tego. Tak zaiste z tymi dziać się zwykło/ którzy w zbawiennych sprawach poziewając chodzą, i gdzie głowa chodzi za nogami/ a nie nogi za głową/ rząd tam płochy być musi. Byśmy zaraz Zyzaniego kąkol/ z naszą od Ojców naszych zostawioną nam Pszenicą puścili byli na Ewanielską wagę/ i zważony świniam w żyr byli podali: nie zagrzałby był u nas miejsca i Filalet: bo byśmy i tego młoto na też spaś byli puścili. Prze nie czułość naszę w sprawach Boskich/ złym złe w nas jest pokarane. Zaczym ni na kogo inszego/ tylko na samych nas narzekać mamy: którym dał Pan Bóg i oczy/
tego. Ták záiste z tymi dźiać się zwykło/ ktorzy w zbáwiennych spráwách poźiewáiąc chodzą, y gdźie głowá chodźi zá nogámi/ á nie nogi zá głową/ rząd tám płochy bydź muśi. Bysmy záraz Zyzániego kąkol/ z nászą od Oycow nászych zostáwioną nam Pszenicą puśćili byli ná Ewányelską wagę/ y zważony świniam w żyr byli podáli: nie zágrzałby był v nas mieyscá y Philálet: bo bysmy y tego młoto ná też spaś byli puśćili. Prze nie czułość nászę w spráwách Boskich/ złym złe w nas iest pokaráne. Záczym ni ná kogo inszego/ tylko ná sámych nas nárzekáć mamy: ktorym dał Pan Bog y oczy/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 47
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Na dobrą noc tejże od tegoż.
Dobranoc, moje kochanie! Śpiewałem ci na zaranie, Lecz i teraz, kiedy cienie Nocne już okryły ziemie,
Kiedy złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Diana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym
Na dobrą noc tejże od tegoż.
Dobranoc, moje kochanie! Śpiewałem ci na zaranie, Lecz i teraz, kiedy cienie Nocne już okryły ziemie,
Kiedy złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Dyana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 379
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Pan z gniewem po szlachcica posyła szkaradem, A gdy stanął: „Albo to, panie, pod Bieszczadem? Tak li się to rozbijać godzi bez sromoty? Dlaczegoście na drodze poszarpali Szoty?” Szlachcic, darmo nie trawiąc dyskursami czasu, Przeczyta mu intratę w intercyzie z lasu. Tu książę: „Wieprzów z żeru, z bukwie i oleju
Nabiwszy do Krakowa, mości dobrodzieju.” Rzecze szlachcic: „Nie było żeru przez trzy lata.” „Od czegóż wżdy przyjaciel albo defalkata?” Tu mu do nóg upadszy: „Już mam swoje doma; Niechże ją Szoci biorą, kiedy tak widoma.” Gdy wszyscy parskną
Pan z gniewem po szlachcica posyła szkaradem, A gdy stanął: „Albo to, panie, pod Bieszczadem? Tak li się to rozbijać godzi bez sromoty? Dlaczegoście na drodze poszarpali Szoty?” Szlachcic, darmo nie trawiąc dyskursami czasu, Przeczyta mu intratę w intercyzie z lasu. Tu książę: „Wieprzów z żeru, z bukwie i oleju
Nabiwszy do Krakowa, mości dobrodzieju.” Rzecze szlachcic: „Nie było żeru przez trzy lata.” „Od czegóż wżdy przyjaciel albo defalkata?” Tu mu do nóg upadszy: „Już mam swoje doma; Niechże ją Szoci biorą, kiedy tak widoma.” Gdy wszyscy parskną
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 231
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
? Tak li się to rozbijać godzi bez sromoty? Dlaczegoście na drodze poszarpali Szoty?” Szlachcic, darmo nie trawiąc dyskursami czasu, Przeczyta mu intratę w intercyzie z lasu. Tu książę: „Wieprzów z żeru, z bukwie i oleju
Nabiwszy do Krakowa, mości dobrodzieju.” Rzecze szlachcic: „Nie było żeru przez trzy lata.” „Od czegóż wżdy przyjaciel albo defalkata?” Tu mu do nóg upadszy: „Już mam swoje doma; Niechże ją Szoci biorą, kiedy tak widoma.” Gdy wszyscy parskną śmiechem, książę, nie bez niego, Choć mu markotno, każe wołać podskarbiego. 67. MIŁOŚĆ I
? Tak li się to rozbijać godzi bez sromoty? Dlaczegoście na drodze poszarpali Szoty?” Szlachcic, darmo nie trawiąc dyskursami czasu, Przeczyta mu intratę w intercyzie z lasu. Tu książę: „Wieprzów z żeru, z bukwie i oleju
Nabiwszy do Krakowa, mości dobrodzieju.” Rzecze szlachcic: „Nie było żeru przez trzy lata.” „Od czegóż wżdy przyjaciel albo defalkata?” Tu mu do nóg upadszy: „Już mam swoje doma; Niechże ją Szoci biorą, kiedy tak widoma.” Gdy wszyscy parskną śmiechem, książę, nie bez niego, Choć mu markotno, każe wołać podskarbiego. 67. MIŁOŚĆ I
