niepodobna, bo ów więzień znowu Garnie się do mnie, nie chcąc zostać tu noclegiem, Że mi go przyszło garścią odgarnować z śniegiem. Kiedy zaś onąż garścią cugiel w zęby kładę, Zostawiłem na wąsie, ale nie pomadę. Wsiąść w polu trudno na źle podpiętego konia; Tu ciężar kilku sukien, tu śniegowa tonią. Atolim wlazł i wlokę na onym się szkapie, A letnia woda ze mnie napiętkami kapie. Onoż moja uciecha, onoż moje pole! Nie zające, porwony katu i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA
niepodobna, bo ów więzień znowu Garnie się do mnie, nie chcąc zostać tu noclegiem, Że mi go przyszło garścią odgarnować z śniegiem. Kiedy zaś onąż garścią cugiel w zęby kładę, Zostawiłem na wąsie, ale nie pomadę. Wsieść w polu trudno na źle podpiętego konia; Tu ciężar kilku sukien, tu śniegowa tonią. Atolim wlazł i wlokę na onym się szkapie, A letnia woda ze mnie napiętkami kapie. Onoż moja uciecha, onoż moje pole! Nie zające, porwony katu i sobole. Wszytkich myśliwych swoim przestrzegam przypadkiem: Niechaj się każdy doma porachuje z zadkiem. 114. DO JEGOMOŚCI PANA WACŁAWA KRZESZĄ, NA
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 57
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
młodzieńcem, Zielonych ją kolorów koronując wieńcem; Lecie się już pojęli: to mężem, ta żoną, Bo inszą wzięła barwę, złożywszy zieloną. W jesieni słońce ojcem, matką ziemia, za tem Dochowają swych dzieci porodzonych latem; Zimie: to dziad, ta baba, każdy mi to przyzna, Mróz ich ziąbi, śniegowa wydaje siwizna. 312 (F). ŁYSY NA POPIELCU
Klęknął między inszymi do Popielcu łysy. Ksiądz wprzód do wody, niźli po popiół do misy. Toż skoro mu porządnie wierzch głowy omoczy, Sypie popiół, inaczej stoczyłby się w oczy, „Pamiętaj — mówiąc — łysy, na ten swój łeb goły,
młodzieńcem, Zielonych ją kolorów koronując wieńcem; Lecie się już pojęli: to mężem, ta żoną, Bo inszą wzięła barwę, złożywszy zieloną. W jesieni słońce ojcem, matką ziemia, za tem Dochowają swych dzieci porodzonych latem; Zimie: to dziad, ta baba, każdy mi to przyzna, Mróz ich ziąbi, śniegowa wydaje siwizna. 312 (F). ŁYSY NA POPIELCU
Klęknął między inszymi do Popielcu łysy. Ksiądz wprzód do wody, niźli po popiół do misy. Toż skoro mu porządnie wierzch głowy omoczy, Sypie popiół, inaczej stoczyłby się w oczy, „Pamiętaj — mówiąc — łysy, na ten swój łeb goły,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 134
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kwiatki, Wenus, daję na ofiarę. Jaga mi dwakroć gęby pozwoliła, Dalej nic więcej, matka blisko była; Ale jako nas złączysz w jednej parze, Złotorogiego stawię-ć przed ołtarze Wołu, z tym wierszem na tablicy z złota: Tyrsis Wenery sługa do żywota. DO WIATRÓW
Wiatry, moskiewskiej komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja
kwiatki, Wenus, daję na ofiarę. Jaga mi dwakroć gęby pozwoliła, Dalej nic więcej, matka blisko była; Ale jako nas złączysz w jednej parze, Złotorogiego stawię-ć przed ołtarze Wołu, z tym wierszem na tablicy z złota: Tyrsis Wenery sługa do żywota. DO WIATRÓW
Wiatry, moskiewskiej komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 94
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście sobie biorę, Że ognie zgasną albo że sam zgorę. NA TRAF
Wczora u gładkiej dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło. Rzekłem: Napaśmy tym wzroki, To oczu naszych obroki, Bo co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A
morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście sobie biorę, Że ognie zgasną albo że sam zgorę. NA TRAF
Wczora u gładkiej dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło. Rzekłem: Napaśmy tym wzroki, To oczu naszych obroki, Bo co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 95
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A wtem Polichna jak piersi odkryła, Duszę mu za kształt jak pod sieć zwabiła. Nie bój się, ptaszku, już lepu na skrzydła: Wpadł w lep sam Tyrsis i w niezbyte sidła. NA ŚNIEGOWĄ GRĘ
