ludzkie.
Oset rad kole, pokrzywy parzają A starte polne języczki kąsają, Ale domowe w złości niezrownane Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z których na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na
ludzkie.
Oset rad kole, pokrzywy parzają A starte polne języczki kąsają, Ale domowe w złości niezrownane Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w połowę Dziatki niewinne w sztuki porąbały, Z ktorych na rożnach jedne członki drżały, Drugie miotały wody wylęknione, Kotły jęczały na
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 443
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
obraca me pociechy, klinu Zbywszy z serca, mój wdzięczny, oglądam cię, synu! 339 (N). STRASZNY BOHATYR NIE KAŻDY KĄSA, CO WĄSAMI TRZĄSA
Jakbym się potkał ze lwem albo jednorożcem: Szłyk pod żurawim piórem; ferezyja brożcem; Gęba srogim od ucha przejechana ciosem; Krzywym kozłem na czele; świszcząc, straszny, nosem; Turski andżar za pasem; bystry nadziak w ręku, Czy oskarda na twardym osadzona sęku; Pałasz, tyrański pałasz, za który się trzyma — Właśnie tym albo takim bił Dawid olbrzyma. Z góry stawia, ni wielbłąd, rozmierzone kroki; W niebo patrzy ponuro; pluje pod obłoki. Nie
obraca me pociechy, klinu Zbywszy z serca, mój wdzięczny, oglądam cię, synu! 339 (N). STRASZNY BOHATYR NIE KAŻDY KĄSA, CO WĄSAMI TRZĄSA
Jakbym się potkał ze lwem albo jednorożcem: Szłyk pod żurawim piórem; ferezyja brożcem; Gęba srogim od ucha przejechana ciosem; Krzywym kozłem na czele; świszcząc, straszny, nosem; Turski andżar za pasem; bystry nadziak w ręku, Czy oskarda na twardym osadzona sęku; Pałasz, tyrański pałasz, za który się trzyma — Właśnie tym albo takim bił Dawid olbrzyma. Z góry stawia, ni wielbłąd, rozmierzone kroki; W niebo patrzy ponuro; pluje pod obłoki. Nie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 335
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
go w hołoble albo też do sani, Zwłaszcza pod rękę, zaprzęgą furmani: Szla grzywę zjadła i już stąpa drobniej, Jeśli na wadze przemaga podsobni; Choć aż do ziemie we trzy się gnie dzwona,
Pot z czoła, piany padają z ogona, Opiera nogi, ciągnie, sapi, dmucha, Wżdy mu biczysko świszczy koło brzucha. Jam ci to źrebiec, ja ten głupi szkapa; Mnieć to, mnie, ręka białogłowska złapa. By jeszcze ręka, nie luto by sercu; Piękna twarz, na pstrym stawiwszy kobiercu, Mocnymi słowy z otworzonej księgi, Dożywotnymi ujęła popręgi, I osiodławszy; co gorsza, za dwa dni Koń
go w hołoble albo też do sani, Zwłaszcza pod rękę, zaprzęgą furmani: Szla grzywę zjadła i już stąpa drobniej, Jeśli na wadze przemaga podsobni; Choć aż do ziemie we trzy się gnie dzwona,
Pot z czoła, piany padają z ogona, Opiera nogi, ciągnie, sapi, dmucha, Wżdy mu biczysko świszczy koło brzucha. Jam ci to źrebiec, ja ten głupi szkapa; Mnieć to, mnie, ręka białogłowska złapa. By jeszcze ręka, nie luto by sercu; Piękna twarz, na pstrym stawiwszy kobiercu, Mocnymi słowy z otworzonej księgi, Dożywotnymi ujęła popręgi, I osiodławszy; co gorsza, za dwa dni Koń
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 352
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wtóry, Na kark pokrowskiej góry Gwałtem następuje. Gdzie zasieki drzewiane, I blokhauzy sypane, Poraża, rumuje. Tyran wtem na półniebie, Gdy Moskwa ku potrzebie Ukaże się w oczy, Do nich do nich zarazem Tyzenhauz i z Płazem Jednem sercem skoczy. Uderzą się, że łuny I puszczone pioruny Ogniem ich okryją, Świszczą kule, brzmią groty, Ziemia buczy z ochoty I powietrza wyją. Aż co dotąd się chwiała, Ku naszym się rozśmiała Fortuna wesoło. Gromią, gonią, ścinają, Co celniejszych imają Niemieckich głów czoło. Nie lżejsze i tam gromy, Gdzie przez parów kryjomy Moskwa się przekrada. I na odsiecz drugiemu Szańcowi Pokrowskiemu Pod
wtóry, Na kark pokrowskiej góry Gwałtem następuje. Gdzie zasieki drzewiane, I blokhauzy sypane, Poraża, rumuje. Tyran wtem na półniebie, Gdy Moskwa ku potrzebie Ukaże się w oczy, Do nich do nich zarazem Tyzenhauz i z Płazem Jednem sercem skoczy. Uderzą się, że łuny I puszczone pioruny Ogniem ich okryją, Świszczą kule, brzmią groty, Ziemia buczy z ochoty I powietrza wyją. Aż co dotąd się chwiała, Ku naszym się rozśmiała Fortuna wesoło. Gromią, gonią, ścinają, Co celniejszych imają Niemieckich głów czoło. Nie lżejsze i tam gromy, Gdzie przez parów kryjomy Moskwa się przekrada. I na odsiecz drugiemu Szańcowi Pokrowskiemu Pod
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 14
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
. Rugier się na dół z góry spuszcza i częstemi Straszliwą orkę bije razami ciężkiemi.
