klamki tykam. Bożku okrutny! abo zdarz zaczętą Miłość, abo mi wróć śmiałość odjętą. 774. Waleta listowna z drogi posłana lmci pannie H. D. P. K. od lmci pana W. D. natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Który budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy
klamki tykam. Bożku okrutny! abo zdarz zaczętą Miłość, abo mi wroć śmiałość odjętą. 774. Waleta listowna z drogi posłana lmci pannie H. D. P. K. od lmci pana W. D. natenczas P. P.
Jaką żal i potrzeba wojnę wiodły z sobą We mnie, kiedym się żegnał, wdzięczna siostro, z tobą! Niechby gwiazdy słowami a niebo papierem, Niechby i morze było inkaustem szczerym, Niechby ręka orli lot nawet przechodziła, Przecięby i z tym wszytkim w to nie ugodziła, Żeby miała wyrazić żal w sercu zakryty, Ktory budzi twej twarzy obraz w nim wyryty, Twarzy
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 265
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
coby go nakryły; Fiordylizie swojej nic o tem nie powiedział, Bo żeby mu tę drogę rozwieść chciała, wiedział.
LXXXIX.
Była to jedna panna, której on rad służył I bez niej żadnego dnia wesoło nie użył, Panna zbyt obyczajów pięknych i gładkości I dowcipu wielkiego i rzadkiej mądrości; A teraz jej nie żegnał dla tego samego, Że się miał do niej wrócić jeszcze dnia onego. Ale mu się zaś pewna przygoda trafiła, Która go dłużej, niżli umyślił, bawiła.
XC.
Miesiąc go Fiordyliza wątpliwa czekała; Ale kiedy czekając tak długo, widziała, Że się do niej nie wracał, tak się utęskniła, Że się
coby go nakryły; Fiordylizie swojej nic o tem nie powiedział, Bo żeby mu tę drogę rozwieść chciała, wiedział.
LXXXIX.
Była to jedna panna, której on rad służył I bez niej żadnego dnia wesoło nie użył, Panna zbyt obyczajów pięknych i gładkości I dowcipu wielkiego i rzadkiej mądrości; A teraz jej nie żegnał dla tego samego, Że się miał do niej wrócić jeszcze dnia onego. Ale mu się zaś pewna przygoda trafiła, Która go dłużej, niżli umyślił, bawiła.
XC.
Miesiąc go Fiordyliza wątpliwa czekała; Ale kiedy czekając tak długo, widziała, Że się do niej nie wracał, tak się uteskniła, Że się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 169
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
cne młodzieńce i na to jem radził, Acz oni sami przez się tego pożądali I ostróg żadnych na to nie potrzebowali, Aby na obronienie kościoła świętego I na poratowanie cesarstwa rzymskiego Wschodowemi się bawić wojnami przestali, A sławy w swoich krajach ojczystych szukali.
XCII.
I Gryfon i Akwilant na to pozwolili I każdy swoję panią żegnał w onej chwili; Które acz ich odjazdu barzo żałowały, Odporu dać ich żądzy jednak nie umiały. Wtem się w prawą z Astolfem pospołu puścili, Zmówiwszy się, aby cześć świętem uczynili Miejscom, gdzie Bóg żył w ciele, i pokłon oddali Pierwej, niżby do pięknej Francjej jachali.
XCIII.
Mogli się byli
cne młodzieńce i na to jem radził, Acz oni sami przez się tego pożądali I ostróg żadnych na to nie potrzebowali, Aby na obronienie kościoła świętego I na poratowanie cesarstwa rzymskiego Wschodowemi się bawić wojnami przestali, A sławy w swoich krajach ojczystych szukali.
XCII.
I Gryfon i Akwilant na to pozwolili I każdy swoję panią żegnał w onej chwili; Które acz ich odjazdu barzo żałowały, Odporu dać ich żądzej jednak nie umiały. Wtem się w prawą z Astolfem pospołu puścili, Zmówiwszy się, aby cześć świętem uczynili Miejscom, gdzie Bóg żył w ciele, i pokłon oddali Pierwej, niżby do pięknej Francyej jachali.
