zaleść nielza Świętych Patriarebów ręki. Tego Roku/ którego Jerodiakon Helizeusz Zuczkowski regiment dzierżał Pieczarny: Przyprowadziła z Stawiszcz/ Majętności Jej Mci Paniej Józefowej Lozczynej Mirszałkowej Kijowskiej/ nędzna Matka/ nędzniejszą Córkę swoję Wasilissę/ w leciech dziesiąci na ten czas będącą; ta miała Ducha niemego/ który ją tak właśnie gdzie napadł rozdzierał i ślinił/ jak owego Młodzieńca u S^o^ Ewangelisty Markaw Rozdziale dziewiątym/ suszył/ i zgrzytać przymuszał; a przywiódłszy żądała/ aby miłę dziecięciej mogło być u słupaw Pieczarze przed grobem S^o^ Patriarchy naszego łańcuchem przypętane/ skądby potym ozdrowieć i mową swą jedynaczka rodzicielkę zafrasowaną ucieszyć (gydż z mocy Bożej za modłami śs. Patriarchów naszych/
zaleść nielza Swiętych Pátriárebow ręki. Tego Roku/ ktorego Ierodiákon Helizeusz Zuczkowski regiment dźierżał Pieczárny: Przyprowádźiłá z Stáwiszcz/ Máiętnośći Iey Mći Pániey Iozephowey Lozczyney Mirszałkowey Kiiowskiey/ nędzna Mátká/ nędznieyszą Corkę swoię Wásilissę/ w lećiech dźieśiąći ná ten czás będącą; tá miáłá Duchá niemego/ ktory ią ták własnie gdźie nápadł rozdźierał y ślinił/ iák owego Młodźieńcá v S^o^ Ewángelisty Márkáw Rozdźiale dziewiątym/ suszył/ y zgrzytáć przymuszał; á przywiodszy żądáłá/ áby miłę dźiećięciey mogło bydź v słupáw Pieczárze przed grobem S^o^ Pátryárchy nászego łáncuchem przypętáne/ zkądby potym ozdrowieć y mową swą iedynaczká rodźićielkę záfrásowáną vćieszyć (gydż z mocy Bożey zá modłámi śs. Pátryárchow nászych/
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 182.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
uryną i maścią zaszpeconych, gdy ich przez niedozór i niedbalstwo często nieodmieniają, albo z przelęknienia, albo z Ospy, albo z Odry niedobrze wystałej. Pospolita też jest choroba Dzieciom z pomienionych przyczyn, która nie jest wielką chorobą, ale zowie się convulsio, to jest, kiedy się dziecię wije, oczy wywraca, ślini się: co nie rozumni Bedycy widząc, za prawdziwą wielką chorobę mienią, w czym się znacznie mylą. Znaki pospolite następującego Paroksysmu, lubo nie wszystkich jednakowo poprzedzają, albowiem w jednych mniej, w drugich więcej, albo te, albo owe z nich tu kładą się. Naprzód ciała niezwyczajne pomieszanie, w głowie ciężkość,
uryną y máścią zászpeconych, gdy ich przez niedozor y niedbálstwo często nieodmieniáią, álbo z przelęknienia, álbo z Ospy, álbo z Odry niedobrze wystałey. Pospolita też iest chorobá Dźiećiom z pomienionych przyczyn, ktora nie iest wielką chorobą, ále zowie się convulsio, to iest, kiedy się dźiećię wiie, oczy wywraca, ślini się: co nie rozumni Bedycy widząc, zá prawdziwą wielką chorobę mienią, w czym się znácznie mylą. Znáki pospolite nástępuiącego Pároxysmu, lubo nie wszystkich iednákowo poprzedzáią, álbowiem w iednych mniey, w drugich więcey, álbo te, álbo owe z nich tu kłádą się. Naprzod ćiáłá niezwyczáyne pomięszánie, w głowie cięszkość,
Skrót tekstu: CompMed
Strona: 108
Tytuł:
Compendium medicum
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1719
Data wydania (nie później niż):
1719
tamta; ale on statek ciśniony na mur/ rozpierzchł się z wielkim grzmotem na drobniuchne kęsy. Obraz P. Jezusów zawieszony na murze/ zaraz też był stłuczony/ i na kęsy popsowany. Jedno dziecię we 4 lata/ poczęło wrzeszczeć wołając: Matko/ matko/ oto mię Katarzyna dawi: i nie przestało wołać i ślinić się/ aże mu zawieszono niektóre Relikwie u szyje. Nakoniec gospodyni chcąc pozbyć takich kłopotów i niebezpieczeństw/ przeprowadziła się do domu swej powinnej/ zostawiwszy kilka sług dla strażej swego. Trzeciego dnia po przeprowadzeniu gospodyniej/ jedna sługa jej wołała: Ale jej włosy wszytkie zaraz zieżyły się/ i zatrzasnęła z wielką kwapliwością drzwi:
támtá; ále on státek ćiśniony ná mur/ rozpierzchł się z wielkim grzmotem ná drobniuchne kęsy. Obraz P. Iezusow záwieszony ná murze/ záraz też był stłuczony/ y ná kęsy popsowány. Iedno dźiećię we 4 látá/ poczęło wrzeszczeć wołáiąc: Mátko/ mátko/ oto mię Kátharzyná dawi: y nie przestáło wołáć y ślinić się/ áże mu záwieszono niektore Reliquie v szyie. Nákoniec gospodyni chcąc pozbyć tákich kłopotow y niebespieczeństw/ przeprowádźiłá się do domu swey powinney/ zostáwiwszy kilká sług dla strażey swego. Trzećiego dniá po przeprowádzeniu gospodyniey/ iedná sługá iey wołáłá: Ale iey włosy wszytkie záraz zieżyły się/ y zátrzásnęłá z wielką kwápliwośćią drzwi:
Skrót tekstu: BotŁęczRel_V
Strona: 77
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. V
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
i wysusza/ ale mniej niżli pierwsze. Czas kopania/ suszenia/ i chowania Kozłków.
