gniewem czyniły ślepe i szalone. Stąd moskiewska oblokiem z boku jazda spada, Stąd czołkiem pochylona piechota się skrada, Obiema silni naszy, obu jako który PIon paruje Polifem z Wulkanowej góry, Pan śrzód ognia i mieczów przywodzi, szykuje, Sam jak Argus stooki wszystko upatruje, On przeszedłby Fabiów sercem doświadczonych, Od żartkością po kłosach bieżałby nietknionych. I gdy widzi że naszym, którzy w sprawie stali, Szkodzi z dział nieprzyjaciel, razem się zapali, I razem: Hej na co się, na co dłużej chować! W głowę wojsku wszystkiemu każe następować. Uderzą się jako grom na harde Cyklopy Wystrzelony Jowiszów, skąd krwawe zatopy,
gniewem czyniły ślepe i szalone. Ztąd moskiewska oblokiem z boku jezda spada, Ztąd czołkiem pochylona piechota się skrada, Obiema silni naszy, obu jako który PIon paruje Polifem z Wulkanowej góry, Pan śrzód ognia i mieczów przywodzi, szykuje, Sam jak Argus stooki wszystko upatruje, On przeszedłby Fabiów sercem doświadczonych, Od żartkością po kłosach bieżałby nietknionych. I gdy widzi że naszym, którzy w sprawie stali, Szkodzi z dział nieprzyjaciel, razem się zapali, I razem: Hej na co się, na co dłużej chować! W głowę wojsku wszystkiemu każe następować. Uderzą się jako grom na harde Cyklopy Wystrzelony Jowiszów, zkąd krwawe zatopy,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 20
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Jakoby się do jednej wszystkie tej ojczyzny Przeniosły Diaberki, widzą się i cery, Jakimi świat tylko tu słynie kawalery. Ale niemniej i konie do siebie to czują, Że w złocie, że i złote wędzidła smakują, Ważąc się pod rołdaczy i drogiemi rzędy, Skąd po polach przyległych miece się blask wszędy. Oneby swą żartkością w ogniu nie spłonęły, I po zbożu biegając onego nie tknęły. A ozdoba dzisiejsza na świetnej karocy, Jako w późnej Hesperus okazalszy nocy, Między światły innemi wszystkich tych przechodzi, Zgrają świetną okryty upierzonej młodzi. Toż i miasto poduszczy, żebytakże na tę Niniejszą uroczystość, inszą wzięto szatę:Nie w której po
Jakoby się do jednej wszystkie tej ojczyzny Przeniosły Dyaberki, widzą się i cery, Jakiemi świat tylko tu słynie kawalery. Ale niemniej i konie do siebie to czują, Że w złocie, że i złote wędzidła smakują, Ważąc się pod rołdaczy i drogiemi rzędy, Zkąd po polach przyległych miece się blask wszędy. Oneby swą żartkością w ogniu nie spłonęły, I po zbożu biegając onego nie tknęły. A ozdoba dzisiejsza na świetnej karocy, Jako w późnej Hesperus okazalszy nocy, Między światły innemi wszystkich tych przechodzi, Zgrają świetną okryty upierzonej młodzi. Toż i miasto poduszczy, żebytakże na tę Niniejszą uroczystość, inszą wzięto szatę:Nie w której po
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 125
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
dla końca, których za wodzów mieni myśl pielgrzymująca. Większy żal widok oczu na szańc ciemny ważyć, aniżeli ich nie mieć, kto by ich mógł zażyć? Który pielgrzym dniem krótkim ukrzywdza swe nogi, z ranną zorzą weselej odprawuje drogi, aleć ta noc zbyt długa przedłuża ciemności i twym koniom, Febusie, zabrania żartkości. Gdy Tytan Arktusowi wóz z północy toczy, mile wszytkim otwiera ranna zorza oczy, albowiem każdy człowiek na przybycie słońca jutrzenkę z chęcią wita za pewnego gońca. Tak i ja zawszem na tę gwiazdę poglądała, która by się swym rogiem dwóch nieb wraz tykała, i mawiałam częstokroć: „Zajaśniej, słoneczko,
dla końca, których za wodzów mieni myśl pielgrzymująca. Większy żal widok oczu na szańc ciemny ważyć, aniżeli ich nie mieć, kto by ich mógł zażyć? Który pielgrzym dniem krótkim ukrzywdza swe nogi, z ranną zorzą weselej odprawuje drogi, aleć ta noc zbyt długa przedłuża ciemności i twym koniom, Febusie, zabrania żartkości. Gdy Tytan Arktusowi wóz z północy toczy, mile wszytkim otwiera ranna zorza oczy, albowiem kożdy człowiek na przybycie słońca jutrzenkę z chęcią wita za pewnego gońca. Tak i ja zawszem na tę gwiazdę poglądała, która by się swym rogiem dwóch nieb wraz tykała, i mawiałam częstokroć: „Zajaśniej, słoneczko,
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 29
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
trzydziestu tysięcy ludzi złożoną, w momencie spalili z okrętami. Własność ognia tego była Czy stary czy nowy wiek polerowniejszy?
