inaczy/ SOBKV list ofert/ serce afekt znaczy
Co się u nas dzieje/ Niech się nikt nie śmieje
Ozajmujęć; ze (co/ i wspomnieć miło) Miasto się Raków w Egipt obróciło.
Woda z Baden za nic/ I z Węgierskich granic.
Przywoźna fraszka; Na cóż obce leki? Gdy pomoc mogą domowe Apteki.
Darmo do Potera V kogo zła cera/
By jej poprawić/ jeździć do Bruksele/ Gdy i tu suche pomogą kąpiele/
Kiedy zatnie w żyłę/ Upuszcza krwie siłę/ Nohel wędrowny: aż zaraz Pelopie/ Winszyś postaci/ nie będąc w ukropie. Lirycorum Polskich.
Leć te w twej chorobie/ Mniej potrzebne tobie
ináczy/ SOBKV list offert/ serce áffekt znáczy
Co się v nas dźieie/ Niech się nikt nie śmieie
Ozáymuięć; ze (co/ y wspomnieć miło) Miásto się Rákow w Egypt obroćiło.
Wodá z Báden zá nic/ Y z Węgierskich gránic.
Przywoźna frászká; Ná coż obce leki? Gdy pomoc mogą domowe Apteki.
Dármo do Poterá V kogo zła cerá/
By iey popráwić/ iezdźić do Bruxele/ Gdy y tu suche pomogą kąpiele/
Kiedy zátnie w żyłę/ Vpuszcza krwie śiłę/ Nohel wędrowny: áż záraz Pelopie/ Winszyś postáci/ nie będąc w vkropie. Lyricorum Polskich.
Leć te w twey chorobie/ Mniey potrzebne tobie
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 169
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Przestrone galeryje, wczesne gardaroby, Skryte gabinety, swej inwencyjej mody Prezentując, nakoło pawilon wesoły. Tu spać, tu jeść, misami tu zastawiać stoły; Tu się, jeśli przyjedzie, z przyjacielem bawić; Tu gościa przyjąć, tu go noclegiem postawić. Jest lamus, jest spiżarnia, altana we środku, Kuchnia, apteka; tylko nie widzę wychodku. Postrzegszy, czego szukam, powie mi po cichu: Wedle francuskiej mody, o stolcu, na strychu. Niechże, rzekę, Francuzi w twoim domu goszczą, Boć go pewnie Polacy osrają i oszczą. Trudnoż na trzecie piętro źrałe gówno dźwigać; Nie stawię się na bankiet
Przestrone galeryje, wczesne gardaroby, Skryte gabinety, swej inwencyjej mody Prezentując, nakoło pawilon wesoły. Tu spać, tu jeść, misami tu zastawiać stoły; Tu się, jeśli przyjedzie, z przyjacielem bawić; Tu gościa przyjąć, tu go noclegiem postawić. Jest lamus, jest spiżarnia, altana we środku, Kuchnia, apteka; tylko nie widzę wychodku. Postrzegszy, czego szukam, powie mi po cichu: Wedle francuskiej mody, o stolcu, na strychu. Niechże, rzekę, Francuzi w twoim domu goszczą, Boć go pewnie Polacy osrają i oszczą. Trudnoż na trzecie piętro źrałe gówno dźwigać; Nie stawię się na bankiet
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 143
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
czegoż mi potrzeba, Gdy mam dość chleba?
Przytym jagniątko, cielę, postawiony Czasem i wołek, indyk utuczony, Gdy kur a nadto nabiały, jarzyny, Cóż głod uczyni?
Już tego w mojej nie najdziesz komorze, Co więc ostatnie posyła tu morze, Radbym się obszedł bez kramu na wieki I bez apteki.
Wystałe piwo domowej roboty, I to więc doda gościowi ochoty. Jeśli też można lepszego rodzaju, Albo z Tokaju
Lub w domu jaki sycony miod stary, Przyjemne pczołek pracowitych dary, Lub naostatek czysty i łagodny Jabłecznik chłodny.
A kiedy jeszcze do pożycia swego Społtowarzysza będziesz miał lubego, Będzieć świat kwitnął, lata
czegoż mi potrzeba, Gdy mam dość chleba?