CZas nalepszy do kopania tych Kozłków jest pod Jesień. A z ziemię ochędożone/ mają być w cieniu suszone/ przestrzegając tego w suszeniu/ żeby kotowie i kotki ich nie dochodziły/ które się barzo rady po nim trą i walają śliniąc go: Takowy nie jest dobry/ ani bezpieczny do lekarstw. Moc i skutki.
Te wszystkie Kozłki jednostajnych są skutków/ jednak wielki jest potężniejszy/ i silniejszy w rozgrzewaniu.
Wszyscy jakmiarz Kozłkowie mają wielkie zalecenie/ przeciwko ciemnemu wzroku/ i napoły utraconemu/ używając ich tak w potrawach/ w polewkach/ w
y wysusza/ ále mniey niżli pierwsze. Czás kopánia/ suszenia/ y chowánia Kozłkow.
CZás nalepszy do kopánia tych Kozłkow iest pod Ieśień. A z źiemię ochędożone/ máią być w ćieniu suszone/ przestrzegáiąc tego w suszeniu/ żeby kotowie y kotki ich nie dochodźiły/ ktore sie bárzo rády po nim trą y waláią śliniąc go: Tákowy nie iest dobry/ áni bespieczny do lekarstw. Moc y skutki.
Te wszystkie Kozłki iednostáynych są skutkow/ iednák wielki iest potężnieyszy/ y śilnieyszy w rozgrzewániu.
Wszyscy iákmiarz Kozłkowie máią wielkie zálecenie/ przećiwko ćiemnemu wzroku/ y nápoły vtráconemu/ vżywáiąc ich ták w potráwách/ w polewkách/ w
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 51
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
chcę błądzić, abym zaś wychodził po nici: Dobry smak bywa w ustach, lepszy jeszcze w piwnicy, Bom nie wiedział sam tego, aby tylko w gębie Wszystkie smaki do siebie miały mieć gołębie. Z bestjami nie żyję, łapy nie smakuję, Na swój róg ja dotychczas nic nie instyguję. Nie bełkocę śliniąc się, ale kiedy trzeba, Dałaby mi samica, cokolwiek ma, chleba. Żyję, prawda, pod słońcem, lecz też i w ciemności; Wyglądam tak, jak trzeba przy mej miłości. Jeszcze wprawdzie nie żyję w tym stadle niewoli, Wszak to dobrze wiesz, bracie, żebym ja był gwoli:
chcę błądzić, abym zaś wychodził po nici: Dobry smak bywa w ustach, lepszy jeszcze w piwnicy, Bom nie wiedział sam tego, aby tylko w gębie Wszystkie smaki do siebie miały mieć gołębie. Z bestyjami nie żyję, łapy nie smakuję, Na swój róg ja dotychczas nic nie instyguję. Nie bełkocę śliniąc się, ale kiedy trzeba, Dałaby mi samica, cokolwiek ma, chleba. Żyję, prawda, pod słońcem, lecz też i w ciemności; Wyglądam tak, jak trzeba przy mej miłości. Jeszcze wprawdzie nie żyję w tym stadle niewoli, Wszak to dobrze wiesz, bracie, żebym ja był gwoli:
Skrót tekstu: MłoszResBar_II
Strona: 207
Tytuł:
Epithalamium albo respons IMCI panu Kochowskiemu IMCI Pana Młoszowskiego
Autor:
Sambor Młoszowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1667
Data wydania (nie wcześniej niż):
1667
Data wydania (nie później niż):
1700
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
rzecze. Rozgniewawszy się ociec od stołu uciecze. Młodzieńcy też nazajutrz, oddawszy usługi, Jadą precz, bo żadnemu nie trzeba papugi. Ta do wszytkich szepiołów i niemotów wada, Że żaden nie chce wierzyć temu, że źle gada; Z czego gdy się chce wywieść, choć go nikt nie pyta, Za każdym słowem ślini abo zębem zgrzyta. 53. ZDARZ BOŻE DO TEGOŻ
Kilkanaście lat chował skępiec beczkę wina; Na Narodzenie tylko raz Bożego Syna, Drugi na Zmartwychwstanie, że to sam Bóg syci, Uwiązanym kosztował naparstkiem po nici. Jeśli kapka upadła, ledwo nie ogryzał, Lecz od wierzchu do spodu beczkę z pleśni lizał.