góreć w morżu, od wody się żarzyć, do swej sfery alias, wzgórę niewybuchać, ale przy dziwnej letkości swojej mieć się na dół, to wróżne strony, zapędem wielkim wybiegać, według mocy żartkości swojej, którą miał od rzucających; puszczany był nadalekość z procy, na sprężynach, to wydmuchnieniem z rury mosiężnej, to wycisnieniem z naczyń na kształt sikawek robionych, lecący na osoby, i różne obiecta, paląc je bez ugaszenia, chyba octem z uryną, i z piaskiem zmieszanym, zgasnąć mógł i od oleju
trzydziestu tysięcy ludzi złożoną, w momencie spálili z okrętami. Własność ognia tego była Czy stary czy nowy wiek polerownieyszy?
goreć w morżu, od wody się żarzyć, do swey sfery alias, wzgorę niewybuchać, ale przy dziwney letkości swoiey mieć się na doł, to wrożne strony, zapędem wielkim wybiegać, według mocy żartkości swoiey, ktorą miał od rzucaiących; puszczany był nadalekośc z procy, na sprężynach, to wydmuchnieniem z rury mosiężney, to wycisnieniem z naczyń na kształt sikawek robionych, lecący na osoby, y rożne obiecta, paląc ie bez ugaszenia, chybá octem z uryną, y z piaskiem zmieszanym, zgasnąć mogł y od oleiu
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 32
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
przód i w zad do dwu celów po obudwu brzegach ukazanych. Trudno wypisać z jakim afektem arcyksiążę coraz wracał się do Renu, patrzeć na one nigdy niewidane obyczaje Elearskie, różne pochwały z różnych rzeczy przed dworem swym powtarzając, a sam sobie dziwnie słodząc ich lekkość, iż wozów nie mieli, skromność iż bez pościeli, żartkość, czerstwość, strój, oręże, chód, słowa, a niemal i mgnienia oka pilnie uważał, wszystko u nich być po szczerożołniersku przyznawając, a swych inszych wojsk bety i insze zawady, także i ociężałość, ze wszech miar naganiając. Tegoż dnia skoro się wszystko wojsko przewiozło, szli półtory mile za Ren ku
przód i w zad do dwu celów po obudwu brzegach ukazanych. Trudno wypisać z jakim afektem arcyksiążę coraz wracał się do Renu, patrzeć na one nigdy niewidane obyczaje Elearskie, różne pochwały z różnych rzeczy przed dworem swym powtarzając, a sam sobie dziwnie słodząc ich lekkość, iż wozów nie mieli, skromność iż bez pościeli, żartkość, czerstwość, strój, oręże, chód, słowa, a niemal i mgnienia oka pilnie uważał, wszystko u nich być po szczerożołniersku przyznawając, a swych inszych wojsk bety i insze zawady, także i ociężałość, ze wszech miar naganiając. Tegoż dnia skoro się wszystko wojsko przewiozło, szli półtory mile za Ren ku
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 93
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
.
Roksolańskich ziem wojewodo możny, Ze krwie Jagiełłów królów znamienitych, Który gdyś z daru boskiego pobożny Swój wiek prowadził: cnót niepospolitych Byłeś obrazem, złym sąsiadom groźny, Gdyś naprzód w Moskwie odważnie dobytych Ogniem pustosząc fortec wiele psował, A ich mieszkańce mieczem prześladował.
