/ bojaźni Bożej/ i wszytkiego. Stare przysłowie Polskie wspominając/ iż z młodu się tarnek ostrzy/ który potym dokuczy nie jednemu sztychami swoimi; ten z młodu ostrością swoją zaraz się zakazuje. Mała rzecz/ na bani abo dyni/ napisz wierszyk jaki/ ledwie znać z przodku: za czasem wystąpią one litery/ i wysadzą się tak czytelno/ jako czytelniej Drukarz ich wybić może. toż idzie/ abo z dobrymi/ abo ze złymi przymiotami; małe zprzodku/ ledwie ich znać: potym górę biorą/ i abo się ludziom przykrzą/ gdy złe; abo oczy ludzkie wielmi cieszą/ gdy dobre. Bodajechmy byli listem Chrystusowym/ który
/ boiáźni Bożey/ y wszytkiego. Stáre przysłowie Polskie wspomináiąc/ iż z młodu się tarnek ostrzy/ ktory potym dokuczy nie iednemu sztychámi swoimi; ten z młodu ostrośćią swoią záraz się zákázuie. Máła rzecz/ ná báni ábo dyni/ nápisz wierszyk iáki/ ledwie znáć z przodku: zá czásem wystąpią one litery/ y wysádzą się ták czytelno/ iáko czytelniey Drukarz ich wybić może. toż idźie/ ábo z dobrymi/ ábo ze złymi przymiotámi; máłe zprzodku/ ledwie ich znáć: potym gorę biorą/ y ábo się ludźiom przykrzą/ gdy złe; ábo oczy ludzkie wielmi ćieszą/ gdy dobre. Bodáiechmy byli listem Chrystusowym/ który
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 77
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
na złe mi wyszły. Życzę zawsze każdemu w każdej okazji być rzetelnym i kłamstwa unikać.
Po wczorajszym, jakom wyżej wyraził, tumulcie i zamknięciu kościoła oburzyli się i zajątrzyli się na mnie barzej wszyscy urzędnicy i tak tę rozgłoszoną kapitulacją ekonomiczną, jako też wczorajszy tumult wzięli za pretekst do niedopuszczenia mię do funkcji poselskiej. Wysadził się Suzin Józef, podstoli orszański, skomponowawszy sobie pretensją do ojca mego względem przedanej od niego i od braci jego fortuny Stupiczewa ojcu memu, a lubo ociec mój miał więcej do nich pretensji, jednak chcąc jego uspokoić kontradykcją, musiałem mu konia darować. Był koń brata mego, teraźniejszego pułkownika, źrzebiec gniady, warty naówczas
na złe mi wyszły. Życzę zawsze każdemu w każdej okazji być rzetelnym i kłamstwa unikać.
Po wczorajszym, jakom wyżej wyraził, tumulcie i zamknięciu kościoła oburzyli się i zajątrzyli się na mnie barzej wszyscy urzędnicy i tak tę rozgłoszoną kapitulacją ekonomiczną, jako też wczorajszy tumult wzięli za pretekst do niedopuszczenia mię do funkcji poselskiej. Wysadził się Suzin Józef, podstoli orszański, skomponowawszy sobie pretensją do ojca mego względem przedanej od niego i od braci jego fortuny Stupiczewa ojcu memu, a lubo ociec mój miał więcej do nich pretensji, jednak chcąc jego uspokoić kontradykcją, musiałem mu konia darować. Był koń brata mego, teraźniejszego pułkownika, źrzebiec gniady, warty naówczas
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 232
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
kotem się był wydrwił. Na onej łące kilką pacierzy wytchnąwszy, skoro się znowu w polu Glockowi ukazali, dragonowie (nowych podobno charakterów nabrawszy, a piechotę około rzeki na obudwu stronach zasadziwszy) wyjechali na harce; które potrwawszy z pół godziny, gdy jednemu Charwatowi celnemu harcownikowi nie mogli nic uczynić strzelbą ani bronią Elearowie, wysadził się na harc z łukiem Korzeniowski młodszy; który skoro go strzałą, między plecy dobrze naszpikował, drudzy widząc iż już szwankuje, zaraz się gromadno pokazali. Do których gdy Elearowie skoczyli, w kilku pacierzach znowu ich przez zasadzoną strzelbę aż do bramy niemal, z takąż jako i pierwej ich szkodą, a prawie bez wszelkiej
