miło) Miasto się Raków w Egipt obróciło.
Woda z Baden za nic/ I z Węgierskich granic.
Przywoźna fraszka; Na cóż obce leki? Gdy pomoc mogą domowe Apteki.
Darmo do Potera V kogo zła cera/
By jej poprawić/ jeździć do Bruksele/ Gdy i tu suche pomogą kąpiele/
Kiedy zatnie w żyłę/ Upuszcza krwie siłę/ Nohel wędrowny: aż zaraz Pelopie/ Winszyś postaci/ nie będąc w ukropie. Lirycorum Polskich.
Leć te w twej chorobie/ Mniej potrzebne tobie
Lekarstwa/ które Gallizantes bierą/ Ci co się radzi spółkują z Wenerą.
Wiem niebyłać miłą/ Boś się wszytką siłą
Chronił Basztarda/ Onej Kupidyna
miło) Miásto się Rákow w Egypt obroćiło.
Wodá z Báden zá nic/ Y z Węgierskich gránic.
Przywoźna frászká; Ná coż obce leki? Gdy pomoc mogą domowe Apteki.
Dármo do Poterá V kogo zła cerá/
By iey popráwić/ iezdźić do Bruxele/ Gdy y tu suche pomogą kąpiele/
Kiedy zátnie w żyłę/ Vpuszcza krwie śiłę/ Nohel wędrowny: áż záraz Pelopie/ Winszyś postáci/ nie będąc w vkropie. Lyricorum Polskich.
Leć te w twey chorobie/ Mniey potrzebne tobie
Lekárstwá/ ktore Gallizantes bierą/ Ci co się rádźi społkuią z Wenerą.
Wiem niebyłáć miłą/ Boś się wszytką śiłą
Chronił Básztárdá/ Oney Kupidyná
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 169
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
grające.
Pałac z ogrodem, Burgesij; w pałacu dziwne raritates: statuy, obrazy, vasa różne z różnych drogich kamieni; jest inter caetera łóżko, na którym leży człowiek hermofreditto; łóżko z porfiru, fladrów złotych, materac biały jednostajnego w jednej sztuce alabastru, wezgłówek porfiru niebieskiego, sama osoba marmuru cielistego, w żyłach naturalnych, tak, że malarz nie mógłby lepiej wyrazić i wymalować i t. d. Ogród pięć mil włoskich alias mila polska, po ulicach między kwaterami karetami jeżdżą, kwatery ściany laurowe wszystkie, drzew rozmaitych bardzo wiele wyśmienitych, statuy w ogrodzie wielkie, perspektywy i fontanny śliczne; między statuami, jest statua wpadającego
grające.
Pałac z ogrodem, Burgesij; w pałacu dziwne raritates: statuy, obrazy, vasa różne z różnych drogich kamieni; jest inter caetera łóżko, na którym leży człowiek hermofreditto; łóżko z porfiru, fladrów złotych, materac biały jednostajnego w jednéj sztuce alabastru, wezgłówek porfiru niebieskiego, sama osoba marmuru cielistego, w żyłach naturalnych, tak, że malarz nie mógłby lepiéj wyrazić i wymalować i t. d. Ogród pięć mil włoskich alias mila polska, po ulicach między kwaterami karetami jeżdżą, kwatery ściany laurowe wszystkie, drzew rozmaitych bardzo wiele wyśmienitych, statuy w ogrodzie wielkie, perspektywy i fontanny śliczne; między statuami, jest statua wpadającego
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 95
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
Grodna, Gdzie dotąd z wilki dzikie sejmowały świnie; Trudno też o inakszy dowcip na boćwinie. Wyglądają Litewki, jako z czyśca dusze: Darmo, zimny Kupido o brzozowej jusze. Nie idą, jak o winie, rzeczy mu smarowno, Nigdy tego, co Tokaj, nie dokaże Kowno. Wino dobrą krew mnoży w żyłach, ale z miodu Rychlej, niźli do łóżka, pójdziesz do wychodu. Wierę, przeszłego sejmu nie było rwać na czem, Bo jeśli kto gomoły chciał zostać rogaczem, Wziąć było żonę z sobą; upewniam dowodnie, Żeby go toż w Warszawie potkało, co w Grodnie. 109 (F). MINNICA NOWA W
