że-ć te, co wdziewasz, kożuchy Odpędzą wiatry i mrozowe duchy; Mylisz się: nie wiatr, nie zima cię chłodzi, Ale-ć to z serca mróz po ciele chodzi, Który, kiedy go miłość nie zniewoli, Cóż się od miękkich ma stopić soboli. DO PANNY
Na głuche skały, na śnieżyste Tatry, Których południe nie odkryją wiatry, Twoja się była matka zapatrzyła, Kiedy cię, dziecko, szczęśliwie nosiła; Stąd ci się, na złość sługom twym, dostało Serce jak skała, a jako śnieg ciało. Lecz bardziej śniegi polubiła stałe, Stąd jak śnieg serce, zimne ciało białe. NA PIEGI
Potkał Kupido
że-ć te, co wdziewasz, kożuchy Odpędzą wiatry i mrozowe duchy; Mylisz się: nie wiatr, nie zima cię chłodzi, Ale-ć to z serca mróz po ciele chodzi, Który, kiedy go miłość nie zniewoli, Cóż się od miękkich ma stopić soboli. DO PANNY
Na głuche skały, na śnieżyste Tatry, Których południe nie odkryją wiatry, Twoja się była matka zapatrzyła, Kiedy cię, dziecko, szczęśliwie nosiła; Stąd ci się, na złość sługom twym, dostało Serce jak skała, a jako śnieg ciało. Lecz bardziej śniegi polubiła stałe, Stąd jak śnieg serce, zimne ciało białe. NA PIEGI
Potkał Kupido
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 66
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Czystym sprawiła syna utratnego, Kocha się we mnie i temu nie przeczy, Co każdą miłość najskuteczniej leczy; A dziewka, godna za jedną noc świata, Udolna rozgrzać lody Ksenokrata, Gardzi mną tak, że gdy się kuszę o nią, Tym bardziej stroni, im ją bardziej gonię. Cóż tu rzec? Stąd mam śnieżyste Bałkany, Stąd Etnę, stąd mróz, stąd wągiel rozgrzany. Nie równam jednak zimy z kanikułą I salamandrą chcę być, nie śniegułą. NA GLINKĘ
Glinka, że nigdy w domu nie jada, tak głosi; I prawda: nic nie jada, gdy go kto nie prosi. NA RUSZNICĘ
Królewski orzeł, niosąc zdobycz
Czystym sprawiła syna utratnego, Kocha się we mnie i temu nie przeczy, Co każdą miłość najskuteczniej leczy; A dziewka, godna za jedną noc świata, Udolna rozgrzać lody Ksenokrata, Gardzi mną tak, że gdy się kuszę o nię, Tym bardziej stroni, im ją bardziej gonię. Cóż tu rzec? Stąd mam śnieżyste Bałkany, Stąd Etnę, stąd mróz, stąd wągiel rozgrzany. Nie równam jednak zimy z kanikułą I salamandrą chcę być, nie śniegułą. NA GLINKĘ
Glinka, że nigdy w domu nie jada, tak głosi; I prawda: nic nie jada, gdy go kto nie prosi. NA RUSZNICĘ
Królewski orzeł, niosąc zdobycz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 86
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż w gorącości Pałającego ja mieszkam płomienia? Przecz się nie chronię swojego zginienia? Etna śnieżysta, choć ustawnie gore, Hekla, choć ognie womituje spore, Tyle zapału w wnętrznościach nie mają, Jak go me piersi w sobie ukrywają; I kanikuła, zda się, że świat chłodzi, Względem płomienia, co mi w sercu szkodzi. Niemały ogień snadź Troja wydała, Kiedy zdradzieckim pożogiem gorzała, Ale zdałby
, Jago, twarzy grzechu godnej. ZAPAŁ
Kupido kiedyś ukochanej żony Odbiegł, kropelką oleju sparzony, Gdy mu się w nocy z lampą przypatrzała, Tak ta dziecina ognia nie strzymała. Jeżeli uciekł ten bożek miłości Przed sparzeliną, czemuż w gorącości Pałającego ja mieszkam płomienia? Przecz się nie chronię swojego zginienia? Etna śnieżysta, choć ustawnie gore, Hekla, choć ognie womituje spore, Tyle zapału w wnętrznościach nie mają, Jak go me piersi w sobie ukrywają; I kanikuła, zda się, że świat chłodzi, Względem płomienia, co mi w sercu szkodzi. Niemały ogień snadź Troja wydała, Kiedy zdradzieckim pożogiem gorzała, Ale zdałby