kotem się był wydrwił. Na onej łące kilką pacierzy wytchnąwszy, skoro się znowu w polu Glockowi ukazali, dragonowie (nowych podobno charakterów nabrawszy, a piechotę około rzeki na obudwu stronach zasadziwszy) wyjechali na harce; które potrwawszy z pół godziny, gdy jednemu Charwatowi celnemu harcownikowi nie mogli nic uczynić strzelbą ani bronią Elearowie, wysadził się na harc z łukiem Korzeniowski młodszy; który skoro go strzałą, między plecy dobrze naszpikował, drudzy widząc iż już szwankuje, zaraz się gromadno pokazali. Do których gdy Elearowie skoczyli, w kilku pacierzach znowu ich przez zasadzoną strzelbę aż do bramy niemal, z takąż jako i pierwej ich szkodą, a prawie bez wszelkiej
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 65
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
ten który Ma mię w ręce ich wydać: już idzie do góry. Domawia Pan: alić się ukażą pochodnie/ Wojsko za wodzem idzie/ szeregami zgodnie. Jedni warują drogi/ i łacne przeskoki: Drudzy zaś opatrują strażą płot wysoki. Ostatek gęstym hurmem rzuci się we wrota: Otwiera Iszkariot/ i wpuszcza niecnota. Wysadzi się przed ludzie/ widząc Pana blisko: Witajże/ pry/ mój Mistrz. A potym się nisko Ukłoniwszy/ śmiele twarz świętą pocałuje; Hasło rycerstwu palcem z tyłu pokazuje. Tak niegdy chytry Joab/ zdradziecką postawą/ Witał Amazę/ ręką obłapiwszy prawą. Przyjacielskim go z przodu zwyczajem całuje: A z tyłu/
ten ktory Ma mię w ręce ich wydáć: iuż idźie do gory. Domawia Pan: álić się vkażą pochodnie/ Woysko zá wodzem idźie/ szeregámi zgodnie. Iedni wáruią drogi/ y łácne przeskoki: Drudzy záś opátruią strażą płot wysoki. Ostátek gęstym hurmem rzući się we wrotá: Otwiera Iszkáryot/ y wpuszcza niecnotá. Wysádźi się przed ludźie/ widząc Páná blisko: Witayże/ pry/ moy Mistrz. A potym się nisko Vkłoniwszy/ śmiele twarz świętą pocáłuie; Hásło rycerstwu pálcem z tyłu pokázuie. Ták niegdy chytry Ioáb/ zdradźiecką postáwą/ Witał Amázę/ ręką obłápiwszy práwą. Przyiaćielskim go z przodu zwyczáiem cáłuie: A z tyłu/
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 13.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
już oziębli/ niektórzy od posiłków opuszczeni z pola zjeżdżali/ broniej się chronili/ nieprzyjaciel i na czele następował/ i na obu skrzydłach barzo nacierał/ jako niebezpieczeństwo wielkie/ a ratunku żadnego nie było/ widział/ tarczą ostatniemu jednemu swemu/ gdyż tak był przez niej przybył/ wziął/ i w pierwszym zastępie na czoło się wysadził/ a na Rotmistrze własnemi ich imiony zawoławszy/ drugich też napomniawszy/ chorągwi pomknąć/ i żołnierzom szerzej/ żeby się tak łacniej z bronią rozwieśdź mogli/ stanąć rozkazał. A tu za jego obecnością nadzieje każdemu przybyło/ i każdy ku sercu przyszedł/ za czym gdy w oczu Hetrmańskich wszyscy/ choć z ostatnim swoim niebezpieczeństwem
iuż oźiębli/ niektorzy od pośiłkow opuszczeni z polá zieżdżali/ broniey sie chronili/ nieprzyiaćiel y ná czele nástępowáł/ y ná obu skrzydłách bárzo náćierał/ iáko niebespieczeństwo wielkie/ á ratunku żadnego nie było/ widźiał/ tarczą ostátniemu iednemu swemu/ gdyż ták był przez niey przybył/ wźiął/ y w pierwszym zastępie ná czoło sie wysádźił/ á ná Rotmistrze własnemi ich imiony záwoławszy/ drugich też nápomniawszy/ chorągwi pomknąć/ y żołnierzom szerzey/ żeby sie ták łácniey z bronią rozwieśdź mogli/ stánąć roskazał. A tu zá iego obecnośćią nádźieie káżdemu przybyło/ y każdy ku sercu przyszedł/ zá czym gdy w oczu Hetrmáńskich wszyscy/ choć z ostátnim swoim niebespieczeństwem
