złotym uściegnęła/ I włos złoty w perłowy czepek podziergnęła/ Szatą długą niebieską wstęgami opięła/ A ług w ręku/ i drugą Rohatynę wzięła; Paskwalinie za sobą kazawszy iść zaraz/ Spół z Nimfami drugiemi; aż trafiły na raz/ Gdy Jeleń urodziwy nad strumieniem owym/ Brzegiem się delektując jego liliowym/ Po nim sobie żerował; zaczym się Diana Porwie szybko do łuku/ i gdzie bywa rana Najszkodliwszą/ w lewą go słabizną umierzy/ Z którego on postrzału ciężko się uderzy/ Zajęczawszy żałośnie. Otoż wnet zwierzynę Świeżę mamy/ (mowę tę potka Paskwalinę) A będzie jej co więcej/ teraz to gotować Nimfom każę/ które ją zarazem
złotym vściegnęłá/ Y włos złoty w perłowy czepek podziergnęłá/ Szátą długą niebieską wstęgámi opięła/ A ług w ręku/ y drugą Rohátynę wzięła; Pasquálinie zá sobą kázawszy iść záraz/ Społ z Nimfámi drugiemi; áż tráfiły ná raz/ Gdy Ieleń vrodziwy nád strumieniem owym/ Brzegiem się delektuiąc iego liliowym/ Po nim sobie żerował; záczym się Dyáná Porwie szybko do łuku/ y gdzie bywa ráná Nayszkodliwszą/ w lewą go słábizną vmierzy/ Z ktorego on postrzału cięszko się vderzy/ Záięczáwszy żáłośnie. Otoż wnet zwierzynę Swieżę mamy/ (mowę tę potka Pásquálinę) A będzie iey co więcey/ teraz to gotowáć Nimfom każę/ ktore ią zárázem
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 79
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
. Wprawdzie ta pobożna Droga mi jest wiadoma/ którąc i pokażę/ Ale tam iść (odpowie) sam się niepoważę/ Leśną bywszy potworą/ ani/ choć podobnym/ Jednym z wami człowiekiem. Oprócz za osobnym Darem tej to Bogini/ widzieć mi się godzi Pawia jej kochanego/ który się przechodzi Po łące tej żerując wesołej/ i ślicznej Czasów pewnych/ ogon ma od spiże roźlicznej/ Wymyślonych kolorów niepodobnie długi/ A oczu w nich tak wiele; jako Argus drugi Nie miał więcej/ zielonych/ modrych/ i szarłatnych Ze się zdadzą/ jakoby w Awernach ostatnich Widzieć miały. Skąd wszystkie oświecą się te tu Knieje ciemne. Acz nie
. Wprawdzie tá pobożna Drogá mi iest wiádoma/ ktorąc y pokażę/ Ale tám iść (odpowie) sam się niepoważę/ Leśną bywszy potworą/ áni/ choć podobnym/ Iednym z wámi człowiekiem. Oprocz zá osobnym Dárem tey to Bogini/ widzieć mi się godzi Pawiá iey kochanego/ ktory się przechodzi Po łące tey żeruiąc wesołey/ y śliczney Czásow pewnych/ ogon ma od spiże roźliczney/ Wymyślonych kolorow niepodobnie długi/ A oczu w nich ták wiele; iáko Argus drugi Nie miał więcey/ źielonych/ modrych/ y szárłatnych Ze się zdádzą/ iákoby w Awernách ostátnich Widzieć miáły. Zkąd wszystkie oświecą się te tu Knieie ciemne. Acz nie
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 109
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
trzej podłaźnicy; Jednemu Diakowi przyznał w tej rożnicy. I tak się sąd odprawił; paniej nie ubyło, Mężowi też trzy cynki do rogów przybyło. 596. Łowy.
Cicho, cicho Kupidynie Tu w tej zielonej krzewinie Lub pada lub słońce wschodzi Śliczna łani się przechodzi.