Doznał i Turczyn on basza Abazy, Żartkości twojej, i Tatarzyn dziki
On Omer Aga, gdyś po kilka razy Zgromił go silnie, i zmylił mu szyki Półwojska zbiwszy, a Bajrę Kazy Jasyr odjąwszy, jegoż związał łyki; Czegoś chwalebnie i znowu poprawił, Gdy pod Ochmatów gmin się jego stawił.
Lecz ty najwięcej męstwoś jego znała Bezecna
.
Roxolańskich ziem wojewodo możny, Ze krwie Jagiełów królów znamienitych, Który gdyś z daru boskiego pobożny Swój wiek prowadził: cnót niepospolitych Byłeś obrazem, złym sąsiadom groźny, Gdyś naprzód w Moskwie odważnie dobytych Ogniem pustosząc fortec wiele psował, A ich mieszkańce mieczem prześladował.
Doznał i Turczyn on basza Abazy, Żartkości twojej, i Tatarzyn dziki
On Omer Aga, gdyś po kilka razy Zgromił go silnie, i zmylił mu szyki Półwojska zbiwszy, a Bajrę Kazy Jasyr odjąwszy, jegoż związał łyki; Czegoś chwalebnie i znowu poprawił, Gdy pod Ochmatów gmin się jego stawił.
Lecz ty najwięcej męstwoś jego znała Bezecna
Skrót tekstu: OdymWŻałKoniec
Strona: 325
Tytuł:
Żałośna postać Korony Polskiej
Autor:
Walenty Odymalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
na wielkim Syna powiezie Trionie? Czyli Tęczę co w morzu końce swoich kryje? Czyli lotnych do tego Zefirów zażyje? Zaczym z nurtów głębokich parzyste Delfiny Wywabiwszy: wraz sprzęże, które za jedyny Dar, w Atlantyckim morzu od Matki swej miała Wychowane; a żadnym takowej nie dała Urody, i w pływaniu Natura żartkości: I wrodzonej do usług morskich przychylności- W wodzie się im przy brzegu zatrzymać radziła, By co dotkniętym ziemia piaskiem nie szkodziła. A sama uśpionego (jakowy więc bywa Sen u dzieci) z Emońskich co prędzej porywa Skał swego Achillesa; i nad ciche wody Zanosi. Pokazuje drogę i pogody Pełny Księżyc użycza. Tu Chiron
ná wielkim Syná powieźie Tryonie? Czyli Tęczę co w morzu końce swoich kryie? Czyli lotnych do tego Zefirow záżyie? Záczym z nurtow głębokich parzyste Delfiny Wywabiwszy: wraz sprzęże, ktore zá iedyny Dar, w Atlantyckim morzu od Mátki swey miáłá Wychowáne; á żadnym tákowey nie dáłá Vrody, y w pływániu Náturá żartkośći: Y wrodzoney do usług morskich przychylnośći- W wodźie się im przy brzegu zátrzymáć rádźiłá, By co dotkniętym źiemiá piaskiem nie szkodźiłá. A samá uśpionego (iákowy więc bywa Sen u dźieći) z Emońskich co prędzey porywa Skał swego Achillesa; y nád ćiche wody Zánośi. Pokázuie drogę y pogody Pełny Xiężyc użycza. Tu Chiron
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 117
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
li, nie wiem wszak jakie na mycie Prawo, wszyscy wiecie. DWUDZIESTY SIÓDMY: FILORET
Oczy przyjemne, ale niespokojne, Haniebną z sercem mym stoczywszy wojnę, Plac otrzymały; nie dziw, gdyż oboje Na jedno serce nacierały moje.
Do tego zdradą, pod płaszczem przymierza, Gdy się tajemnic oczom serce zwierza, Ostrą żartkością wzrok zahartowany Niespodziewane zadał sercu rany.
Stąd triumfując, patrzają wesoło Oczy, koroną otoczywszy czoło,
A kajdanami serce skrępowane Idzie na srogą niewolą skazane.
Takowych dziełów oczy dokazują, Gdy się z sromoty wrodzonej wyzują; Tak, nie inaczej, wolność serce traci, Które się z okiem nieprzystojnym zbraci. DWUDZIESTY ÓSMY: JOWIAN
li, nie wiem wszak jakie na mycie Prawo, wszyscy wiécie. DWUDZIESTY SIÓDMY: FILORET
Oczy przyjemne, ale niespokojne, Haniebną z sercem mym stoczywszy wojnę, Plac otrzymały; nie dziw, gdyż oboje Na jedno serce nacierały moje.