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 50.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
. Wszytkim się podobało Sobieskiego zdanie, I sam nawet Chodkiewicz z chęcią przypadł na nie. A już Febe rogami środka nieba siąga I z lekka je ku morzu za bratem wyciąga. Który skoro nazajutrz po niebie kagańca Pomknie, Władysław się też ruszy ode Żwańca. Po szerokim swe szyki rozpostarszy błoniu, Sam wprzód na neapolskim wysadzi się koniu; Niechaj się go i Flegon i Pirois wstyda, Tak chodziwy, a śniegu białością nie wyda. I on, i pan we złocie jako lampa gorzał, Kiedy mu glancu Tytan ognisty przysporzał! Gdy na kirys, co równa i glancem, i hartem Diament, ciska niebem promienie otwartem. W tropy za nim
. Wszytkim się podobało Sobieskiego zdanie, I sam nawet Chodkiewicz z chęcią przypadł na nie. A już Febe rogami środka nieba siąga I z lekka je ku morzu za bratem wyciąga. Który skoro nazajutrz po niebie kagańca Pomknie, Władysław się też ruszy ode Żwańca. Po szerokim swe szyki rozpostarszy błoniu, Sam wprzód na neapolskim wysadzi się koniu; Niechaj się go i Flegon i Pirois wstyda, Tak chodziwy, a śniegu białością nie wyda. I on, i pan we złocie jako lampa gorzał, Kiedy mu glancu Tytan ognisty przysporzał! Gdy na kirys, co równa i glancem, i hartem Diament, ciska niebem promienie otwartém. W tropy za nim
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 145
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
jako mówią, contra elephantem, kilkądziesiąt (drugich rzkomo) Rusnaczków, a po części takich, którzy słuchać raczej, niż rozkazować, porządnie wprzód chodzić z urodzenia przywykli, a miasto dawnych onych, jacy tam bywali, starożytnych ludzi wstępniów jakisich, coś i nowicjuszów, quorum patres nostri non noverant, przodkować i rej wodzić wysadzili się, przeciwko kilkiemdziesiąt tysięcy zacnej koronnej i Wielkiego księstwa Litewskiego szlachty wprzyk czynić ważyli się, jakoby inszy jaki, me do Polskiej należący, insze prawa jakieś, insze wolności mający, inszych potrzebujący naród, tak się stawili nie bacząc się i w tym, komu to i w czym posługowali, z kijem i przeciwko komu in
jako mówią, contra elephantem, kilkądziesiąt (drugich rzkomo) Rusnaczków, a po części takich, którzy słuchać raczej, niż rozkazować, porządnie wprzód chodzić z urodzenia przywykli, a miasto dawnych onych, jacy tam bywali, starożytnych ludzi wstępniów jakisich, coś i nowicyuszów, quorum patres nostri non noverant, przodkować i rej wodzić wysadzili się, przeciwko kilkiemdziesiąt tysięcy zacnej koronnej i Wielkiego księstwa Litewskiego szlachty wprzyk czynić ważyli się, jakoby inszy jaki, me do Polskiej należący, insze prawa jakieś, insze wolności mający, inszych potrzebujący naród, tak się stawili nie bacząc się i w tym, komu to i w czym posługowali, z kiem i przeciwko komu in
Skrót tekstu: RozRokCz_II
Strona: 117
Tytuł:
Rozmowa o rokoszu
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dialogi, pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
gardło haniebnie poraził Pięścią: i nie pochybnie w morzeby był wraził/ Bymbył nie w linie zawiązł/ próżen prawie duchu. Rzecz wszyscy zdrajce chwalą. w tym Bachus rozruchu/ (Bo Bachus był) jakoby ze snu w onej dobie. Przecknąwszy/ a przyszedsz po przepiciu k sobie/ Gdzie zemną pomyślacie? Stabnik się wysadził; Nie psuj głowiki/ a pokaż ku portu któremu Zawinąć: tam wysiędziesz. Rzekł Bachus ku temu: Nałożcie ku Naksowi: dom tam mój właściwy: Wam kraj wygodny będzie. Zdrajce na bóg żywy/ Na morze przysięgają/ tam się z nim porwadzić. Mnie żeglom/ nawy strojnej/ poruczają radzić. W prawo