Wej trop świeży; serce czuje Że gdzieś pobliżu żyruje. Weźmi łuk i prędkie strzały Ono, ono, zwierz zuchwały. Teraz strzelaj Kupidynie. O ślepy Wenery synie, Coś uczynił najlepszego? Mnieś postrzelił, a prędkiego Zwierzaś chybił; on przez szkody Przez gęstwy gdzieś i przez wody Przepadł i niemasz nadzieje, Że się wróci do tej knieje. Ja
trzej podłaźnicy; Jednemu Dyakowi przyznał w tej rożnicy. I tak się sąd odprawił; paniej nie ubyło, Mężowi też trzy cynki do rogow przybyło. 596. Łowy.
Cicho, cicho Kupidynie Tu w tej zielonej krzewinie Lub pada lub słońce wschodzi Śliczna łani się przechodzi.
Wej trop świeży; serce czuje Że gdzieś pobliżu żyruje. Weźmi łuk i prędkie strzały Ono, ono, zwierz zuchwały. Teraz strzelaj Kupidynie. O ślepy Wenery synie, Coś uczynił najlepszego? Mnieś postrzelił, a prędkiego Zwierzaś chybił; on przez szkody Przez gęstwy gdzieś i przez wody Przepadł i niemasz nadzieje, Że się wroci do tej knieje. Ja
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 316
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
23. Sieci skowrończych mam sztuk 400 w każdym gatunku, z białych przednich nici i zielonego jedwabiu, z którymi wielka przy zachodzie słońca jesienią uciecha. W Saksonii wielką sumę królowi jegomości naszemu za nic importująca, ile koło samego Lipska wpadają w nić, niemniej i siwki, gdy jest upatrzone pole, na którym nocują, żyrując i wiatr od nich, stawianiu tych siatek, nie do nich idący. Co jako jest fundamentem aż do samych nawet kaczek, nie każdy wie myśliwy rzecz tak eksperiencji potrzebną. Bez wiadomości czego, pożal się Boże, że się tej funkcji i podjął. Manufaktury
Manifaktura zwierciadeł, lubo od mej matki założona, w tej
23. Sieci skowrończych mam sztuk 400 w kóżdym gatunku, z białych przednich nici i zielonego jedwabiu, z którymi wielka przy zachodzie słońca jesienią uciecha. W Saksonii wielką sumę królowi jegomości naszemu za nic importująca, ile koło samego Lipska wpadają w nić, niemniej i siwki, gdy jest upatrzone pole, na którym nocują, żyrując i wiatr od nich, stawianiu tych siatek, nie do nich idący. Co jako jest fundamentem aż do samych nawet kaczek, nie kóżdy wie myśliwy rzecz tak eksperiencji potrzebną. Bez wiadomości czego, pożal się Boże, że się tej funkcji i podjął. Manufaktury
Manifaktura zwierciadeł, lubo od mej matki założona, w tej
Skrót tekstu: RadziwHDiar
Strona: 179
Tytuł:
Diariusze
Autor:
Hieronim Radziwiłł
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1747 a 1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1747
Data wydania (nie później niż):
1756
Tekst uwspółcześniony:
tak
takich, spokojnie leżąc. Pazurne to tylko czyni źwirze, że rzadko w czas spomniany uleży, by chodzić nie miał. Kopytne zaś w czasie tychże zawieruch, jako to zubr, bawół, łoś, jeleń, renifer, daniel, sarna i świnia, cicho i w jednym miejscu stać zwykli, koło siebie tylko żerując gałązki i trawy pod śniegiem źwiędniałe, by i tydzień cały trwać miał czas takowy. Terminem tedy myśliwskim zapadły się zwirz zowie, gdy przed zawieruchą tam wszedł, a wychodów z ostępu na okół tychże i świższych nie widno.