Przytym jagniątko, cielę, postawiony Czasem i wołek, indyk utuczony, Gdy kur a nadto nabiały, jarzyny, Coż głod uczyni?
Już tego w mojej nie najdziesz komorze, Co więc ostatnie posyła tu morze, Radbym się obszedł bez kramu na wieki I bez apteki.
Wystałe piwo domowej roboty, I to więc doda gościowi ochoty. Jeśli też można lepszego rodzaju, Albo z Tokaju
Lub w domu jaki sycony miod stary, Przyjemne pczołek pracowitych dary, Lub naostatek czysty i łagodny Jabłecznik chłodny.
A kiedy jeszcze do pożycia swego Społtowarzysza będziesz miał lubego, Będzieć świat kwitnął, lata
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 352
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Ciężki kłopocie i dziś bez gorzkości I dziś cię bez łez nie wspomnieć) przychodził, Czy dobry anioł coraz go przywodził Jemu na pamięć? czyli też duch jego Czuł rozwiązanie od ciała swojego?
Że w samych jeszcze początkach choroby Nie tak recepty, lekarstw i sposoby Zwykłe ratunku zdrowia, jako leki Z niebieskiej sobie wypraszał apteki. I możną ręką będąc przyciśniony Do niej że wzdychał a mając wiadomy Znać już swój termin, wszech zastępów pana Wzywał schorzały: O wszakci odmiana Wszechmocny stwórco, i dekretów twoich Na całe państwa i miasta, gdy swoich Grzechów przed tobą płakały, nie nowa! Niechajże, Panie, i ta biedna głowa Jeszcze
Ciężki kłopocie i dziś bez gorzkości I dziś cię bez łez nie wspomnieć) przychodził, Czy dobry anioł coraz go przywodził Jemu na pamięć? czyli też duch jego Czuł rozwiązanie od ciała swojego?
Że w samych jeszcze początkach choroby Nie tak recepty, lekarstw i sposoby Zwykłe ratunku zdrowia, jako leki Z niebieskiej sobie wypraszał apteki. I możną ręką będąc przyciśniony Do niej że wzdychał a mając wiadomy Znać już swoj termin, wszech zastępow pana Wzywał schorzały: O wszakci odmiana Wszechmocny stworco, i dekretow twoich Na całe państwa i miasta, gdy swoich Grzechow przed tobą płakały, nie nowa! Niechajże, Panie, i ta biedna głowa Jeszcze
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 428
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ten krzyż mocnym gwoździem na pasyją! NOWE ZIELE
Między różnymi, których ogród mój ma wiele, Osobliwie panienki lubią jedno ziele, Które rwą nie na wieńce zdobić krasne czoła, Nie na równianki, nie na poświąt do kościoła, Nie wąchać, nie na trunny, nie na nieboszczyki, Nie wódki destylować ani do apteki; A to ziele nie jest mak gnuśny ani wiosny Pierwiastkowe fiołki, nie co kwiat niesprosny Rozwijają lilije ani powój kręty, Nie lotnymi tulipan przywiezion okręty, Nie róża skropiona krwią najgładszej boginie, Nie wartogłów słonecznik, nie kwiat na jaśminie,
Nie stokroć, nie majeran zapachem niebrzydki, Insze to ziele, insze ma swoje
ten krzyż mocnym gwoździem na pasyją! NOWE ZIELE
Między różnymi, których ogród mój ma wiele, Osobliwie panienki lubią jedno ziele, Które rwą nie na wieńce zdobić krasne czoła, Nie na równianki, nie na poświąt do kościoła, Nie wąchać, nie na trunny, nie na nieboszczyki, Nie wódki destylować ani do apteki; A to ziele nie jest mak gnuśny ani wiosny Pierwiastkowe fijałki, nie co kwiat niesprosny Rozwijają lilije ani powój kręty, Nie lotnymi tulipan przywiezion okręty, Nie róża skropiona krwią najgładszej boginie, Nie wartogłów słonecznik, nie kwiat na jaśminie,
Nie stokroć, nie majeran zapachem niebrzydki, Insze to ziele, insze ma swoje
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 46
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
pobrać kramy, My, co cię znamy, Serca-ć w kramnicę na to miejsce damy.
