niż pieniądze.” 253 (P). NA DOKTORY PRAWDZIWA
Zgadnicie, kędy się źle mają doktorowie? Tam, kędy wszyscy dobrze — niegłupie ktoś powie. Jako kuśnierza lecie, a garncarza zimie, Tak się właśnie doktora niedostatek imię, Gdzie wszyscy ludzie zdrowi; ale jeśli chorzy, Tam mu się jubileusz, tam żniwo otworzy. 254 (P). NA TOŻ DRUGI RAZ RESPONS NA LIST DOKTORSKI
Jakom wczora z twojego pisania wyczytał, Dziękuję, żeś się pilno o me zdrowie pytał. Nic nie wątpię, że szczerze, bo na tym należy Doktorowi wiedzieć, kto chodzi, a kto leży. Bóg ci zapłać, że
niż pieniądze.” 253 (P). NA DOKTORY PRAWDZIWA
Zgadnicie, kędy się źle mają doktorowie? Tam, kędy wszyscy dobrze — niegłupie ktoś powie. Jako kuśnierza lecie, a garncarza zimie, Tak się właśnie doktora niedostatek imie, Gdzie wszyscy ludzie zdrowi; ale jeśli chorzy, Tam mu się jubileusz, tam żniwo otworzy. 254 (P). NA TOŻ DRUGI RAZ RESPONS NA LIST DOKTORSKI
Jakom wczora z twojego pisania wyczytał, Dziękuję, żeś się pilno o me zdrowie pytał. Nic nie wątpię, że szczerze, bo na tym należy Doktorowi wiedzieć, kto chodzi, a kto leży. Bóg ci zapłać, że
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 113
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z Podgórza, pyta, Którą wodą do Gdańska swoje spuszczam żyta. Odpowiem: Nie myślę ja o Wiśle, o Sanie Ani na mnie dział dla cła rychtują w Fordanie, Bug daleki, zła droga wozić na Dunajec; Tą wodą, co przez gębę, kęs wyżej Podhajec, Prądem bieży za węgieł, moje chodzi żniwo: Po trzy grosze gorzałka, po dwa grosza piwo. Nie przeszkodzą mi sucha, nie przeszkodzą mrozy,
Zawsze bezpieczne, zawsze wolne mam przewozy. Wiatr w dudach, kiedy przy nich rznie gądek wesoły, Pełna go będzie karczma z bździnami na poły. 377 (D). WIELKANOC
Słusznie się wielką nocą śmierć nasza
z Podgórza, pyta, Którą wodą do Gdańska swoje spuszczam żyta. Odpowiem: Nie myślę ja o Wiśle, o Sanie Ani na mnie dział dla cła rychtują w Fordanie, Bug daleki, zła droga wozić na Dunajec; Tą wodą, co przez gębę, kęs wyżej Podhajec, Prądem bieży za węgieł, moje chodzi żniwo: Po trzy grosze gorzałka, po dwa grosza piwo. Nie przeszkodzą mi sucha, nie przeszkodzą mrozy,
Zawsze bezpieczne, zawsze wolne mam przewozy. Wiatr w dudach, kiedy przy nich rznie gądek wesoły, Pełna go będzie karczma z bździnami na poły. 377 (D). WIELKANOC
Słusznie się wielką nocą śmierć nasza
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 160
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zapartki. Patrząc rozbit żałosny na tak znaczną szkodę, Przeklina miejsce ono, przeklina i wodę, A chodzący po brzegach głuchego Dunajca, Smutnym głosem powtarza: Jajca moje, jajca. 435. NA GRANICZENIE KS. BISKUPA KRAKOWSKIEGO MIĘDZY UŚCIEM A WSIĄ CZARNĄ OD MUSZYNY
Wszytko opak na świecie, ale i w kościele: Wielkie żniwo, lecz żeńców Chrystus miał niewiele. Nasz ksiądz biskup krakowski, znać, że ich ma dosyć, Kiedy gwałtem i cudze każe niwy kosić. Tak ma być: czuły pasterz i lecie nie drzymie, Żeby z głodu nie marły jego owce zimie. 436. NA BRODĘ
Ktoś nazwał mojżeszowym moję brodę krzakiem, Goląc
zapartki. Patrząc rozbit żałosny na tak znaczną szkodę, Przeklina miejsce ono, przeklina i wodę, A chodzący po brzegach głuchego Dunajca, Smutnym głosem powtarza: Jajca moje, jajca. 435. NA GRANICZENIE KS. BISKUPA KRAKOWSKIEGO MIĘDZY UŚCIEM A WSIĄ CZARNĄ OD MUSZYNY