Do tego zdradą, pod płaszczem przymierza, Gdy się tajemnic oczom serce zwierza, Ostrą żartkością wzrok zahartowany Niespodziewane zadał sercu rany.
Stąd tryumfując, patrzają wesoło Oczy, koroną otoczywszy czoło,
A kajdanami serce skrępowane Idzie na srogą niewolą skazane.
Takowych dziełów oczy dokazują, Gdy się z sromoty wrodzonej wyzują; Tak, nie inaczej, wolność serce traci, Które się z okiem nieprzystojnym zbraci. DWUDZIESTY ÓSMY: JOWIAN
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 93
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
Marcian kazał/ mówiąc: Tego godni/ Bogom i Cesarzom przeciwni. A gdy przyszedł na miejsce gdzie się Celsus jedyny syn Starościn uczył/ rzekło dziecię do towarzyszów swoich. Rzecz niewidaną widzę/ onego Chrześcijanina którego prowadzą/ z wielą w białych szatach rozmawiającego/ i koronę na głowę jego/ z pereł i złota/ której żartkość/ tego powietrza światłość zacimia: I drugich trzech mężów białe włosy mające/ skrzydłami jako orlemi/ nad nim ustawicznie czujące. Otoż zda mi się rzecz być godną takiemu Bogu służyć/ który o swoich takie staranie ma/ i tak pięknie je przybiera. To usłyszawszy towarzysze i mistrz łagodnie go strofując od przedsięwzięcia hamowali.
Márcian kazał/ mowiąc: Tego godni/ Bogom y Cesárzom przećiwni. A gdy przyszedł ná mieysce gdźie sie Celsus iedyny syn Stárośćin vczył/ rzekło dźiećię do towárzyszow swoich. Rzecż niewidáną widzę/ onego Chrześćiániná ktorego prowádzą/ z wielą w białych szátách rozmawiáiącego/ y koronę ná głowę iego/ z pereł y złotá/ ktorey żártkość/ tego powietrza świátłość záćimia: Y drugich trzech mężow białe włosy máiace/ skrzydłámi iáko orlemi/ nád nim vstáwicznie czuiące. Otoż zda mi sie rzecz bydź godną tákiemu Bogu służyć/ ktory o swoich tákie stáránie ma/ y ták pięknie ie przybiera. To vsłyszawszy towárzysze y mistrz łágodnie go strofuiąc od przedsięwźięćia hámowáli.
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 21
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
ostatki. Widział kto, kiedy wicher w zaburzone czasy Rzuca się z jadem wściekłem na wyniosłe lasy, Gdzie przejdzie, z ozdób swoich zdarte zostawuje, Żadna góra, stoletni dąb go nie hamuje. PIEŚŃ XXVII.
XXVI.
Wiele tych, co gniewowi Rodomontowemu Szczęściem uszli, wiele tych, co Gradasowemu, Rozumieją, iż żartkość i zbyt rącze nogi Już ich śmierci odjęły, już zbawiły trwogi; Aliści na Rugiera po zad natrafiają, Bezpieczni, nad nadzieję zdrowia pokładają. Bo człowiek, co swych w Bogu ufności nie miewa, Tam naprędzej żegna świat, gdzie się nie spodziewa.
XXVII.
I choć niebezpieczeństwa ujdzie on jednego, Wpada w drugie
ostatki. Widział kto, kiedy wicher w zaburzone czasy Rzuca się z jadem wściekłem na wyniosłe lasy, Gdzie przejdzie, z ozdób swoich zdarte zostawuje, Żadna góra, stoletni dąb go nie hamuje. PIEŚŃ XXVII.
XXVI.
Wiele tych, co gniewowi Rodomontowemu Szczęściem uszli, wiele tych, co Gradasowemu, Rozumieją, iż żartkość i zbyt rącze nogi Już ich śmierci odjęły, już zbawiły trwogi; Aliści na Rugiera po zad natrafiają, Bezpieczni, nad nadzieję zdrowia pokładają. Bo człowiek, co swych w Bogu ufności nie miewa, Tam naprędzej żegna świat, gdzie się nie spodziewa.
XXVII.
I choć niebezpieczeństwa ujdzie on jednego, Wpada w drugie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 327
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905