, przecież od tej którą poznaje doskonałości zawzdy daleka. Argument ten wielkiej wagi dotąd, ile wiedzieć mogę, niebył użyty na probowanie wiecznej dusz trwałości.
Któżby sobie mógł imaginować, iżby dusza sposobna do coraz większego doskonalenia, aktualnym stanem nie syta, wśrzód zapędów bystrego lotu swojego niszczeć, a przeto czczym tylko pragnieniem łudzićby się miała? Chęć ta wrodzona na cóżby jej była użyczona, gdyby się ziścić żadnym sposobem nie mogła? Zwierze do zamierzonego sobie kresu przychodzi, w krótkim czasie przymioty jego w rodzone rozpościerają się, i choćby potym jak najdłużej żyło, żadnego więcej progresu nie uczyni. Gdyby dusza ludzka podobnie określona była, gdyby
, przecież od tey ktorą poznaie doskonałości zawzdy daleka. Argument ten wielkiey wagi dotąd, ile wiedzieć mogę, niebył użyty na probowanie wieczney dusz trwałości.
Ktożby sobie mogł imaginować, iżby dusza sposobna do coraz większego doskonalenia, aktualnym stanem nie syta, wśrzod zapędow bystrego lotu swoiego niszczeć, á przeto czczym tylko pragnieniem łudzićby się miała? Chęć ta wrodzona na cożby iey była użyczona, gdyby się ziścić żadnym sposobem nie mogła? Zwierze do zamierzonego sobie kresu przychodzi, w krotkim czasie przymioty iego w rodzone rozpościeraią się, y choćby potym iak naydłużey żyło, żadnego więcey progressu nie uczyni. Gdyby dusza ludzka podobnie określona była, gdyby
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 117
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
przykładem swym, jako i promowowaniem ludzi dobrych i godnych, z pilnością ich szukając, na urzędy i dostojestwa tak świeckie, jako i duchowne rozkrzewiał, tymeś WKM. większą sobie w niebie przysługę czynił, uczestnikiem będąc tego wszystkiego, co się jedno dobrego od onych wywyższonych działo, a zatym i bogomódlctwa więcej od łudzi sobie przymnażał, owa szczęście wszytko WKMci z tego źródła pobożności płynęło, które potym wielkie wstręty od WKMci samego miało, a naprzód w on czas, kiedyś WKM. z panem ojcem swym tą intencją w Rewlu zjeżdżać się raczył, aby było, nas opuściwszy, z nim do Szwecji jachać, co nieboszczyk pan
przykładem swym, jako i promowowaniem ludzi dobrych i godnych, z pilnością ich szukając, na urzędy i dostojestwa tak świeckie, jako i duchowne rozkrzewiał, tymeś WKM. większą sobie w niebie przysługę czynił, uczestnikiem będąc tego wszystkiego, co się jedno dobrego od onych wywyższonych działo, a zatym i bogomódlctwa więcej od łudzi sobie przymnażał, owa szczęście wszytko WKMci z tego źródła pobożności płynęło, które potym wielkie wstręty od WKMci samego miało, a naprzód w on czas, kiedyś WKM. z panem ojcem swym tą intencyą w Rewlu zjeżdżać się raczył, aby było, nas opuściwszy, z nim do Szwecyej jachać, co nieboszczyk pan
Skrót tekstu: SkryptWojCz_II
Strona: 277
Tytuł:
Mikołaj Zebrzydowski, Skrypt p. Wojewody krakowskiego, na zjeździe stężyckim niektórym pp. senatorom dany, 1606
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
Rzpltej i szlachcie życzliwi nie dali przestrogi otwierając drugim oczy, quae fata wszystkich manent i na co te wszystkie wyjść mogą zdzierstwa.
13. Pretekst to jest zasłony od tureckiej ściany teraźniejszych wojsk saksońskich wprowadzenie; w samej zaś rzeczy patet anguis in herba i cale insza jest odległych z tego konsekwencyjej maksyma. Dla czego pozorem tylko łudzą, że się sami utrzymać od postronnych potencyj nie mogą Polacy, i dlatego tak ich ratować potrzeba, aby nieprzyjaciela nie widząc przed sobą zniszczeni sami zginęli. Ażeby z takowej wyzuć się opieki, lepiej własnymi siłami asystować Rzpltej, gdzie tylko potrzeba będzie, a takowego więcej nie cierpieć zdzierstwa. Prędko się insza odkryje tej obłudy
Rzpltej i szlachcie życzliwi nie dali przestrogi otwierając drugim oczy, quae fata wszystkich manent i na co te wszystkie wyjść mogą zdzierstwa.
