odmęcie.
Śpiewam ci jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica wzdycha Na żadnej nie usiądzie Rozdze zielonej W żałości onej.
Ja śpiewam, a me siły Tak długim więzieniem Już się prawie zwątliły, Żem już prawie cieniem; Mną gdy wiatr wieje, Jak trzciną chwieje.
Śpiewam ci, lecz me głosy, Głosy żałośliwe, Echo porannej rosy Rozbija płaczliwe, Gdy po dolinie Dźwięk się rozwinie.
Ja śpiewam, choć o wodzie I o samym chlebie Trwać muszę w takim głodzie, W tak ciężkiej potrzebie, Patrząc, azali Kto się użali?
Śpiewam ci, lecz obfite Z serca zranionego Co w nim były zakryte, Kształtem dżdża ranego
odmęcie.
Śpiewam ci jako licha, Gdy lubego zbędzie, Synogarlica wzdycha Na żadnej nie usiędzie Rozdze zielonej W żałości onej.
Ja śpiewam, a me siły Tak długim więzieniem Już się prawie zwątliły, Żem już prawie cieniem; Mną gdy wiatr wieje, Jak trzciną chwieje.
Śpiewam ci, lecz me głosy, Głosy źałośliwe, Echo porannej rosy Rozbija płaczliwe, Gdy po dolinie Dźwięk się rozwinie.
Ja śpiewam, choć o wodzie I o samym chlebie Trwać muszę w takim głodzie, W tak ciężkiej potrzebie, Patrząc, azali Kto się użali?
Śpiewam ci, lecz obfite Z serca zranionego Co w nim były zakryte, Kształtem dżdża ranego
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 372
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami Wieje i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni
miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami Wieje i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje oczy;
Jeśli też jeden szczepek sadzi w drugi Albo z nadzieją plonu zasiewa ogrody, Ja myślę: ten w nadziei — ty za swe posługi Ani łaski proś, ni
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 23
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
swym wskoczy. DO STAREGO
Ilekroć w ręku twych tę panią widzę, Że ją całujesz, starcze obrzydliwy, Tylekroć z ciebie jak na urząd szydzę, Żeś stary jak kruk, a jak wróbl jurliwy.
Z tak śliczną twarzą ten twój wąs sędziwy Nie zgadzają się; ja się tobą brzydzę I będę z twego szczęścia żałośliwy, Aż się jej udam, a ciebie ohydzę.
Atoli-ć szczerą pomogę przestrogą: Radzę-ć, ostrożniej poczynaj więc sobie, Bo ta pani — śmierć nosi w oczach srogą
I ma źrenice jadowite obie; A ty, któryś już w trunnie jedną nogą, Jak z bliska natrzesz, będziesz drugą w grobie
swym wskoczy. DO STAREGO
Ilekroć w ręku twych tę panią widzę, Że ją całujesz, starcze obrzydliwy, Tylekroć z ciebie jak na urząd szydzę, Żeś stary jak kruk, a jak wróbl jurliwy.
Z tak śliczną twarzą ten twój wąs sędziwy Nie zgadzają się; ja się tobą brzydzę I będę z twego szczęścia żałośliwy, Aż się jej udam, a ciebie ohydzę.