rzecze. Rozgniewawszy się ociec od stołu uciecze. Młodzieńcy też nazajutrz, oddawszy usługi, Jadą precz, bo żadnemu nie trzeba papugi. Ta do wszytkich szepiołów i niemotów wada, Że żaden nie chce wierzyć temu, że źle gada; Z czego gdy się chce wywieść, choć go nikt nie pyta, Za każdym słowem ślini abo zębem zgrzyta. 53. ZDARZ BOŻE DO TEGOŻ
Kilkanaście lat chował skępiec beczkę wina; Na Narodzenie tylko raz Bożego Syna, Drugi na Zmartwychwstanie, że to sam Bóg syci, Uwiązanym kosztował naparstkiem po nici. Jeśli kapka upadła, ledwo nie ogryzał, Lecz od wierzchu do spodu beczkę z pleśni lizał.
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 37
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, który Żywię, powiedz, jegoś li Synem i Chrystusem?” Nie milczy już Pan, takim przyciśniony musem, Gdzie było trzeba jawnym podeprzeć kontestem Prawdę bożą przed Żydy; odpowieda: „Jestem.” (168)
Rozdarł suknią na sobie, jako więc pies czyni, Kiedy rzucony kamień, nie mogąc zgryźć, ślini; Złać też i tylko mu się na furyją przyda (Stąd rzadko nie w łatanej sukni widzieć Żyda). „Nie trzeba żadnych świadków, sam na się powiedział, Że Syn Boży, że będzie wedle Boga siedział, Że zaś zstąpi w obłokach! Bluźni, przebóg, bluźni!” — Krzykną starszy żydowscy,
, który Żywię, powiedz, jegoś li Synem i Chrystusem?” Nie milczy już Pan, takim przyciśniony musem, Gdzie było trzeba jawnym podeprzeć kontestem Prawdę bożą przed Żydy; odpowieda: „Jestem.” (168)
Rozdarł suknią na sobie, jako więc pies czyni, Kiedy rzucony kamień, nie mogąc zgryźć, ślini; Złać też i tylko mu się na furyją przyda (Stąd rzadko nie w łatanej sukni widzieć Żyda). „Nie trzeba żadnych świadków, sam na się powiedział, Że Syn Boży, że będzie wedle Boga siedział, Że zaś zstąpi w obłokach! Bluźni, przebóg, bluźni!” — Krzykną starszy żydowscy,
Skrót tekstu: PotZacKuk_I
Strona: 567
Tytuł:
Nowy zaciąg ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1680
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
niewinnym sercem Pańskim czystymi Plują mu w twarz, z której miecz w obie stronie kuty Wychodzi, tak stał Jezus zbity, skłuty, spluty. W kąt pluje człek poczciwy, a ten miasto kąta Na twarz Syna Bożego psią paszczękę prząta, Kondysowi podobien albo dzikiej świni, Bo tamten z jadu kamień, ta się sama ślini. PAN JEZUS PRZED PIŁATEM (182)
Bo że im byli karki Rzymianie przysiedli, Do Piłata, rzymskiego starosty, go wiedli; Nie mając mocy na to, muszą złożyć pysze, Muszą prosić, że Piłat ich dekret podpisze. Od Kaifasza tedy, skąd Chrystusa biorą, Idą ku ratuszowi procesyją sporą; Laskami się
niewinnym sercem Pańskim czystymi Plują mu w twarz, z której miecz w obie stronie kuty Wychodzi, tak stał Jezus zbity, skłuty, spluty. W kąt pluje człek poczciwy, a ten miasto kąta Na twarz Syna Bożego psią paszczekę prząta, Kondysowi podobien albo dzikiej świni, Bo tamten z jadu kamień, ta się sama ślini. PAN JEZUS PRZED PIŁATEM (182)
Bo że im byli karki Rzymianie przysiedli, Do Piłata, rzymskiego starosty, go wiedli; Nie mając mocy na to, muszą złożyć pysze, Muszą prosić, że Piłat ich dekret podpisze. Od Kaifasza tedy, skąd Chrystusa biorą, Idą ku ratuszowi procesyją sporą; Laskami się
Skrót tekstu: PotZacKuk_I
Strona: 568
Tytuł:
Nowy zaciąg ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1680