Grodna, Gdzie dotąd z wilki dzikie sejmowały świnie; Trudno też o inakszy dowcip na boćwinie. Wyglądają Litewki, jako z czyśca dusze: Darmo, zimny Kupido o brzozowej jusze. Nie idą, jak o winie, rzeczy mu smarowno, Nigdy tego, co Tokaj, nie dokaże Kowno. Wino dobrą krew mnoży w żyłach, ale z miodu Rychlej, niźli do łóżka, pójdziesz do wychodu. Wierę, przeszłego sejmu nie było rwać na czem, Bo jeśli kto gomoły chciał zostać rogaczem, Wziąć było żonę z sobą; upewniam dowodnie, Żeby go toż w Warszawie potkało, co w Grodnie. 109 (F). MINNICA NOWA W
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 54
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
co prędzej, Z tą jednak kondycyją, żebym się nie kwapił Z jego wsi, ażby on mnie i ja go obłapił. Nazajutrz, w drogę wozy wyprawiwszy wprzódy, Wyboczę na rumaku do dwora z gospody. Ledwie co siędziem, ledwie powitam się mile, Aż grzmot, hałas, jakby mnie uparał po żyle: Żona jego z dziewczęty z srogim robi płaczem, Jedne szczepą, a drugie smaruje korbaczem. Patrz, diable, kiedy się tu gościowi dostanie. Zmieszam się. Aż gospodarz: „Nie dziwujcie, panie; Trzydzieści lat dochodzi, jako za swe winy Cierpię, a Waszmość jednej nie możesz godziny?” Owa w
co prędzej, Z tą jednak kondycyją, żebym się nie kwapił Z jego wsi, ażby on mnie i ja go obłapił. Nazajutrz, w drogę wozy wyprawiwszy wprzódy, Wyboczę na rumaku do dwora z gospody. Ledwie co siędziem, ledwie powitam się mile, Aż grzmot, hałas, jakby mnie uparał po żyle: Żona jego z dziewczęty z srogim robi płaczem, Jedne szczepą, a drugie smaruje korbaczem. Patrz, diable, kiedy się tu gościowi dostanie. Zmieszam się. Aż gospodarz: „Nie dziwujcie, panie; Trzydzieści lat dochodzi, jako za swe winy Cierpię, a Waszmość jednej nie możesz godziny?” Owa w
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 133
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
słonecznego światła zażywać niegodni, Niegodni deptać ziemie, a tego godności I takich cnot chwalebnych w najpierwszej młodości W nierozkwitłym pączewiu Atropos łakoma Jakoś nielitościwymi uszczknęła rękoma?
Nie takiej ci pociechy, ojcze żałościwy Po tym synu doczekać miał twój włos szedziwy, Miał ci on w twe i w przodków wstąpiwszy strzemiona Sprawić, żeby te zacne żyły w nim imiona. Czego już takie znaki czynił znamienite, Jak wdzięczna wiosna lato uprzedza obfite. Poznałbyś Babilonie! Bo jeżeli który, Tedyby był ten pewnie burzył twoje mury Mieczem słowa Bożego, gdyż to nieomylna, Że choć jednaż broń, w drugiej ręce nie tak silna. A ten z najpierwszej wieku
słonecznego światła zażywać niegodni, Niegodni deptać ziemie, a tego godności I takich cnot chwalebnych w najpierwszej młodości W nierozkwitłym pączewiu Atropos łakoma Jakoś nielitościwymi uszczknęła rękoma?