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 232
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dzwoni, I tak, nim mu w ostatnich łowach złoży klucze, Jednę kaczkę piersiami aż do śmierci tłucze. Z drugą stronę, kto wszytkie policzy wygody, Nie trzeba szukać nad tę niewolą swobody: Nie pracuje skrzydłami, na ręku go noszą; Z siadła go lada wiatrów impety nie spłoszą; Mając przed sobą, żeru nie chwyta łakomie; Nie wyśnieci też pióra, nożyka nie złomie. Większa: nie pstrzą go cynki różnego koloru, Co się więc często trafia rączemu z przemoru, Ani ciężą, ani go dzwonki upośledzą; Owszem, gdzie się obróci, wszędzie o nim wiedzą. Stąd, choć musi ostatniej doczekać usługi, Na
dzwoni, I tak, nim mu w ostatnich łowach złoży klucze, Jednę kaczkę piersiami aż do śmierci tłucze. Z drugą stronę, kto wszytkie policzy wygody, Nie trzeba szukać nad tę niewolą swobody: Nie pracuje skrzydłami, na ręku go noszą; Z siadła go leda wiatrów impety nie spłoszą; Mając przed sobą, żeru nie chwyta łakomie; Nie wyśnieci też pióra, nożyka nie złomie. Większa: nie pstrzą go cynki różnego koloru, Co się więc często trafia rączemu z przemoru, Ani ciężą, ani go dzwonki upośledzą; Owszem, gdzie się obróci, wszędzie o nim wiedzą. Stąd, choć musi ostatniej doczekać usługi, Na
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 331
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
„Wżdyć wam to najgodniejszym członkiem życzę zdrowia — Odpowie ów — zaprawdę, nic po tych dysgustach, Kto w zadku większy honor pokłada niż w ustach.” 502. JAKI POGRZEB WESOŁY
Zgadni, jeżeli pogrzeb może być wesoły. Naprzód, kędy są spadki między przyjacioły, Księża kwestem, dziad stypą, robacy się żerem, Czart cieszy duszą, jako własnym swym jaserem. 503. DOKTOROWIE
O, wolność w srogim grzechu, co go nikt nie karze, Kędy człowieka zabić mają moc lekarze! Czego inszy przypłacić zawsze winien garłem, Oni jeszcze posagi biorą za umarłem. Nie wiem, jako się tego w przyszłym sądzie sprawią. Nie ze
„Wżdyć wam to najgodniejszym członkiem życzę zdrowia — Odpowie ów — zaprawdę, nic po tych dysgustach, Kto w zadku większy honor pokłada niż w ustach.” 502. JAKI POGRZEB WESOŁY
Zgadni, jeżeli pogrzeb może być wesoły. Naprzód, kędy są spadki między przyjacioły, Księża kwestem, dziad stypą, robacy się żerem, Czart cieszy duszą, jako własnym swym jaserem. 503. DOKTOROWIE
O, wolność w srogim grzechu, co go nikt nie karze, Kędy człowieka zabić mają moc lekarze! Czego inszy przypłacić zawsze winien garłem, Oni jeszcze posagi biorą za umarłem. Nie wiem, jako się tego w przyszłym sądzie sprawią. Nie ze
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 408
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tysiącami grzebła. Albo zruciwszy łaskawość z natury, Ledwo ich z własnej nie odarła skóry. Gdzie się zgłodniałych sam cień tylko włóczy Ludzi ze wszystkiej odartych chudoby. Których się chlebem nie napchany tuczy, Serca nie mając prócz kiszki, wątroby, Drop niepotrzebny a jako sęp huczy, Lub go dokoła obiegły podroby, Ziewając na żyr ustawnie telbuchem, A na skwirk ludzki będąc ślepym, głuchem. Gdzie nieprzyjemna wolność panowaniu, Z praw swoich spadszy, zmartwiała i legła, A surowemu w siłach rozkazaniu Wszelka swobody dostojność podległa. Gdzie przykra władza stanom powołaniu, Od szabli rękę porwawszy do zgrzebła, W ciężkiej szlachcica przymusiła burzy Chędożyć konie albo mieć na stróży
tysiącami grzebła. Albo zruciwszy łaskawość z natury, Ledwo ich z własnej nie odarła skóry. Gdzie się zgłodniałych sam cień tylko włóczy Ludzi ze wszystkiej odartych chudoby. Których się chlebem nie napchany tuczy, Serca nie mając prócz kiszki, wątroby, Drop niepotrzebny a jako sęp huczy, Lub go dokoła obiegły podroby, Ziewając na żyr ustawnie telbuchem, A na skwirk ludzki będąc ślepym, głuchem. Gdzie nieprzyjemna wolność panowaniu, Z praw swoich spadszy, zmartwiała i legła, A surowemu w siłach rozkazaniu Wszelka swobody dostojność podległa. Gdzie przykra władza stanom powołaniu, Od szabli rękę porwawszy do zgrzebła, W ciężkiej szlachcica przymusiła burzy Chędożyć konie albo mieć na stróży
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 168
