nazbyt.
Dobrze mówią. Omne nimium contrartium est naturae. I zasię: Omne nimium vertitur in vitium.
Gdy mu jeden przyjaciel mówił: że mając u siebie mieć goście/ barzo mało dla nich zgotował. Na to tak powiedział: Jeśli dobrzy są/ dosyć będzie: a jeśli źli/ tedy i tego siła co się zgotowało. Księgi pierwsze.
Powiadał/ iż nalepszymi przysmaki jest przemorzenie. Bo i nic nie kosztuje: i każdy pokarm czyni barzo smacznym. Pospolicie mówią. Optimum condimentum fames. Horatius też mówi Ser. lib. 2. Satyra. 2. Ieiunus stomachus rarò vulgaria temnit.
Ujźrzawszy jednego że przysroższym czeladnika swego karze: pytał
názbyt.
Dobrze mowią. Omne nimium contrartium est naturae. Y záśię: Omne nimium vertitur in vitium.
Gdy mu ieden przyiaćiel mowił: że máiąc v śiebie mieć gośćie/ bárzo máło dla nich zgotował. Ná to ták powiedźiał: Ieśli dobrzy są/ dosyć będźie: á ieśli źli/ tedy y tego śiłá co się zgotowáło. Kśięgi pierwsze.
Powiádał/ iż nalepszymi przysmaki iest przemorzenie. Bo y nic nie kosztuie: y káżdy pokarm cżyni bárzo smácżnym. Pospolićie mowią. Optimum condimentum fames. Horatius też mowi Ser. lib. 2. Satyra. 2. Ieiunus stomachus rarò vulgaria temnit.
Vyźrzawszy iednego że przysroższym cżeládniká swego karze: pytał
Skrót tekstu: BudnyBPow
Strona: 3
Tytuł:
Krotkich a wezłowatych powieści [...] księgi IIII
Autor:
Bieniasz Budny
Drukarnia:
Piotr Blastus Kmita
Miejsce wydania:
Lubcz
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
filozofia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
koniu ozdoba: Król polski, Władysław Czwarty, Ma z boków dostatek warty: Siedm chorągwi z jednę stronę Wystawili na obronę Ossolińscy, z swej ochoty, Kopijnika , nie piechoty. Podczas wojen, różnych czasów, Z kosztem zażyli niewczasów. Z drugiej strony przeciw sobie Rokoszanie z królem; obie Już wojska uszykowali, Potykać się zgotowali; Ossoliński jeden skoczył, Odważnie do nich wyboczył: Szczęśliwie bitwę rozerwał, Lub się sam w niebezpieczność wdał. Tamże z boków familia, Jak najpiękniejsza lilia; Wkoło rzędem sztylowana, Od Amama zmalowana. Znajdziesz tamże cudo wielkie Ich zasług, przygody wszelkie; Gdy jednego z konia zbito, Na śmierć kopiją przebito,
koniu ozdoba: Król polski, Władysław Czwarty, Ma z boków dostatek warty: Siedm chorągwi z jednę stronę Wystawili na obronę Ossolińscy, z swej ochoty, Kopijnika , nie piechoty. Podczas wojen, różnych czasów, Z kosztem zażyli niewczasów. Z drugiej strony przeciw sobie Rokoszanie z królem; obie Już wojska uszykowali, Potykać się zgotowali; Ossoliński jeden skoczył, Odważnie do nich wyboczył: Szczęśliwie bitwę rozerwał, Lub się sam w niebezpieczność wdał. Tamże z boków familija, Jak najpiękniejsza lilija; Wkoło rzędem sztylowana, Od Ammama zmalowana. Znajdziesz tamże cudo wielkie Ich zasług, przygody wszelkie; Gdy jednego z konia zbito, Na śmierć kopiją przebito,
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 87
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
swego onym, straż pilną niosąc nowo poślubionym, tegoż z pobrzeżnej co wątrobą ryby ochronił łoże Sary bez pochyby.
Otóż już zorze gościniec rumiony gotują słońcu, a stróż nie uśpiony wykrzyka z blanków, witając świt rany bądź głosem, bądź to na trąbie miedzianej.
Jako wśrzód lata w parnym pszczoły znoju, niż się zgotują do brzmiącego roju, jedne po drugich bystrych piórek lotem wycieczkę czynią, to wciąż, to zaś wrotem,
tak wszytkich w żyznym rącze dworze nogi to gęste depcą, to mijają progi. Jedni do kuchnie zarąbione woły, ci niosąc sarnę i jelenia wpoły;
tym kuropatwy, temu cięży w dłoni drop, temu zdobycz po
swego onym, straż pilną niosąc nowo poślubionym, tegoż z pobrzeżnej co wątrobą ryby ochronił łoże Sary bez pochyby.