A ty nie bądź w grosz niesytą, Chowaj kupią nienabytą, I choć rozprzedasz wszytkie stroje nasze, Choć zbierzesz tasze, Weź przecię na się w króbkę serca nasze. NA NIEPŁODNEGO
Jużeś i perły wyjadł, i apteki, Żeby przypisać dzieci do metryki, Pijesz dekokty i polewkę zdrową, Nawiedzasz z panią Gidle, Częstochową I do Leżajska miewasz dróżki chyże; Radzę-ć: z Leżajskiem sprzągnij Święte Krzyże. DO SWOICH KSIĄŻEK
Hola! Już dosyć, dosyć, moja księgo! A ty drwić jeszcze napierasz się tęgo. Porzuć obyczaj świegoty
pobrać kramy, My, co cię znamy, Serca-ć w kramnicę na to miejsce damy.
A ty nie bądź w grosz niesytą, Chowaj kupią nienabytą, I choć rozprzedasz wszytkie stroje nasze, Choć zbierzesz tasze, Weź przecię na się w króbkę serca nasze. NA NIEPŁODNEGO
Jużeś i perły wyjadł, i apteki, Żeby przypisać dzieci do metryki, Pijesz dekokty i polewkę zdrową, Nawiedzasz z panią Gidle, Częstochową I do Leżajska miewasz dróżki chyże; Radzę-ć: z Leżajskiem sprzągnij Święte Krzyże. DO SWOICH KSIĄŻEK
Hola! Już dosyć, dosyć, moja księgo! A ty drwić jeszcze napierasz się tęgo. Porzuć obyczaj świegoty
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 70
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
będzie, I to wiesz pewnie, bo wszytko wiesz wszędzie. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Bracie Władysławie, Po złej w głowie sprawie, Ba, i w żołądku,
Kiedy w puzderku nie stało nam wątku, Ty bez ogródki Przyślij nam wódki;
A jeśli jeszcze dasz i piernika, Napiszę-ć na drzwiach: Tu sławna apteka. ROGI
Akleon-jeloń dał gardło na Jowie, Rogi zostały na rynku w Krakowie; Psi zjedli pana nieszczęsnym przypadkiem, Rogi Warszawa wzięła po nim spadkiem; A lubo go to szyndowali pilnie, Rogi się przecię pozostały w Wilnie. Owa, gdzie się dwór, choć krótko, zabawi, Rogi wnet na łeb gospodarzom wstawi;
będzie, I to wiesz pewnie, bo wszytko wiesz wszędzie. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Bracie Władysławie, Po złej w głowie sprawie, Ba, i w żołądku,
Kiedy w puzderku nie stało nam wątku, Ty bez ogródki Przyślij nam wódki;
A jeśli jeszcze dasz i piernika, Napiszę-ć na drzwiach: Tu sławna aptéka. ROGI
Akleon-jeloń dał gardło na Iowie, Rogi zostały na rynku w Krakowie; Psi zjedli pana nieszczęsnym przypadkiem, Rogi Warszawa wzięła po nim spadkiem; A lubo go to szyndowali pilnie, Rogi się przecię pozostały w Wilnie. Owa, gdzie się dwór, choć krótko, zabawi, Rogi wnet na łeb gospodarzom wstawi;
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 117
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zaostrzaj kary, Nie odwracaj tej pochodnie, Bo zginę Za winę, Choć służę godnie. PIEŚŃ NA ZDROWIE IMCI P. P.
Dziękujęż wam za ślicznej Kasie zdrowie, Wielcy bogowie! Godniście ofiar, kiedy nasze modły Tyle przewiodły. Niechaj się w tym nie pysznią doktorzy: Aniołowie chorzy Mają osobne leki Z niebieskiej apteki, Ta je im tworzy.
Zginąłby był czyn wasz przedni przed niebem Za tym pogrzebem I powaga by wasza z tym obrazem Upadła razem. Dlategoście-ć wy są w poważeniu, Że w takim stworzeniu Widzimy, jako trzeba, W ślicznych oczu nieba, Bogi w pojrzeniu.
