Albo się i ja mylę, zgodzi się oboje: Zawsze cudze ganimy, chcąc wystawić swoje. 389 (F). NA KABATY BIAŁOGŁOWSKIE
Bodajże też zabito tych krawców z ich modą! Czy nie dosyć nas żony, choć bez rogów, bodą, Że im jeszcze wszywają do kabatów rogi? Ale nabodąć biedę; złożyć się niebogi Nie umieją, gdzie trzeba, bo nigdy tak sprawny, Jako róg przyrodzony, nie będzie przyprawny. 390 (F). DO JEDNEGO PLEBANA W PODGÓRZU OD ZBÓJCÓW NASZTEGO
Najprawdziwszy kapłanie boży, bo jakoż cię Tak nie zwać, kiedy cię już pieczono na roszcie. Wierzę, jakoś powiedał, że cię było
Albo się i ja mylę, zgodzi się oboje: Zawsze cudze ganimy, chcąc wystawić swoje. 389 (F). NA KABATY BIAŁOGŁOWSKIE
Bodajże też zabito tych krawców z ich modą! Czy nie dosyć nas żony, choć bez rogów, bodą, Że im jeszcze wszywają do kabatów rogi? Ale nabodąć biedę; złożyć się niebogi Nie umieją, gdzie trzeba, bo nigdy tak sprawny, Jako róg przyrodzony, nie będzie przyprawny. 390 (F). DO JEDNEGO PLEBANA W PODGÓRZU OD ZBÓJCÓW NASZTEGO
Najprawdziwszy kapłanie boży, bo jakoż cię Tak nie zwać, kiedy cię już pieczono na roszcie. Wierzę, jakoś powiedał, że cię było
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 166
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
twój wzrok, ubłagany skruchą. Słońce odżywia i jego promienie Kruszce zlepiają i drogie kamienie; Tyś jest me życie, skutek twej gładkości Są drogie żądze, kosztowne chciwości. Słońce tak rącze, że odprawia snadnie Swój bieg od wschodu, aż kiedy zapadnie; A z twych tak lotne strzały oczu szyją, Że niż się złożysz, zranią i zabiją. Słońce jest ciepłe i ogniem promieni Osusza rosy, śniegi w rzeki mieni; A tyś jest ogień, ty cały świat palisz, Ty mnie zapalasz, a gdy się użalisz, Osuszasz gorzkie płaczu mego wody I w twardszych piersiach topisz zimne lody. Widzisz, jako cię niebo uszczęściło, Że
twój wzrok, ubłagany skruchą. Słońce odżywia i jego promienie Kruszce zlepiają i drogie kamienie; Tyś jest me życie, skutek twej gładkości Są drogie żądze, kosztowne chciwości. Słońce tak rącze, że odprawia snadnie Swój bieg od wschodu, aż kiedy zapadnie; A z twych tak lotne strzały oczu szyją, Że niż się złożysz, zranią i zabiją. Słońce jest ciepłe i ogniem promieni Osusza rosy, śniegi w rzeki mieni; A tyś jest ogień, ty cały świat palisz, Ty mnie zapalasz, a gdy się użalisz, Osuszasz gorzkie płaczu mego wody I w twardszych piersiach topisz zimne lody. Widzisz, jako cię niebo uszczęściło, Że
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 243
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
za stołem drzymie, Bo jeszcze było nie zdjęto obrusa. Patrz, co za figiel przypierzy pokusa. Długom, choć z wielkim, trzymał wiatr, niewczasem; Chcę kęs uchylić lochtu, aż ten basem Po całym prawie da się słyszeć gmachu. Że się rozgniewa, przyznam, byłem w strachu. Już słabusieńkim złożyć się chcę zdrowiem, Aleć nie trzeba tego, widzę; bowiem Śmiejąc się mój gość aż za boki bierze. O dyskrecja! nie iść ze mną szczerze! Już bym cię nie raz i nie dwa ucieszył, Bom tobie kwoli do wierszów się spieszył. O, jakoż w ludziach różne, widzę, gusty