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 183
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
/ i 10. bram. Jest też tam Allambra/ to jest pałac starych królów/ tak budowany/ iż dla misterstwa/ i dla wielkości fontann/ może się położyć między miracula mundi. a nade wszystko nadziwniejsze jest jego położenie: abowiem ma przed oczyma od wschodu miasto/ i jego dziedzinę: z południa ma góry śnieżyste/ tak nazwane/ gdyż nigdy prawie z nich nie schodzi śnieg/ (stąd też tam powietrze zawsze chłodne/ i wody niejako surowe:) z pułnocy jest jedna równina barzo wielka/ tak żyzna/ iż (nic inszego o niej nie rzekę) samy liście z Morew czynią Królowi więcej niż na 30000. szkutów intraty
/ y 10. bram. Iest też tám Allámbrá/ to iest páłac stárych krolow/ ták budowány/ iż dla misterstwá/ y dla wielkośći fontan/ może się położyć między miracula mundi. á náde wszystko nadźiwnieysze iest iego położenie: ábowiem ma przed oczymá od wschodu miásto/ y iego dźiedźinę: z południá ma gory snieżyste/ ták názwáne/ gdyż nigdy práwie z nich nie schodzi śnieg/ (ztąd też tám powietrze záwsze chłodne/ y wody nieiáko surowe:) z pułnocy iest iedná rowniná bárzo wielka/ ták żyzna/ iż (nic inszego o niey nie rzekę) sámy liśćie z Morew czynią Krolowi więcey niż ná 30000. szkutow intráty
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 11
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
milionów idzie na Kościół/ pułtora na stronę Królewską/ ostatek na inszych co mają intraty. Ma 30000. osad ludnych. 14. Arcybiskupstw/ więcej niż 100 Biskupstw. 36. tysięcy hołdowników. Powietrze tam jest zdrowe/ a po więtszej części mierne/ i nie tak zimne/ jakoby inszy rozumieć mogli: abowiem śnieżyste góry odległe są od nich/ a morze też/ które swoją słonością/ temperuje i zagrzewa powietrze/ przemaga zimne wiatry z Alpes wiejące: i trafia się częstokroć/ że w pułzimy ostrej/ wiaterek jeden morski/ gdy powstanie/ uwesela tak każdą rzecz/ iż się zima przemienia w Wiosnę. A iżem tu przypomniał
millionow idźie ná Kośćioł/ pułtorá ná stronę Krolewską/ ostátek ná inszych co máią intraty. Ma 30000. osad ludnych. 14. Arcybiskupstw/ więcey niż 100 Biskupstw. 36. tyśięcy hołdownikow. Powietrze tám iest zdrowe/ á po więtszey częśći mierne/ y nie ták źimne/ iákoby inszy rozumieć mogli: ábowiem śnieżyste gory odległe są od nich/ á morze też/ ktore swoią słonośćią/ temperuie y zágrzewa powietrze/ przemaga źimne wiátry z Alpes wieiące: y tráfia się czestokroć/ że w pułźimy ostrey/ wiáterek ieden morski/ gdy powstánie/ vwesela ták káżdą rzecz/ iż się źimá przemienia w Wiosnę. A iżem tu przypomniał
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 27
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
od którego Sibola jest 600. mil. Pierwszej części, Nowy świat. QVIVIRA.
PRzebywszy morze Bronatne/ wjeżdża się do jednej krainy suchej i nie barzo nasiadłej: gdzie miejsca znaczniejsze są Caput omylne/ Caput Krucys, plac Z. Anne, Z. Michaëlis, Piscatorum, punta abo szpica Z. Helene, góry śnieżyste/ i Caput Mendocinum, które się skłaniają ku zachodowi nabarziej na tej Peninsule. Stąd od pomienionego Caput/ jest królestwo Qujuira/ które leży in 40. gradu: ma powietrze pomierne/ i grunty pełne traw/ ziół/ i owoców. Lecz bawełna tak pospolita wszystkiemu prawie światu nowemu/ nie przychodzi tu na to miejsce
od ktorego Sibolá iest 600. mil. Pierwszey częśći, Nowy świát. QVIVIRA.