XCIII.
Mogli się byli
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 353
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
do zakończenia, motus in sine velocior, ani czasu nie masź do deliberacyj, ani cierpliwości do żadnej refleksyj, sama precypitancja w tumulcie i zamieszaniu dyktuje konstytucje; tandem jeżeli nikt z protestacją nie wyńdzie, na nie się nie zgodziwszy, na to tylko powsżechna zgoda zachodzi, że wszyscy jednym głosem wołają na Marszałka, żeby żegnał kongres, którego pospolicie taki koniec; a z takiego końca pocżątek wszistkich niesźczęśliwości, którym obviare nie podobna, wyzuwszy się z jedynego sposobu ratowania się przez Sejm.
My na to jednak spokojni, rozieźdżamy się, tak bezpieczni, jak gdybyśmy byli pewni, że kto o nas radzi; a w samej rzeczi tak przyzwycżajeni
do zakonczeńia, motus in sine velocior, ani czasu nie masź do deliberacyi, ani ćierpliwośći do źadney reflexyi, sama precypitancya w tumulćie y zamieszańiu dyktuie konstytucye; tandem ieźeli nikt z protestacyą nie wyńdźie, na nie się nie zgodźiwszy, na to tylko powsźechna zgoda zachodźi, źe wszyscy iednym głosem wołaią na Marszałka, źeby źegnał kongres, ktorego pospolićie taki koniec; á z takiego końca pocźątek wsźystkich niesźczęśliwośći, ktorym obviare nie podobna, wyzuwszy się z iedynego sposobu ratowania się przez Seym.
My na to iednak spokoyńi, rozieźdźamy się, tak bespieczni, iak gdybyśmy byli pewńi, źe kto o nas radźi; á w samey rzecźy tak przyzwycźaieńi
Skrót tekstu: LeszczStGłos
Strona: 80
Tytuł:
Głos wolny wolność ubezpieczający
Autor:
Stanisław Leszczyński
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
koniecznie zabić. Zjechali się w Zbojsku nad przewozem u Niemnu. Łopaciński gromadniej jechał i tak Czyża z ludźmi swymi zrąbał, że ledwo Czyż wyżył. Kombinacja potem nastąpiła, wziął Czyż za to 2000 talerów bitych.
Tandem trybunał się zakończył ziemski, potem skarbowy, który ja ledwie kilka godzin mając do przygotowania się, żegnałem imieniem koła. Nie wiem, gdzie mi się raptularz tej mowy mojej zawieruszył.
Po zakończonej mojej funkcji już nie jechałem do Rasny, ale prosto do Stokliszek z Wacławem, bratem moim. Pojechałem stamtąd do Szył do Kossakowskiego, podstarościego naówczas grodzkiego, potem sędziego ziemskiego kowieńskiego, na święta wielkanocne, gdzie syna
koniecznie zabić. Zjechali się w Zbojsku nad przewozem u Niemnu. Łopaciński gromadniej jechał i tak Czyża z ludźmi swymi zrąbał, że ledwo Czyż wyżył. Kombinacja potem nastąpiła, wziął Czyż za to 2000 talerów bitych.
Tandem trybunał się zakończył ziemski, potem skarbowy, który ja ledwie kilka godzin mając do przygotowania się, żegnałem imieniem koła. Nie wiem, gdzie mi się raptularz tej mowy mojej zawieruszył.
Po zakończonej mojej funkcji już nie jechałem do Rasny, ale prosto do Stokliszek z Wacławem, bratem moim. Pojechałem stamtąd do Szył do Kossakowskiego, podstarościego naówczas grodzkiego, potem sędziego ziemskiego kowieńskiego, na święta wielkanocne, gdzie syna
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 178
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
za komisarstwa swego w Gruszławkach, dobrach ich żmudźkich, pięćdziesiąt dziewek violavit. Były wszystkie damy ciekawe poznać Wieluńskiego, a że był bladawy, nie zdawał się im być winnym w takowym oskarżeniu. Wieluński, człowiek wesoły, gniewał się o tę niewinności jego opinią. Nastąpiła zatem limita trybunału, który brat mój pułkownik od koła żegnał tenore sequenti. (...)