Kładzie się tu jeszcze jedno, lecz dla leniwców sztuka, do dojścia prędszego, gdzie źwirz
takich, spokojnie leżąc. Pazurne to tylko czyni źwirze, że rzadko w czas spomniany uleży, by chodzić nie miał. Kopytne zaś w czasie tychże zawieruch, jako to zubr, bawół, łoś, jeleń, renifer, daniel, sarna i świnia, cicho i w jednym miejscu stać zwykli, koło siebie tylko żerując gałązki i trawy pod śniegiem źwiędniałe, by i tydzień cały trwać miał czas takowy. Terminem tedy myśliwskim zapadły się zwirz zowie, gdy przed zawieruchą tam wszedł, a wychodów z ostępu na okół tychże i świższych nie widno.
Kładzie się tu jeszcze jedno, lecz dla leniwców sztuka, do dojścia prędszego, gdzie źwirz
Skrót tekstu: RadziwHDiar
Strona: 210
Tytuł:
Diariusze
Autor:
Hieronim Radziwiłł
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1747 a 1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1747
Data wydania (nie później niż):
1756
Tekst uwspółcześniony:
tak
, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy mózgowcy rozumem kierują, kiedy z sobą za stołem pod hełmem żerują. Tam rokosz, tam usłyszysz o królu nowinę nietrefną i to co ja przed wstydem pominę. Duchowni im nieprawi i z ich własnej fary pospołu z wikaryjem niepraw pleban stary, chocia mu dziesięcinnych snopów nie oddają, ale je w brogi własnych panów układają. A rozumyć pijane Persowie chwalili, bo radę wieczorową po ranu
, a nawięcej pod wieczór, kiedy się już zmierzcha, bo w ten czas po rynsztokach polscy Hektorowie idą w szranki, aż błotem sine obie głowie. Ale co ja wspominam twoje, Bache, zwady? Nie tak Pallas wymowna wstępuje do rady, jako naszy mózgowcy rozumem kierują, kiedy z sobą za stołem pod hełmem żerują. Tam rokosz, tam usłyszysz o królu nowinę nietrefną i to co ja przed wstydem pominę. Duchowni im nieprawi i z ich własnej fary pospołu z wikaryjem niepraw pleban stary, chocia mu dziesięcinnych snopów nie oddają, ale je w brogi własnych panów układają. A rozumyć pijane Persowie chwalili, bo radę wieczorową po ranu
Skrót tekstu: MiasKZbiór
Strona: 340
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Kacper Miaskowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
epitafia, fraszki i epigramaty
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Alina Nowicka-Jeżowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1995
i poszedł w pole, I tu, i ówdzie czając się przy dole, Ażby pan przyszedł na utajonego. Ale gdy nie mógł doczekać się tego. Powiedzą mu psi oni, że: „Pierzchają Od gospodarza stróże, bo wieść mają, Żeśmy już tudzież, zaczem następować Trzeba, będziemy do dusze żyrować.” Wtem pójdą chyżo, aż ujrzą samego Pana z okrytą strażą gotowego. Rzecze wilk do psa: „Sobak, co się dzieje? Aż straszno pojrzeć, serce mi truchleje! Na coś ty przywiódł mnie, sobak zdradliwy, Moja nie harast; ty nie będziesz żywy.” Pies mówi: „Nie
i poszedł w pole, I tu, i ówdzie czając się przy dole, Ażby pan przyszedł na utajonego. Ale gdy nie mógł doczekać się tego. Powiedzą mu psi oni, że: „Pierzchają Od gospodarza stróże, bo wieść mają, Żeśmy już tudzież, zaczem następować Trzeba, będziemy do dusze żyrować.” Wtem pójdą chyżo, aż ujrzą samego Pana z okrytą strażą gotowego. Rzecze wilk do psa: „Sobak, co się dzieje? Aż straszno pojrzeć, serce mi truchleje! Na coś ty przywiódł mnie, sobak zdradliwy, Moja nie harast; ty nie będziesz żywy.” Pies mówi: „Nie
Skrót tekstu: BiałJBratBar_I
Strona: 588
Tytuł:
Brat Tatar albo liga wilcza ze psem na gospodarza do czasów terażniejszych stosująca
Autor:
Jan Białobłocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1652
Data wydania (nie wcześniej niż):
1652
Data wydania (nie później niż):
1652
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965