Atoli-ć szczerą pomogę przestrogą: Radzę-ć, ostrożniej poczynaj więc sobie, Bo ta pani — śmierć nosi w oczach srogą
I ma źrenice jadowite obie; A ty, któryś już w trunnie jedną nogą, Jak z bliska natrzesz, będziesz drugą w grobie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 110
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
która serdecznie złączyła z Oblubieńcem, proszę, bym wysłuchana była! Otwórzcie mi żelazne bramy, a do swego chciejcie mię w komput przyjąć wojska panieńskiego! Bez związku małżeńskiego, szczęśliwa miłości, której wolno największe wyświadczać szczyrości! Ach, me Światło! Takżeś tu już nielitościwy, że Cię nic nie porusza mój głos żałośliwy? Nie jam dała przyczynę, lecz Twa święta chwała, żeby moja płaczliwa skarga nie ustała. Niesłuszna, żeby pieśni ulubione Tobie więźniowie śpiewać mieli w tak ciężkiej żałobie! Wolny słowik na wiosnę ślicznie wykrzykuje, wsadzony w klatkę, milcząc, cicho lamentuje. Me Światło! Pokrusz zamki, otwórz drzwi miedziane, niech
która serdecznie złączyła z Oblubieńcem, proszę, bym wysłuchana była! Otwórzcie mi żelazne bramy, a do swego chciejcie mię w komput przyjąć wojska panieńskiego! Bez związku małżeńskiego, szczęśliwa miłości, której wolno największe wyświadczać szczyrości! Ach, me Światło! Takżeś tu już nielutościwy, że Cię nic nie porusza mój głos żałośliwy? Nie jam dała przyczynę, lecz Twa święta chwała, żeby moja płaczliwa skarga nie ustała. Niesłuszna, żeby pieśni ulubione Tobie więźniowie śpiewać mieli w tak ciężkiej żałobie! Wolny słowik na wiosnę ślicznie wykrzykuje, wsadzony w klatkę, milcząc, cicho lamentuje. Me Światło! Pokrusz zamki, otwórz drzwi miedziane, niech
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 159
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
odebrać, kiedy chciała. Bo ten, który był zasmucił, smutek w pociechę obrócił. Lub się na śmierć przygotował, ale go zdrowiem darował.
Wierzę, żeć było niemiło, iżeć się nie poszczęściło, Byś te serca rozerwała, co je miłość skrępowała! Leć nie tak nielitościwe, na serce me żałośliwe Przyszedł do zdrowia. TRANSAKCJA ALBO OPISANIE
Nieba: bo się wzruszyć dały, dłuższy mu wiek obiecały.
Więc zaś w inszą stronę zmierzasz, a ku mnie samej wymierzasz! Iżeś tam nic nie wskórała, więc zaś do mnie się udała, Różnie już ze mną próbując, złym zdrowiem mię agrawując. Ale, że
odebrać, kiedy chciała. Bo ten, który był zasmucił, smutek w pociechę obrócił. Lub się na śmierć przygotował, ale go zdrowiem darował.
Wierzę, żeć było niemiło, iżeć się nie poszczęściło, Byś te serca rozerwała, co je miłość skrępowała! Leć nie tak nielutościwe, na serce me żałośliwe Przyszedł do zdrowia. TRANSAKCYJA ALBO OPISANIE
Nieba: bo się wzruszyć dały, dłuższy mu wiek obiecały.
Więc zaś w inszą stronę zmierzasz, a ku mnie samej wymierzasz! Iżeś tam nic nie wskórała, więc zaś do mnie się udała, Różnie już ze mną próbując, złym zdrowiem mię agrawując. Ale, że
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 169
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
tej szczęścia fali, Bogdajcię równą dolą żale pożerali. Idę bezbożny Zdrajco niosąc z sobą ranę, Niechaj cię Niebo za tę pogrąży odmianę. SCENA XII
Zemruda, Fadlalach, Moufak, Della Zemrud; Niemogę mówić z śmiechu, niechaj Della powi, Della Swegośmy dokazali, niechaj będziem zdrowi: Najpierwej weszła Pani w żałośliwej minie, Łza gęsta po jej kwefie ustawicznie płynie. Ręce, stan, nogi, szyję i twarz pokazała, Jeśli ma jaki defekt Sędziego pytała, Wymusiła pasyę w tak gwałtownej porze, Ze już Zonę porzucza w złym dziwnie humorze. Potym skłoniona nisko, o litość prosiła, Mówiąc: jakby Omara jedną Córką była
tey szczęścia fali, Bogdaycię rowną dolą żale pożerali. Idę bezbożny Zdrayco niosąc z sobą ranę, Niechay cię Niebo za tę pogrąży odmianę. SCENA XII
Zemruda, Fadlalach, Moufak, Della Zemrud; Niemogę mowić z śmiechu, niechay Della powi, Della Swegośmy dokazali, niechay będźiem zdrowi: Naypierwey weszła Pani w żałośliwey minie, Łza gęstá po iey kwefie ustawicznie płynie. Ręce, stan, nogi, szyię y twarz pokazała, Ieśli ma iaki defekt Sędźiego pytała, Wymusiła passyę w tak gwałtowney porze, Ze iuż Zonę porzucza w złym dźiwnie humorze. Potym skłoniona nisko, o litość prosiła, Mowiąc: iakby Omara iedną Corką była
Skrót tekstu: RadziwiłłowaFRozum
Strona: F2v
Tytuł:
Sędzia od rozumu odsądzony
Autor:
Franciszka Urszula Radziwiłłowa
Miejsce wydania:
Żółkiew
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
kształt uczernionych mają.
