeby się coś zdał, czego nie umie, pogani. Tak, coś ją w ciszy miała, utracisz powagę I pójdziesz za sukienkę korzeniu na wagę Albo cię, ważąc konfekt, podścielę na szali Aptekarz i Szot tobą tabakę podpali,
Albo kiedy krystera czyści brzuch zawarty, Coraz, co krok do stolca, jednej zbędziesz karty. Ale ty przecie prosisz łaskawej odprawy, Tak ci się moje przykrzą kreski i poprawy, I co go doznać możesz, nie poważasz sromu; Idź tedy — ale lepiej było siedzieć w domu. O SOBIE
Nie tyle Puszcza
, ale z tyłu gębę skrzywi; Inszy, choć z hipokreńskiej nie pił nigdy bani, Żeby się coś zdał, czego nie umie, pogani. Tak, coś ją w ciszy miała, utracisz powagę I pójdziesz za sukienkę korzeniu na wagę Albo cię, ważąc konfekt, podścielę na szali Aptekarz i Szot tobą tabakę podpali,
Albo kiedy krystera czyści brzuch zawarty, Coraz, co krok do stolca, jednej zbędziesz karty. Ale ty przecie prosisz łaskawej odprawy, Tak ci się moje przykrzą kreski i poprawy, I co go doznać możesz, nie poważasz sromu; Idź tedy — ale lepiej było siedzieć w domu. O SOBIE
Nie tyle Puszcza
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 6
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w jabłoń, jabłko nie upadło. 43. AT ŻE MASZ PASIECZNIK
... 44. JEDNOOKIEMU REMEDIUM
Nikt nie postrzeże, że masz oczów nie do pary: Parzyste miej ma nosie zawsze okulary. 45. STADŁO
Żeni się miody z babą, nikt mu niech nie chwali: By najsuższych drew — zgniłą kłodą nie podpali. Zaś stary bierze młodą — tak zwyczajnie bywia: Pod mokre drzewo trzeba smolnego łuczywa. 46. BANKIET I DZBANKIET
Od baniek — bankiet podobno nazwany, Gdzie z winem bańki stawiają przed pany. Zaś dzbankiet, gdzie kto — kęs ruszywszy grosza — Dzbanami każe dodawać piwosza. 47. CHOREGO ZDROWY KONCEPT
Choremu tak:
w jabłoń, jabłko nie upadło. 43. AT ŻE MASZ PASIECZNIK
... 44. JEDNOOKIEMU REMEDIUM
Nikt nie postrzeże, że masz oczów nie do pary: Parzyste miej ma nosie zawsze okulary. 45. STADŁO
Żeni się miody z babą, nikt mu niech nie chwali: By najsuszszych drew — zgniłą kłodą nie podpali. Zaś stary bierze młodą — tak zwyczajnie bywia: Pod mokre drzewo trzeba smolnego łuczywa. 46. BANKIET I DZBANKIET
Od baniek — bankiet podobno nazwany, Gdzie z winem bańki stawiają przed pany. Zaś dzbankiet, gdzie kto — kęs ruszywszy grosza — Dzbanami każe dodawać piwosza. 47. CHOREGO ZDROWY KONCEPT
Choremu tak:
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 16
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
ustałej emulacji, już pewnego marszałka kowieńskiego. Stamtąd znowu pobiegłem do Wilna dla otrzymania od starosty kowieńskiego upewnienia deklarowanej dla brata mego, teraźniejszego pułkownika, deputacji na trybunał z powiatu kowieńskiego. Jakoż otrzymałem upewnienie.
Gdy byłem w Wilnie, przysłała matka moja z wiadomością, że ksiądz Jarocki, pleban stokliski, kazał podpalić w nocy budynek, w którym matka moja spała, i wielkim szczęściem, że sama nie zgorzała. Budynek się spalił. Przysłała do Wilna i tego pastucha dwornego, którego pleban namówił i podpoił, ażeby w dach ogień w pakuły zawiniony wetknął. Mnie tedy kazała w trybunale o to intentować proceder. Ruszczyca naówczas w Wilnie
ustałej emulacji, już pewnego marszałka kowieńskiego. Stamtąd znowu pobiegłem do Wilna dla otrzymania od starosty kowieńskiego upewnienia deklarowanej dla brata mego, teraźniejszego pułkownika, deputacji na trybunał z powiatu kowieńskiego. Jakoż otrzymałem upewnienie.