Wszytko opak na świecie, ale i w kościele: Wielkie żniwo, lecz żeńców Chrystus miał niewiele. Nasz ksiądz biskup krakowski, znać, że ich ma dosyć, Kiedy gwałtem i cudze każe niwy kosić. Tak ma być: czuły pasterz i lecie nie drzymie, Żeby z głodu nie marły jego owce zimie. 436. NA BRODĘ
Ktoś nazwał mojżeszowym moję brodę krzakiem, Goląc
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 189
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
poruczył/ my Pasterze spodziewać się mamy/ nie trudno domyślić się możemy. Trąbić w tak nędznym Cerkwie naszej postanowieniu/ rogaty Sedekiasz przez Uniwersały na wnętrzną wojnę: Kopa ziemię żelaznymi rogami na upadek biednego naszego narodu. A ja z części mej Przezacny narodzie Ruski/ tą moję Apologią/ wzywam cię do pokoju/ prosząc Pana żniwa/ aby on choć już pod jedenastą godzinę na żniwo swoje robotniki wysłał/ którzyby nażadną rzecz doczesną nie oglądając się/ wszytką duszą swoją/ jak dobrzy i wierni słudzy/ jak czuli i właśni Pasterze rozbiegłe się owieczki Chrystusowe do kupy zebrali/ i w jednej je owczarni Pana Chrystusowej zamknęli. Był ten czas iżem
porucżył/ my Pásterze spodźiewáć sie mamy/ nie trudno domyślić sie możemy. Trąbić w ták nędznym Cerkwie nászey postánowieniu/ rogáty Sedekiasz przez Vniwersały ná wnętrzną woynę: Kopa źiemię żeláznymi rogámi ná vpadek biednego nászego narodu. A ia z częśći mey Przezacny narodźie Ruski/ tą moię Apologią/ wzywam ćię do pokoiu/ prosząc Páná żniwá/ áby on choć iuż pod iedennastą godźinę ná żniwo swoie robotniki wysłał/ ktorzyby náżadną rzecz doczesną nie oglądáiąc sie/ wszytką duszą swoią/ iák dobrzy y wierni słudzy/ iák czuli y właśni Pásterze rozbiegłe sie owiecżki Christusowe do kupy zebráli/ y w iedney ie owcżárni Páná Christusowey zámknęli. Był ten czás iżem
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 103
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
domyślić się możemy. Trąbić w tak nędznym Cerkwie naszej postanowieniu/ rogaty Sedekiasz przez Uniwersały na wnętrzną wojnę: Kopa ziemię żelaznymi rogami na upadek biednego naszego narodu. A ja z części mej Przezacny narodzie Ruski/ tą moję Apologią/ wzywam cię do pokoju/ prosząc Pana żniwa/ aby on choć już pod jedenastą godzinę na żniwo swoje robotniki wysłał/ którzyby nażadną rzecz doczesną nie oglądając się/ wszytką duszą swoją/ jak dobrzy i wierni słudzy/ jak czuli i właśni Pasterze rozbiegłe się owieczki Chrystusowe do kupy zebrali/ i w jednej je owczarni Pana Chrystusowej zamknęli. Był ten czas iżem nad miarę prześladował Cerkiew Bożą/ i burzełem ją/
domyślić sie możemy. Trąbić w ták nędznym Cerkwie nászey postánowieniu/ rogáty Sedekiasz przez Vniwersały ná wnętrzną woynę: Kopa źiemię żeláznymi rogámi ná vpadek biednego nászego narodu. A ia z częśći mey Przezacny narodźie Ruski/ tą moię Apologią/ wzywam ćię do pokoiu/ prosząc Páná żniwá/ áby on choć iuż pod iedennastą godźinę ná żniwo swoie robotniki wysłał/ ktorzyby náżadną rzecz doczesną nie oglądáiąc sie/ wszytką duszą swoią/ iák dobrzy y wierni słudzy/ iák czuli y właśni Pásterze rozbiegłe sie owiecżki Christusowe do kupy zebráli/ y w iedney ie owcżárni Páná Christusowey zámknęli. Był ten czás iżem nád miárę prześládował Cerkiew Bożą/ y burzełem ią/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 103
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
przyczyna: Stąd blisko dziwnej Puzzolskiej Pieczary Grób swego Manto pokazuje syna; Stąd cię, choć śpiący, budzi Sannazary I sławna rymem jego Mergillina, Stąd Marin, Pontan, dla których Ateny Zazdroszczą tamtej potomkom Syreny.
