obraca oczy, A gęstemi łzami twarz i zanadrze moczy. Patrzy na brzegi, ale brzegi uciekają I coraz mniejsze wszytkie, nakoniec znikają. Koń, który z nią tam i sam pływał między wały, Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i noc swe wypuszczała mroki, W takiej twarzy i w takiej postawie stanęła, Taką barwę i taką postać na się wzięła, Żeby beł każdy
obraca oczy, A gęstemi łzami twarz i zanadrze moczy. Patrzy na brzegi, ale brzegi uciekają I coraz mniejsze wszytkie, nakoniec znikają. Koń, który z nią tam i sam pływał między wały, Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i noc swe wypuszczała mroki, W takiej twarzy i w takiej postawie stanęła, Taką barwę i taką postać na się wzięła, Żeby beł każdy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 156
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
niejako za wiatrem iść/ i żagle odmienić. Peregrynacja Źli ludzie w nim Pierwszy raz jadą do Malei.
Dnia 29 Listop: Kusilismy się z nowu do tej góry/ acz wiatru nie było sposobnego/ trochę powiewał/ w której drodze podkalismy się z drugimi naszymi wczorajszymi galerami/ co je był wiatr różniósł. A gdy się zmierzkało/ myśmy się też do góry przybliżali/ i pędem wielkim bieżelismy do onego niebezpiecznego końca. Lecz skorośmy usilnie na samy następowali/ także i drugie galery/ żeby jedna za drugą porządnie mogła przebyć/ wypadł wiatr przeciwko nam/ i pierwsze gwałtem odpędził ku tym/ co szły pozad. Była rzecz dziwna/ i
nieiáko zá wiátrem iśdź/ y żagle odmienić. Peregrynácya Zli ludzie w nim Pierszy ráz iádą do Málei.
Dniá 29 Listop: Kuśilismy sie z nowu do tey gory/ ácz wiátru nie było sposobne^o^/ trochę powiewał/ w ktorey drodze podkálismy sie z drugimi nászymi wczoráyszymi galerámi/ co ie był wiátr rozniosł. A gdy sie zmierzkáło/ mysmy sie też do gory przybliżáli/ y pędęm wielkim bieżelismy do onego niebespiecznego końcá. Lecz skorosmy uśilnie ná sámy nástępowáli/ tákże y drugie galery/ żeby iedná zá drugą porządnie mogłá przebyć/ wypadł wiátr przećiwko nam/ y pierwsze gwałtem odpędźił ku tym/ co szły pozad. Byłá rzecz dźiwná/ y
Skrót tekstu: BreyWargPereg
Strona: 95
Tytuł:
Peregrynacja arabska albo do grobu św. Katarzyny
Autor:
Bernhard Breydenbach
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
szkaradnego, mieszkać mi przyszło!”
Rzekła potem wronie: — „Gdyby to być mogło, aby między mną a tobą taka odległość była, jaka jest od wschodu słońca do zachodu, barzobym wesoła była; gdyż ktokolwiek na twarz twoję rano pojrzy, już u niego, choć u ludzi dopiero dzień, zmierzcha się.”
Gdy kto na twą twarz pojrzy, choć najraniej wstanie, Najjaśniejszy dzień nocą czarną się mu stanie.
Słyszano potem i wronę narzekającą i rzewno płaczącą i mówiącą: — „Boże, coś na mię dopuścił! i co to za szczęście moje? już koniec żywota swego przeglądać muszę. Gdzie one czasy
szkaradnego, mieszkać mi przyszło!”
Rzekła potém wronie: — „Gdyby to być mogło, aby między mną a tobą taka odległość była, jaka jest od wschodu słońca do zachodu, barzobym wesoła była; gdyż ktokolwiek na twarz twoję rano pojrzy, już u niego, choć u ludzi dopiero dzień, zmierzcha się.”
Gdy kto na twą twarz pojrzy, choć najraniéj wstanie, Najjaśniejszy dzień nocą czarną się mu stanie.
Słyszano potém i wronę narzekającą i rzewno płaczącą i mówiącą: — „Boże, coś na mię dopuścił! i co to za szczęście moje? już koniec żywota swego przeglądać muszę. Gdzie one czasy
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 177
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879