, Której odnoga wodą brzeg ślizki umywa; Między morzem i górą pewną położona Na południe, piaszczysta, bezludna, spalona.
XX.
O przyległy pagórek słońce uderzone I zasię promieniami swemi odtrącone, I powietrze i piasek suchy tak paliło, Żeby się szkło z gorąca było roztopiło. Ptacy w cieniu milczeli i odpoczywali, Sami świercze zbytniemu gorącu łajali Przykrem rymem po chrustach, po trawach na dworze, Ogłuszając doliny, góry, niebo, morze.
XXI.
Trud ledwie wytrzymany, słoneczne promienie Przykre, ale daleko przykrzejsze pragnienie Spracowanego barzo rycerza trapiły I wszędzie go przez suche piaski prowadziły. Ale iżby was tęskno było i niegrzeczy, Kiedybych was
, Której odnoga wodą brzeg ślizki umywa; Między morzem i górą pewną położona Na południe, piaszczysta, bezludna, spalona.
XX.
O przyległy pagórek słońce uderzone I zasię promieniami swemi odtrącone, I powietrze i piasek suchy tak paliło, Żeby się śkło z gorąca było roztopiło. Ptacy w cieniu milczeli i odpoczywali, Sami świercze zbytniemu gorącu łajali Przykrem rymem po chróstach, po trawach na dworze, Ogłuszając doliny, góry, niebo, morze.
XXI.
Trud ledwie wytrzymany, słoneczne promienie Przykre, ale daleko przykrzejsze pragnienie Spracowanego barzo rycerza trapiły I wszędzie go przez suche piaski prowadziły. Ale iżby was teskno było i niegrzeczy, Kiedybych was
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 152
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nich chciał tyłem obrócić. Co on ledwo że uczynił, Od śmiechu się las rozlegał, A stary frant aż się pienił, Że takim żartom podlegał, Widząc, że w lisim narodzie Bez ogona nic po modzie.
Tak właśnie w mieście, a nie tylko w lesie Drwią z tego, kto co błazeńskiego wniesie. ŚWIERSZCZ I MRÓWKA
Świerszcz polny, część prześpiewawszy Lata, drugą przepląsawszy, Kiedy już przykra nadchodziła zima, Postrzegł się, ale nierychło, Że nic w spiżarni nie ma. Garło mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego
nich chciał tyłem obrócić. Co on ledwo że uczynił, Od śmiechu się las rozlegał, A stary frant aż się pienił, Że takim żartom podlegał, Widząc, że w lisim narodzie Bez ogona nic po modzie.
Tak właśnie w mieście, a nie tylko w lesie Drwią z tego, kto co błazeńskiego wniesie. ŚWIERSZCZ I MRÓWKA
Świerszcz polny, część prześpiewawszy Lata, drugą przepląsawszy, Kiedy już przykra nadchodziła zima, Postrzegł się, ale nierychło, Że nic w spiżarni nie ma. Garło mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego
Skrót tekstu: NiemBajkiBar_II
Strona: 353
Tytuł:
Bajki Ezopowe
Autor:
Krzysztof Niemirycz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
obrócić. Co on ledwo że uczynił, Od śmiechu się las rozlegał, A stary frant aż się pienił, Że takim żartom podlegał, Widząc, że w lisim narodzie Bez ogona nic po modzie.
Tak właśnie w mieście, a nie tylko w lesie Drwią z tego, kto co błazeńskiego wniesie. ŚWIERSZCZ I MRÓWKA
Świerszcz polny, część prześpiewawszy Lata, drugą przepląsawszy, Kiedy już przykra nadchodziła zima, Postrzegł się, ale nierychło, Że nic w spiżarni nie ma. Garło mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego, Mówiąc,
obrócić. Co on ledwo że uczynił, Od śmiechu się las rozlegał, A stary frant aż się pienił, Że takim żartom podlegał, Widząc, że w lisim narodzie Bez ogona nic po modzie.