gárdło hániebnie poráźił Pięśćią: y nie pochybnie w morzeby był wráźił/ Bymbył nie w linie záwiązł/ prozen práwie duchu. Rzecz wszyscy zdrayce chwalą. w tym Bachus rozruchu/ (Bo Bachus był) iákoby ze snu w oney dobie. Przecknąwszy/ á przyszedsz po przepićiu k sobie/ Gdźie zemną pomyślaćie? Stabnik się wysádźił; Nie psuy głowiki/ á pokaż ku portu ktoremu Záwinąć: tám wyśiędźiesz. Rzekł Bachus ku temu: Náłożćie ku Náxowi: dom tám moy właśćiwy: Wam kray wygodny będźie. Zdrayce ná bog żywy/ Ná morze przyśięgáią/ tám się z nim porwádźić. Mnie żeglom/ nawy stroyney/ poruczáią rádźić. W práwo
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 74
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
naszę. Wszytko precz: ja koniecznie mam słyszeć pieśń waszę. Mówi Pallas: i zaraz w cieniu leśnym siadła. Musa k temu: rzecz nasza na jednę przypadła. Wstanie/ i włos bluszczowym wiencem roztoczony Opiąwszy Kaliope/ smutno brzmiace strony Wielkim przebieży palcem; w nie zatym zawadzi/ I z tym przy uderzonych rymem się wysadzi. Pierwsza skib trzy czym pługiem Ceres poruszyła: Pierwsza zbóż i żywności ziemi się zwierzyła: Pierwsza praw nastawiała: cnej to wszytko dary Cerery. tę ja wielbić z kążdej winna miary. Jej na cześć by mi rymów dostało daj Boże: Godna rymów bogini/ jeśliż też być może. Wyspa na ścierw olbrzymski okrutna
nászę. Wszytko precz: ia koniecznie mam słyszeć pieśń wászę. Mowi Pállás: y záraz w ćieniu leśnym śiádłá. Musá k temu: rzecz nászá ná iednę przypádłá. Wstanie/ y włos bluszczowym wiencem rostoczony Opiąwszy Kaliope/ smutno brzmiace strony Wielkim przebieży palcem; w nie zátym záwádźi/ Y z tym przy vderzonych rymem się wysadźi. Pierwsza skib trzy czym pługiem Ceres poruszyłá: Pierwsza zboż y żywnośći źiemi się zwierzyłá: Pierwsza praw nastáwiáłá: cney to wszytko dáry Cerery. tę ia wielbić z kążdey winná miáry. Iey na cześć by mi rymow dostało day Boże: Godna rymow bogini/ ieśliż też być może. Wyspá ná śćierw olbrzymsky okrutna
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 115
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636
siebie złym synem? Na mówiącego dawno ogromnie poziera/ I płonącemu gniewu nie prawie odpiera. Rzecze nawet: jam lepszy ręką/ niż językiem: Bylem ja bitwą wygrał/ ty góruj okrzykiem. Rzucił się z tym okrutny. mnie górno się piąwszy/ Zelżyc wstyd było: owa zielony strój zdjąwszy/ Z ramionym się wysadził: od piersim zastawił Ręce krzywe/ i mężnie na niegom się sprawił. On prochu garść porwawszy/ osul na mnie ciało: Jemu w tenże kształt ospy tejże się dostało. Skąd to lśnących goleni/ to szyje dopada/ Lubo się zda dopadać: ze wszech stron mięwzbada. Mnie ważność sama w pomoc:
siebie złym synem? Ná mowiącego dawno ogromnie poźiera/ Y płonącemu gniewu nie práwie odpiera. Rzecze náwet: iam lepszy ręką/ niż ięzykiem: Bylem ia bitwą wygrał/ ty goruy okrzykiem. Rzućił się z tym okrutny. mnie gorno się piąwszy/ Zelżyc wstyd było: owá źielony stroy zdiąwszy/ Z rámionym się wysadźił: od pierśim zástáwił Ręce krzywe/ y mężnie ná niegom się spráwił. On prochu garść porwawszy/ osul ná mnie ciáło: Iemu w tenże kształt ospy teyże się dostało. Zkąd to lśnących goleni/ to szyie dopada/ Lubo się zda dopadáć: ze wszech stron mięwzbada. Mnie ważność samá w pomoc:
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 218
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636