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
do piekła spadają. My, choć temu wierzymy, lecz nie uważamy, same rzeczy doczesne przed oczyma mamy, zaczym się też do złego łatwie uwodzimy, ciału się wysługując, dusze swe gubimy. Jesteśmy by kurczęta w kupie żyrujące, z których gdy jedno porwie, wnet wszytkie gdaczące pierzchną, lecz się zaś znowu do żyru wracają – że z nich jedno zarżnione, nic nie uważają. Dlategoż kaznodzieje, także spowiednicy posłani od Chrystusa, świeccy, zakonnicy, na pamięć ostateczne ludziom przekładają rzeczy: śmierć, sąd, kaźń wieczną, niebo wspominają. A niegdy z rozkazania umarli Boskiego głos swój o tym wydają, żeby tak swojego końca człowiek
do piekła spadają. My, choć temu wierzymy, lecz nie uważamy, same rzeczy doczesne przed oczyma mamy, zaczym się też do złego łatwie uwodzimy, ciału się wysługując, dusze swe gubimy. Jesteśmy by kurczęta w kupie żyrujące, z których gdy jedno porwie, wnet wszytkie gdaczące pierzchną, lecz się zaś znowu do żyru wracają – że z nich jedno zarżnione, nic nie uważają. Dlategoż kaznodzieje, także spowiednicy posłani od Chrystusa, świeccy, zakonnicy, na pamięć ostateczne ludziom przekładają rzeczy: śmierć, sąd, kaźń wieczną, niebo wspominają. A niegdy z rozkazania umarli Boskiego głos swój o tym wydają, żeby tak swojego końca człowiek
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 4
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, muchy niemi sidlić, nie męski statek. Żeby mię samołowki i jaka ponęta miała wabić (lubo i taką Wokacją Koryńczykom zbawienna, chwalebna była Pawłowi, gdy się z tym popisuje: ego astutus dolo vos caepi:) przecięż tego W. Pan po mnie nie trzymaj, żebym się jak głupia ptaszyna miał żyrem uwodzić i poniewolnie sidlić. Jeszcze mam zdrowy rozum i oczy dobre, toć frustra jaceretur rete ante oculos pennati, gdyby mnie nie Boska niewoliła wola. Dymissja też Jezuicka być nie powinna wstrętem nikomu, inaczej miećby się do Nieba nie trzeba ludziom, bo i z tamtąd wypchnięty Lucyper. Bywa i w Świeckim stanie rozwód
, muchy niemi śidlić, nie męski státek. Żeby mię sámołowki y jáka ponętá miáłá wabić (lubo y táką Wokácyą Koryńczykom zbáwienna, chwalebna byłá Páwłowi, gdy śię z tym popisuje: ego astutus dolo vos caepi:) przećięsz tego W. Pan po mnie nie trzymay, żebym śię ják głupia ptászyna miáł żyrem uwodźić y poniewolnie śidlić. Jeszcze mam zdrowy rozum y oczy dobre, toć frustra jaceretur rete ante oculos pennati, gdyby mnie nie Boska niewoliłá wola. Dymissya też Jezuicka być nie powinná wstrętem nikomu, ináczey miećby śię do Niebá nie trzebá ludźiom, bo y z támtąd wypchnięty Lucyper. Bywa y w Swieckim stánie rozwod
Skrót tekstu: BystrzPol
Strona: E7
Tytuł:
Polak sensat
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
jeżeli będzie sarna albo łani. Wierni — owcami, księża łakomi — brytani, Którzy nie kontentując starą tuczą w psiarni, Szkodzą na duszach w Pańskiej baranki owczarni, Choć trzody ssą, że ledwie brzuchy mogą dźwigać. Gdzie nie łupić, tylko się dadzą im postrzygać, Wyklinają na dzikie z kościoła manowce: Drapieżnemu zwierzowi żerem Pańskie owce. Niechajże już ksiądz biskup, którego w tym władza, Sarny, zające w jego koszary osadza. Obaczymy w ostatniej na sądnym dniu łększy, Czy owce, czy mieć będą sarny respekt większy. Podobniejsza, gdyż w raju psowałyby drzewo, Jako jeden z kozami rodzaj pójdą w lewo. 116.
jeżeli będzie sarna albo łani. Wierni — owcami, księża łakomi — brytani, Którzy nie kontentując starą tuczą w psiarni, Szkodzą na duszach w Pańskiej baranki owczarni, Choć trzody ssą, że ledwie brzuchy mogą dźwigać. Gdzie nie łupić, tylko się dadzą im postrzygać, Wyklinają na dzikie z kościoła manowce: Drapieżnemu zwierzowi żerem Pańskie owce. Niechajże już ksiądz biskup, którego w tym władza, Sarny, zające w jego koszary osadza. Obaczymy w ostatniej na sądnym dniu łększy, Czy owce, czy mieć będą sarny respekt większy. Podobniejsza, gdyż w raju psowałyby drzewo, Jako jeden z kozami rodzaj pójdą w lewo. 116.
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 585
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987