za stołem drzymie, Bo jeszcze było nie zdjęto obrusa. Patrz, co za figiel przypierzy pokusa. Długom, choć z wielkim, trzymał wiatr, niewczasem; Chcę kęs uchylić lochtu, aż ten basem Po całym prawie da się słyszeć gmachu. Że się rozgniewa, przyznam, byłem w strachu. Już słabusieńkim złożyć się chcę zdrowiem, Aleć nie trzeba tego, widzę; bowiem Śmiejąc się mój gość aż za boki bierze. O dyskrecyja! nie iść ze mną szczerze! Już bym cię nie raz i nie dwa ucieszył, Bom tobie kwoli do wierszów się spieszył. O, jakoż w ludziach różne, widzę, gusty
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 295
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tyczące się stoją akcyje? Pewnie nie podniesiesz, dopiero nie zażyjesz kopiji, jeżeli żyły, moc ręki wzmagające, zwełnieją ci i obropieją. I siła miłości w swojej zawiedzie cię operacji, ogień przyrodzony kiedy zwietrzeje i zagaśnie. A tak w oboim polu któż cię zażyje? Z którego pies pod smycz niesposobny, ogon pod się złożywszy, myje i umyka zwyczajnie. Ani mąż, ani mężczyzna doskonały będziesz, chyba harmophrodit ex lex naturae, którego uciesznie zażywają ludzie. Żyje przyjemnie, słodko, kto przyzwoitą pracy i zabawy zmysły swoje rekreuje rozrywką, ani się czasem życia miłego nasycić może, kto go ma na co zażywać i obracać. Nie zgryzie serca
tyczące się stoją akcyje? Pewnie nie podniesiesz, dopiero nie zażyjesz kopiji, jeżeli żyły, moc ręki wzmagające, zwełnieją ci i obropieją. I siła miłości w swojej zawiedzie cię operacyi, ogień przyrodzony kiedy zwietrzeje i zagaśnie. A tak w oboim polu któż cię zażyje? Z którego pies pod smycz niesposobny, ogon pod się złożywszy, myje i umyka zwyczajnie. Ani mąż, ani mężczyzna doskonały będziesz, chyba harmophrodit ex lex naturae, którego uciesznie zażywają ludzie. Żyje przyjemnie, słodko, kto przyzwoitą pracy i zabawy zmysły swoje rekreuje rozrywką, ani się czasem życia miłego nasycić może, kto go ma na co zażywać i obracać. Nie zgryzie serca
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 189
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
brevis per exempla. Niechci kto pokaże na Tablicy, prędzej pojmiesz, niż długie eksplikacje, reguły i obszerne lekcje. O czym wiedząc, czasu, i papieru sobie nie psuję, Tobie zaś głowy Czytelniku.
Jeszcze do tych Części ARYTMETYKI należy Regula Consortii, albo Societatis, której usus jest wten czas, kiedy złoży się naprzykład impari summa, kilku albo kilkunastu na jaki handel, jeden mniej, drugi więcej kontribuet; potym zarobiwszy wiele ma każdy partycypować zarobku, według proporcyj datku swego.
Datur jeszcze Regula Positionis seu Falsi. Więcej pragnącego wiedzieć, do głównych Arytmetyków albo Rachmistrzów odsyłam, mnie dosyć krótko namienić, abyś z kropel słodkich
brevis per exempla. Niechci kto pokaże na Tablicy, prędzey poymiesz, niż długie explikacye, reguły y obszerne lekcye. O czym wiedząc, czasu, y papieru sobie nie psuię, Tobie zaś głowy Czytelniku.
Ieszcze do tych Części ARYTMETYKI należy Regula Consortii, albo Societatis, ktorey usus iest wten czas, kiedy złoży się naprzykład impari summa, kilku álbo kilkunastu na iaki handel, ieden mniey, drugi więcey contribuet; potym zarobiwszy wiele ma káżdy partycypować zarobku, według proporcyi datku swego.