Te śnieżne strzały, te pociski z wody Żadnej mi, Jago, nie uczynią szkody, Boś ty jest słońcem, a zaś serce moje Jest ogniem, a to śnieg topi oboje; I stąd się kula, niż uderzy, psuje: Słońce ją ciska, a ogień przyjmuje. NA TOŻ
Czy-li umyślnie
co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A wtem Polichna jak piersi odkryła, Duszę mu za kształt jak pod sieć zwabiła. Nie bój się, ptaszku, już lepu na skrzydła: Wpadł w lep sam Tyrsis i w niezbyte sidła. NA ŚNIEGOWĄ GRĘ
Te śnieżne strzały, te pociski z wody Żadnej mi, Jago, nie uczynią szkody, Boś ty jest słońcem, a zaś serce moje Jest ogniem, a to śnieg topi oboje; I stąd się kula, niż uderzy, psuje: Słońce ją ciska, a ogień przyjmuje. NA TOŻ
Czy-li umyślnie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 95
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
lecz gdy już w pożądanej Ojczyźnie osiędę, tam i głosem, i myślą śpiewać – da Bóg – będę. KSIĘGA TRZECIA WZDYCHANIA DUSZE KOCHAJĄCE I
Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, jeżeli znajdziecie Kochanka mego, abyście mu oznajmiły, że od Jego miłości mdleję. Canticum canticorum 5
Na niebieskiej Solimy wychowanki chlebie, które nogą śniegową chodzicie po niebie, was ja rytmy moimi, was, niebieskie dusze, gdzie teraz mój Kochanek zawsze pytać muszę. Mówcie mu, że tak mdleję miłością Onego, jako kwiat asyryjski od słońca srogiego, albowiem gdy dopiero strzały swe wyronił, zaraz się między nimi i sam kędyś schronił i przebiwszy me serce wskroś trójrożnym grotem
lecz gdy już w pożądanej Ojczyźnie osiędę, tam i głosem, i myślą śpiewać – da Bóg – będę. KSIĘGA TRZECIA WZDYCHANIA DUSZE KOCHAJĄCE I
Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, jeżeli znajdziecie Kochanka mego, abyście mu oznajmiły, że od Jego miłości mdleję. Canticum canticorum 5
Na niebieskiej Solimy wychowanki chlebie, które nogą śniegową chodzicie po niebie, was ja rytmy moimi, was, niebieskie dusze, gdzie teraz mój Kochanek zawsze pytać muszę. Mówcie mu, że tak mdleję miłością Onego, jako kwiat asyryjski od słońca srogiego, albowiem gdy dopiero strzały swe wyronił, zaraz się między nimi i sam kędyś schronił i przebiwszy me serce wskroś trójrożnym grotem
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 126
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
, gęste dawać głębokie brozdy: a jezłi jest piaszczyste, gliną i gnojem ma być nawożone. Lepiej jest co rok nawozić potrochu gnojem pole, niż jednego roku nazbyt W zimie wozić gnoje nie radzą gospodarze, bo będąc z ziemią niezmieszany, ani stulony, zaraz na wiosnę zwietrzeje, i tłustość jego albo esencja z wodą śniegową spłynie, sama zostanie mierzwa. Zbyteczne też gnoju nawożenie, sprawuje to, iż chwast, zielska, na polu rosną. Gnój koński psuje na górach role, co ogródninie to pomaga. Owce na jednym miejscu w polu trzymane, byle nie zbyt długo, sprawują go. Gdy Księżyc na nowiu, w tedy w pole
, gęste dawać głębokie brozdy: á iezłi iest piaszczyste, gliną y gnoiem ma bydź nawożone. Lepiey iest co rok nawozić potrochu gnoiem pole, niż iednego roku nazbyt W zimie wozić gnoie nie radzą gospodarze, bo będąc z ziemią niezmieszany, ani stulony, zaraz na wiosnę zwietrzeie, y tłustość iego albo essencya z wodą sniegową spłynie, sama zostanie mierzwa. Zbyteczne też gnoiu nawożenie, sprawuie to, iż chwast, zielska, na polu rosną. Gnoy koński psuie na gorach role, co ogrodninie to pomaga. Owce na iednym mieyscu w polu trzymane, byle nie zbyt długo, sprawuią go. Gdy Xiężyc na nowiu, w tedy w pole
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 441
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zielska, na polu rosną. Gnój koński psuje na górach role, co ogródninie to pomaga. Owce na jednym miejscu w polu trzymane, byle nie zbyt długo, sprawują go. Gdy Księżyc na nowiu, w tedy w pole nie wożą gnoju, bo cheptą zarasta. Na wiosnę nie pierwej orać zaczynać, aż wilgoć śniegowa cale wyschnie; ani wtędy orać, kiedy wiatry wieją od pułnocy. Docieczono tego, że zboże te lepsze się nadaje, które jest z tegoż pola według Szeńtywaniego: ale chyba to w Węgrzech; w Polszcze zaś observatum, że żyto na żytnisku nie zawsze nadaje się etc. Kto rano sieje, rzadko się zawiedzie