13. Pretekst to jest zasłony od tureckiej ściany teraźniejszych wojsk saksońskich wprowadzenie; w samej zaś rzeczy patet anguis in herba i cale insza jest odległych z tego konsekwencyjej maksyma. Dla czego pozorem tylko łudzą, że się sami utrzymać od postronnych potencyj nie mogą Polacy, i dlatego tak ich ratować potrzeba, aby nieprzyjaciela nie widząc przed sobą zniszczeni sami zginęli. Ażeby z takowej wyzuć się opieki, lepiej własnymi siłami asystować Rzpltej, gdzie tylko potrzeba będzie, a takowego więcej nie cierpieć zdzierstwa. Prędko się insza odkryje tej obłudy
Skrót tekstu: ZgubWolRzecz
Strona: 202
Tytuł:
Przestroga generalna stanów Rzpltej…
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1713 a 1714
Data wydania (nie wcześniej niż):
1713
Data wydania (nie później niż):
1714
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Rzeczpospolita w dobie upadku 1700-1740. Wybór źródeł
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Gierowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
nie boją. Nie wedle uchwal dawnych, ustawów sejmowych, Starodawnych hetmanów ordynków chlebowych Chleby biorą z niszczonych Bellonami włości: Już w nich mało kmiotkowie mają osiadlości. Za nic teraz artykuł, za nic sąd wojskowy. A czemuż? Nierząd ten jest z was samych gotowy. Nie płacicie. Ale co? Sejmami łudzicie. A cóż z tego? Sami się tą zwłoką niszczyci[...] Obiecujecie zawsze winną im zapłatę. Miasto której w dalszą ich pociągacie strato. W stratę owych, a samych pewnie was w znaczniejszą Wśrubujecie ruinę, bo oni nie mniejszą Wezmą swoję zapłatę i ćwierci borgowe. Jaka u was jest praocis, wezmą chleby owe. Które
nie boją. Nie wedle uchwal dawnych, ustawów sejmowych, Starodawnych hetmanów ordynków chlebowych Chleby biorą z niszczonych Bellonami włości: Już w nich mało kmiotkowie mają osiadlości. Za nic teraz artykuł, za nic sąd wojskowy. A czemuż? Nierząd ten jest z was samych gotowy. Nie płacicie. Ale co? Sejmami łudzicie. A cóż z tego? Sami się tą zwłoką niszczyci[...] Obiecujecie zawsze winną im zapłatę. Miasto której w dalszą ich pociągacie strato. W stratę owych, a samych pewnie was w znaczniejszą Wśrubujecie ruinę, bo oni nie mniejszą Wezmą swoję zapłatę i ćwierci borgowe. Jaka u was jest praocis, wezmą chleby owe. Które
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 732
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Inflanty sięgniono, tylko żeby z nich tanquam ex equo trajano, na zgubę wolności polskich czuwać, żeby za ope et subsidio zawojowanej tej prowincji wstęp sobie uczynić ad absolutam potestatem. Kiedy zaś taż prowincja przez iniqua armorum sorte potencji moskiewskiej cessit, bądźże pewna mizerna Polsko, że chimeryczne to recuperatio avulsorum, którą się łudzą, in tumulum swobód swoich się obróci, jeżeli cię sama nie wskrzesisz; jawnym tego dowodem to, co się dzieje, bo kiedyż surowiej nieprzyjaciel dobył na Polskę pazurów, kiedy wszystkie swoje żwawiej wywarł intencje, jeżeli nie przez ten czas, w którym rzeczpospolitą rozumiał być destitutum omni spe sukursu od najjaśniejszego króla imci szwedzkiego
Inflanty sięgniono, tylko żeby z nich tanquam ex equo trajano, na zgubę wolności polskich czuwać, żeby za ope et subsidio zawojowanéj téj prowincyi wstęp sobie uczynić ad absolutam potestatem. Kiedy zaś taż prowincya przez iniqua armorum sorte potencyi moskiewskiéj cessit, bądźże pewna mizerna Polsko, że chimeryczne to recuperatio avulsorum, którą się łudzą, in tumulum swobód swoich się obróci, jeżeli cię sama nie wskrzesisz; jawnym tego dowodem to, co się dzieje, bo kiedyż surowiéj nieprzyjaciel dobył na Polskę pazurów, kiedy wszystkie swoje żwawiéj wywarł intencye, jeżeli nie przez ten czas, w którym rzeczpospolitą rozumiał być destitutum omni spe sukkursu od najjaśniejszego króla imci szwedzkiego
