Na coś proszę wzgardził towarzyszem naszym, który sobie spokojnie śpi, i słowa do ciebie nie przemówił, a ty już osobą jego dysponujesz. Będzieszli dalej prowadził nieuczciwe dyskursa, musi je ta młoda Panienka słuchać; ale sam uważ, jeżeli nie będzie twój postępek podobny do rozboju na wolnej drodze. Kapitan niespodziewaną przemową bynajmniej niezmieszany ścisnął Efraima mówiąc. Dziękuję ci przyjacielu ześ mnie wstrzymał w zapędach mowy mojej, gdybyś mnie w sam czas nie przestrzegł, byłbym wykroczył przeciw obyczajności i względom płci Damskiej należytym. Od tego czasu spokojność i wesołość w towarzystwie naszym panowała. Oficer z Efraimem do wielkiej poufałości przyszli.
Kwakr ten, był człowiek
Na coś proszę wzgardził towarzyszem naszym, ktory sobie spokoynie spi, y słowa do ciebie nie przemowił, á ty iuż osobą iego dysponuiesz. Będzieszli daley prowadził nieuczciwe dyskursa, musi ie ta młoda Panienka słuchać; ale sam uważ, ieżeli nie będzie twoy postępek podobny do rozboiu na wolney drodze. Kapitan niespodziewaną przemową bynaymniey niezmieszany ścisnął Ephraima mowiąc. Dziekuię ci przyiacielu ześ mnie wstrzymał w zapędach mowy moiey, gdybyś mnie w sam czas nie przestrzegł, byłbym wykroczył przeciw obyczayności y względom płci Damskiey należytym. Od tego czasu spokoyność y wesołość w towarzystwie naszym panowała. Officer z Ephraimem do wielkiey poufałości przyszli.
Kwakr ten, był człowiek
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 144
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
Koncent młodszych w tąniec wyżenie. Do nie strawianej starszych przywiedzie/ Tyś dobrej myśli kunszt przy obiedzie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dajesz tak dziwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodzi/ Którym rumiana Wenus rej wodzi/ Gdzie szkocznym taktem wraz poskakują/ I alternatą Panny częstują. Tam wolno palce ścisnąć i dłoni Wolno podrapać której niebroni/ Może uszczypnąć może nieznacznie/ Pieszczoną rękę całować smacznie. A cóż ma Heban nad cię Jaworze/ Ty masz głos w Cenie/ a on wpozorze. On swym widokiem ucieszy oczy/ Po tobie wesoł człek gdy wyskoczy. Lirycorum Polskich Pieśń XXXVI. Wybijanie Aprehensiej jednej Damie
Koncent młodszych w tąniec wyżęnie. Do nie stráwiáney stárszych przywiedźie/ Tyś dobrey myśli kunszt przy obiedźie. Gdy Hebanowy smyczek twe strony/ Pogłaszcze/ dáiesz ták dźiwne tony. Zaraz się porwą wzawody Młodźi/ Ktorym rumiána Venus rey wodźi/ Gdźie szkocznym táktem wraz poskákuią/ Y álternatą Pánny częstuią. Tám wolno pálce śćisnąć y dłoni Wolno podrapáć ktorey niebroni/ Może vszczypnąć może nieznácznie/ Pieszczoną rękę cáłowáć smácznie. A coż ma Heban nád ćię Iáworze/ Ty masz głos w Cenie/ á on wpozorze. On swym widokiem vćieszy oczy/ Po tobie wesoł człek gdy wyskoczy. Lyricorum Polskich PIESN XXXVI. Wybiiánie Apprehensiey iedney Dámie
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 216
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
). NA FRASZKI
Radem ci, zacny gościu, w domu swoim cale. Ochoty nie przebierzesz, wina mam o małe; Jeżelić się podoba, nim od stołu wstaniem,
Zabawić się, przy piwku, tych fraszek czytaniem. A gość: „Miej sobie — rzecze — gospodarzu, fraszki, Każ jeszcze beczkę ścisnąć, a natoczyć flaszki, Potem czytaj po polsku, czytaj po łacinie, Będziem się śmiać, bo żarty ładniejsze przy winie.” Jam rozumiał, że wina ochronię księgami: „Wolicie pić niżeli być audytorami? Chłopcze, schowaj te książki, a kielichem sporem Daj wina, pewnie i ja nie będę lektorem.