zielska, na polu rosną. Gnoy koński psuie na gorach role, co ogrodninie to pomaga. Owce na iednym mieyscu w polu trzymane, byle nie zbyt długo, sprawuią go. Gdy Xiężyc na nowiu, w tedy w pole nie wożą gnoiu, bo cheptą zarasta. Na wiosnę nie pierwey orać zaczynać, áż wilgoć sniegowa cale wyschnie; ani wtędy orać, kiedy wiatry wieią od pułnocy. Docieczono tego, że zboże te lepsze się nadaie, ktore iest z tegoż pola według Szeńtywaniego: ale chyba to w Węgrzech; w Polszćze zaś observatum, że żyto na żytnisku nie zawsze nadaie się etc. Kto rano sieie, rzadko się zawiedzie
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 441
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
się nauczyć od Majstrów i Praktyków, jak wody zastawiać, groble sypać. Groble tedy jeśli denovo sypać przychodzi, uważać należy, aby grunt był cale nie na kryniczyskach, bo ustawicznie będzie grobla kisnąć, i wodami zostanie podmulona. Grubość, wysokość, ma być proporcjowana, przyszłej wielkości wody ordynaryjnej, i ekstraodrynaryjnej, alias śniegowych, deszczowych, z tucz nagle spadających. Groble niemają być sypane w linię prostą, chyba by bardzo mocne były, ale formą trochę wężyka, wysadami obracając przeciw wodzie, jak bowiem Forteca wiele węgłów mająca mocniejsza jest przeciw atakom, tak grobla swemi resaltami mocniej się falom i impetom stawi wodnym. Powinna mieć swoje odmiany
się nauczyć od Máystrow y Praktykow, iak wody zastawiać, groble sypać. Groble tedy iezli denovo sypać przychodzi, uwáżać náleży, aby grunt był cale nie ná kryniczyskach, bo ustawicżnie będzie grobla kisnąć, y wodámi zostanie podmulona. Grubość, wysokość, ma bydź proporcyowana, przyszłey wielkości wody ordynaryiney, y extraordynaryiney, alias sniegowych, deszczowych, z tucz nagle spadaiących. Groble niemaią bydź sypane w linię prostą, chyba by bardzo mocne były, ale formą trochę wężyka, wysadami obracaiąc przeciw wodzie, iak bowiem Forteca wiele węgłow maiącá mocnieysza iest przeciw attakom, tak grobla swemi resaltámi mocniey się falom y impetom stawi wodnym. Powinna mieć swoie odmiany
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 464
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
zdrowa, w naczynię czyste spadająca, tylko prędka do zatchnienia, chyba ją lutrować, alias przewarzyć dla dłuższej konserwacyj. Wody rurami ołowianemi prowadzone, nie ze wszytkim zdrowe, chyba by sosnowe były rury, wtedy zdrowa woda. Woda lodowa nie zła, jeśli mikstury jakiej nie ma, zdrowiu szkodzącej. Dlatego ją przewarzyć. Śniegowa jeśli by śnieg zbierany był z miejsc nie zdrowych szkodzi; co inszego gdyby padał śnieg na prześcieradła, dachy nowe. Woda mętna, kamień mnoży, chyba by była przecedzona, albo przewarzona. Wino do wody przymieszane surowość jej odejmuje. Ocet zaś winny do wody przylany, ją zdrowszą czyni, i pragnienie odbiera Zdrowość wody
zdrowa, w naczynię czyste spadaiąca, tylko prętka do zatchnienia, chyba ią lutrować, alias przewarzyć dla dluższey konserwacyi. Wody rurami ołowianemi prowadzone, nie ze wszytkim zdrowe, chyba by sosnowe były rury, wtedy zdrowa woda. Woda lodowa nie zła, ieśli mixtury iakiey nie ma, zdrowiu szkodzącey. Dlatego ią przewarzyć. Sniegowa iezli by snieg zbierany był z mieysc nie zdrowych szkodzi; co inszego gdyby padał snieg na przescieradła, dachy nowe. Woda mętna, kamień mnoży, chyba by była przecedzoná, albo przewarzona. Wino do wody przymieszane surowość iey odeymuie. Ocet zaś winny do wody przylany, ią zdrowszą czyni, y pragnienie odbiera Zdrowość wody
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 472
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754