CIII.
Jako orzeł, gdy w górę wysoko wyleci, Upatrując obłowu dla zgłodniałych dzieci, Gdy na gołem kamieniu węża ujźrzy, który Gładzi przeciwko słońcu odnowione skóry, Nie bierze go od głowy, mijając tę stronę, Gdzie żądłem jadowitem świszczy, w mocną śponę, Ale w tył od ogona i macha skrzydłami, Aby go nie okręcił długiemi kołami:
CIV.
Tak on szablą i drzewem nie godzi do gęby, Nie do pysku, który beł uzbrojony w zęby, Ale trafia, bo ją tak snadniej pożyć tuszy, Albo w grzbiet albo w ogon albo
. Rugier się na dół z góry spuszcza i częstemi Straszliwą orkę bije razami ciężkiemi.
CIII.
Jako orzeł, gdy w górę wysoko wyleci, Upatrując obłowu dla zgłodniałych dzieci, Gdy na gołem kamieniu węża ujźrzy, który Gładzi przeciwko słońcu odnowione skóry, Nie bierze go od głowy, mijając tę stronę, Gdzie żądłem jadowitem świszczy, w mocną śponę, Ale w tył od ogona i macha skrzydłami, Aby go nie okręcił długiemi kołami:
CIV.
Tak on szablą i drzewem nie godzi do gęby, Nie do pysku, który beł uzbrojony w zęby, Ale trafia, bo ją tak snadniej pożyć tuszy, Albo w grzbiet albo w ogon albo
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 222
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
skale w gromadzie leżącem, Po zimie nowe skóry na słońcu grzejącem;
XXXIX.
Nie jeden się przypadek, a każdy przydawa Różny: ten zdycha, ten bez ogona zostawa; Ten przodkiem tylko władnie i na kamień gładki Ledwie wciąga za sobą spłaszczone ostatki; Ten, co miał lepsze szczęście, po ziemi się wije I świszcząc, naruszone członki w trawie kryje. Straszliwy to beł pocisk, lecz dziwu żadnego Niemasz, bo wyszedł z ręki Orlanda mężnego.
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi zastąpił Orland
skale w gromadzie leżącem, Po zimie nowe skóry na słońcu grzejącem;
XXXIX.
Nie jeden się przypadek, a każdy przydawa Różny: ten zdycha, ten bez ogona zostawa; Ten przodkiem tylko władnie i na kamień gładki Ledwie wciąga za sobą spłaszczone ostatki; Ten, co miał lepsze szczęście, po ziemi się wije I świszcząc, naruszone członki w trawie kryje. Straszliwy to beł pocisk, lecz dziwu żadnego Niemasz, bo wyszedł z ręki Orlanda mężnego.
XL.
Inszy, których nie dosiągł stołem, towarzysze, A było ich właśnie siedm, jako Turpin pisze, W nogach już tylko kładli wszytkie swe obrony; Ale jem drzwi zastąpił Orland
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 283
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
płotem ostrożonym, z jedną na dziedziniec piękną mocną i zamczystą bramą. Jeśli warty w niej niemasz, być powinień stróż, obstalowany wrotny człek wierny, sumienny aby nie siedział z lulką w kuchni, albo przy której grubie, i tam spał; ale całą noc chodził, od rogu do rogu dziedzińca, wołając, świszcząc, aby się złodziej nie zakradł, nieprzyjaciel nie napadł raptem, zwierz szkody nieuczynił. Jeśli blisko Pałacu w dziedzincu niemasz jakiego źródła, strumyka, sadzawki, stawu, potrzeba mieć studnię której opisanie masz tu sub litera Z. i W. alias o studni i wodzie pisząc. Pałacu, Dworu jakie mają być
płotem ostrożonym, z iedną na dziedziniec piękną mocną y zamczystą bramą. Iezli warty w niey niemasz, bydź powinień stroż, obstalowany wrotny człek wierny, sumienny aby nie siedział z lulką w kuchni, albo przy ktorey grubie, y tam spał; ale całą noc chodził, od rogu do rogu dziedzińca, wołaiąc, swiszcząc, aby się złodziey nie zakradł, nieprzyiáciel nie napadł raptem, zwierz szkody nieuczynił. Iezli blisko Pałacu w dziedzincu niemasz iakiego źrodła, strumyka, sadzawki, stawu, potrzeba mieć studnię ktorey opisanie masz tu sub litera S. y W. alias o studni y wodzie pisząc. Pałacu, Dworu iakie maią bydź
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 362
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