Po trybunale zakończonym teraźniejszy pułkownik brat mój powrócił do Rasnej na Wielkanoc, po której pojechaliśmy do Wilna na początek trybunału obydwa dla spraw, jednej z Grabowskim, sędzią ziemskim brzeskim, a drugiej z Parowińską.
W Wilnie zastałem infensum dla mnie księcia Radziwiłła, wojewodę wileńskiego,
za komisarstwa swego w Gruszławkach, dobrach ich żmujdzkich, pięćdziesiąt dziewek violavit. Były wszystkie damy ciekawe poznać Wieluńskiego, a że był bladawy, nie zdawał się im być winnym w takowym oskarżeniu. Wieluński, człowiek wesoły, gniewał się o tę niewinności jego opinią. Nastąpiła zatem limita trybunału, który brat mój pułkownik od koła żegnał tenore sequenti. (...)
Po trybunale zakończonym teraźniejszy pułkownik brat mój powrócił do Rasnej na Wielkanoc, po której pojechaliśmy do Wilna na początek trybunału obydwa dla spraw, jednej z Grabowskim, sędzią ziemskim brzeskim, a drugiej z Parowińską.
W Wilnie zastałem infensum dla mnie księcia Radziwiłła, wojewodę wileńskiego,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 244
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, że kiedyś niekiedyś błysnęła się chorągiew, która była w pół czarna z żółtogorącą kitajką, na niej orzeł biały. W ten czas zaś, gdy widział Król, że już Turcy na nich wsiedli i nic ich widać nie było, tylko tuman nad niemi, dobył drzewa Krzyża św. i karawaki z odpustami wielkiemi, żegnał ich, mówiąc te słowa: „Boże Abrahama, Boże Izaaków, Boże Jakubów, zmiłuj się na ludem twoim". Po tym osobliwszą protekcyją Matki Najświętszej, a cudem prawie Bożym, z pośrzodka tak wielkiej tłuszczy ludzi salwowali się, pod które wojsko, jak się dobrze zbliżyli, Turcy ich opuścili. Otrzepawszy
, że kiedyś niekiedyś błysnęła się chorągiew, która była w pół czarna z żółtogorącą kitajką, na niej orzeł biały. W ten czas zaś, gdy widział Król, że już Turcy na nich wsiedli i nic ich widać nie było, tylko tuman nad niemi, dobył drzewa Krzyża św. i karawaki z odpustami wielkiemi, żegnał ich, mówiąc te słowa: „Boże Abrahama, Boże Izaaków, Boże Jakubów, zmiłuj się na ludem twoim". Po tym osobliwszą protekcyją Matki Najświętszej, a cudem prawie Bożym, z pośrzodka tak wielkiej tłuszczy ludzi salwowali się, pod które wojsko, jak się dobrze zbliżyli, Turcy ich opuścili. Otrzepawszy
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 61
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
ośmdziesiąt lat nie dosyć miał czasu o moim do śmierci myślić przygotowaniu. Bóg, mówił dalej Staruszek, może mię powołać, kiedy Jego Przenajświętsza wola, gotowem bylem się jeszcze pożegnał. Gdzież są moje Dzieci, i moi mili Goście. Wszyscyśmy przed nim stanęli z zapłakanymi oczyma, i z każdym się osobno żegnał. Ach, zatym zaczął, jak piękniesz na tym tam będzie świecie! Raduję się temu serdecznie, i kogoś z WMPaństwa wprzód ścisnę? --- Barzo mi się ćmi w oczach, lecz oprócz tego wcale mi dobrze; wcale---. Przy tym słowie mdłość na niego przypadła, i zaraz skonał. HRABINY SZWEDZKIEJ G** PRZYPADKI HRABINY