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
okryty piórami, Jak wielki toczą miłością dotknioni Bój, Cielcy oswe trzody zajuszoni! Sami jelenie ciężkie wojny stroją. Jeśli o miłą samicę się boją: Kiedy zarykną, znaki o miłości Dają zaczetej. I złych w Cynko-pstrości Czarną Tygryssów India się boi. Wtedy zajadły odyniec kły stroi, I zagniewany sam się wszystek ślini, I lwi Afcyccy szaleją wpustyni, Gdy miłość ruszy, wten czas jak lew krzyknie Cały laś ryknie Srogie się wmorzu bestie kochają, Woły i Krowy natury słuchają, Służą miłości nic nie masz wolnego, Ginie nienawiść zserca zazdrosnego, Jak tylko miłość swoje poda prawa, Gniew zastarzały na tych miast
okryty piorámi, Ják wielki toczą miłośćią dotknioni Boy, Cielcy oswe trzody záiuszoni! Sámi ielenie cięszkie woyny stroią. Jesli o miłą sámicę się boią: Kiedy zárykną, znáki o miłośći Dáią záczetey. I złych w Cynko-pstrośći Cżarną Tygryssow Indya się boi. Wtedy záiádły odyniec kły stroi, I zágniewány sąm się wszystek slini, I lwi Afcyccy szaleią wpustyni, Gdy miłość ruszy, wten czáś iák lew krzyknie Cáły láś ryknie Srogie się wmorzu bestye kocháią, Woły y Krowy nátury słucháią, Służą miłośći nic nie mász wolnego, Ginie nięnáwiść zsercá zázdrosnego, Jak tylko miłość swoie poda práwá, Gniew zástárzáły ná tych miást
Skrót tekstu: SenBardzTrag
Strona: 136
Tytuł:
Smutne Starożytności Teatrum, to jest Tragediae Seneki rzymskiego
Autor:
Seneka
Tłumacz:
Jan Alan Bardziński
Drukarnia:
Jan Christian Laurer
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
, ażeby nikczemnicy najgnuśniejsi ustawnie zastawiali sieci na ludzi najzacniejszych? najszaleńsi na ludzi najrozumniejszych? najniewstrzemięźliwsi opojowie, na najskromniejszych? zgnili w ospalstwie na tych, którzy oczu nie mrużą? ażeby na swych biesiadach rozwaleni u stołów z podlebocznemi przyjaciółkami, zalani winem, zbytnią tuczą obetkani, kwiecianemi okryci wieńcami, uperfumowani maściami, rozpustą wyharowani ślinili gwarząc o spaleniu Rzymu, o wymordowaniu wszystkich, co jest poczciwych Obywatelów? Przeciwko Katylinie. Mowa II. Cycerona
Widzę, że się zbliża gas nieszczęśliwy na nich, który uczyni koniec ich złościom, ich rozpustom, ich zbrodniom. Albo już jest kara gotowa, na którą zasłużyli, albo będzie bez odwłoki. Ponieważ moje
, ażeby nikczemnicy naygnuśnieysi ustawnie zastawiali sieci na ludzi nayzacnieyszych? nayszaleńsi na ludzi nayrozumnieyszych? nayniewstrzemięźliwsi opoiowie, na nayskromnieyszych? zgnili w ospalstwie ná tych, którzy oczu nie mrużą? ażeby na swych biesiadach rozwaleni u stołow z podlebocznemi przyiaciołkami, zalani winem, zbytnią tuczą obetkani, kwiecianemi okryci wieńcami, uperfumowani maściami, rospustą wyharowani slinili gwarząc o spaleniu Rzymu, o wymordowaniu wszystkich, co iest poczciwych Obywatelow? Przeciwko Katylinie. Mowa II. Cycerona
Widzę, że się zbliża gas nieszczęśliwy na nich, który uczyni koniec ich złościom, ich rospustom, ich zbrodniom. Albo iuż iest kara gotowa, na którą zasłużyli, albo będzie bez odwłoki. Ponieważ moie
Skrót tekstu: CycNagMowy
Strona: 39
Tytuł:
Mowy Cycerona przeciwko Katylinie
Autor:
Marek Tulliusz Cyceron
Tłumacz:
Ignacy Nagurczewski
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy polityczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1763
Data wydania (nie później niż):
1763