LX.
Oczy mu się pod czoło zmarszczone pokryły, Twarz wyschła, członki insze szczerą kością były; Włosy wzgórę wzjeżone, jak kołtonowate, Broda brzydka, poplwana, policzki kosmate. Ledwie go Angelika nadobna zoczyła, W zad prędko, przeląkszy się, koniem obróciła. Wrzeszcząc ucieka, a jej głosy żałośliwe Powtarza i śle Echo w przepaści straszliwe.
LXI.
Na głos krzyku podniesie głupi Orland głowy I rączo skoczy za nią, dopaść jej gotowy. Najwdzięczniejsza twarz mu się prędko spodobała, Ochoty do gonienia żądza przydawała. Ani on myśli o tem ani on pamięta, Jeśli to Angelika, co była tak wzięta. Bieży pędem
kształt uczernionych mają.
LX.
Oczy mu się pod czoło zmarszczone pokryły, Twarz wyschła, członki insze szczerą kością były; Włosy wzgórę wzjeżone, jak kołtonowate, Broda brzydka, poplwana, policzki kosmate. Ledwie go Angelika nadobna zoczyła, W zad prętko, przeląkszy się, koniem obróciła. Wrzeszcząc ucieka, a jej głosy żałośliwe Powtarza i śle Echo w przepaści straszliwe.
LXI.
Na głos krzyku podniesie głupi Orland głowy I rączo skoczy za nią, dopaść jej gotowy. Najwdzięczniejsza twarz mu się prędko spodobała, Ochoty do gonienia żądza przydawała. Ani on myśli o tem ani on pamięta, Jeśli to Angelika, co była tak wzięta. Bieży pędem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 398
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. Jakby serce Dawida kordialnym proszkiem Posilił, że nie długo był Pogańskim Bożkiem. Wesoły w duchu, że tak sztuka się udała, Wilk syt, Owca do domu powróciła cała.
Pokorne dzięki czyni Królowi, iże mu Pozwolił miejsca w Państwie swoim stroskanemu; Gdzie mógł życie ochronić przed złością Saulową, Do łez przywiódł Achia żałośliwą mową. Nie tym Sercem co BOGU Królowi dziękuje, Ze nim tak dobrotliwie rządzi, dysponuje. W sam czas, kędyby musiał bić Izraelity, Abszyt bierze od Króla z dobrej służby kwity. Dziękuje BOGU nie raz, lecz tysiąckroć razy, Za uchowanie od tak szpetnej grzechu skazy. Powstania na swój Naród, na
. Jakby serce Dawida kordyalnym proszkiem Posilił, że nie długo był Pogańskim Bożkiem. Wesoły w duchu, że tak sztuka się udała, Wilk syt, Owca do domu powrociła cała.