ośmdzieśiąt lat nie dosyć miał czasu o moim do śmierći myślić przygotowaniu. Bog, mowił daley Staruszek, może mię powołać, kiedy Jego Przenayświętsza wola, gotowem bylem śię ieszcze pożegnał. Gdzież są moie Dzieći, i moi mili Gośćie. Wszyscyśmy przed nim stanęli z zapłakanymi oczyma, i z każdym śię osobno żegnał. Ach, zatym zaczął, iak piękniesz na tym tam będzie świecie! Raduię śię temu serdecznie, i kogoś z WMPaństwa wprzod ścisnę? --- Barzo mi śię ćmi w oczach, lecz oprocz tego wcale mi dobrze; wcale---. Przy tym słowie mdłość na niego przypadła, i zaraz skonał. HRABINY SZWEDZKIEY G** PRZYPADKI HRABINY
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 182
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
mięvyźrzysz umarłą. Gdy tedy barz ogorzko płakała/ i jakoby szalała. Ociec w wielkim utapieniu położony/ i przyjaciół radą zwiedziony/ uczynił że ją słudze onemu za małżonkę/ i wszytkę majętność swoję oddał/ mówiąc: Idź córko moja prawdziwie mizerna. Gdy tedy zsobą mieszkali/ mąż on do Kościoła nie chodził/ je żegnał się/ ani się Panu Bogu poruczał. Pobaczyli to niektórzy/ i dali znać żenie jego/ że mąż tej nie był Chrześcijaninem/ ani wchodził do Kościoła. Ona usłyszawszy to/ wielce się zlękła/ i porzuciwszy się na ziemi/ jęła włosy na sobie targać/ i w piersi się bić/ mówiąc: Ej niestety
mięvyźrzysz vmárłą. Gdy tedy bárz ogorzko płákáłá/ y iákoby száláłá. Oćiec w wielkim vtapieniu położony/ y przyiacioł rádą zwiedźiony/ vczynił że ią słudze onemu zá małżonkę/ y wszytkę máiętność swoię oddał/ mowiąc: Idź corko moiá prawdziwie mizerna. Gdy tedy zsobą mieszkali/ mąż on do Kośćiołá nie chodźił/ ie żegnał sie/ áni sie Pánu Bogu poruczał. Pobaczyli to niektorzy/ y dáli znáć żenie iego/ że mąż tey nie był Chrześciáninem/ áni wchodźił do Kośćiołá. Oná vsłyszawszy to/ wielce sie zlękłá/ y porzućiwszy sie ná źiemi/ ięłá włosy ná sobie tárgáć/ y w pierśi sie bić/ mowiąc: Ey niestety
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 225
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
i królewny im. młode państwo na kolacyją aktowi temu służącą, na której pro maiori autoritate imp. wojewodzina czerniehowska z imp. podkomorzyną kor. była. W tych zaś dolnych pokojach, gdzie górny frącymer stawa, ta się kolący ja z tanami odprawowała, po której zaraz iura matrimonialia były exequuta.
Poseł cesarza im. żegnał księżną im. dobrodziejkę rano hora 10.
Książę im. kanclerz z księżną im. swoją po obiedzie pańskim od przewozu recta jadąc królestwo ichm. przywitali, affabilissime przyjęci byli in praesentia imp. wileńskiego, z którym się godzić nie chce w pretensyjej swojej, tylko per decretum uspokoić.
Posłowie województwa rawskiego u królowej im.
i królewnej jm. młode państwo na kolacyją aktowi temu służącą, na której pro maiori autoritate jmp. wojewodzina czerniehowska z jmp. podkomorzyną kor. była. W tych zaś dolnych pokojach, gdzie górny frącymer stawa, ta się kolący ja z tanami odprawowała, po której zaraz iura matrimonialia były exequuta.
Poseł cesarza jm. żegnał księżną jm. dobrodziejkę rano hora 10.
Książę jm. kanclerz z księżną jm. swoją po obiedzie pańskim od przewozu recta jadąc królestwo ichm. przywitali, affabilissime przyjęci byli in praesentia jmp. wileńskiego, z którym się godzić nie chce w pretensyjej swojej, tylko per decretum uspokoić.
Posłowie województwa rawskiego u królowej jm.
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 38
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958