Tak właśnie w mieście, a nie tylko w lesie Drwią z tego, kto co błazeńskiego wniesie. ŚWIERSZCZ I MRÓWKA
Świerszcz polny, część prześpiewawszy Lata, drugą przepląsawszy, Kiedy już przykra nadchodziła zima, Postrzegł się, ale nierychło, Że nic w spiżarni nie ma. Garło mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego, Mówiąc,
Skrót tekstu: NiemBajkiBar_II
Strona: 353
Tytuł:
Bajki Ezopowe
Autor:
Krzysztof Niemirycz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego, Mówiąc, że świerczowskim słowem Odda jej zaraz z nowego, Chyba żeby nie był zdrowem. Mrówki chleba nie barzo rady pożyczają, Bo go ciężko nabywają. Pytano się świerszcza tedy, Co przez całe lato robił, Że też wtedy i owędy Nic sobie nie przysposobił. Odpowiedział, że skacząc sobie, wyśpiewywał, Aż go miło było słuchać. „O! — rzekła mrówka — kto tak przez lato próżnował, Ten musi zimie w garść chuchać.” PIES Z SZTUKĄ MIĘSA
Jedneż wady
mu zaraz ucichło, Widział, że na głód tańce i kuranty Są barzo czcze prowijanty. W tej biedzie Do mrówki idzie Prosić o pożyczenie ziarneczka jakiego, Mówiąc, że świerczowskim słowem Odda jej zaraz z nowego, Chyba żeby nie był zdrowem. Mrówki chleba nie barzo rady pożyczają, Bo go ciężko nabywają. Pytano się świerszcza tedy, Co przez całe lato robił, Że też wtedy i owędy Nic sobie nie przysposobił. Odpowiedział, że skacząc sobie, wyśpiewywał, Aż go miło było słuchać. „O! — rzekła mrówka — kto tak przez lato próżnował, Ten musi zimie w garść chuchać.” PIES Z SZTUKĄ MIĘSA
Jedneż wady
Skrót tekstu: NiemBajkiBar_II
Strona: 353
Tytuł:
Bajki Ezopowe
Autor:
Krzysztof Niemirycz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
bajki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
roje, Niewinne wojsko z owczarnie wychodzi I mać odziane pierzem hufce wodzi.
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace obfitej. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zażynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań
roje, Niewinne wojsko z owczarnie wychodzi I mać odziane pierzem hufce wodzi.
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace obfitej. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zażynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo Lwa koła słoneczne mijają, A świercze słońcu gorącemu łają, On przed promieniem południowym w cieniu Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu
Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa; Nań bukiew z łasa, nań
Skrót tekstu: HorNaborBar_I
Strona: 202
Tytuł:
Pieśń ad imitiatonem horacjuszowej ody
Autor:
Horatius Flaccus
Tłumacz:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
ody
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1601 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1601
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
, Plinius, SS Bazyli, Izydor, i Albertus Magnus. INNE DZIWNE PTACTWA po ŚWIECIE.
EUCIDA Ptaszek Hercyneńskich Lasów Obywatel, według Pliniusza, który tak świetne z kolorów ma pióra, że ciemne lasy widnemi czyni, i jaśnie oświeconemi.
W Ameryce jest Ptaszek, którego właśnie zowią Avem Americanam, tak wielki, jak świerszcz, a jest zbiorem wszystkich kolorów, jako świadczy Bissilius Argonauta w Ameryce.
REGILLUS, albo Paser muscatus, tak jest opisany od Kardana w Księdze De subtilitate, że jest nie większy nad osę, albo szerszenia, skrzydła ma złotawe i zielone, różnego koloru, pyszczek ma jak szpilkę subtelny; dość że sam z gniaadem
, Plinius, SS Bazyli, Izydor, y Albertus Magnus. INNE DZIWNE PTACTWA po SWIECIE.
EUCIDA Ptaszek Hercyneńskich Lasow Obywatel, według Pliniusza, ktory tak świetne z kolorow ma piora, że ciemne lasy widnemi czyni, y iaśnie oświeconemi.
W Ameryce iest Ptaszek, ktorego właśnie zowią Avem Americanam, tak wielki, iak świerszcz, a iest zbiorem wszystkich kolorow, iako świadczy Bissilius Argonauta w Ameryce.
REGILLUS, albo Paser muscatus, tak iest opisany od Kardaná w Księdze De subtilitate, że iest nie większy nad osę, albo szerszenia, skrzydła ma złotawe y zielone, rożnego koloru, pyszczek ma iak szpilkę subtelny; dość że sam z gniaadem
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 617
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
że w Prusiech znaleziono sztukę Bursztynu siedmniaście funtów ważącą, a w Pomeranii pul dwunasta funta. Zbierają go całym traktem po nad Bałtyckie morze, i różne wyrabiają z niego, snycerskie sztuki. Czę- O Kamieniach osobliwych Historia naturalna.
stokroć w bursztynie w pośrodku dają się widzieć muchy, mrówki, rybki, pająki, żabki, świerszcze, drzewka, jaszczurki. lest w Rzymie in Museo Kircheriano Decymka, alias dziewięciu paciorków niby koronka, w Gdańsku kupiona, w której każ dy paciorek ma w sobie jakie zwierzątko. W Gdańsku czasów nie dawnych dowcipny, z wielką inwencją znajdował się tokarz, który na 20. tysięcy zebrał z swojej roboty Burztynowej, robiąc
że w Prusiech znaleziono sztukę Bursztynu siedmniaście funtow ważącą, á w Pomeranii pul dwanasta funta. Zbieraią go całym traktem po nad Baltyckie morze, y rożne wyrabiaią z niego, snycerskie sztuki. Czę- O Kamieniach osobliwych Historya naturalna.