Dajcież jej dobre zdrowie i wiek stały Dla
zaostrzaj kary, Nie odwracaj tej pochodnie, Bo zginę Za winę, Choć służę godnie. PIEŚŃ NA ZDROWIE JMCI P. P.
Dziękujęż wam za ślicznej Kasie zdrowie, Wielcy bogowie! Godniście ofiar, kiedy nasze modły Tyle przewiodły. Niechaj się w tym nie pysznią doktorzy: Aniołowie chorzy Mają osobne leki Z niebieskiej apteki, Ta je im tworzy.
Zginąłby był czyn wasz przedni przed niebem Za tym pogrzebem I powaga by wasza z tym obrazem Upadła razem. Dlategoście-ć wy są w poważeniu, Że w takim stworzeniu Widzimy, jako trzeba, W ślicznych oczu nieba, Bogi w pojrzeniu.
Dajcież jej dobre zdrowie i wiek stały Dla
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 294
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
piekielnej otchłani Bucha, której zwierz ani minie, ani Żywo przeleci ptak, której żarliwy Dech drzewa suszy i wypala niwy; Taki i w piekle smród bardziej nad wszytkie Męki skazanych trapi dusze brzydkie. Smrodliwe ziele, o ziele śmiertelne, Tyś nad zaduchy szkodliwsze piekielne, Nad arszeniki, i twój dym szkarady Przechodzi zmyślnych aptek włoskich jady! O straszne głowy — nie głowy, lecz kadzi Szockie, których ten zaduch nie rozsadzi! Taki-ć to dym był, którym założnice Z mężowej Fazis paliła łożnice; Takimi zioła strutą nazbyt szczery Herkules suknią wziął od Dejaniry. Kto ojca zabił, pogwałcił ołtarze, Ojczyznę zdradził — niechaj go nie karze
piekielnej otchłani Bucha, której zwierz ani minie, ani Żywo przeleci ptak, której żarliwy Dech drzewa suszy i wypala niwy; Taki i w piekle smród bardziej nad wszytkie Męki skazanych trapi dusze brzydkie. Smrodliwe ziele, o ziele śmiertelne, Tyś nad zaduchy szkodliwsze piekielne, Nad arszeniki, i twój dym szkarady Przechodzi zmyślnych aptek włoskich jady! O straszne głowy — nie głowy, lecz kadzi Szockie, których ten zaduch nie rozsadzi! Taki-ć to dym był, którym założnice Z mężowej Fazis paliła łożnice; Takimi zioły strutą nazbyt szczéry Herkules suknią wziął od Dejaniry. Kto ojca zabił, pogwałcił ołtarze, Ojczyznę zdradził — niechaj go nie karze
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 356
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
po jednym jeść mu dając jaju, Że nie tylko wygnana niemoc, ale z ciała Na on świat się od głodu dusza napierała. Postrzegł tego pacjent, że doktor nie baczy, Że Polaków, niż Włochów, kurują inaczej. Zawsze według natury powinny być leki. „Idź — rzecze chłopcu cicho — lecz nie do apteki, Na rynek, niech będzie groch i słoniny sztuka Na obiad; lecz i sam milcz, i przestrzeż hajduka.”
Skoro się chory najadł, wstał, ubrał się, chodził. Widząc doktor: „Prawiem cię z śmierci wyswobodził; Daj go katu, wielkać moc jest w perłowym prochu!” „Większa
po jednym jeść mu dając jaju, Że nie tylko wygnana niemoc, ale z ciała Na on świat się od głodu dusza napierała. Postrzegł tego pacyjent, że doktor nie baczy, Że Polaków, niż Włochów, kurują inaczej. Zawsze według natury powinny być leki. „Idź — rzecze chłopcu cicho — lecz nie do apteki, Na rynek, niech będzie groch i słoniny sztuka Na obiad; lecz i sam milcz, i przestrzeż hajduka.”
Skoro się chory najadł, wstał, ubrał się, chodził. Widząc doktor: „Prawiem cię z śmierci wyswobodził; Daj go katu, wielkać moc jest w perłowym prochu!” „Większa
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 247
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987