V. 1. chcem popr: chcemy. 114. V. 2. przyjęty. popr: przygięty 119. V. 5. dgi. popr: gdy 127. V. 5. kurzyć popr: kurczyć
136. V. 16. o bezpieczeństwie popr: o niebezpieczeństwie V. ostat: świstać popr: świszczeć 140. V. 6. Idzmi popr: Idzmy 145. V. 6. Myle popr: mile 165. V. 15. takich popr: tak ich 173. V. 11. peczyny popr: pecyny 180. V. 3. :zmazać tamże O szaleni popr: oszaleni 183. V. 5
V. 1. chcem popr: chcemy. 114. V. 2. przyięty. popr: przygięty 119. V. 5. dgy. popr: gdy 127. V. 5. kurzyć popr: kurczyć
136. V. 16. o bespieczeństwie popr: o ńiebespieczeństwie V. ostat: świstać popr: świszczeć 140. V. 6. Idzmi popr: Idzmy 145. V. 6. Myle popr: mile 165. V. 15. takich popr: tak ich 173. V. 11. peczyny popr: pecyny 180. V. 3. :zmazać tamże O szaleni popr: oszaleni 183. V. 5
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 442
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
słone Zapala; potym w górę puszcza zapalone. Tę ziemię za mieszkanie Ceres Próżerpinie Zaleciwszy, Frygijskiej spieszy ku krainie, Chcąc Cybele nawiedzić; prędko lotne sprzęże Srebrnem licem w wędzidła pozłociste węże. Sprzęże, a oni szybkiem lotem ślady mienią, I lecąc nieszkoliwym jadem cugle pienią. Kark skryty, a troisty język w pysku świszczy. Bok zielony złotem się między skorą błyszczy. Raz kłębkiem rwą Zefiry, a drugi raz rosą białą ziemię skrapiając: nisko skrzydła niosą. Koła zbożem żołcieją, a gdziekolwiek kinie Lotny powóz Bogini, droga z śladem ginie. Co raz mniej Etny widać, co raz odstępuje Sycylia, i oczom widoku ujmuje. I jak
słone Zápala; potym w gorę puszcza zapalone. Tę źiemię zá mieszkánie Ceres Prozerpinie Zalećiwszy, Frygiyskiey spieszy ku krainie, Chcąc Cybele nawiedźić; prętko lotne sprzęże Srebrnem licem w wędźidłá pozłoćiste węże. Sprzęże, á oni szybkiem lotem ślady mienią, I lecąc nieszkoliwym iadem cugle pienią. Kark skryty, á troisty ięzyk w pysku świszczy. Bok źielony złotem się między skorą błyszczy. Raz kłębkiem rwą Zefiry, á drugi raz rosą białą źiemię skrapiaiąc: nisko skrzydłá niosą. Koła zbożem żołćieją, á gdźiekolwiek kinie Lotny powoz Bogini, droga z śladem ginie. Co raz mniey Etny widać, co raz odstępuie Sycylia, y oczom widoku uymuie. I iák
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 9
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
które dla tego Portugalczycy zowią Pigricją/ wielkigo ciała/ farby dzikiej/ twarzy jakby białogłowskiej/ z ramionami długiemi i zakrzywionemi: a stąd przez rozmaite odmiany ruszania śrzedniego/ przyjdziemy do prędkości Zebrów/ Tygryssów/ i Pardów. Księgi wtóre.
Upatrujcie głosy zwierząt/ niektóre nie mają żadnego głosu/ jako robaczkowie; drugie tylo świszczą: drugie mają głos/ ale jednostajny/ i nierozdzielny/ jako wół: drugie nie tylo głos mają/ ale też i śpiewają jako ptacy/ a osobliwie słowik: niektóre też naśladują mowy człowieczej/ którego własna rzecz jest rozumnie mówić.
Lecz niemasz nic wczymby lepiej uznać mogło się wdzięczne sporządzanie i sposabianie Boskie/ jako
ktore dla tego Portogálczycy zowią Pigritią/ wielkigo ćiáłá/ fárby dźikiey/ twarzy iákby białogłowskiey/ z rámionámi długiemi y zákrzywionemi: á stąd przez rozmáite odmiány ruszánia śrzedniego/ przyydźiemy do prędkośći Zebrow/ Tygrissow/ y Párdow. Kśięgi wtore.
Vpátruyćie głosy źwierząt/ niektore nie máią żadnego głosu/ iáko robaczkowie; drugie tylo świsczą: drugie máią głos/ ále iednostáyny/ y nierozdźielny/ iáko woł: drugie nie tylo głos máią/ ále też y śpiewáią iáko ptacy/ á osobliwie słowik: niektore też náśláduią mowy człowieczey/ ktorego własna rzecz iest rozumnie mowić.
Lecz niemász nic wczymby lepiey vznáć mogło się wdźięczne sporządzánie y sposabiánie Boskie/ iáko
Skrót tekstu: BotŁęczRel_V
Strona: 15
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. V
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609