). NA FRASZKI
Radem ci, zacny gościu, w domu swoim cale. Ochoty nie przebierzesz, wina mam o małe; Jeżelić się podoba, nim od stołu wstaniem,
Zabawić się, przy piwku, tych fraszek czytaniem. A gość: „Miej sobie — rzecze — gospodarzu, fraszki, Każ jeszcze beczkę ścisnąć, a natoczyć flaszki, Potem czytaj po polsku, czytaj po łacinie, Będziem się śmiać, bo żarty ładniejsze przy winie.” Jam rozumiał, że wina ochronię księgami: „Wolicie pić niżeli być audytorami? Chłopcze, schowaj te książki, a kielichem sporem Daj wina, pewnie i ja nie będę lektorem.
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 126
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ojca i jednego rodu, A wżdy różną daleko barwę wzięli sobie: Tamten chodzi we złocie, ta zawsze w żałobie; Tylko że zaś przed bratem siostra ma w zapędzie,
Bo nim on raz u metu, ta dwanaście będzie. Zawsze na się patrzają, czasem się tak skwapią, Że się z sobą zderzywszy, ścisną i obłapią. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie by to były gońce, Zgadni. Nie możesz? Powiem: miesiąc jest i słońce. 331 (F). NA SZLACHCICA ŻELAZO, NA CHŁOPA KONOPIE
Grzech szlachcica i świeżym bić kijem, i suchem, Grzech nahajką. A czymże? Szablą i obuchem. Bracie,
ojca i jednego rodu, A wżdy różną daleko barwę wzięli sobie: Tamten chodzi we złocie, ta zawsze w żałobie; Tylko że zaś przed bratem siostra ma w zapędzie,
Bo nim on raz u metu, ta dwanaście będzie. Zawsze na się patrzają, czasem się tak skwapią, Że się z sobą zderzywszy, ścisną i obłapią. Jeśli chcesz wiedzieć, jakie by to były gońce, Zgadni. Nie możesz? Powiem: miesiąc jest i słońce. 331 (F). NA SZLACHCICA ŻELAZO, NA CHŁOPA KONOPIE
Grzech szlachcica i świeżym bić kijem, i suchem, Grzech nahajką. A czymże? Szablą i obuchem. Bracie,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 141
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ma co, nie je, kiedy nie chce. Ja zaś mam słońce w głowie, kompas na żołądku, Jem wedle apetytu i wedle rozsądku. 334 (F). ŁYSY
Za cóż chwytać łysego, kiedy wpadnie w wodę? Jeśliż nie ma na głowie czupryny, za brodę. Tak mu i gębę mocno ściśniesz, że mu się w nią Nie naleje, i ze złej toni wyrwiesz pewnie. 335. SĘDZIA GŁUPI
Słowikowi z kukułką przeczka stąd urosła, Które z nich piękniej śpiewa. Toż z wielkimi osła Obaczywszy uszyma, bowiem na nich wiele Należy, kto się sądzić podejmie kapele, Proszą, żeby rozstrzygnął, wysłuchawszy obu
ma co, nie je, kiedy nie chce. Ja zaś mam słońce w głowie, kompas na żołądku, Jem wedle apetytu i wedle rozsądku. 334 (F). ŁYSY
Za cóż chwytać łysego, kiedy wpadnie w wodę? Jeśliż nie ma na głowie czupryny, za brodę. Tak mu i gębę mocno ściśniesz, że mu się w nię Nie naleje, i ze złej toni wyrwiesz pewnie. 335. SĘDZIA GŁUPI
Słowikowi z kukułką przeczka stąd urosła, Które z nich piękniej śpiewa. Toż z wielkimi osła Obaczywszy uszyma, bowiem na nich wiele Należy, kto się sądzić podejmie kapele, Proszą, żeby rozstrzygnął, wysłuchawszy obu
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 142