stokroć w bursztynie w posrodku daią się widzieć muchy, mrowki, rybki, paiąki, żabki, swierszcze, drzewka, iaszczurki. lest w Rzymie in Museo Kircheriano Decymka, alias dziewięciu paciorkow niby koronka, w Gdańsku kupiona, w ktorey każ dy paciorek ma w sobie iakie zwierzątko. W Gdańsku czasow nie dawnych dowcipny, z wielką inwencyą znaydował się tokárz, ktory na 20. tysięcy zebrał z swoiey roboty Burztynowey, robiąc
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 343
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
mnożą, i świergoczą. Co jest fałsz, z samej eksperiencyj; że chłopów na piecu, koło pieca spiących, prawie sobą co noc nakryją, wgębę ich lizą; to by każdy chłop, miał takich gości wgłowie swojej; aprzecież tak niejest: Druga: jeśli by z dopustu Bożego wlazł do głowy świrszcz, zaraz by przegryzł menningem, tojest błonkę, wktórej mózg uwity, i wtym punkcie musiał by człek umierać. Trzecia: mniejsza rzecz bez komparacyj pchła, która nie raz w ucho wlizie spiącemu, a do mózgu, dokąd subtelny jak włos meat, niemoże wliść, a jakże świerszczek tam się wepcha z swemi
mnożą, y swiergoczą. Co iest fałsz, z samey experyencyi; że chłopow na piecu, koło pieca spiących, prawie sobą co noc nakryią, wgębę ich lizą; to by każdy chłop, miał takich gości wgłowie swoiey; áprzecież tak nieiest: Drugá: ieżli by z dopustu Bożego wlazł do głowy swirszcz, zaraz by przegryzł menningem, toiest błonkę, wktorey mozg uwity, y wtym punkcie musiał by człek umierać. Trzecia: mnieysza rzecz bez komparacyi pchła, ktora nie raz w ucho wlizie spiącemu, á do mozgu, dokąd subtelny iak włos meat, niemoże wliść, á iákże swierszczek tám się wepcha z swemi
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 463
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
beczki toczysz, my drożdży nie mamy. Baty W tym państwie chwastem u mnie zarosły zagony, A jakom posiał, jeszcze żaden nie plewiony. Miłko Któraż to zuchwalica tak cię popsowała? Baty Owa, co nam przy żniwie pieśni zaczynała. Miłko Dostałeś, czegoś szukał. Bóg frantom nagali. I świercze w słomie, kiedyś spał, o tym śpiewali. Baty Nie każ na hardą i nie śmiej się z mej głupości: Nie tylko ślepi żebrzą, lśną ludzie w miłości. Miłko Nie moja rzecz być hardym, wszakże nie próżnujmy, Ale spieszno przy inszych z kosą postępujmy. Ty zaśpiewaj co o swej miłej,
beczki toczysz, my drożdży nie mamy. Baty W tym państwie chwastem u mnie zarosły zagony, A jakom posiał, jeszcze żaden nie plewiony. Miłko Któraż to zuchwalica tak cię popsowała? Baty Owa, co nam przy żniwie pieśni zaczynała. Miłko Dostałeś, czegoś szukał. Bóg frantom nagali. I świercze w słomie, kiedyś spał, o tym śpiewali. Baty Nie każ na hardą i nie śmiej się z mej głupości: Nie tylko ślepi żebrzą, lśną ludzie w miłości. Miłko Nie moja rzecz być hardym, wszakże nie próżnujmy, Ale spieszno przy inszych z kosą postępujmy. Ty zaśpiewaj co o swej miłej,
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 31
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
wylatują roje, Niewinne wojsko z owczarnie wychodzi I mać odziane pierzem hufce wodzi.
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace sowity. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zarzynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo lwa koła słoneczne mijają A świerszcze słońcu gorącemu łają,
On przed promieniem południowym w cieniu, Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu, Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa: Nań bukiew z lasa,
wylatują roje, Niewinne wojsko z owczarnie wychodzi I mać odziane pierzem hufce wodzi.
Na skroni żeńcom wieniec z kłosia wity Lato przynosi, dar prace sowity. Odrosłe trawy za kosą padają, W dojrzałe zboża sierpem zarzynają. On snopia wiązać pomaga czeladzi, On pełne wozy do gumna prowadzi.
Lubo lwa koła słoneczne mijają A świerszcze słońcu gorącemu łają,
On przed promieniem południowym w cieniu, Utaiwszy się przy chłodnym strumieniu, Leży uśpiony od szumu wdzięcznego Przezorną wodą zdroju ciekącego.
Jemu w jesieni sady barwę mienią, Jemu się jabłka po drzewach rumienią, Jemu pasieka hojne miody dawa, Jemu się wełna po owcach dostawa: Nań bukiew z lasa,
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 278
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910