PRzebywszy morze Bronatne/ wieżdża się do iedney kráiny suchey y nie bárzo náśiádłey: gdźie mieyscá znácznieysze są Caput omylne/ Caput Crucis, plác S. Annae, S. Michaëlis, Piscatorum, puntá ábo szpicá S. Helenae, gory śnieżyste/ y Caput Mendocinum, ktore się skłániáią ku zachodowi nabárźiey ná tey Peninsule. Ztąd od pomienionego Caput/ iest krolestwo Quiuirá/ ktore leży in 40. gradu: ma powietrze pomierne/ y grunty pełne traw/ źioł/ y owocow. Lecz báwełná ták pospolita wszystkiemu práwie świátu nowemu/ nie przychodźi tu ná to mieysce
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 288
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
śmy oba, Już cię tu nowy świat gościem przywitał, Tu twego statku następuje proba, Czyś jednostajny w zamyśle raz wziętym, Czy przez cierpliwość chcesz być zwany Świętym. Bo jeszcze nie tu, i nie za tym razem Staniesz na miejscu tym, gdzie stanąć żądasz. Pierwej się z ostrym obaczysz Kaukazem, Jeszcze śnieżystych gór wierzchy oglądasz, Nim cię Duch ciepły z moich ust owieje, Nim skutek wezmą, twych myśli nadzieje. Tu ADOLF szczerze chęć swoję ogłosił, Ze będąc bliskim upragnionej mety, Pokorną miną Zefira uprosił, By go już więcej nie brał na sztylety, Ale tam stawił przez głogi przez ciernie, Gdzie się dostawszy,
śmy oba, Już cię tu nowy świat gościem przywitał, Tu twego státku nástępuie proba, Czyś iednostayny w zámyśle raz wziętym, Czy przez cierpliwość chcesz bydź zwany Swiętym. Bo ieszcze nie tu, y nie zá tym rázem Staniesz ná mieyscu tym, gdzie stánąć żądasz. Pierwey się z ostrym obáczysz Kaukazem, Jeszcze śnieżystych gor wierzchy oglądasz, Nim cie Duch ciepły z moich ust owieie, Nim skutek wezmą, twych myśli nádzieie. Tu ADOLF szczerze chęć swoię ogłosił, Ze będąc bliskim uprágnioney mety, Pokorną miną Zefira uprosił, By go iuż więcey nie brał ná sztylety, Ale tam stáwił przez głogi przez ciernie, Gdzie się dostawszy,
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 34
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
składło. Ani zgadnąć na jaki poczetby przypadło: Zebracza bydło liczyć/ w czym nie dasz mi wiary Co się ich cnoty tycze z każdej doznasz miary/ Ze ledwie pod wymiony ropiętemi schodza/ Przypłodki od owieczek pod okoły chodzą. I koźlątek w owczarni gwałt pod temiż laty. Ja jeden w mleko zawsze śnieżyste bogaty/ Częścią nim podsycam się/ po części się zśada. Przy czym nie lada jaka uciechać się nada. Sarnki/ kozki/ żajączki: dwojko gołębiątek W wierzchu drzewa/ i z gniazdem przyszło mi na wziątek. Naszedłem także parkę/ z ktroemibyś grała/ Niedzwiedzice kudłatej szczeniatek we skale: Naszedszy/ rzekłem
skłádło. Ani zgádnąć ná iaki poczetby przypadło: Zebrácza bydło liczyć/ w czym nie dasz mi wiáry Co się ich cnoty tycze z każdey doznasz miáry/ Ze ledwie pod wymiony ropiętemi schodza/ Przypłodki od owieczek pod okoły chodzą. Y koźlątek w owczárni gwáłt pod temiż laty. Ia ieden w mleko záwsze śnieżyste bogáty/ Częścią nim podsycam się/ po częśći się zśada. Przy czym nie ledá iáka vćiecháć sie náda. Sarnki/ kozki/ źáiączki: dwoyko gołębiątek W wierzchu drzewá/ y z gniazdem przyszło mi ná wźiątek. Nászedłęm tákże parkę/ z ktroemibyś gráłá/ Niedzwiedźice kudłátey szczeniatek we skale: Naszedszy/ rzekłem
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 342
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636