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zruciwszy piankę, Więc mu w skok na serwecie przyniosą siekankę. Szepcą za tym, śmieją się i panny, i dziewki, A ten wali, siągając do spodniej polewki, Już ostatka dojadał, gdy się chłopiec dowie I cicho panu swemu on specjał powie; Który, bo mu się nazad skwarne ma do pyska, Ścisnąwszy zęby, prosto do drzwi od półmiska. Potem dopadszy konia, przysiągł na rozdrożu, Nie kłaść się po pijanu na panieńskim łożu. Jeśli nie do rozumu, przynamniej do kiszki I żołądka niech każdy stosuje kieliszki; Nie szanujesz rozumu, więc wedle przysłowia Nie czyń winem naturze gwałtu, szanuj zdrowia. Boska naprzód, toż
zruciwszy piankę, Więc mu w skok na serwecie przyniosą siekankę. Szepcą za tym, śmieją się i panny, i dziewki, A ten wali, siągając do spodniej polewki, Już ostatka dojadał, gdy się chłopiec dowie I cicho panu swemu on specyjał powie; Który, bo mu się nazad skwarne ma do pyska, Ścisnąwszy zęby, prosto do drzwi od półmiska. Potem dopadszy konia, przysiągł na rozdrożu, Nie kłaść się po pijanu na panieńskim łożu. Jeśli nie do rozumu, przynamniej do kiszki I żołądka niech każdy stosuje kieliszki; Nie szanujesz rozumu, więc wedle przysłowia Nie czyń winem naturze gwałtu, szanuj zdrowia. Boska naprzód, toż
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 163
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
to nie potrzeba ważyć: Tamta chciała uciechy przy potrzebie zażyć, Ta nie dba o zabawę, dosyć, dosyć trzy dni, I to siła, dosyć jest trzy razy tej brydni; Dalej kąsa dryganta i nogami pierze. Użytsze białegłowy daleko w tej mierze: Choć tylko druga brzuchem nie dosiągnie nosa, Nie odrzuci, ściśnieli rączkę jej, młokosa. Apetyt im do jabłka macierzyński wadzi, Że tu rozum igranej naturze nie radzi, Ale na cóż ich drażnić. Moja dziś Kasandra Po to się do twojego spieszy Aleksandra, Żeby mu podobnego na marsowe trwogi Cyllara, twemu drużbie, rodziła pod nogi. Odsłuży-ć. Jeszczem rzeczy
to nie potrzeba ważyć: Tamta chciała uciechy przy potrzebie zażyć, Ta nie dba o zabawę, dosyć, dosyć trzy dni, I to siła, dosyć jest trzy razy tej brydni; Dalej kąsa dryganta i nogami pierze. Użytsze białegłowy daleko w tej mierze: Choć tylko druga brzuchem nie dosiągnie nosa, Nie odrzuci, ściśnieli rączkę jej, młokosa. Apetyt im do jabłka macierzyński wadzi, Że tu rozum igranej naturze nie radzi, Ale na cóż ich drażnić. Moja dziś Kasandra Po to się do twojego spieszy Aleksandra, Żeby mu podobnego na marsowe trwogi Cyllara, twemu drużbie, rodziła pod nogi. Odsłuży-ć. Jeszczem rzeczy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 174
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Chociaż już w ten wiek swój w cnotę nieżyzny. Poselskie szranki, główne trybunały Tak jego cnoty osobliwe znały, Że co cnotliwszy ojczyzny synowie To między sobą miewali przysłowie, Iż Wołyń cały drugiego szlachcica Wyższego w cnotę nie miał nad Czaplica.
A gdy z Kozaki wespół Tatarowie Poszli ku samej aż pod Zborów głowie, Serce ścisnąwszy w zamknionym Zbarażu, Nie omieszkiwał tak ciężkiego razu I na ostatnim niebezpieczeństw szańcu Stawił przy bożym żywot pomazańcu. Gdzie konie, wozy i cały rynsztunek (A był tam tego nie podły szacunek) I wszytko co miał stracił a sam zdrowy Został; szczęśliwy okup takiej głowy! I znowu kiedy tenże ślizkiej wiary Rusin i
Chociaż już w ten wiek swoj w cnotę nieżyzny. Poselskie szranki, głowne trybunały Tak jego cnoty osobliwe znały, Że co cnotliwszy ojczyzny synowie To między sobą miewali przysłowie, Iż Wołyń cały drugiego szlachcica Wyższego w cnotę nie miał nad Czaplica.