Nie takiej ci pociechy, ojcze żałościwy Po tym synu doczekać miał twoj włos szedziwy, Miał ci on w twe i w przodkow wstąpiwszy strzemiona Sprawić, żeby te zacne żyły w nim imiona. Czego już takie znaki czynił znamienite, Jak wdzięczna wiosna lato uprzedza obfite. Poznałbyś Babilonie! Bo jeżeli ktory, Tedyby był ten pewnie burzył twoje mury Mieczem słowa Bożego, gdyż to nieomylna, Że choć jednaż broń, w drugiej ręce nie tak silna. A ten z najpierwszej wieku
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 431
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
tę porzucił, Z której-eś łaski z śmierci się ocucił? Moje zaś serce strzec jej nie przestaje, Chociaż mu ona śmierć, nie żywot daje. NOWE SŁOŃCE
Gdym blisko ciebie, o mój niepokoju, Pałam i ciało w zbytnim tleje znoju;
Jak się oddalisz, marznę i z ochłody Zmarzłej krwie w żyłach ścinają się lody. Mogę cię tedy nazwać słońcem za to, Że mi przynosisz i zimę, i lato. ŚMIECH I PŁACZ
Kiedy-ć różane wierci śmiech jagody, Dusza ma pogrzeb w dołach twej urody; Kiedy-ć zaś łzami oczy się zawarły, Tą wodą wstaję wskrzeszony umarły. Przysięgam, nie wiem,
tę porzucił, Z której-eś łaski z śmierci się ocucił? Moje zaś serce strzec jej nie przestaje, Chociaż mu ona śmierć, nie żywot daje. NOWE SŁOŃCE
Gdym blisko ciebie, o mój niepokoju, Pałam i ciało w zbytnim tleje znoju;
Jak się oddalisz, marznę i z ochłody Zmarzłej krwie w żyłach ścinają się lody. Mogę cię tedy nazwać słońcem za to, Że mi przynosisz i zimę, i lato. ŚMIECH I PŁACZ
Kiedy-ć różane wierci śmiech jagody, Dusza ma pogrzeb w dołach twej urody; Kiedy-ć zaś łzami oczy się zawarły, Tą wodą wstaję wskrzeszony umarły. Przysięgam, nie wiem,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 83
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
A śniegi wieczne z gór się rzeką leją. Spraw to mocą twą, aby twe pożogi, Które miłości we mnie zapał srogi Mnożą, nad dziewką okrutną zażyły Takiej lub większej niż nade mną siły! Ona z ogniów twych przeszydza, jak zbroją Bezpieczna twardą skamiałością swoją: Sama się zimnym mrozem otoczyła, Sama krew w żyłach w śniegi obróciła. Co Nowa Zemla ma zimy i mrozów, Co Lodowate Morze (kędy wozów Większy pożytek niźli krzywych łodzi), Co Wołga (którą Moskwicin przechodzi Cały rok lodem) kryje zimnej wody,
Wszytkie te w piersiach ma mrozy i lody. Widzi to Wenus, ale nie dba ani Zwykłym jej trybem tej
A śniegi wieczne z gór się rzeką leją. Spraw to mocą twą, aby twe pożogi, Które miłości we mnie zapał srogi Mnożą, nad dziewką okrutną zażyły Takiej lub większej niż nade mną siły! Ona z ogniów twych przeszydza, jak zbroją Bezpieczna twardą skamiałością swoją: Sama się zimnym mrozem otoczyła, Sama krew w żyłach w śniegi obróciła. Co Nowa Zemla ma zimy i mrozów, Co Lodowate Morze (kędy wozów Większy pożytek niźli krzywych łodzi), Co Wołga (którą Moskwicin przechodzi Cały rok lodem) kryje zimnej wody,
Wszytkie te w piersiach ma mrozy i lody. Widzi to Wenus, ale nie dba ani Zwykłym jej trybem tej
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 154
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
mój, światłem będąc i ozdobą Świata, mnie rodzi między ciemnościami, Skąd ja wyszedszy na świat, zaraz z sobą Wynoszę ludziom śmierć, groby z marami. W barwie się kocham czerwonej, lecz wszędzie, Kędy dowodzę, bez czarnej nie będzie.
Rany zadawam i odnoszę razy, Krew i roztaczam, i stanowię w żyle, Jestem instrument i wstydliwej zmazy, I wielkiej cnoty; kto mię w dobrej sile Zażywa, sławy pewien jest bez skazy, Której śmierć w żadnej nie zamknie mogile. Gdy kogo zgładzę, zaraz się umyję, Zaraz się stawszy mężobójcą skryję.
Łakomy szuka, tyran mię zażywa, Nisko się rodzę, wysoko wynoszę;
mój, światłem będąc i ozdobą Świata, mnie rodzi między ciemnościami, Skąd ja wyszedszy na świat, zaraz z sobą Wynoszę ludziom śmierć, groby z marami. W barwie się kocham czerwonej, lecz wszędzie, Kędy dowodzę, bez czarnej nie będzie.