Datur ieszcze Regula Positionis seu Falsi. Więcey pragnącego wiedzieć, do głownych Arytmetykow albo Rachmistrzow odsyłam, mnie dosyć krotko namienić, abyś z kropel słodkich
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 158
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
warta tego była, ale łaską osobliwszą Pana Boga, najpierwszym in Republica ludziom barzo się podobała, tak dalece, że tegoż dnia król przy obiedzie, nie rozumiejąc języka polskiego, a zważając, z jaką atencją wszyscy mię mówiącego słuchali i gęsta aprobujące ukazywali, wspomniał o mnie, suponując, żem dobrze mówił. Złożyło się wiele panów na chwalenie mowy mojej, a najpryncypalniej Poniatowski, naówczas wojewoda mazowiecki, teraźniejszy kasztelan krakowski. Wielu z ministrów i panów pierwszych kazali mi dawać sobie in scriptis mową moją, na obiady mię zapraszali i wielkie mi oświadczenia łask swoich czynili. I tak mi Pan Bóg krzywdę przez Grabowskiego pijanego w skomatycznych słowach na obiedzie
warta tego była, ale łaską osobliwszą Pana Boga, najpierwszym in Republica ludziom barzo się podobała, tak dalece, że tegoż dnia król przy obiedzie, nie rozumiejąc języka polskiego, a zważając, z jaką atencją wszyscy mię mówiącego słuchali i gęsta aprobujące ukazywali, wspomniał o mnie, suponując, żem dobrze mówił. Złożyło się wiele panów na chwalenie mowy mojej, a najpryncypalniej Poniatowski, naówczas wojewoda mazowiecki, teraźniejszy kasztelan krakowski. Wielu z ministrów i panów pierwszych kazali mi dawać sobie in scriptis mową moją, na obiady mię zapraszali i wielkie mi oświadczenia łask swoich czynili. I tak mi Pan Bóg krzywdę przez Grabowskiego pijanego w skomatycznych słowach na obiedzie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 170
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
że elekcja ip. Fleminga na funkcją deputacką jak dworowi, tak tym bardziej księciu Radziwiłłowi, hetmanowi wielkiemu lit., jako przez manifest w sprawie mojej deputacki zaniesiony honor syna jego implikuje, będzie acerbissima.
Trudno się i Pacem, pisarzem lit., składać, że on sobie za kolegę Fleminga życzył, gdyż on tym się złoży, że nie był jako a prudentiore od marszałka kowieńskiego reflektowany.
Konkluzja zatem responsu mego na tym była, że ile możności będę się starał tak przed marszałkiem nadwornym koronnym, jako i przed księciem hetmanem jego ekskuzować, a suplikowałem wzajemnie, aby marszałek kowieński w tak złym i niebezpiecznym razie mnie nie odstępował i owszem przez
że elekcja jp. Fleminga na funkcją deputacką jak dworowi, tak tym bardzej księciu Radziwiłłowi, hetmanowi wielkiemu lit., jako przez manifest w sprawie mojej deputacki zaniesiony honor syna jego implikuje, będzie acerbissima.
Trudno się i Pacem, pisarzem lit., składać, że on sobie za kolegę Fleminga życzył, gdyż on tym się złoży, że nie był jako a prudentiore od marszałka kowieńskiego reflektowany.
Konkluzja zatem responsu mego na tym była, że ile możności będę się starał tak przed marszałkiem nadwornym koronnym, jako i przed księciem hetmanem jego ekskuzować, a suplikowałem wzajemnie, aby marszałek kowieński w tak złym i niebezpiecznym razie mnie nie odstępował i owszem przez
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 631
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, ale Herezją różną zarażonych. O tej Rzeczy-pospolitej sciendum, że Legem frugalitatis obserwuje stricte. Nie zastawują tam stołów przepysznych, ale żyją Chlebem, syrem, śledziem, piwem. Z Komerciów do wielkich przyszli bogactw, z pięknych rżądów do wielkiej stymy, Roku 1602 zebrało się kupców 56 to z Amsterdamu, to z Delfu złożyli się na kapitał 645984 Olenderskich złotych. Tą summą nakupiwszy towarów w Portugalii, i w zachodniej Indyj, alias Ameryce, sprowadzili do Europy, za lat trzy wrócił się im Kapitał, i zarobili 400 beczek złota: w sześciu leciech profitowali 36 Milionów Talerów. Ztego ich przykładu, i inni zachęceni bogacić siebie i Ojczyznę,