Gdy byłem w Wilnie, przysłała matka moja z wiadomością, że ksiądz Jarocki, pleban stokliski, kazał podpalić w nocy budynek, w którym matka moja spała, i wielkim szczęściem, że sama nie zgorzała. Budynek się spalił. Przysłała do Wilna i tego pastucha dwornego, którego pleban namówił i podpoił, ażeby w dach ogień w pakuły zawiniony wetknął. Mnie tedy kazała w trybunale o to intentować proceder. Ruszczyca naówczas w Wilnie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 195
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
oficjała wileńskiego, na mnie zawsze łaskawego, i wszystko mu opowiedziałem, a oraz prosiłem, iż ochraniając charakteru duchownego,
gdy do trybunału ilacji nie czynię, ażeby kazał w konsystorzu wiegzaminować tegoż przysłanego pastucha i egzamen jego mi wydać.
Uczynił to oficjał. Zeznawał pastuch egzaminowany, że od księdza namówiony i podpojony podpalił budynek. A tymczasem skończył się trybunał. Przyjechałem do Stokliszek. Gniewała się matka moja, żem nie intentował w trybunale o to z plebanem procederu, a że roczki septembrowe naówczas sądziły się w Kownie, więc dogadzając rozkazowi matki mojej, pojechałem z tym pastuchem na roczki do Kowna. Była taka rada patronów
oficjała wileńskiego, na mnie zawsze łaskawego, i wszystko mu opowiedziałem, a oraz prosiłem, iż ochraniając charakteru duchownego,
gdy do trybunału ilacji nie czynię, ażeby kazał w konsystorzu wyegzaminować tegoż przysłanego pastucha i egzamen jego mi wydać.
Uczynił to oficjał. Zeznawał pastuch egzaminowany, że od księdza namówiony i podpojony podpalił budynek. A tymczasem skończył się trybunał. Przyjechałem do Stokliszek. Gniewała się matka moja, żem nie intentował w trybunale o to z plebanem procederu, a że roczki septembrowe naówczas sądziły się w Kownie, więc dogadzając rozkazowi matki mojej, pojechałem z tym pastuchem na roczki do Kowna. Była taka rada patronów
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 196
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
być zbite i złączone, że żadnego dymu nie przepuszczają, tylko tam, gdzie się przedsięwzięciu Węglarza upodoba; i może przytym być ogień należycie dyrygowany. Jakim sposobem, potrzeba palić węgle, albo jak się ma obracać w węgiel drzewo, ułożone już w formę pieca.
Gdy już piec doskonale jest oblepiony, można go podpalić, jeżeli pierwej się tego nie uczyniło, podkłada się w ognisko gałązki i liście dobrze wysuszone, słowem wszelkie materie mogące się łatwo zapalić, wsuwa się materie przez otworzystość czyli ognisko K. (Fig. 2) które się zostawiło w najniższej kontygnacyj pieca, i którego się nie zalepiło ziemią piec przykrywającą. Jak tylko podłoży
byc zbite y złączone, że żadnego dymu nie przepuszczaią, tylko tam, gdzie się przedsięwźięciu Węglarza upodoba; y może przytym być ogień należycie dyrygowany. Iakim sposobem, potrzeba palić węgle, albo iak się ma obracać w węgiel drzewo, ułożone iuż w formę pieca.
Gdy iuż piec doskonale iest oblepiony, można go podpalić, ieżeli pierwey się tego nie uczyniło, podkłada się w ognisko gałązki i liscie dobrze wysuszone, słowem wszelkie materye mogące się łatwo zapalić, wsuwa się materye przez otworzystość czyli ognisko K. (Fig. 2) ktore się zostawiło w nayniższey kontygnacyi pieca, i ktorego się nie zalepiło ziemią piec przykrywającą. Iak tylko podłoży
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 23
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
na Podnietę, układa na niej drewka w czwartej kontygnacyj. Podnieta ta ma już 3 kontygnacje szkończone f. g. h.; Robotnik pracuje około czwartej i. Widzieć się daje w posrzodku w gorze Podniety wierzchołek masztu. K. jest miejsce zostawione próżne rozciągające się aż ku masztowi, którymby się piec mógł podpalić. Wygląda z niego kij, który się wyimuje, dla wpychania w to ognisko suchych gałęzi, słomy, i liści. Widzieć się jeszcze daje na 3ciej kontygnacy h. brzemię drewek, jako też i pod pachą robotnika. Drewka to są mające być układane.