Rany zadawam i odnoszę razy, Krew i roztaczam, i stanowię w żyle, Jestem instrument i wstydliwej zmazy, I wielkiej cnoty; kto mię w dobrej sile Zażywa, sławy pewien jest bez skazy, Której śmierć w żadnej nie zamknie mogile. Gdy kogo zgładzę, zaraz się umyję, Zaraz się stawszy mężobójcą skryję.
Łakomy szuka, tyran mię zażywa, Nisko się rodzę, wysoko wynoszę;
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 190
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
pootwierał źródła, Miłość krynicę żywota wywiodła; Poć-że się krwią, me kochanie: Gruncie tak bujny, że na tobie snadnie Bez żadnej pługów i radeł pomocy Wzeszła obfitość zbawiennych owocy.
O Miłości ukrwawiona: Więźniu niewolny, przykuty za nogę, Który, zrzucając ten ciężar niemiły Nie chcąc się w sercu zmieścić, rwiesz i żyły; O Krwi, Krwi nieprzepłacona: Kosztowny pocie, czemuż ja nie mogę Tych świętych kropel z krwawymi zmazami Osuszyć, omyć wzdychaniem i łzami! DO ŚW. JANA BAPTYSTY
Któż by cię nie miał za wielkiego gońca, Za zorzę raczej prawdziwego słońca? Zorza języki ptaszę, kiedy wschodzi, Do muzyk i chwał niebieskich
pootwierał źródła, Miłość krynicę żywota wywiodła; Poć-że się krwią, me kochanie: Gruncie tak bujny, że na tobie snadnie Bez żadnej pługów i radeł pomocy Wzeszła obfitość zbawiennych owocy.
O Miłości ukrwawiona: Więźniu niewolny, przykuty za nogę, Który, zrzucając ten ciężar niemiły Nie chcąc się w sercu zmieścić, rwiesz i żyły; O Krwi, Krwi nieprzepłacona: Kosztowny pocie, czemuż ja nie mogę Tych świętych kropel z krwawymi zmazami Osuszyć, omyć wzdychaniem i łzami! DO ŚW. JANA BAPTYSTY
Któż by cię nie miał za wielkiego gońca, Za zorzę raczej prawdziwego słońca? Zorza języki ptaszę, kiedy wschodzi, Do muzyk i chwał niebieskich
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 220
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Occie. Grube mnoży w człowieku/ piwo wilgotności/ Toż i członkom zemdlonym dodaje czerstwości/ Przymnaża ciała/ i krwie/ powiabia urynę/ Miękczy brzuch/ i rozdęcia w nim wnosi przyczynę. A toszeczkę oziębia. Moc octu kwaśnego/ Suszy/ ziębi potężniej Melancholicznego. Humoru przymnażając: rad tępi nasienie/ Tenże przynosi żyłom suchem wycieńcenie. Ta też woccie jest cnota/ żeby z najtłuczszego/ Uczyni/ gdy go będzie zażywał chudego.
O Rzepie. Ziarzyn Rzepa pomocna bywa żołądkowi/ I pobudzi dodaje wnętrznemu wiatrowi. Taż wygania z człowieka niepobrzebna wodę/ Nie warzoną w żołądku/ w zębach czyni szkodę.
O Wnętrznościach bydlęcych. Długo
Ocćie. Grube mnoży w człowieku/ piwo wilgotnośći/ Toż y członkom zemdlonym dodáie czerstwośći/ Przymnaża ćiáłá/ y krwie/ powiabia vrynę/ Miękczy brzuch/ y rozdęćia w nim wnośi przyczynę. A toszeczkę oziębia. Moc octu kwáśnego/ Suszy/ źiębi potężniey Melánkolicznego. Humoru przymnażaiąc: rad tępi náśienie/ Tenże przynośi żyłom suchem wyćieńcenie. Tá też wocćie iest cnotá/ żeby z naytłuczszego/ Vczyni/ gdy go będzie záżywał chudego.
O Rzepie. Ziarzyn Rzepa pomocna bywa żołądkowi/ Y pobudzi dodaie wnętrznemu wiatrowi. Táż wygánia z człowieká niepobrzebna wodę/ Nie wárzoną w żołądku/ w zębách czyni szkodę.
O Wnętrznośćiách bydlęcych. Długo
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: C3
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640