A gdy z Kozaki wespoł Tatarowie Poszli ku samej aż pod Zborow głowie, Serce ścisnąwszy w zamknionym Zbarażu, Nie omieszkiwał tak ciężkiego razu I na ostatnim niebezpieczeństw szańcu Stawił przy bożym żywot pomazańcu. Gdzie konie, wozy i cały rynsztunek (A był tam tego nie podły szacunek) I wszytko co miał stracił a sam zdrowy Został; szczęśliwy okup takiej głowy! I znowu kiedy tenże ślizkiej wiary Rusin i
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 426
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się, by mię nie straciła, Serca coś dziewiczego ku mnie nakręciła: Już mię nie tak posępnym wzrokiem zabijała, Już i mówić, i tańczyć z sobą dozwalała, Już rękę ścisnąć wolno, już i trącić łokciem, I po łechciwej dłoni poigrać paznokciem, A ilekroć mi miłość westchnąć rozkazała, Wzdychaniem swym wzdychanie moje odbijała; Ilekroć-em obłapić chciał, nie odmówiła, I gęby, rzkomo nie chcąc, często nadstawiła. Ale że kto się tylko samym całowaniem Kontentuje, nie godzien i tego mym
. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się, by mię nie straciła, Serca coś dziewiczego ku mnie nakręciła: Już mię nie tak posępnym wzrokiem zabijała, Już i mówić, i tańczyć z sobą dozwalała, Już rękę ścisnąć wolno, już i trącić łokciem, I po łechciwej dłoni poigrać paznokciem, A ilekroć mi miłość westchnąć rozkazała, Wzdychaniem swym wzdychanie moje odbijała; Ilekroć-em obłapić chciał, nie odmówiła, I gęby, rzkomo nie chcąc, często nadstawiła. Ale że kto się tylko samym całowaniem Kontentuje, nie godzien i tego mym
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 325
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ujmując ręki prawej wielkim palcem, i drugim po nim następującym tak, żeby paznogieć palca wielkiego plaskością swoją do końca miary przystawał: i gdy miarę odłożą od sznuru, przystawiając palca lewego paznogieć płaskością swoją do plaskości paznogcia, ręki prawej: ani pierwej wypuszczając sznur z ręki prawej, póki go dwiema palcami wprzód ręki lewej nie ściśniesz tak, żeby koniec miary przestawionej po sznurze doskonale przystał ddo płaskości paznogcia ręki lewej. Gdyż takowym sposobem koniec miary zawsze przypadać będzie na miejsce paznogcia umkniętego, bez namniejszego miary przyczynienia, abo umniejszenia, którejby znacznie przybyło, abo ubyło, sznur w brzusce palców ujmując przy mierze. Co uznasz, gdy raz spobujesz.
vymuiąc ręki práwey wielkim pálcem, y drugim po nim nástępuiącym ták, żeby páznogieć pálcá wielkiego pláskośćią swoią do końcá miáry przystawał: y gdy miárę odłożą od sznuru, przystáwiáiąc pálcá lewego páznogieć płáskośćią swoią do pláskośći páznogćiá, ręki práwey: áni pierwey wypuszczáiąc sznur z ręki práwey, poki go dwiemá pálcámi wprzod ręki lewey nie śćiśniesz ták, żeby koniec miáry przestáwioney po sznurze doskonále przystał ddo płáskośći páznogćiá ręki lewey. Gdyż tákowym sposobem koniec miáry záwsze przypadáć będżie ná mieysce páznogćiá vmkniętego, bez namnieyszego miáry przyczynięnia, ábo vmnieyszęnia, ktoreyby znácznie przybyło, ábo vbyło, sznur w brzusce pálcow vymuiąc przy mierze. Co vznasz, gdy raz spobuiesz.
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 13
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684