Otóż już zorze gościniec rumiony gotują słońcu, a stróż nie uśpiony wykrzyka z blanków, witając świt rany bądź głosem, bądź to na trąbie miedzianéj.
Jako wśrzód lata w parnym pszczoły znoju, niż się zgotują do brzmiącego roju, jedne po drugich bystrych piórek lotem wycieczkę czynią, to wciąż, to zaś wrotem,
tak wszytkich w żyznym rącze dworze nogi to gęste depcą, to mijają progi. Jedni do kuchnie zarąbione woły, ci niosąc sarnę i jelenia wpoły;
tym kuropatwy, temu cięży w dłoni drop, temu zdobycz po
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 280
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995
„Co wy wiecie, jeśli to nie jest gorszy ze wszytkich złodziejów? A już między nami tak wiele przepatrzył, a czas zrozumiawszy, może dać towarzystwu znać. Mnie-ć się zda, abyśmy się ruszyli, a jego śpiącego odeszli.”
Podobała się ta mowa wszytkim, a prędko wielbłądy najuczywszy, cicho się zgotowawszy, poszli. Młodzieniec tak spał dobrze, aż słońce ramiona i plecy mu palić poczęło. Ocuciwszy (się), głowę podniósł. Obaczywszy, że go odjechano, frasowny wstawszy, drogi szukać począł, którą gdy zaraz piaskiem wschodni wiatr zasypał, naleźć nie mogąc, mało co uszedłszy, siadł, i z miejsca się
„Co wy wiecie, jeśli to nie jest gorszy ze wszytkich złodziejów? A już między nami tak wiele przepatrzył, a czas zrozumiawszy, może dać towarzystwu znać. Mnie-ć się zda, abyśmy się ruszyli, a jego śpiącego odeszli.”
Podobała się ta mowa wszytkim, a prędko wielbłądy najuczywszy, cicho się zgotowawszy, poszli. Młodzieniec tak spał dobrze, aż słońce ramiona i plecy mu palić poczęło. Ocuciwszy (się), głowę podniósł. Obaczywszy, że go odjechano, frasowny wstawszy, drogi szukać począł, którą gdy zaraz piaskiem wschodni wiatr zasypał, naleźć nie mogąc, mało co uszedłszy, siadł, i z miejsca się
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 153
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879
szańców zaprowadzono/ z których rozumieli/ iż nas z wałów zbić mieli: jakoż wszystko pod przywałek bili. My będąc ostrzeżeni/ w to miejsce gdzie zawsze z batów wysiadali/ kul ognistych któremiś W. M. nas opatrzyć raczył/ kilkanaście nazakopywali opodal/ zapał pod ziemią do onych uczyniwszy. A iż nocą się zgotować nie mogli/ o południu w dzień Niedzielny/ do nas pod Zamek z batów wielkim hurmem wysiadać poczęli: co postrzegszy/ wycieczkęsmy do nich umyślną uczynili/ abyśmy uchodząc/ na przyprawy ogniste onych nawiedli/ i tak się stało: bo gdy kupą natarli/ w tym zapalono kule/ które gdy miedzy niemi strzelać jęły
szańcow záprowádzono/ z ktorych rozumieli/ iż nas z wáłow zbić mieli: iákoż wszystko pod przywáłek bili. My będąc ostrzeżeni/ w to mieysce gdźie záwsze z batow wyśiadáli/ kul ognistych ktoremiś W. M. nas opátrzyć raczył/ kilkánaśćie názákopywáli opodal/ zapał pod źiemią do onych vczyniwszy. A iż nocą się zgotowáć nie mogli/ o południu w dźień Niedźielny/ do nas pod Zamek z batow wielkim hurmem wyśiádáć poczęli: co postrzegszy/ wyćieczkęsmy do nich vmyślną vczynili/ ábysmy vchodząc/ ná przypráwy ogniste onych náwiedli/ y ták się sstáło: bo gdy kupą nátárli/ w tym zápalono kule/ ktore gdy miedzy niemi strzeláć ięły
Skrót tekstu: BiałłozorList
Strona: A2v
Tytuł:
List o oblężeniu zamku Dyjamenckiego w Inflantach
Autor:
Gabriel Białłozor
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1605
Data wydania (nie wcześniej niż):
1605
Data wydania (nie później niż):
1605