Fig. 3. Piec, który Robotnik zatyka i oblepia
na Podnietę, układa na niey drewka w czwartey kontygnacyi. Podnieta ta ma iuż 3 kontygnacye szkończone f. g. h.; Robotnik pracuie około czwartey i. Widziec się daie w posrzodku w gorze Podniety wierzchołek masztu. K. iest mieysce zostawione prożne rozciągaiące się aż ku masztowi, ktorymby się piec mogł podpalić. Wygląda z niego kiy, ktory sie wyimuie, dla wpychania w to ognisko suchych gałęzi, słomy, i lisci. Widzieć się ieszcze daie na 3ciey kontygnacy h. brzemię drewek, iako też i pod pachą robotnika. Drewka to są maiące być układane.
Fig. 3. Piec, ktory Robotnik zatyka i oblepia
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 38
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
w statkach.
PALIĆ WĘGIEL. Jest wzniecić ogień w piecu, i powodować go w nim tak, a żeby się drzewo przemieniło w węgiel. Gdy ta operacja powiedzie się dobrze. Węglarze mówią że się im dobrze powiodło palenie.
PIEC. Nazywają tak Piramidę drzewową gdy jest oblepiona, ubrana albo okryta ziemią, Mówi się podpalić piec, ochłodzić piec, wypróżnić piec.
PROCH. Nazywają tak węgiel potłuczony, zmieszany z popiołem i z ziemią służący do przykrycia pieców. Są tacy Węglarze, którzy samym tylko takim prochem przykrywają piece. SZTUKA WĘGLARSKA.
Z.
STOS. Jest pewna miara drzewa destynowanego na palenie, układają się drewka jedne na drugich między
w statkach.
PALIĆ WĘGIEL. Iest wzniecić ogień w piecu, i powodować go w nim tak, á żeby się drzewo przemieniło w węgiel. Gdy ta operacya powiedzie się dobrze. Węglarze mowią że się im dobrze powiodło palenie.
PIEC. Nazywaią tak Piramidę drzewową gdy iest oblepiona, ubrana albo okryta źiemią, Mowi się podpalić piec, ochłodzić piec, wyprożnić piec.
PROCH. Nazywaią tak węgiel potłuczony, zmieszany z popiołem i z źiemią służący do przykrycia piecow. Są tacy Węglarze, ktorzy samym tylko takim prochem przykrywaią piece. SZTUKA WĘGLARSKA.
S.
STOS. Iest pewna miara drzewa destynowanego na palenie, układaią się drewka iedne na drugich między
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 42
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
. Dział opatrzoną Baterią/ skąd ich rugować żadną miarą nie mogli. Z ostatnich Angelskich Listów mamy/ że Król Siciliski Czworaką przyjąwszy Alliancią/ pozwolił/ aby 6000. Ludu Cesarskiego do Mesyny było przyjęte. z Naumburku/ 25. Augusta.
Teraz się dopiero obijawieło/ co to byli za hultaje/ którzy Miasto to byli podpalili; a to zokkaziej pewnego Chłopca/ który na Miejscu Pogorzalnego Listu/ pod którego Pretekstem zebrał/ nosił z sobą Świadectwo kaznodzieje spowiednika swojego: gdy go tedy zatym w Areszt wzięto i postraszono zarazem się przyznał/ zląkszy się/ i że to czynieł z Namowy Hultajstwa/ którzy go do tego wiedli/ aby był jeszcze raz
. Dział opatrzoną Batterią/ zkąd ich rugowáć zadną miarą nie mogli. Z ostátnich Angelskich Listow mamy/ że Krol Sicilyski Czworaką przyiąwszy Alliáncią/ pozwolił/ aby 6000. Ludu Cesárskiego do Messyny było przyięte. z Náumburku/ 25. Augustá.