, ale Herezyą rożną zarażonych. O tey Rzeczy-pospolitey sciendum, że Legem frugalitatis obserwuie stricte. Nie zastawuią tam stołow przepysznych, ale żyią Chlebem, syrem, sledziem, piwem. Z Kommerciow do wielkich przyszli bogactw, z pięknych rżądow do wielkiey stymy, Roku 1602 zebrało się kupcow 56 to z Amsterdámu, to z Delffu zlożyli się na kapitał 645984 Olenderskich złotych. Tą summą nakupiwszy towarow w Portugallii, y w zachodniey Indyi, alias Ameryce, sprowádzili do Europy, za lat trzy wrocił się im Kapitał, y zarobili 400 beczek złota: w sześciu leciech profitowali 36 Millionow Talerow. Ztego ich przykładu, y inni zachęceni bogacić siebie y Oyczyznę,
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 245
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
żon niemają i żadnych białychgłów, utinam à Sodomia et bestialitate abstinentes. Na kradzież jednak i zdobycz na, jarmarki wybiegłszy, kosztują tego białego chleba, koni mają stadami, i owce trzodami w polach obszernych wypasując. Victualia alias wszystko co do jedzenia i napoju należy sąsiedzi im z Miast bliskich dowożą, co razem wszyscy się złożywszy płacą; mają swoje exercitia wojenne et disciplinam militarem lubo rigor jest i wielki zakaz, przecież często wybiegają za zdobyczą, ten sposób mając do życia i grosza nabycia. Gości Polaków (byle non hostili animo ttasili się) pięknie przyjmują, zachodzące jakie negotia Koszowy tojest ów Hetman ułatwia. Ekscessanta swego do słupa pod niebem przywiązawszy
żon niemaią y żádnych białychgłow, utinam à Sodomia et bestialitate abstinentes. Na kradzież iednak y zdobycz na, iarmarki wybiegłszy, kosztuią tego biáłego chleba, koni máią stadami, y owce trzodami w polach obszernych wypasuiąc. Victualia alias wszystko co do iedzenia y nápoiu należy sąsiedzi im z Miást bliskich dowożą, co razem wszyscy się złożywszy płacą; maią swoie exercitia woienne et disciplinam militarem lubo rigor iest y wielki zakaz, przecież często wybiegaią za zdobyczą, ten sposob maiąc do życia y groszá nabycia. Gości Polakow (byle non hostili animo ttasili się) pięknie przyimuią, zachodzące iakie negotia Koszowy toiest ow Hetman ułatwia. Excessanta swego do słupa pod niebem przywiązawszy
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 753
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
skutecznych/ okazji nawrócenia się jak drugim (a snać którzy mniej niż ty zgrzeszyli/ tak często nie odpadli) nie umknie? a nuż potym samym grzechu na który się zabiera/ to ostatnie/ nieszczęście na cię przyjdziesz? Jużeż przepadła stradna dusza! Ach niemasz/ niemasz czy się wymówić! nie masz czym się złożyć! tylko szczególną dobrozią/ cierpliwością/ miłosierdziem Boga twojego. 9. Ale niechajże ci giną/ niechaj tych pieką/ tych smażą którzy przewinili/ którzy zgrzeszyli. Co winien niewinny Baranek? co winien jednorodzony Syn Boga żywego? a przecię że on dobrowolnie przyjąć raczył postać jednego grzesznika/ że ten dług z szczególnej dobroci
skutecznych/ okázyi náwrocenia się iák drugim (á snać ktorzy mniey niż ty zgrzeszyli/ ták często nie odpadli) nie umknie? a nuż potym samym grzechu ná ktory się zabiera/ to ostátnie/ nieszczęśćie ná ćię przyidźiesz? Iużeż przepadła stradna dusza! Ach niemasz/ niemasz czý się wymowić! nie masz czym się złożyć! tylko szczegulną dobroźią/ ćierpliwośćią/ miłośierdźiem Bogá twoiego. 9. Ale niecháyże ći giną/ niecháy tych pieką/ tych smażą ktorzy przewinili/ ktorzy zgrzeszyli. Co winien niewinny Baránek? co winien iednorodzony Syn Bogá żywego? a przećię że on dobrowolnie przyiąć raczył postáć iednego grzeszniká/ że ten dług z szczegulney dobroći
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 42
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688