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 287
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
w nocy, z wieczora i z rana. Cóż tedy jest ten żywot ludzki? Śmierć czekana, Strach śmierci ustawiczny, który jeszcze gorzej Aniżeli sama śmierć serce ludzkie morzy. 205 (D). CO OKO OBACZY, RĘKA ZAPŁACI
(KRAKÓW)
Niepotrzebnie sylaba pierwsza straszy ludzi: Nie kradnie Kraków, tylko że pieniądze łudzi. Bez wielu się obejdzie rzeczy człowiek w domu; Wiele ujźry potrzebnych, przyszedszy do kramu. Idąc po lewej stronie kamienice szarej, Między inszym towarem widząc okulary, Chcę je sobie do oczu przybierać i z sporem Pieniędzy do onego kramu idę worem. Kupiłem okulary i puzderko na nie. Widząc karty, w Bobowej
w nocy, z wieczora i z rana. Cóż tedy jest ten żywot ludzki? Śmierć czekana, Strach śmierci ustawiczny, który jeszcze gorzej Aniżeli sama śmierć serce ludzkie morzy. 205 (D). CO OKO OBACZY, RĘKA ZAPŁACI
(KRAKÓW)
Niepotrzebnie sylaba pierwsza straszy ludzi: Nie kradnie Kraków, tylko że pieniądze łudzi. Bez wielu się obejdzie rzeczy człowiek w domu; Wiele ujźry potrzebnych, przyszedszy do kramu. Idąc po lewej stronie kamienice szarej, Między inszym towarem widząc okulary, Chcę je sobie do oczu przybierać i z sporem Pieniędzy do onego kramu idę worem. Kupiłem okulary i puzderko na nie. Widząc karty, w Bobowej
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 95
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Tak i ta nasza z nieba udzielona Cząstka światłości, w cieniu położona, Wzdycha do swojej niebieskiej dziedziny Z ziemskiej niziny,
Brzydkim tłumokiem ciała obciążona I snem głębokim prawie opojona, Jako niewolnik srogiego tyrana Władzy poddana.
Lecz tego przecię spodziewać się może Ułomność ludzka, gdy jej Bóg pomoże, Że kiedyżkolwiek z tego co ją łudzi Snu się obudzi;
Że nim dopędzi zaczętego biegu Łodź nieścigniona, nim stanie u brzegu, Skąd już żadnego ludzkiemu żywotu Niemasz powrotu,
Wróci się stamtąd, gdzie wiatry i chmury Zapędziły ją, a do cynozury Bieg swój kieruje, tam w porcie szczęśliwym Wiatrem życzliwym
Pędzona stanie. Ciebie ja o święty Świętych zastępów panie
Tak i ta nasza z nieba udzielona Cząstka światłości, w cieniu położona, Wzdycha do swojej niebieskiej dziedziny Z ziemskiej niziny,
Brzydkim tłumokiem ciała obciążona I snem głębokim prawie opojona, Jako niewolnik srogiego tyrana Władzy poddana.
Lecz tego przecię spodziewać się może Ułomność ludzka, gdy jej Bog pomoże, Że kiedyżkolwiek z tego co ją łudzi Snu się obudzi;
Że nim dopędzi zaczętego biegu Łodź nieścigniona, nim stanie u brzegu, Zkąd już żadnego ludzkiemu żywotu Niemasz powrotu,
Wroci się ztamtąd, gdzie wiatry i chmury Zapędziły ją, a do cynozury Bieg swoj kieruje, tam w porcie szczęśliwym Wiatrem życzliwym
Pędzona stanie. Ciebie ja o święty Świętych zastępow panie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 339
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, Proszę, nade mną miej swe zlitowanie Ani mię zdmuchaj, póki na twe drogi Błądzące nogi
Nie wnidą, póki zmazana grzechami Dusza ciężkimi nieomyta łzami, Póki w złych toniach śluby uczynione Niewypełnione.
Uznałem, uznał i dał od nauki, Jakie są świata zdradliwego sztuki, Jakie fortele, którymi on ludzi Do siebie łudzi.