Teraz śię dopiéro obiiáwieło/ co to byli zá hultáie/ ktorzy Miásto to byli podpálili; á to zokkáziey pewnego Chlopcá/ ktory ná Mieyscu Pogorzálnego Listu/ pod ktorego Pretextem zebrał/ nośił z sobą Swiádectwo káznodźieie spowiedniká swoiego: gdy go tedy zátym w Areszt wzięto y postrászono zárázem śię przyznał/ zląkszy śię/ y że to czyńieł z Namowy Hultáystwá/ ktorzy go do tego wiedli/ áby był ieszćze raz
Skrót tekstu: PoczKról
Strona: 47
Tytuł:
Poczta Królewiecka
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Królewiec
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1718
Data wydania (nie wcześniej niż):
1718
Data wydania (nie później niż):
1718
nie pozwala. Wstydliwym jest, tegoć żądasz, a on żąda, żebyś go do tego przewinienia przyniewoliła, żeby się z swoją odezwał miłością, a tegoć godzien. Tylem drugie do moich przydawała ludzkości, z tą przecież przezornością, żeby granic nie przestąpiły przyjaźni. Mój Mąż wspaniałe postawił ponieszkanie. Kazałam w wszystkich podpalić pokojach, i skończywszy obiad, po wszystkichem go oprowadzała, dla tej szczególnie przyczyny, żeby się dłużej u mnie zabawił. Wszedszy do stołowej izby, w której abrysy i odznaczenia fortec i krain powieszone były, spytałam się go, jeżeliby się tu także część jego pracy nie znajdowała. Miarkowałam, że nie
nie pozwala. Wstydliwym iest, tegoć żądasz, a on żąda, żebyś go do tego przewinienia przyniewoliła, żeby śię z swoią odezwał miłością, a tegoć godzien. Tylem drugie do moich przydawała ludzkośći, z tą przecież przezornością, żeby granic nie przestąpiły przyiazni. Moy Mąż wspaniałe postawił ponieszkanie. Kazałam w wszystkich podpalić pokoiach, i skończywszy obiad, po wszystkichem go oprowadzała, dla tey szczegulnie przyczyny, żeby śię dłużey u mnie zabawił. Wszedszy do stołowey izby, w ktorey abrysy i odznaczenia fortec i krain powieszone były, zpytałam śię go, ieżeliby śię tu także część iego pracy nie znaydowała. Miarkowałam, że nie
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 160
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
cię z światem, Zaraz ci będzie mordercą i katem? Synu, niezręcznej zadatku miłości, Przyczyno żalu i moich ciężkości; Takli się tylko błysnąwszy ze wschodem, Z słonecznym znikniesz natychmiast zachodem? Takli i matka sprawiedliwym płaczem, Nie będzie twojej śmierci powiadaczem? I gdy przy stosie z ogniem się żawiną, Nie podpali go urzniętą czupryną? Do macierzyńskich piersi nie przyciśnie; Nie pocałuje, obłapem nie ściśnie? Lecz tylko zdala o tobie usłyszy, Jako cię dziki zwierz rozszarpie w ciszy. O niechże i ja z dzieciną pospołu, I na stos, i w grób zmieszczę się do dołu! Niech, ani matką długo, ni
ćię z świátem, Záraz ći będźie mordercą y katem? Synu, niezręczney zadátku miłośći, Przyczyno żalu y moich ćięszkośći; Tákli się tylko błysnąwszy ze wschodem, Z słonecznym znikniesz nátychmiast zachodem? Tákli y mátka spráwiedliwym płáczem, Nie będźie twoiey śmierći powiádáczem? Y gdy przy stośie z ogniem się żáwiną, Nie podpali go urzniętą czupryną? Do máćierzyńskich pierśi nie przyćiśnie; Nie pocáłuie, obłápem nie śćiśnie? Lecz tylko zdála o tobie usłyszy, Iáko ćię dźiki zwierz rozszárpie w ćiszy. O niechże y ia z dźiećiną pospołu, Y ná stos, y w grob zmieszczę się do dołu! Niech, áni mátką długo, ni
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 151
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695