Lecz choć morskiego prośba Palemona I gładkiej będzie chciała Partenopy, Abyś ich cuda śpiewał, jako grona I żniwa palą z Wezuwa potopy, Jako odmienna w panów tamta strona, Jak od niej morze przerwało Cyklopy — Niech cię tak sobie nie ma kraj napolski, Abyś ojczystej miał zapomnieć Polski.
Może-ć twój wierszem mówić dowcip żyzny I z teraźniejszym, i z upadłym Rzymem, Ale ty, pomniąc prostotę ojczyzny, Mów
przyczyna: Stąd blisko dziwnej Puzzolskiej Pieczary Grób swego Manto pokazuje syna; Stąd cię, choć śpiący, budzi Sannazary I sławna rymem jego Mergillina, Stąd Marin, Pontan, dla których Ateny Zazdroszczą tamtej potomkom Syreny.
Lecz choć morskiego prośba Palemona I gładkiej będzie chciała Partenopy, Abyś ich cuda śpiewał, jako grona I żniwa palą z Wezuwa potopy, Jako odmienna w panów tamta strona, Jak od niej morze przerwało Cyklopy — Niech cię tak sobie nie ma kraj napolski, Abyś ojczystej miał zapomnieć Polski.
Może-ć twój wierszem mówić dowcip żyzny I z teraźniejszym, i z upadłym Rzymem, Ale ty, pomniąc prostotę ojczyzny, Mów
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 81
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jednym siedzi orator regestrem Z tym, co by o chleb ledwie prosić umiał. Atoli ma ten, co mu nie wrzód w gębę, To nad drugiego, że jak nie żył niemy, Tak też pamiątkę niegłuchą zostawi; A jeśli jeszcze to, co gładką mową Wyrazić umiał, posiał na papierze, Niech się na żniwo nie boi zarazy: Uczona sława nie boi się skazy. MELPOMENE AgryCULTURA
Jak trawa, która za poranną rosą Pyszni się kwieciem i pogardza kosą, Aż gdy ją kosiarz podetnie żelazem, Więdnieje, blednie, usycha zarazem, Nawet ją w kopy zgrabią i w bróg zniosą; Tak właśnie człowiek w wszytkiej swej ozdobie. Dobrze
jednym siedzi orator regestrem Z tym, co by o chleb ledwie prosić umiał. Atoli ma ten, co mu nie wrzód w gębę, To nad drugiego, że jak nie żył niemy, Tak też pamiątkę niegłuchą zostawi; A jeśli jeszcze to, co gładką mową Wyrazić umiał, posiał na papierze, Niech się na żniwo nie boi zarazy: Uczona sława nie boi się skazy. MELPOMENE AGRICULTURA
Jak trawa, która za poranną rosą Pyszni się kwieciem i pogardza kosą, Aż gdy ją kosiarz podetnie żelazem, Więdnieje, blednie, usycha zarazem, Nawet ją w kopy zgrabią i w bróg zniosą; Tak właśnie człowiek w wszytkiej swej ozdobie. Dobrze
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 146
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się dobrze, możesz nowe prasy Tłoczyć i gronom zadawać niewczasy, I wynalazek Minerwy, oliwa, Dojdzie płodnością winnic, dojdzie żniwa; Ale zaś wzruszy niezgody i wojny,
I lud w rozterki zawiedzie spokojny, Ziemia przez wiatry od gruntu się wzruszy I miasta swoim trzęsieniem pokruszy, Wzburzy się morze niecierpliwe łodzi I częste strachu nabawią powodzi. Jeśli się z Panną Cyntyja położy, W zwieszonym kłosie tłuste ziarno mnoży I dżdżem pomiernym odwilżywszy role, Okryje wdzięcznym
siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się dobrze, możesz nowe prasy Tłoczyć i gronom zadawać niewczasy, I wynalazek Minerwy, oliwa, Dojdzie płodnością winnic, dojdzie żniwa; Ale zaś wzruszy niezgody i wojny,
I lud w rozterki zawiedzie spokojny, Ziemia przez wiatry od gruntu się wzruszy I miasta swoim trzęsieniem pokruszy, Wzburzy się morze niecierpliwe łodzi I częste strachu nabawią powodzi. Jeśli się z Panną Cyntyja położy, W zwieszonym kłosie tłuste ziarno mnoży I dżdżem pomiernym odwilżywszy role, Okryje wdzięcznym
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 155
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zawierszali niewrzące obiady, Co fruklów dały naszczepione sady, Co spłacheć roli, co spichlerz domowy I dojne krowy.
Słodkich im ze Włoch win nie niosły muły, Nie znali węgrów, symonów, rywuły, Pragnienie wodą śmierzyli stokową, Czaszą bukową.
Albo z jęczmiennym przeważywszy słodem I piwnicznym ją wystudziwszy chłodem, Upracowanym żeńcom koło żniwa Dawali piwa.
Domowe krosna samodziałkę tkały, Jedwabiu, złota chałupy nie znały, Len tylko biały wystawiał strój z pełna A z owce wełna.
Co wszytko miła słodziła swoboda, Nie tknęła się ich przygoda ni szkoda, Ani gniew panów, ni co bieży w koło Fortuny koło.
Ale i teraz pojrzyj na te kraje
zawierszali niewrzące obiady, Co fruklów dały naszczepione sady, Co spłacheć roli, co spichlerz domowy I dojne krowy.
Słodkich im ze Włoch win nie niosły muły, Nie znali węgrów, symonów, rywuły, Pragnienie wodą śmierzyli stokową, Czaszą bukową.
Albo z jęczmiennym przeważywszy słodem I piwnicznym ją wystudziwszy chłodem, Upracowanym żeńcom koło żniwa Dawali piwa.
Domowe krosna samodziałkę tkały, Jedwabiu, złota chałupy nie znały, Len tylko biały wystawiał strój z pełna A z owce wełna.
Co wszytko miła słodziła swoboda, Nie tknęła się ich przygoda ni szkoda, Ani gniew panów, ni co bieży w koło Fortuny koło.
Ale i teraz pojrzyj na te kraje
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 162
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę Pożądliwości i za własną szkodę Sądziłem, że się nie mnie to dostało, Co już, za wolą Twoją, pana miało: Żyźniejsze było u sąsiada żniwo W oczach mych, tłustsze obory i żywo Zazdrość mię piekła, kiedyś, Panie, komu Większą pokazał łaskę niż mnie w domu. Tom ja tak Twego Zakonu szanował, Takem dróg, któreś ustawił, pilnował! Cóż chcesz? Jam w białym pokarmie przeklęty Grzech ssał od matki, jam w
tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę Pożądliwości i za własną szkodę Sądziłem, że się nie mnie to dostało, Co już, za wolą Twoją, pana miało: Żyźniejsze było u sąsiada żniwo W oczach mych, tłustsze obory i żywo Zazdrość mię piekła, kiedyś, Panie, komu Większą pokazał łaskę niż mnie w domu. Tom ja tak Twego Zakonu szanował, Takem dróg, któreś ustawił, pilnował! Cóż chcesz? Jam w białym pokarmie przeklęty Grzech ssał od matki, jam w
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 224
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971