Jako tu na nim niemasz nic trwałego, Cień tylko, owszem sen cienia marnego, A jak godzina idzie za godziną, Tak lata płyną.
Jako dostatki, którym to dufamy I w nich nadzieję wszytkę pokładamy, Oraz przepadną za lada trafunkiem Z wielkim frasunkiem.
Jak i uroda i zdrowie i siły Często tych
, Proszę, nade mną miej swe zlitowanie Ani mię zdmuchaj, poki na twe drogi Błądzące nogi
Nie wnidą, poki zmazana grzechami Dusza ciężkimi nieomyta łzami, Poki w złych toniach śluby uczynione Niewypełnione.
Uznałem, uznał i dał od nauki, Jakie są świata zdradliwego sztuki, Jakie fortele, ktorymi on ludzi Do siebie łudzi.
Jako tu na nim niemasz nic trwałego, Cień tylko, owszem sen cienia marnego, A jak godzina idzie za godziną, Tak lata płyną.
Jako dostatki, ktorym to dufamy I w nich nadzieję wszytkę pokładamy, Oraz przepadną za lada trafunkiem Z wielkim frasunkiem.
Jak i uroda i zdrowie i siły Często tych
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 340
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Zbądź politycznie, nic to nie kosztuje.
Jeśli zaś słabszy po twych plecach będzie, To już takiego bij, gdzie możesz, wszędzie!”
Teraz się pódźmy, przechodźmy po mieście, Jest i tu biesów mało, rzekę, dwieście. Co mówię, dwieście, ilo widzisz ludzi Wielkich i małych, wszystkich ten bies łudzi! Spytajmy chłopców, co się za łby wodzą, Z jakiej przyczyny w te rajakory wchodzą? „Zadał mi psubrat — jeden odpowiada — Żem mu nierówny. Niechajże kto zgada, Czym ma być starszy krawiec nad kuśnierza? A ten pan krawczyk, co to w niebo zmierza? Nie miałci Adam sukmany
Zbądź politycznie, nic to nie kosztuje.
Jeśli zaś słabszy po twych plecach będzie, To już takiego bij, gdzie możesz, wszędzie!”
Teraz się pódźmy, przechodźmy po mieście, Jest i tu biesów mało, rzekę, dwieście. Co mówię, dwieście, ilo widzisz ludzi Wielkich i małych, wszystkich ten bies łudzi! Spytajmy chłopców, co się za łby wodzą, Z jakiej przyczyny w te rajakory wchodzą? „Zadał mi psubrat — jeden odpowiada — Żem mu nierówny. Niechajże kto zgada, Czym ma być starszy krawiec nad kuśnierza? A ten pan krawczyk, co to w niebo zmierza? Nie miałci Adam sukmany
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 481
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Walkowi częste nawiedźmy. Ani on nad cię możniejszy, ani ty Jesteś z nim związkiem pokrewności zbity, Ani was przyjaźń i równe zabawy Wiążą, ani on na cię tak łaskawy, Aniś ty człowiek znosić jego zrzędy — Skądże-ć ta ludzkość i takie obrzędy? „Ma — mówisz — żonę, co mię twarz jej łudzi.” Ach, proszę, z taką ludzkością do ludzi! NA SZKLARZA
Pokazujesz mi chwalebną szklenicę. Której nad wszelką szanujesz świątnicę, Że na niej różne diamentu rysy I wszytkich królów od Piasta podpisy, Że dawniej w domu twoim niźli owa Solna w klasztorze blisko od Krakowa. Aż starymi się pyszniwszy kielichy, Wino w
Walkowi częste nawiedźmy. Ani on nad cię możniejszy, ani ty Jesteś z nim związkiem pokrewności zbity, Ani was przyjaźń i równe zabawy Wiążą, ani on na cię tak łaskawy, Aniś ty człowiek znosić jego zrzędy — Skądże-ć ta ludzkość i takie obrzędy? „Ma — mówisz — żonę, co mię twarz jej łudzi.” Ach, proszę, z taką ludzkością do ludzi! NA SZKLARZA
Pokazujesz mi chwalebną szklenicę. Której nad wszelką szanujesz świątnicę, Że na niej różne dyjamentu rysy I wszytkich królów od Piasta podpisy, Że dawniej w domu twoim niźli owa Solna w klasztorze blisko od Krakowa. Aż starymi się pyszniwszy kielichy, Wino w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 99
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971