Pokorne dzięki czyni Krolowi, iże mu Pozwolił mieysca w Państwie swoim stroskanemu; Gdzie mogł życie ochronić przed złością Saulową, Do łez przywiodł Achia żałośliwą mową. Nie tym Sercem co BOGU Krolowi dziękuie, Ze nim tak dobrotliwie rządzi, dysponuie. W sam czas, kędyby musiał bić Jzraelity, Abszyt bierze od Krola z dobrey służby kwity. Dziękuie BOGU nie raz, lecz tysiąckroć razy, Za uchowanie od tak szpetney grzechu skazy. Powstania na swoy Narod, na
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 69
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
Już widzę jawnie, że nią rządzą Nieba, Głęboką prośbę przy Jej nogach składam: Błogosław Matko słudze twemu szczerze, W cnotach, miłości, nadziei, i wierze. Aleć wzajemnie i ta jako długa. Padnie przedemną, głowę sypiąc piaskiem, Ty mi Błogosław, boś Chrystusów sługa; To wymówiła z żałośliwym wrzaskiem: Tyś godzien Ciało i Krew Pańską nosić, Czemuż mi nie masz łask Jego uprosić? Trwoga mię na wskroś wszystkiego przebodła, Kiedy jej słowo z Ust Prorockich płynie,
Kapłaństwo moje jak na plac wywiodła, Którego godność i w Pustyniach słynie: Słucham, że i to na tym placu stanie Zle się
Już widzę iawnie, że nią rządzą Nieba, Głęboką proźbę przy Jey nogach skłádam: Błogosław Mátko słudze twemu szczerze, W cnotach, miłości, nádziei, y wierze. Aleć wzaiemnie y ta iáko długa. Padnie przedemną, głowę sypiąc piaskiem, Ty mi Błogosław, boś Chrystusow sługa; To wymowiła z záłośliwym wrzáskiem: Tyś godzien Ciało y Krew Pańską nosić, Czemuż mi nie masz łásk Jego uprosić? Trwoga mię ná wskroś wszystkiego przebodła, Kiedy iey słowo z Ust Prorockich płynie,
Kapłaństwo moie iak na plac wywiodła, Ktorego godność y w Pustyniach słynie: Słucham, że y to na tym placu stanie Zle się
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 163
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
, Jako Fineuszowi ci kiedyś, a po niem Uczynił Synapowi Astolf, groźny koniem.
I
Astolf, co niesłychanem dźwiękiem bydło ono Wegnał z wielką bojaźnią ich w piekielne łono Dziurą przepaści srogiej, gdzie, jak zapomniały, Stał, uszu nadkładając wszędzie czas niemały Słyszy szum z głębokości wielkich przeraźliwy, Narzekanie, wzdychania i płacz żałośliwy; Zaczem, iż to jest piekło, domyśla się snadno, Myśli, czy się ma wrócić w zad, czy tak iść na dno.
Życzy, aby widzieć mógł tych w wiecznej ciemności, Co już przez śmierć słoneczne stracili jasności, I miąższość przebyć ziemie do kresu samego, Gdzie w piekle ma swe męki
, Jako Fineuszowi ci kiedyś, a po niem Uczynił Synapowi Astolf, groźny koniem.
I
Astolf, co niesłychanem dźwiękiem bydło ono Wegnał z wielką bojaźnią ich w piekielne łono Dziurą przepaści srogiej, gdzie, jak zapomniały, Stał, uszu nadkładając wszędzie czas niemały Słyszy szum z głębokości wielkich przeraźliwy, Narzekanie, wzdychania i płacz żałośliwy; Zaczem, iż to jest piekło, domyśla się snadno, Myśli, czy się ma wrócić w zad, czy tak iść na dno.
Życzy, aby widzieć mógł tych w wiecznej ciemności, Co już przez śmierć słoneczne stracili jasności, I miąższość przebyć ziemie do kresu samego, Gdzie w piekle ma swe męki
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 62
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905